Szukaj na tym blogu

czwartek, 24 grudnia 2015

Św. Franciszek i Boże Narodzenie

Pierwsi chrześcijanie – stwierdził papież emeryt – brali swoją tożsamość z faktu, że nie świętowali szabatu, ale pierwszy dzień tygodnia – dzień zmartwychwstania Chrystusa. Można więc powiedzieć, że pierwsi chrześcijanie byli ludźmi Wielkanocy albo ludźmi niedzieli, ponieważ każda niedziela to Wielkanoc w miniaturze. Wynika z tego pierwszeństwo Wielkanocy przed Bożym Narodzeniem.

Zmiana tego postrzegania w świadomości wierzących dokonała w Średniowieczu, w czym swój udział miał św. Franciszek. W roku 1223 zorganizował pierwszą inscenizację Bożego Narodzenia, od której bierze się tradycja budowania szopek i organizowania jasełek. To wydarzenie zostało opisane przez Tomasza z Celano – pierwszego biografa świętego z Asyżu. Miało ono miejsce w Greccio. Jest to bardzo malownicza okolica w Umbrii. Na zboczu góry, około 750 m. nad poziomem morza, biedaczyna z Asyżu miał swoją pustelnię. Franciszek bardzo lubił to miejsce ze względu na piękno przyrody, ale także ze względu na okoliczną ludność. Byli to bowiem ludzie prości i ubodzy. Franciszek przychodził tu często, aby odpocząć po trudach wypraw misyjnych i w ciszy rozmyślać o Bogu. To miejsce podarował mu bogaty szlachcic o imieniu Jan.

Jego to właśnie wezwał do siebie św. Franciszek i poprosił o przygotowanie pierwszych jasełek w grocie na zboczu góry. Kapłan odprawił Mszę św., a św. Franciszek, który był diakonem, przeczytał Ewangelią i wygłosił kazanie. Po skończonej uroczystości uczestnicy Pasterski z radością powrócili do domu.
Co się w tę noc stało, dał poznać Pan Bóg pewnemu cnotliwemu mężowi, którego imienia Tomasz nie wymienia. Otrzymał on wizję od Boga, która została ukazana na tym obrazie Giotto’a.


(Giotto di Bondone, „Boże Narodzenie w Greccio”, scena z cyklu o św. Franciszku z bazyliki wybudowanej ku jego czci w Asyżu, źródło: logos.com)

Ów cnotliwy mąż zobaczył w żłóbku leżące Dzieciątko jakby bez życia, ale kiedy święty Boży zbliżył się do Niego i wziął je w ramiona, Ono „jakby ożyło i zbudziło się ze snu”. Według Tomasza z Celano oznaczało to, że św. Franciszek obudził na nowo w wielu sercach pamięć o Dziecięciu Jezus.

No właśnie. Myślę, że w tym miejscu trzeba się nam zatrzymać. Bo tu jest mowa o tym, co jest celem obchodów Bożego Narodzenia. Tym celem jest wskrzeszenie do życia Dzieciątka Jezus, jeżeli umarło w nas; obudzenie Go ze snu, jeśli było uśpione lub przypomnienie sobie o Nim, jeśli o Nim zapomnieliśmy. To właśnie jest istotą świętowania Bożego Narodzenia.

W tym miejscu chcę przypomnieć jedną z tych myśli kard. Ratzingera, który przypomina nam w rozważaniu o Bożym Narodzeniu, że Jezus Chrystus objawił się właśnie jako Dziecko, a Jego najwyższym tytułem jest „Syn” – Syn Boży. To znaczy, że w Jezusie dziecięctwo łączy się z bóstwem; bycie dzieckiem łączy się z byciem Bogiem. Oznacza to także, że i dla nas drogą do Boga i do przebóstwienia jest droga dziecięctwa. „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18,3 BT). Dziećmi Bożymi staliśmy się na chrzcie św. i trzeba, żebyśmy żyli jak dzieci Boże. Co to znaczy być dzieckiem wobec Boga? Ufać Mu bezgranicznie. Taki przykład dał nam sam Pan. Na krzyżu w swoim człowieczeństwie doznał opuszczenia. Wyraził to słowami: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. A jednak nie przekreśliło to Jego ufności, bo ostatnimi Jego słowami były te: „Ojcze, w ręce Twoje powierzam ducha mego”. Zaufanie Jezusa można wyrazić słowami: „Choćbyśmy mnie zabił, Tobie będę ufał”. Trzeba, żeby i nasza ufność była taka sama. To ideał, do którego trzeba nam dążyć. Trzeba, żebyśmy byli dziećmi wobec Boga, a dorosłymi wobec świata. Bo jeśli jesteśmy dorosłymi wobec Boga, tzn., jeśli brak nam zaufania wobec Boga, to wtedy stajemy się dziećmi wobec świata, i bezkrytycznie – jak dzieci – przyjmujemy za swoje wszystko, co świata nam podpowiada, światowy sposób myślenia i wartościowania.
Ale wróćmy do Greccio. Na piętnaście dni przed narodzeniem Pańskim tego pamiętnego roku, jak czytamy u Tomasza z Celano, święty Franciszek poprosił Jana do siebie i powiedział do niego:

„Jeśli chcesz, żebyśmy w Greccio obchodzili święta Pańskie, pośpiesz się i pilnie przygotuj wszystko, co ci powiem. Chcę bowiem dokonać pamiątki Dziecięcia, które narodziło się w Betlejem. Chcę naocznie pokazać Jego braki w niemowlęcych potrzebach, jak został położony w żłobie i jak złożony na sianie w towarzystwie wołu i osła”.

Odtąd podobizna woła i osła zaczęły towarzyszyć przedstawieniom Pana Jezusa w żłóbku, jak to możemy zobaczyć na tym malowidle pochodzącym z jednego z kościołów w Katalonii we Włoszech, z czasów św. Franciszka.


(Szczegół z antepedium, Katalonia, z przełomu XII i XIII w., Solson, muzeum diecezjalne, źródło: logos.com)

Tu pojawia się pytanie: Dlaczego Franciszek zażądał woła i osła? Echo jego myśli słyszymy w jednej z polskich kolęd „Nowy Rok bieży”: „Wół, osioł ziewa, parą zagrzewa”. Kiedy weźmiemy opisy ewangeliczne nie znajdziemy w nich żadnej wzmianki o tym, że przy narodzeniu Pana Jezusa były obecne wół i osioł. Czyżby zostały wymyślone? Na tym przykładzie można pokazać, że pobożność ludowa jest czymś więcej niż tylko efektem ludzkiej wyobraźni.

