Szukaj na tym blogu

sobota, 21 stycznia 2012

Z dedykacją dla byłych chrześcijan, szczególnie byłych katolików, dzisiaj anty-katolików

„Książka ta opiera się na twierdzeniu, że choć najlepszym sędzią chrześcijaństwa jest chrześcijanin, drugim sędzią może być ktoś w rodzaju konfucjanisty. Natomiast najgorszym sędzią jest człowiek, który dziś najchętniej zabiera się do sądzenia – niedouczony chrześcijanin zmieniający się stopniowo w gniewnego agnostyka; wplątany w koniec sporu, którego początku nie rozumiał; porażony czymś w rodzaju dziedzicznego znudzenia, choć sam nie wie, czym się znudził; zawczasu zmęczony słuchaniem czegoś, czego nigdy nie słyszał. Człowiek ten nie sądzi chrześcijaństwa ze spokojem, jak zrobiłby to konfucjanista; nie sądzi go również tak, jak sam osądziłby konfucjanizm. Nie umie wysiłkiem wyobraźni przenieść Kościoła katolickiego o tysiące mil, pod obce niebiosa poranka, i ocenić go równie bezstronnie, jak oceniłby chińską pagodę. Podobno św. Ksawery, któremu niemal udało się wznieść kościół jako wieżę górującą nad wszystkimi pagodami, odniósł porażkę po części dlatego, że jego następcy byli oskarżani przez braci misjonarzy o przedstawienie Dwunastu Apostołów w szatach i z atrybutami Chińczyków. Lepiej byłoby jednak widzieć w Apostołach Chińczyków i sądzić ich sprawiedliwie jako Chińczyków, niż widzieć w nich jedynie nieme idole zasługujące na rozbicie przez ikonoklastów, czy raczej odpustowe tarcze, do których cwaniacy celują z nienabitych wiatrówek. Lepiej byłoby zapatrywać się na całą rzecz jak na jakiś odległy azjatycki kult; widzieć w mitrach biskupów wysokie nakrycia głowy tajemniczych bonzów, w pastorałach – wężowe laski noszony w jakiejś azjatyckiej procesji, modlitewnik uznać za równie niezwykły jak młynek modlitewny, a Krzyż – za skrzywiony na równi ze swastyką (w 1925 r., kiedy Chesterton pisał te słowa, swastyka nie miała jeszcze tak jednoznacznej konotacji). Wtedy przynajmniej nie tracilibyśmy panowania nad sobą jak niektórzy sceptyczni krytycy, którzy nierzadko tracą swój rozum. Antyklerykalizm stał się dla nich atmosferą – atmosferą negacji wrogości, z której nie mogą się wyzwolić. W porównaniu z ich postawą lepsze byłoby potraktowanie całej rzeczy jako pochodzącej z innego kontynentu lub z innej planety. Bardziej godne filozofa byłoby obojętne przyglądanie się bonzom niż nieustanne i bezcelowe czepianie się biskupów. Lepiej byłoby przejść obok kościoła tak, jakby była to pagoda, niż nieporuszenie tkwić w kruchcie, nie mając sił ani na to, by wejść i pomóc, ani na to, by wyjść i zapomnieć”. (G. K. Chesterton, „Wiekuisty człowiek”, str. 10-12)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz