Szukaj na tym blogu

niedziela, 27 stycznia 2013

Co z ‘wstydliwymi członkami ciała’ (1 Kor 12, 23)?

Przed tygodniem zaczęliśmy słuchać wybrane fragmenty z Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian. Usłyszeliśmy o różnych darach i charyzmatach obecnych w Kościele, które Bóg daje wybranym dla dobra wszystkich. Wiele i różne są dary, ale Dawca jest jeden, i On sprawia jedność w Kościele. Dzisiejsze czytanie z 1 Kor idzie jeszcze dalej. Jedność w Kościele jest czymś więcej niż tylko harmonia i zgoda pośród jego dzieci. Św. Paweł stwierdza, że Kościół jest organizmem – ciałem Chrystusa. Dlatego jedność w Kościele jest jednością, która łączy członki jednego organizmu.

Ta idea była nowością w czasie św. Pawła. Nie spotkamy tej nauki w Ewangeliach ani w pismach św. Jana Apostoła, Jakuba czy Judy. Apostoł Narodów jest jedynym z autorów Pisma św., który nauczał, że Kościół jest ciałem Chrystusa. Jednak św. Paweł zaczerpnął tą ideę? Przed dwoma dniami obchodziliśmy święto nawrócenia św. Pawła. Kluczowym wydarzeniem było to opisane w Dziejach Apostolskich.

“Gdy zbliżał się już w swojej podróży do Damaszku, olśniła go nagle światłość z nieba. A gdy upadł na ziemię, usłyszał głos, który mówił: «Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?» «Kto jesteś, Panie?» - powiedział. A On: «Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz” (Dz 9, 3-5 BT).

Szaweł prześladował wyznawców Jezusa, ale czyniąc to prześladował samego Pana. On utożsamia się z każdym z Jego wyznawców. Także, a może szczególnie, z tymi najmniejszymi. Jego wyznawcy są Jego mistycznym ciałem. Tak przedstawiona nauka była zaskakującą nowością w czasach Apostołów, ale nie dla nas. Uczyliśmy się o tym na lekcjach religii, słyszeliśmy czy czytaliśmy te wersety z 1 Kor wiele razy. Ale właśnie wtedy, kiedy słyszymy coś wiele razy, nie słuchamy uważnie, a przynajmniej jesteśmy do tego skłonni do tego. Bo przecież już to znamy i nie spodziewamy się niczego nowego. Trzeba świadomie temu przeciwdziałać poświęcając czas na rozważanie tych treści. Co Pan chce nam, a jeszcze lepiej - mi - przez to powiedzieć?

Przygotowując się do niedzielnego kazania słuchałem homilii o. Bronisława Mokrzyckiego SJ. Zwrócił on moją uwagę na część dzisiejszego drugiego czytania, na którą do tej pory nigdy nie zwróciłem uwagi. Chodzi o te wersety:

„Raczej nawet niezbędne są dla ciała te członki, które uchodzą za słabsze; a te, które uważamy za mało godne szacunku, tym większym obdarzamy poszanowaniem. Tak przeto szczególnie się troszczymy o przyzwoitość wstydliwych członków ciała, a te, które nie należą do wstydliwych, tego nie potrzebują. Lecz Bóg tak ukształtował nasze ciało, że zyskały więcej szacunku członki z natury mało godne czci, by nie było rozdwojenia w ciele, lecz żeby poszczególne członki troszczyły się o siebie nawzajem” (1 Kor 12, 22-25 BT).

Apostoł mówi o członkach ciała, ale odnosi to do Kościoła i należących do niego. Co dzieje się, jeśli darzymy szacunkiem tych, którzy zasługują na szacunek, ale nie szanujemy tych, o których sądzimy, że na to nie zasługują? Według św. Pawła stajemy się powodem rozdwojenia w Kościele. Jak to? Czyż zatem mamy darzyć większym szacunkiem tych, którzy na szacunek najmniej zasługują? A kto jest mniejszy w Kościele od największego grzesznika? Czyż wynika z tego, że do im kto bardziej grzeszy, tym bardziej powinniśmy go szanować i okazywać mu nasz szacunek? Czyż taki wniosek nie sprzeciwia się zdrowemu rozsądkowi? Przecież takie postępowanie byłoby absurdalne. Zastanawiałem się na tym i odpowiedź przyszła na spotkaniu z sympatykami św. Franciszka, a dokładniej w pismach św. Franciszka z Asyżu, które zostały wtedy odczytane. W jednym ze swoim listów Biedaczyny z Asyżu pisze do nieznanego z imienia ministra, czyli prowincjała:

„Niech Pan cię błogosławi (por. Lb 6, 24a). 2Tak, jak umiem, mówię ci o sprawach twej duszy, że to wszystko, co przeszkadza ci kochać Pana Boga i jakikolwiek [człowiek] czyniłby ci przeszkody albo bracia lub inni, także gdyby cię bili, to wszystko powinieneś uważać za łaskę. 3I tego właśnie pragnij, a nie czego innego. (…) 5I kochaj tych, którzy sprawiają ci te trudności. 6I nie żądaj od nich czego innego tylko tego, co Bóg ci da. 7I kochaj ich za to; i nie pragnij, aby byli lepszymi chrześcijanami. 8I nich to ma dla ciebie większą wartość niż życie w pustelni. 9I po tym chcę poznać, czy miłujesz Pana i mnie, sługę Jego i twego: jeżeli będziesz tak postępował, aby nie było takiego brata na świecie, który, gdyby zgrzeszył najciężej, a potem stanął przed tobą, żeby odszedł bez twego miłosierdzia, jeśli szukał miłosierdzia. 10A gdyby nie szukał miłosierdzia, to ty go zapytaj, czy nie pragnie przebaczenia. 11I choćby tysiąc razy potem zgrzeszył na twoich oczach, kochaj go bardziej niż mnie, abyś go pociągnął do Pana; i zawsze bądź miłosierny dla takich. 12I oznajmij to gwardianom, gdy będziesz mógł, że postanowiłeś osobiście tak postępować”. ( https://www.kapucyni.pl/index.php/czytelnia-franciszek/listy/990-list-do-ministra- )

Jeśli uda nam się te słowa zachować w naszym życiu i postępować według nauki św. Pawła Apostoła i św. Franciszka z Asyżu, wtedy przyczyniamy się do przezwyciężenia podziałów w Kościele. Bo tylko dobroć i miłosierna miłość ma moc zmienić ludzi na lepsze i przyciągnąć ich do Boga.

wtorek, 22 stycznia 2013

Sakramenty znakami przymierza z Bogiem. Znaczenie przysięgi

Tylko żydzi i chrześcijanie wierzą w Boga, które potwierdza swoje czyny i słowa przysięgą. W Liturgii Słowa Bożego mogliśmy usłyszeć dzisiaj m.in.:

„Albowiem gdy Bóg Abrahamowi uczynił obietnicę nie mając nikogo większego, na kogo mógłby przysiąc, przysiągł na samego siebie, mówiąc: Zaiste, hojnie cię pobłogosławię i ponad miarę rozmnożę. A ponieważ tak cierpliwie oczekiwał, otrzymał to, co było obiecane. Ludzie przysięgają na kogoś wyższego, a przysięga dla stwierdzenia /prawdy/ jest zakończeniem każdego sporu między nimi. Dlatego Bóg, pragnąc okazać ponad wszelką miarę dziedzicom obietnicy niezmienność swego postanowienia, wzmocnił je przysięgą, abyśmy przez dwie rzeczy niezmienne, co do których niemożliwe jest, by skłamał Bóg, mieli trwałą pociechę, my, którzyśmy się uciekli do uchwycenia zaofiarowanej nadziei” (Hbr 6, 13-18)

Muzułmanie uznaliby taką myśl za bluźnierstwo. A jednak Pan Bóg złożył przysięgę. Dał nam przez to gwarancję, że Jego słowu możemy wierzyć. „Dwie rzeczy niezmienne” to obietnica i przysięga. Są one fundamentem naszej nadziei. Wierny jest Bóg, który dał nam obietnicę i potwierdził ją przysięgą.

Przysięga jest potwierdzeniem zawarcia przymierza, nie tylko pomiędzy ludźmi, ale także pomiędzy ludźmi, a Bogiem. Historia zbawienia zna przymierza, które Bóg zawarł z Adamem, Noem, Abrahamem, Mojżeszem, Jozuem, Dawidem, Jezusem, którzy reprezentowali rodzinę, klan, naród, królestwo, całą ludzkość. My, chrześcijanie, indywidualnie rzecz biorąc, wchodzimy w przymierze z Bogiem przez pierwszy z sakramentów - chrzest. To przymierze potwierdzane jest w sakramencie bierzmowania, a odnawiane jest w czasie każdej Eucharystii; każdy z sakramentów jest Przysięgą – zawarciem lub odnowieniem przymierza z Bogiem. Tak mówili o tym starożytni:

„W 240 roku n. e. starochrześcijański pisarz Tertulian terminem sakrament określił przysięgę rekruta wcielanego do wojska, a jednocześnie chrzest nazwał przyjęciem do wojska Chrystusa. Otrzymanie któregoś z siedmiu sakramentów zobowiązuje więc człowieka do wielkiej powagi, albowiem przyjmuje zaszczyt i pewien ciężar zobowiązań przed Bogiem i wobec Kościoła”.
(Podaję za: http://parafia.cminsk.pl/artykuly/67-sakramenty-swiete-i-sakramenty-wtajemniczenia.html ).

Pliniusz Młodszy w liście do cesarza Trajana:

„Twierdzili jednakże, że cała ich wina sprowadza się to tego, że mieli zwyczaj zbierać się w oznaczonym dniu przed świtaniem i wygłaszać hymn Chrystusowi jakoby Bogu, że następnie wzajemnie się przysięgą zobowiązywali nie, by knuć jakąś zbrodnię, lecz by nie popełniać kradzieży, rozboju, cudzołóstw, by dotrzymywać słowa i zwracać depozyty na żądanie. Kiedy to kończyło się, mieli zwyczaj rozchodzić się i gromadzić ponownie, aby spożywać pokarm – ale zwyczajny i niewinny pokarm” ( http://www.earlychristianwritings.com/text/pliny.html ). (Jak się wydaje „przysięga” w tym miejscu wskazuje na Eucharystię, w przeciwieństwie do zwyczajnego posiłku przyjmowanego później).

O tym, że sakramenty są przysięgą czy też zawierają przysięgę, jest napisane w Katechizmie Kościoła Katolickiego, tam, gdzie mowa jest o przyrzeczeniach i ślubach:

Przyrzeczenia i śluby


2101 W wielu sytuacjach chrześcijanin jest wzywany do składania przyrzeczeń Bogu. Zawierają je chrzest, bierzmowanie, małżeństwo i święcenia. Chrześcijanin kierując się pobożnością, może przyrzec Bogu określony czyn, modlitwę, jałmużnę, pielgrzymkę itd. Wierność przyrzeczeniom złożonym Bogu jest przejawem szacunku należnego Boskiemu Majestatowi i miłości wobec wiernego Boga.

2102 "Ślub, to jest świadomą i dobrowolną obietnicę uczynioną Bogu, mającą za przedmiot dobro możliwe i lepsze, należy wypełnić z pobudek cnoty religijności" (KPK, kan. 1191, § 1). Ślub jest aktem pobożności, w którym chrześcijanin poświęca siebie samego Bogu lub obiecuje Mu dobry czyn. Wypełniając śluby, oddaje się więc Bogu to, co zostało Mu przyrzeczone i konsekrowane. Dzieje Apostolskie ukazują nam św. Pawła zatroskanego o wypełnienie ślubów, które złożył (Por. Dz 18, 18; 21, 23-24).

Zacytuję jeszcze z Katechizmu Kościoła Katolickiego te paragrafy, który mówią o grzechu przeciwko przykazaniu zabraniającemu wzywania imienia Pańskiego nadaremnie:

II. Imię Pańskie wzywane nadaremnie


2150
Drugie przykazanie zakazuje krzywoprzysięstwa. Przysięgać lub uroczyście przyrzekać oznacza wzywać Boga na świadka tego, co się twierdzi. Oznacza odwoływanie się do prawdomówności Bożej jako do rękojmi swojej własnej prawdomówności. Przysięga angażuje imię Pańskie. "Będziesz się bał Pana, Boga swego, będziesz Mu służył i na Jego imię będziesz przysięgał" (Pwt 6, 13).