W Księdze proroka Izajasza czytamy: „Wół rozpoznaje swego pana i osioł żłób swego właściciela, Izrael na niczym się nie zna, lud mój niczego nie rozumie” (Iz 1,3 BP). Wół i osioł rozpoznają swego pana i właściciela, i dlatego okazują się mądrzejsze od synów Izraela, którzy nie zawsze w Bogu rozpoznawali swego Pana. Ale w tym przedstawieniu woła i osła przy żłóbku Zbawiciela nie chodzi o przeciwstawienie Żydów poganom, bo przecież i jedni i drudzy trafili do Nowonarodzonego. Chodzi o coś innego. Wół i osioł reprezentują zarówno synów Izraela, jak i pogan. Chodzi o to, że Dzieciątko Jezus leżące w żłóbku otworzyło oczy zarówno jednym, jak i drugim, aby mogli w Nim zobaczyć Pana i Boga. Kiedy dokładnie przyjrzymy się temu obrazkowi, to zobaczymy, że wół i osioł mają wielkie, szeroko otwarte oczy. Spoglądają na Dzieciątko. I co jeszcze robią? O tym mówi tekst polskiej kolędy: „Wół, osioł ziewa, parą zagrzewa, a jakoż?

Klęcząc, padając, chwałę oddając przy żłobie.” Ogrzewają Dzieciątko, ale co ważniejsze klęcząc oddają Mu chwałę. I tu dotarliśmy do sedna. To jest przesłanie dla nas.

Trzeba żeby i my dali otworzyć sobie oczy; trzeba, żebyśmy rozpoznali Jezusa i oddali Mu chwałę. Możemy Go spotkać na różne sposoby: On jest obecny w dobrych natchnieniach, które na różny sposób docierają do naszej świadomości; On jest obecny w drugim człowieku, szczególnie tym potrzebującym naszej pomocy; On jest obecny we wspólnocie Kościoła, szczególnie, kiedy gromadzi się na modlitwie. On jest obecny zarówno w czytanym, jak i głoszonym Słowie Bożym; w końcu w sposób szczególny jest obecny w Eucharystii: w czasie każdej Mszy św. rodzi się dla nas i Bogu Ojcu składa siebie w ofierze na ołtarzu; z całym swoim bóstwem i człowieczeństwem jest obecny pod postacią chleba i wina. Kiedy z wiarą uczestniczymy we Mszy św. i z czystym sercem przyjmujmy Go w Komunii św., wtedy Boże Narodzenie powtarza się na nowo w każdym z nas.

sobota, 19 grudnia 2015

"Błogosławione łono..."

Coraz bardziej przekonuję się, że ironia jest zjawiskiem powszechnym, a wciąż zaskakującym. Subtelnym i mającym drugie dno.

„Szanowny Prezydencie! Błogosławione łono, które cię nosiło, i piersi, które ssałeś”. Przywołanie słów podziwu skierowanych do Pana Jezusa i zastosowanie ich do PAD. Trolling[1] mający na celu ośmieszenie pana prezydenta. A tak naprawdę, przynajmniej w mojej ocenie, jest niezamierzonym wyrażeniem leżącego gdzieś na głębinach świadomości jego autorów podziwu dla PAD.

Skąd taki wniosek? Myślę, że można to pokazać na przykładzie innych słów wypowiedzianych do Pana Jezusa. „Nauczycielu, wiemy, że jesteś prawdomówny i na nikim Ci nie zależy. Bo nie oglądasz się na osobę ludzką, lecz drogi Bożej w prawdzie nauczasz” (Mk 12, 14 BT). Wyraziciele tej pochwały chcieli osiągnąć efekt odwrotny. A jednak wypowiedzieli prawdę o Panu. I także o sobie, to znaczy, że w gruncie rzeczy, choć nigdy by tego nie przyznali otwarcie, nawet przed sobą, byli pełni podziwu dla Tego, którego chcieli zdyskredytować. 

wtorek, 15 grudnia 2015

Piekło miłosierdziem odrzuconym

„Od czasu Chrystusa potępienie nie oznacza braku miłosierdzia w Bogu. Wszelka wina, o jakiekolwiek chodziłoby grzechy, została już przezwyciężona. Nie ma takiej winy, która nie zostałby przebaczona w Chrystusie. Przebaczeniem objęte są również najstraszniejsze przestępstwa, ponieważ w krzyżu Chrystusowym wszystkie zostały pozbawione charakteru winy. Chrystus wszystko poniósł na krzyż i dokonał ekspiacji za w s z y s t k i e winy. Dlatego w piekle nie ma winy nieodpokutowanej (ungesühnte). Nie brak tam również łaski i miłosierdzia Bożego. Piekła jest raczej nieprzyjętym przez wypaczoną wolność miłosierdziem – i na tym polega ten paradoks nad paradoksami.
Piekło jakie takie nie istnieje jak paralela tego, czym jest niebo. Jest ono obecnym w Chrystusie samoudzieleniem się, które istnieje w pojedynczym człowieku na sposób odrzucenia. Jest absurdem nieprzyjęcia bycia przyjętym.
W każdej dobrowolnym i odpowiedzialnym czynie ducha osobowego należy odróżniać zasadę, na podstawie której czyn został dokonany, i zewnętrzną postać samego czynu. Chrystus przezwyciężył wszelkie zło jako wyraz słabej, przewrotnej woli i umożliwił nową formę, czyli zewnętrzną realizację miłości Boga i bliźniego. Jednakże woli tej nie można zmusić. Gdyby wpływ na nią stał się większy od usilnego zapraszania, to razem z wolną wolą znikłaby również samotranscendencja skierowana na dobro samo w sobie i na Boga Jezusa Chrystusa. Wynikiem tego byłoby logiczne i w rzeczywistości niemożliwe współistnienie przymusu i miłości. Tymczasem miłość może być tylko przejawem wolności. Dlatego wszelkie winy i wszelkie przestępstwa są wybaczalne i przezwyciężalne. Człowiekowi – niezależnie od jakości jego zewnętrznych czynów – jest udzielana przebaczająca łaska nowej komunii w miłości, jeśli przez skruchę stanowiącą pierwszy wyraz miłości otworzy swą wolę i wewnętrzną postawę i przyjmie fakt, że został przyjęty”.  (Gerhard L. Müller, „Dogmatyka katolicka“, str. 579-580)

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Czy ateista może być zbawiony?



Czy ateista może być zbawiony?

Ojciec św. Franciszek odpowiedział na to pytanie twierdząco: „Nawet i ateista, jeśli czyni dobro, będzie zbawiony”.

Czy można się z tym twierdzeniem papieża zgodzić? Tzn., czy wystarczy czynienie dobra, a wiara w Boga, w Chrystusa nie jest konieczna do zbawienia? Wydaje się, że wiara w Boga nie jest konieczna do zbawienia, bo w Piśmie św. czytamy:

Właśnie o to trudzimy się i walczymy, ponieważ złożyliśmy nadzieję w Bogu żywym, który jest Zbawcą wszystkich ludzi, zwłaszcza wierzących” (1 Tm 4, 10 BT).

Z tego biblijnego cytatu wynika, że Bóg jest Zbawcą nie tylko wierzących, ale także niewierzących. Czyli nawet ateiści mogą być zbawieni. Z drugiej strony Pan Jezus powiedział:

„Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 16 BT).

Z tych słów Pana wydaje się wynikać coś dokładnie przeciwnego. Jak pogodzić te dwa cytaty? Odpowiedź zawarta jest w kontekście:

„I rzekł do nich: ‘Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony’” (Mk 16, 15-16 BT).

Według słów Pana zapisanych u św. Marka, chodzi tu o ludzi, którzy zetkną się z głoszeniem nauki o Chrystusie, i ją odrzucą. Przez to odrzucenie stają się winni. Jeśli odrzucą Go wyraźnie poznanego, to nie mogą być zbawieni, bo stają się winni grzechu, który jest niewybaczalny:

„Dlatego powiadam wam: Każdy grzech i bluźnierstwo będą odpuszczone ludziom, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie odpuszczone. Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym” (Mt 12: 31-32 BT).

Odrzucenie Chrystusa objawionego komuś przez Ducha Świętego jest już nie tylko grzechem „przeciwko Synowi Człowieczemu”, ale właśnie „przeciwko Duchowi Świętemu”, a taki grzech nie będzie wybaczony. Pozostaje jednak wierzyć, że odrzucający wiarę w Jezusa Chrystusa, czynią to, bo mają niewłaściwe Jego poznanie, i w konsekwencji odrzucają nie Jego samego – ale Jego wypaczony obraz. Odrzucają Go, bo nie poznali Jego bóstwa, Jego miłosierdzia, nie poznali, że On jest obrazem Boga niewidzialnego, i nie wiedzą, że kto widzi Syna, widzi i Ojca, a odrzucając Syna, odrzuca i Boga.

Czy do zbawienia wystarczy samo „czynienie dobra”?

W kontekście niedawnej wypowiedzi papieskiej pojawia się jeszcze pytanie, które zadał pewien prezbiterianin: „Czy w katolicyzmie wystarczy do zbawienia czynienia dobra, bez odniesienia do Boga?”. Przeciwko takiej redukcji wypowiada się Apostoł Narodów w sławnym Hymnie o miłości: „I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał” (1 Kor 13, 3 BT). Dwa najlepsze greckie manuskrypty mają w tym miejscu: „Gdybym oddał moje życie dla próżnej chwały, a nie miał miłości…”[1]

Co to znaczy dla „próżnej chwały”? Dla ludzkiej opinii: „Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu” (Mt 6, 2-4 BT). Nie wystarczy więc czynić dobro, ale trzeba je czynić w ukryciu – dla Boga, widząc w drugim człowieka Chrystusa.[2] I tu dochodzimy do paradoksu: Czy ateista w swoim postępowaniu będzie kierował się miłością do Boga, w którego nie wierzy? Albo: Czy niewierzący w Chrystusa, dostrzeże Go w potrzebujących?

„Głupi są, którzy nie poznali Boga…”

Ale jest jeszcze inna rzecz, którą trzeba uwzględnić – naturalne poznanie Boga. Zgodnie ze słowami Pisma – naturalne poznanie Boga jest dane każdemu.

„Głupi już z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali Boga: z dóbr widzialnych nie zdołali poznać Tego, który jest, patrząc na dzieła nie poznali Twórcy, lecz ogień, wiatr, powietrze chyże, gwiazdy dokoła, wodę burzliwą lub światła niebieskie uznali za bóstwa, które rządzą światem. Jeśli urzeczeni ich pięknem wzięli je za bóstwa - winni byli poznać, o ile wspanialszy jest ich Władca, stworzył je bowiem Twórca piękności; a jeśli ich moc i działanie wprawiły ich w podziw - winni byli z nich poznać, o ile jest potężniejszy Ten, kto je uczynił. Bo z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę. Ci jednak na mniejszą zasługują naganę, bo wprawdzie błądzą, ale Boga szukają i pragną Go znaleźć. Obracają się wśród Jego dzieł, badają, i ulegają pozorom, bo piękne to, na co patrzą. Ale i oni nie są bez winy: jeśli się bowiem zdobyli na tyle wiedzy, by móc ogarnąć wszechświat - jakże nie mogli rychlej znaleźć jego Pana?” (Mdr 13,1-9 BT).

 „To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił. Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty - wiekuista Jego potęga oraz bóstwo - stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy” (Rz 1, 19-20 BT).

Poznanie Boga na drodze naturalnej jest dane każdemu i winny staje się ten, kto je odrzuci. Czy więc ateista może być zbawiony? Na to pytanie odpowiada Sobór Watykański II:

„Ci bowiem, którzy bez własnej winy nie znając Ewangelii Chrystusowej i Kościoła Chrystusowego, szczerym sercem jednak szukają Boga i wolę Jego przez nakaz sumienia poznaną starają się pod wpływem łaski pełnić czynem, mogą osiągnąć wieczne zbawienie. Nie odmawia też Opatrzność Boża koniecznej do zbawienia pomocy takim, którzy bez własnej winy w ogóle nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a usiłują nie bez łaski Bożej, wieść uczciwe życie. Cokolwiek bowiem znajduje się w nich z dobra i prawdy, Kościół traktuje jako przygotowanie do Ewangelii i jako dane im przez Tego, który każdego człowieka oświeca, aby ostatecznie posiadł życie. Nieraz jednak ludzie, zwiedzeni przez Złego, znikczemnieli w myślach swoich i prawdę Bożą zamienili w kłamstwo, służąc raczej stworzeniu niż Stworzycielowi (por. Rz 1,21 i 25), albo też żyjąc i umierając na tym świecie bez Boga, narażeni są na rozpacz ostateczną. Toteż, aby przyczynić się do chwały Bożej i do zbawienia tych wszystkich, Kościół mając w pamięci słowa Pana, który powiedział: "Głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu" (Mk 16,16), pilnie troszczy się o wspieranie misji”. („Konstytucja dogmatyczna o Kościele”, 16).