2151 Potępienie krzywoprzysięstwa jest obowiązkiem wobec Boga. Bóg - jako Stwórca i Pan - jest normą wszelkiej prawdy. Słowo ludzkie jest albo w zgodzie, albo w sprzeczności z Bogiem, który jest samą Prawdą. Przysięga, jeżeli jest wiarygodna i prawomocna, ukazuje odniesienie słowa ludzkiego do prawdy Bożej. Krzywoprzysięstwo wzywa Boga, by był świadkiem kłamstwa.

2152 Wiarołomcąjest ten, kto pod przysięgą składa obietnicę, której nie ma zamiaru dotrzymać, lub ten, kto złożywszy pod przysięgą obietnicę, nie dotrzymuje słowa. Wiarołomstwo jest poważnym brakiem szacunku względem Pana wszelkiego słowa. Zobowiązanie się pod przysięgą do dokonania złego czynu sprzeciwia się świętości imienia Bożego.

2153 Jezus przypomniał drugie przykazanie w Kazaniu na Górze: "Słyszeliście... że powiedziano przodkom: Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi. A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie... Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi" (Mt 5, 33-34. 37; por. Jk 5, 12). Jezus uczy, że każda przysięga zawiera odniesienie do Boga i że obecność Boga oraz Jego prawdy powinna być czczona w każdym słowie. Powściągliwość w powoływaniu się na Boga w mowie jest znakiem wielkiego szacunku dla Jego obecności, zaświadczanej lub podważanej w każdym naszym stwierdzeniu.

2154 Powołując się na św. Pawła (Por. 2 Kor 1, 23; Ga 1, 20), tradycja Kościoła przejęła rozumienie słów Jezusa jako nie sprzeciwiających się przysiędze, jeśli składa się ją z ważnego i słusznego powodu (np. w sądzie). "Przysięga, to jest wezwanie imienia Bożego na świadka prawdy, może być składana tylko zgodnie z prawdą, rozwagą i sprawiedliwością" (KPK, kan. 1199, § 1) .

2155 Świętość imienia Bożego wymaga, by nie używać go do błahych spraw i nie składać przysięgi w sytuacjach, w których mogłoby to być interpretowane jako aprobowanie władzy, która by się tego niesłusznie domagała. Można odmówić złożenia przysięgi, jeżeli domaga się jej nielegalna władza świecka. Należy odmówić, gdy żąda się jej w celach przeciwnych godności osób lub komunii Kościoła.

******

Przez chrzest zawarliśmy przymierze z Bogiem; odnawiamy je poprzez inne sakramenty, zwłaszcza Eucharystię. Bóg ze swej strony jest wierny przymierzu z nami; trzeba, żebyśmy i my byli wierni temu przymierzu, przysiędze złożonej Bogu, którą w imieniu nas wypowiedzieli rodzice podczas chrztu św. Trzeba, żebyśmy zrozumieli także znaczenie przysiąg składanych w życiu publicznym, i byli im wierni. Przez wierność danemu słowu, zwłaszcza potwierdzonego wezwaniem imienia Bożego, przyczyniamy się do odnowy Kościoła i społeczeństwa.

czwartek, 17 stycznia 2013

O odejściu z zakonu o. Jacka Krzysztofowicza czyli o celibacie i spożywaniu krwi

Paweł Bartosik pisząc o odejściu z zakonu o. Jacka Krzysztofowicza chciał przy okazji upiec swoją „kiełbaskę” i pouczyć katolików, jako bardzo niebiblijny i okrutny (sic!) jest celibat wymagany od duchownych Kościoła katolickiego. W swoim wpisie wspomniał świadectwa porzucających kapłaństwo, którzy pisali o tym, jako „o wyzwoleniu się z więzów”. Dla wzmocnienia wagi swojej wypowiedzi przywołał biblijny cytat: "Chrystus wyzwolił nas, abyśmy w tej wolności żyli. Stójcie więc niezachwianie i nie poddawajcie się znowu pod jarzmo niewoli" (Ga 5, 1). Problem polega na tym, że jest tam mowa o wyzwoleniu się z Prawa Starego Przymierza, a nie z celibatu, który nie był znany w ST. Dopiero Nowy Testament pozytywnie ukazuje dziewictwo i bezżenność (celibat). Dlatego to raczej podważanie celibatu jest wracaniem do Starego Przymierza i braniem na siebie jarzma, z którego wyzwolił nas Chrystus.