Z tego wynika, że staranie się przez ateistę o czynienie dobra nie dzieje się bez Bożej łaski, i chociaż samo w sobie jest niewystarczające, to jednak jest drogą do przyjęcia Ewangelii, w więc drogą do zbawienia. A Kościół nie może zapomnieć o ciążącym na nim obowiązku głoszenia Dobrej Nowiny o zbawieniu. „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii” (1 Kor 9, 16 BT). A my, wierzący w Boga i Chrystusa, musimy pamiętać o tym, że w większym lub mniejszym stopniu mamy wpływ na obraz Boga i Chrystusa w innych, także w tych, dla których jesteśmy być może jedyną „Biblią”, którzy oni „czytają”.




[1] the two best Greek manuscripts read: ‘If I lay down my life for vainglory and have no love.…”, Rees, W. (1953). 1 and 2 Corinthians. In B. Orchard & E. F. Sutcliffe (Eds.), (A Catholic Commentary on Holy Scripture (p. 1095). Toronto; New York; Edinburgh: Thomas Nelson).

[2] Por.: “Ta przypowieść (Mt 25, 31-46) w jasny sposób ukazuje, że chrześcijaństwo nie może zostać zredukowane do rodzaju „dobroczynnej agencji”. Służba bliźniemu wymaga nadprzyrodzonej cnoty miłości dla Jezusa, kiedy widzimy Go w potrzebującej osobie. To dlatego św. Paweł zapewnia nas, że ‘jeśli oddałby wszystko na jałmużnę, a miłości by nie miał, nic by nie zyskał’ (por.: 1 Kor 13, 3). Każda interpretacja nauczania Jezusa na temat Sądu Ostatecznego, która dawałaby mu materialistyczne znaczenie i nie odróżniałaby zwykłej filantropii od prawdziwie chrześcijańskiej cnoty miłości, byłaby daleka od prawdy”. (Saint Matthew’s Gospel. (2005). (p. 164). Dublin; New York: Four Courts Press; Scepter Publishers).

piątek, 11 grudnia 2015

Czy katolik może wierzyć w przeznaczenie?

Nie tak dawno rozmawiałem ze znajomym, który stwierdził, że wierzy w przeznaczenie. Człowiek ten jest katolikiem. Dodam, że nie rozmawialiśmy na temat wiary, ale ogólnie o życiu ludzkim. Mój znajomy uważa, że pewne wydarzenia są nieuchronne. Miał na myśli to, że na przykład człowiek ma określony z góry, ile będzie żył i jak umrze. Przyznam się, że po zastanowieniu jestem skłonny się z nim zgodzić. Pan Bóg ma jakiś tam plan wobec człowieka i jest w nim określone, ile dany człowiek ma żyć. Jednak jestem zdania, że nie jest to taki sztywny plan niezależny od człowieka, a raczej taki plan, w który wpisana jest współpraca człowieka. I dlatego, jeśli młody człowiek ginie ma motorze, a na grobie wypisują mu: „Bóg tak chciał”, to chcę zaprotestować. Bo niekoniecznie było to chciane przez Boga, żeby ten młody człowiek umarł w wieku 20 lat. Mogę sobie wyobrazić, że w planach Bożych (nazwijmy to planem „A”) miał on żyć 70, ożenić się i mieć dzieci i doczekać się wnuków i prawnuków, ale na przeszkodzie stanęła młodzieńcza brawura (czytaj: głupota) dwudziestolatka.

Dlatego mogę się zgodzić z moim rozmówcą, że istnieje przeznaczenie, ale nie znaczy to, że wszystko, co się dzieje na świecie, dzieje się według niego, bo rzeczywistą jest wolna wola człowieka, a Pan Bóg nie planował grzechu tak jak nie planował śmierci wspomnianego wcześniej dwudziestolatka, a jedynie je DOPUSZCZA. Czy nie byłoby lepiej, gdyby nie dopuścił? Może czasem byłoby i lepiej, ale Pan Bóg nie chciał marionetek, ale stworzył istoty na swój obraz i podobieństwo, czyli zdolne do miłości i wyboru. Bez zdolności wyboru nie było miłości, bez miłości nie byłoby Bożego podobieństwa w człowieku.

Czy katolik może wierzyć w przeznaczenie? Co mówi na ten temat Kościół? Czy wiara w przeznaczenie jest częścią wiary wyznawanej przez katolików? Słowo to najczęściej kojarzone jest z poglądami protestantów, zwłaszcza tych, którzy powołują się na Jana Kalwina. Według tych poglądów Pan Bóg przeznaczył jednym do zbawienia, innych na potępienie. Wybory człowieka są tak naprawdę tylko iluzją, podobnie jak jego wolna wola. To Pan Bóg kieruje wszystko w sposób suwerenny do sobie znanego tylko celu. Zapytany w tym kontekście o wiarę w tak rozumiane przeznaczenie Kościół katolicki odpowiada zdecydowane – NIE. Bo konsekwencją tak rozumianej wiary w przeznaczenie jest ukazanie suwerenności Boga, jako absolutnego Władcy i Pana, który kieruje wszystkim, ale zaprzeczenie Jego miłości. Bo gdyby był choćby tylko jeden człowiek, który odwiecznym postanowieniem byłby przeznaczony do piekła, taki Bóg nie byłby miłością. Więcej – nie byłby także Najwyższym Dobrem, a raczej – w ogóle nie byłby dobry. Byłby tyranem. A tymczasem Biblia mówi, że „Bóg jest Miłością”.

A jednak Kościół wyznaje wiarę w przeznaczenie (predestynację). Kościół wyznaje wiarę w przeznaczenie wybranych do zbawienia (chociaż nie opowiada się za żadnym systemem, który to wyjaśnia), ale zdecydowanie odrzuca pogląd, że ktokolwiek z ludzi uprzednim Bożym wyrokiem został przeznaczony na potępienie. Katolicką doktrynę wiary na temat predestynacji opisał dominikanin, o. Reginald Garrigou-Lagrange, w książce „Predestination. The meaning of Predestination in Scripture and the Church”. Promotor pracy doktorskiej ks. Karola Wojtyły, późniejszego papieża, św. Jana Pawła II, pisze o predestynacji w doktrynie katolickiej, różniącej się zdecydowanie od protestanckiego rozumienia predestynacji, którą nazywam „podwójną” (wybranych do nieba, a nie-wybranych na potępienie). Bo przecież Pan Bóg chce, aby wszyscy ludzie doszli do poznania prawdy i zostali zbawieni (por. 1 Tm 2, 3-4).


Jak wytłumaczyć zatem potępienie potępionych, skoro nie było to wolą Bożą? Myślę, że w uzyskaniu odpowiedzi na to pytanie może być bardzo pomocny poniższy fragment z Księgi proroka Jeremiasza:

„Król Sedecjasz posłał, by przyprowadzono proroka Jeremiasza do niego, przy trzecim wejściu do domu Pańskiego. Król powiedział do Jeremiasza: «Zapytam cię o jedną rzecz; nie ukrywaj nic przede mną!» I rzekł Jeremiasz do Sedecjasza: «Jeżeli ci powiem, każesz mnie z pewnością zabić, jeśli zaś dam tobie radę, nie usłuchasz mnie». Przysiągł więc król Sedecjasz potajemnie Jeremiaszowi tymi słowami: «Na życie Pana, który nam dał to życie, nie każę cię zabić ani nie wydam cię w ręce ludzi nastających na twe życie!» Jeremiasz powiedział wtedy do Sedecjasza: «To mówi Pan, Bóg Zastępów, Bóg Izraela. Jeżeli dobrowolnie wyjdziesz do dowódców króla babilońskiego, uratujesz swoje życie, a miasto to nie ulegnie pożodze ognia; ty zaś będziesz żył wraz ze swą rodziną. Jeżeli zaś nie wyjdziesz do dowódców króla babilońskiego, miasto to dostanie się w ręce Chaldejczyków, którzy spalą je ogniem; ty zaś nie ujdziesz ich ręki». Król Sedecjasz powiedział do Jeremiasza: «Obawiam się mieszkańców Judy, którzy przeszli do Chaldejczyków, by czasem mnie nie wydano w ich ręce i by mnie nie wyszydzili». Jeremiasz jednak odrzekł: «Nie wydadzą. Posłuchaj, proszę, głosu Pana w sprawie, o której ci mówiłem, a wyjdzie ci to na dobre i pozostaniesz przy życiu. Jeżeli zaś odmówisz poddania się, taką scenę pokazał mi Pan: Oto wszystkie kobiety, jakie pozostały w domu królewskim, prowadzone do dowódców króla babilońskiego, wołają: "Zwiedli cię i otumanili twoi dobrzy przyjaciele. Nogi twoje ugrzęzły w błocie, oni zaś uciekli". Wszystkie twoje żony i twoi synowie zostaną zaprowadzeni do Chaldejczyków, a i ty nie ujdziesz ich rąk. Pochwyci cię bowiem król babiloński, a miasto to zostanie spalone ogniem»” (Jr 38, 14-23 BT).

Czy zguba króla i Jerozolimy była nieuchronna? Na podstawie powyższego biblijnego tekstu trzeba odpowiedzieć, że nie. Pan Bóg przez proroka Jeremiasza pokazał królowi sposób na jej uniknięcie. A jednak ten wolał zaufać bardziej swemu rozsądkowi, czego skutkiem było, że spotkało go właśnie to, czego się obawiał. A przecież, gdyby był posłuszny głosowi Pana Boga, który On skierował do niego przez proroka, uchroniłby swoje życie i życie mieszkańców Jerozolimy.

Pan Bóg traktuje nasze wybory na serio. 

wtorek, 8 grudnia 2015

Niepokalane Poczęcie NMP każdego dnia

Dzisiaj obchodzimy Uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP. Nie jest przypadkiem, że ma to miejsce w Adwencie. Bo w Adwencie oczekujemy Pana. Jego przyjście zapowiadali prorocy. Największy z nich, Jan Chrzciciel, wskazał Go i ochrzcił w Jordanie. Maryja zaś jest Tą, przez którą On przyszedł do nas. Ona Go wyczekiwała z wielką miłością – jak śpiewamy w prefacji Mszy św. roratniej. Ona Go urodziła.

W fakcie, że Maryja jest Bożą Rodzicielką widzimy rację Jej Niepokalanego Poczęcia. Bo przywilej Niepokalanego Poczęcia jest wielki i jedyny, ale większym jeszcze przywilejem jest Boże macierzyństwo, nad który nic większego nie można pomyśleć. By Maryja stała się godnym mieszkaniem dla Bożego Syna, Bóg na mocy Jego zasług zachował Ją od zmazy grzechu pierworodnego.

Niepokalane Poczęcie jest niepojętą łaska i wyniesieniem Maryi. Jednak nie możemy przy tym zapomnieć, że przywilej dany Maryi jest dany Jej ze względu na Boga, żeby stała się godnym mieszkaniem dla Zbawiciela. To jest pierwszy powód. A drugim jest ten, że Maryja została zachowana od grzechu pierworodnego ze względu na nas. Trzeba, żeby nasze cześć do Maryi i wyznawanie Jej Niepokalanego Poczęcia wyraziły się w praktycznym nabożeństwie.

Co to znaczy – praktyczny? Żeby cechowało się jakąś, choćby drobną, ale stałą, najlepiej codzienną praktyką. Jest ona prosta i łatwa. Polega na odmawianiu krótkiej modlitwy, która wyznaje Niepokalane Poczęcia NMP. Trzy Zdrowaś Maryjo i kolekta z dzisiejszej uroczystości. Jest to ta sama modlitwa, którą kończy się nabożeństwo godzinek o Niepokalanym Poczęciu NMP:

Trzy „Zdrowaś Maryjo”, a następnie:
Boże, Ty przez Niepokalane Poczęcie Najświętszej Dziewicy przygotowałeś swojemu Synowi godne mieszkanie i na mocy zasług przewidzianej śmierci Chrystusa zachowałeś Ją od wszelkiej zmazy, daj nam za Jej przyczyną dojść do Ciebie bez grzechu. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

Kiedy odmawiamy tę modlitwę codziennie, to codziennie wyznajemy Niepokalane Poczęcie Maryi, a Ona dzieli się z nami swoją czystością. Przez tę modlitwę otwieramy się na łaski, która Niepokalana wyprasza nam u Boga. Dlatego wyznawanie prawdy o Niepokalanym Poczęciu NMP jest drogą do oczyszczenia naszych serc. A w naszych czasach jest to szczególne potrzebne, bo jesteśmy wprost zalewani reklamami, zdjęciami, filmami o treści a przynajmniej podtekstach erotycznych. Jesteśmy z tym tak oswojeni, że wielu traktuje to jako coś normalnego. A przecież oprócz tego istnieje pornografia i są uzależnieni od niej. Podobnie jak są uzależnieni np. od alkoholu. Na uzależnienie od pornografii mężczyźni są bardziej podatni. Jednak zdarzają się i kobiety. Są różne stopnie uzależnienia. Uzależnienie może się pogłębiać, gdy seksoholik szuka coraz mocniejszych treści. Jak każde uzależnienie, także to od pornografii powoduje zmiany w mózgu. Uzależnienie od pornografii  jest gorsze i bardziej niebezpieczne niż alkoholizm. Bo zatruwa nie ciała, ale duszę. Uzależnienia zdarzają się w każdej grupie zawodowej. Także pośród zajmujących wysokie stanowiska. Na zewnątrz może wydawać się wszystko w porządku, a jednak w ich wnętrzu płonie ogień, który pali i nie daje spokoju, dopóki znowu nie ulegną pokusie do nieczystości. Wtedy pojawiają się wyrzuty sumienia, a ogień, który na chwilę przygasa, po jakimś czasie wraca i ze wzmożoną siłą domaga się nowych, mocniejszych wrażeń. Diabelski krąg, z którego o własnym siłach nie można się wyrwać. Czy jest jakieś wyjście?

Tak, jest wyjście. Jest nim Niepokalana i wspomniane nabożeństwo, które pozwala odzyskać i zachować czystość serca. Jak powiedziałem, jest ono proste, krótkie, a zarazem skuteczne. Jednak potrzeba, aby było praktykowane codziennie i wytrwale. Polecał je swoim penitentom już św. Alfons Maria Liguori – założyciel redemptorystów żyjący w XVIII w. Jest zatem bardzo stare. I daje on świadectwo, że ci, którzy byli wierni tej praktyce osiągali upragnioną wolność od grzechu. Maryja wyprosiła im siłę do pokonywania pokus.

Oczywiście celem nabożeństwa do Niepokalanego Poczęcia NMP nie jest tylko wolność od nieczystości w sferze cielesnej, ale wolność od grzechu w każdej formie. Kiedy ktoś kuszony jest do pychy, to pokorna Służebnica Pańska wyprasza mu przeciwstawną cnotę – pokorę. Z powodu grzechu pierworodnego w każdym z nas jest egoizm i skłonność do stawiania siebie w centrum wszechświata. W Niepokalanej nie ma tego ugięcia ku sobie. Ona stawiała Boga w centrum swego życia i modli się za nas, aby tak było w naszym życiu. To Ona uczy nas mówić Bogu „Tak” - przyjmować Jego wolę w naszym życiu. To ona uczy nas ufności, zwłaszcza w takich sytuacjach, gdzie po ludzku nie widać żadnego wyjścia. To Niepokalana uczy nas oczyszczać nasze intencje, żeby wszystko, co czynimy miało wartość w oczach Bożych. Dlatego to praktyczne nabożeństwo jest dla każdego bez wyjątku.  Ono jest drogą do tego, abyśmy i my, jak Maryja, stali się godnym dla mieszkaniem dla Jej Syna, kiedy przyjmujemy Go w Eucharystii. Nabożeństwo do Niepokalanego Poczęcia NMP jest drogą do oczyszczenia naszych serc z wszystkiego, co jest nieuporządkowanym przywiązaniem do stworzeń. Lepiej uczynić to teraz – w tym życiu, bo oczyszczenie po drugiej stronie jest o wiele bardziej bolesne.

Boże, Ty przez Niepokalane Poczęcie Najświętszej Dziewicy przygotowałeś swojemu Synowi godne mieszkanie i na mocy zasług przewidzianej śmierci Chrystusa zachowałeś Ją od wszelkiej zmazy, daj nam za Jej przyczyną dojść do Ciebie bez grzechu. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

Św. Anzelm o Maryi

Raduje się niebo, radują się i gwiazdy na niebie, ziemia i wody, dni i noce, i całe stworzenie poddane władaniu człowieka czy też mu służące, bo dzięki Tobie, Panie, odzyskały utracone piękno i znów się odrodziły. Albowiem stworzenie jakby obumarło wtedy, gdy utraciło wrodzoną mu godność poddawania się i służenia ku chwale Boga. A w tym celu wszystkie rzeczy zostały stworzone. Lecz zostały one zniewolone i skalane przez tych, którzy kłaniają się bożkom. A przecież nie po to zostały stworzone. Ale teraz, przywrócone życiu, radują się, ponieważ są we władaniu sług Bożych i w ten sposób uszlachetnione. 

Nowa i bezcenna łaska przenika radością całe stworzenie. Czuje ono, że odtąd Bóg i Stwórca sam nad nim panuje nie tylko w sposób niewidzialny, lecz wśród nich także obecny posługuje się nimi, i tak je uświęca. A wszystkie te dobra tak wielkie spłynęły na nie przez błogosławiony owoc łona błogosławionej Maryi. 

O Maryjo, dzięki temu, że jesteś pełna łaski, radują się wyzwoleni z więzów Otchłani, a mieszkańcy ziemi weselą się, bo została im przywrócona rajska szczęśliwość. O chwalebna Dziewico! Dzięki Twojemu Synowi, Królowi chwały, radują się sprawiedliwi, którzy zmarli, zanim zmarł Ten, który jest życiem, albowiem zostały stargane wiążące ich pęta; radują się i aniołowie, bo oto powstaje od nowa ich na wpół zburzona niebiańska społeczność. 

O Niewiasto pełna łaski i łaską przepełniona! Nadmiar tej łaski ożywia i przywraca życiu wszelkie stworzenie. Dziewico ponad wszystko błogosławiona! Tym błogosławieństwem cały świat jest błogosławiony: Stwórca błogosławi nim całe stworzenie, a ono w zamian błogosławi swego Pana. 

Bóg dał Maryi swojego Syna, Jemu równego, z Niego zrodzonego i umiłowanego tą miłością, która miłuje samego siebie. Z Maryi otrzymał Syna nie innego, lecz tego samego, tak że z natury jest On jednym i tym samym Synem Boga, a zarazem i Synem Maryi. Wszystko zostało stworzone przez Boga, a oto Bóg rodzi się z Maryi. Bóg wszystko uczynił, a oto sam się czyni Stworzeniem z Maryi i przez to odnowił wszystko, co uczynił. Ten, który wszystko wywiódł z nicości, nie chciał bez Maryi odnowić tego, co zostało skalane.

Tak więc Bóg jest Ojcem stworzenia, które uczyni, a Maryja Matką stworzenia odtworzonego. Bóg jest Ojcem ustanowienia wszystkiego, a Maryja Matką przywróconego pierwotnego ładu. Bóg zrodził Tego, przez którego wszystko się stało, Maryja zaś wydała na świat Tego, przez którego wszystko zostało zbawione. Bóg zrodził Tego, bez którego w ogóle nic by się nie stało, a Maryja wydała na świat Tego, bez którego w ogóle nic nie byłoby dobre. 

Zaiste, Pan z Tobą, Maryjo, bo zechciał, aby i On, i wszelkie stworzenie tak wiele Tobie zawdzięczało. (za: Internetowa Liturgia Godzin )

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Godzina łaski - 8 grudnia

Jutro we wtorek 8 grudnia w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny w południe (godz. 12:00 do 13:00) przypada tzw. Godzina Łaski dla Świata. Maryja powiedziała do włoskiej pielęgniarki Pieriny Gilli podczas prywatnego objawienia 8 grudnia 1947 roku: Moim życzeniem jest, aby każdego roku 8 grudnia w południe obchodzono Godzinę Łaski dla całego świata. (…) Będą masowe nawrócenia. Dusze zatwardziałe i zimne jak marmur będą poruszone łaską Bożą i znów staną się wierne i miłujące Boga. (…) 

sobota, 5 grudnia 2015

Zbawieni "już" czy "jeszcze nie"?

Czy katolik może uważać się za już zbawionego?

Jedną z tez protestantyzmu jest ta, że wierzący w Jezusa (przyjmujący Go jako Zbawiciela) JUŻ są zbawieni. Twierdzą oni, że chociaż żyją jeszcze na tym świecie, to jednak ich zbawienie jest nieutracalne. Na potwierdzenie swej tezy przytaczają wybrane wypowiedzi Pisma św. I mają rację. Rzeczywiście na wielu miejscach Pismo św. mówi o tym, że przyjmujący wiarę w Pana, już są zbawieni. Ale to nie cała prawda. Bo Pismo św. mówi na licznych miejscach także to, że jeszcze nie jesteśmy zbawieni. Jak to pogodzić? Jesteśmy zbawieni czy nie? Otóż jedno i drugie jest prawdziwe: jesteśmy JUŻ zbawieni, a zarazem JESZCZE NIE.

A. Pismo św. mówi, że „już” jesteśmy zbawieni:
1.     „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę” (Ef 2, 8 BT).
2.     „Dostąpiwszy więc usprawiedliwienia przez wiarę, zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa” (Rz 5, 1 BT).
3.     „W nadziei bowiem już jesteśmy zbawieni” (Rz 8, 24 BT)

B. „Jeszcze nie” jesteśmy zbawieni:
1.     „Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 10, 22 BT).
2.     „A przeto, umiłowani moi, skoro zawsze byliście posłuszni, zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem nie tylko w mojej obecności, lecz jeszcze bardziej teraz, gdy mnie nie ma” (Flp 2, 12 BT).
3.     „A mój sprawiedliwy z wiary żyć będzie, jeśli się cofnie, nie upodoba sobie dusza moja w nim. My zaś nie należymy do odstępców, którzy idą na zatracenie, ale do wiernych, którzy zbawiają swą duszę”(Hbr 10, 38-39 BT).

Jak to pogodzić? Przecież coś pod tym samym względem nie może „być” i jednocześnie „nie być”. Zatem mówienie, że coś jest i jednocześnie nie jest, jest prawdziwe tylko wtedy, jeśli nie odnosi się do jakieś rzeczy pod określonym względem. Mówiąc po prostu: znaczenie słowa zbawieni nie może być takie same w tym dwóch zdaniach: „Jesteśmy już zbawieni” i „Jeszcze nie jesteśmy zbawieni”. Pod jakim zatem względem „już” jesteśmy zbawieni, a pod jakim „jeszcze nie”?
Żeby uzyskać odpowiedź na pytanie, pod jakim względem już jesteśmy zbawieni, wystarczy popatrzeć na kontekst tych trzech wcześniejszych zdań (A):

Ad. 1. „I wy byliście umarłymi na skutek waszych występków i grzechów, w których żyliście niegdyś według doczesnego sposobu tego świata, według sposobu Władcy mocarstwa powietrza, to jest ducha, który działa teraz w synach buntu. Pośród nich także my wszyscy niegdyś postępowaliśmy według żądz naszego ciała, spełniając zachcianki ciała i myśli zdrożnych. I byliśmy potomstwem z natury zasługującym na gniew, jak i wszyscy inni. A Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia. Łaską bowiem jesteście zbawieni. Razem też wskrzesił i razem posadził na wyżynach niebieskich - w Chrystusie Jezusie” (Ef 2, 1-6 BT).

Św. Paweł Apostoł pisze do Efezjan, że wierzący w Pana Jezusa są już zbawieni łaską, i co więcej, już są posadzeni w Nim na wyżynach niebieskich. Wynika z tego, że jest tu mowa o planie, o czymś, co się zapoczątkowało, ale jeszcze nie wypełniło. Albo dokładnej wypełniło się już w Chrystusie i świętych w niebie, którzy już osiągnęli pełnię zbawienia (chociaż na razie bez udziału ciał, które wciąż czekają zmartwychwstanie), ale nie wypełniło się jeszcze w samym autorze w chwili pisania tego Listu, i w adresatach, kiedy to czytali, ani też w nas, wierzących, którzy dzisiaj pochylamy się nad tymi słowami.

Ad. 2. „Dostąpiwszy więc usprawiedliwienia przez wiarę, zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu uzyskaliśmy przez wiarę dostęp do tej łaski, w której trwamy i chlubimy się nadzieją chwały Bożej” (Rz 5, 1-2 BT). Tutaj, podobnie jak trochę dalej tzn. w Rz 8, 24, jest napisane, że jesteśmy już zbawieni W NADZIEI. A jak możemy przeczytać w dalszej części tego wersetu: „Nadzieja zaś, której spełnienie już się ogląda, nie jest nadzieją, bo jak można się jeszcze spodziewać tego, co się już ogląda?” (Rz 8, 24 BT).

Skoro jesteśmy zbawieni w NADZIEI, to zgodnie z logiką i słowami Apostoła Narodów, jeszcze nie oglądamy jej spełnienia. „Oglądać, widzieć” w Piśmie św. jest równoważne z „posiadać”. Dlatego można innymi słowami wyrazić przesłanie św. Pawła: jesteśmy „już” zbawieni w nadziei, ale to właśnie oznacza, że nie doświadczamy zbawienia w pełni, czyli w ten sposób, w jaki doświadczają go zbawieni w niebie, którzy w pełnej rzeczywistości, a nie tylko w nadziei – są zbawieni i w Chrystusie wyniesieni do wyżyn niebieskich.

***

PS. Katechizm Kościoła Katolickiego, 2010: Ponieważ w porządku łaski inicjatywa należy do Boga, dlatego nikt nie może wysłużyć sobie pierwszej łaski, która znajduje się u początku nawrócenia, przebaczenia i usprawiedliwienia. Poruszeni przez Ducha Świętego i miłośćmożemy później wysłużyć sobie i innym łaski potrzebne zarówno do naszego uświęcenia, wzrostu łaski i miłości, jak i do otrzymania życia wiecznego. Same tylko dobra doczesne, jak zdrowie, przyjaźń, mogą zostać wysłużone zgodnie z mądrością Bożą. Te łaski i dobra są przedmiotem modlitwy chrześcijańskiej. Modlitwa wyraża naszą potrzebę łaski dla czynów zasługujących.

Czy uczynki są potrzebne do zbawienia?

„Ja mam świadectwo większe od Janowego. Są to dzieła, które Ojciec dał Mi do wykonania; dzieła, które czynię, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał” (J 5,36 BT).

Z tych słów Pana wynika, że Jego dzieła świadczą o Nim – tzn., że może być rozpoznany, Kim jest, właśnie na podstawie uczynków, które Ojciec dał Mu do wypełnienia i które pełnił.

 „Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili” (Ef 2, 8-10 BT).

Pan Bóg przygotował uczynki do pełnienia nie tylko dla swojego Syna, ale także dla każdego z nas, wierzących. I od tego, czy je wypełniamy, zależy to, czy zostaniemy przez Niego "rozpoznani":

„Wielu powie Mi w owym dniu: ‘Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia, i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?’ Wtedy oświadczę im: ‘Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!’ Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale” (Mt 7, 22-24 BT).

wtorek, 1 grudnia 2015

Na czym polega życie wieczne?

Jest rzeczą słuszną, że wśród prawd wiary znajdujących się w Symbolu, na końcu wymieniony jest cel wszystkich naszych pragnień, czyli życie wieczne: ,,Żywot wieczny. Amen".
W życiu wiecznym dokonuję się nade wszystko zjednoczenie człowieka z Bogiem. Bo tylko Bóg jest nagrodą i kresem wszystkich naszych trudów: „Ja jestem twym obrońcą i twoją wielką zapłatą". To zjednoczenie polega na doskonałym widzeniu: ,,Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś zobaczymy twarzą w twarz”.
Życie wieczne polega również na doskonałym wielbieniu Boga, zgodnie ze słowami proroka: ,,Zapanuje tam radość i wesele, dziękczynienie i pieśń chwały”.
Życie wieczne polega nadto na doskonałym zaspokojeniu pragnień. Każdy zbawiony otrzyma tam więcej, niż się spodziewał i pragnął. Żadne ze stworzeń nie może zaspokoić pragnienia człowieka. Jedynie Bóg może je nasycić i nieskończenie przewyższyć. Dlatego człowiek nie może spocząć jak tylko w Bogu, według słów świętego Augustyna: ,,Uczyniłeś mnie, Panie, dla siebie, i niespokojne jest nasze serce, dopóki nie spocznie w Tobie”.
Ponieważ zaś święci w swojej ojczyźnie w sposób doskonały będą posiadać Boga, wynika stąd jasno, że spełnią się wszystkie ich pragnienia, a chwała przewyższy nawet to, czego się spodziewają. Dlatego Pan mówi: ,,Wejdź do radości twego Pana”. Augustyn zaś wyjaśnia: ,,Nie wszystka radość wejdzie do uszczęśliwionych, ale wszyscy uszczęśliwieni wejdą do radości”. Powiedziane jest w psalmie: ,,Kiedy ukaże się Twoja chwała, będę nasycony” i znowu: ,,Pan napełni szczęściem twoje pragnienie”.
Wszystko bowiem, co przynosi radość, tam się znajdzie w obfitości. Jeśli pożąda się szczęścia, tam się znajdzie najwyższe i doskonałe szczęście, ponieważ wywodzi się one od Boga, który jest najwyższym Dobrem: ,,Rozkosz na wieki po Twojej prawicą”.

Życie wieczne polega również na radosnej wspólnocie świętych. Będzie to wspólnota dająca niezrównane szczęście, bo każdy będzie posiadał wszystkie te dobra, które są udziałem wszystkich innych świętych. Każdy zaś będzie się radował szczęściem drugiego jak swoim własnym, bo każdy będzie miłował drugiego jak samego siebie. W ten sposób radość każdego stanie się tak wielka, jak wielka będzie radość wszystkich. (Z konferencji św. Tomasza z Akwinu, kapłana)