Ten wpis jest odpowiedzią na jego tekst. Składa się z trzech części. 1) Najpierw ukażę znaczenie celibatu w Kościele, 2) następnie odpowiem na niektóre zarzuty mojego adwersarza, a na zakończenie 3) pokażę „elastyczność” hermeneutyki biblijnej Pawła Bartosika.


1. Nowy Testament zawiera pochwałę dziewictwa i celibatu, w odróżnieniu od Starego, który widział w tym hańbę i znak Bożego przekleństwa. Bezżeństwo dla królestwa Bożego chwali sam Pan: „Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni” (Mt 19:12 BT). Dosłownie: „którzy dla królestwa Bożego wykastrowali się”. I zdając sobie sprawę, że te słowa są trudne do zrozumienia, dodaje: „Kto może pojąć, niech pojmuje!”

Podobnie św. Paweł w 1 Kor 7 pisze o wyższości dziewictwa nad życiem małżeńskim. Dziewictwo jest radą ewangeliczną, nie zaś nakazem. Nie było ono nakazem nawet dla przyjmujących święcenia kapłańskie, bo jest napisane:

„Biskup więc powinien być nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy, rozsądny, przyzwoity, gościnny, sposobny do nauczania, nie przebierający miary w piciu wina, nieskłonny do bicia, ale opanowany, niekłótliwy, niechciwy na grosz, dobrze rządzący własnym domem, trzymający dzieci w uległości, z całą godnością. Jeśli ktoś bowiem nie umie stanąć na czele własnego domu, jakżeż będzie się troszczył o Kościół Boży” (1 Tm 3, 2-5 BT).

„Diakoni niech będą mężami jednej żony, rządzący dobrze dziećmi i własnymi domami” (1 Tm 3, 12 BT).

„W tym celu zostawiłem cię na Krecie, byś zaległe sprawy należycie załatwił i ustanowił w każdym mieście prezbiterów. Jak ci zarządziłem, [może nim zostać] jeśli ktoś jest nienaganny, mąż jednej żony, mający dzieci wierzące, nie obwiniane o rozpustę lub niekarność” (Tt 1, 5-6 BT).

Zarówno w stosunku do biskupów, jak i prezbiterów i diakonów powtarza się określenie „mąż jednej żony”. Nie chodzi tu o zakaz poligamii, bo małżeństwo monogamiczne obowiązywało wszystkich. Chodziło o to, że święceń nie mógł przyjąć ktoś, kto był zamężny dwa razy, oraz to, że kapłan, któremu umierała żona, nie mógł zawrzeć ponownego małżeństwa. W czasach apostolskich celibat nie był wymagany, ale wkrótce rozpowszechnił się zwyczaj stawiana tego wymagania kandydatom do stanu duchownego.

Celibat oznacza bezżenność. Mnisi, mniszki i osoby zakonne wyrażają to zobowiązanie ślubem. „W Kościele rzymskim celibatu wymaga się od kandydatów do kapłaństwa; stałym diakonom nie wolno zawierać małżeństwa po przyjęciu święceń. Wśród katolików obrządku wschodniego istnieje również duchowieństwo żonate. Kapłani i diakoni prawosławni są zazwyczaj żonaci, nie mogą jednak zawierać małżeństwa — nawet jeśli owdowieją — po otrzymaniu święceń. Biskupi wschodni muszą być bezżenni”. Tak swoim stylem życia dają świadectwo, że istnieje Królestwo Niebieskie, czyli Bóg. Tą formą życia opowiadają się całkowicie za Jezusem Chrystusem i całe swoje życie oddają do Jego dyspozycji. Wybierając celibat nie chodzi Kościołowi jedynie o stronę praktyczną: wolność, czas, ruchliwość, łatwiejsza sytuacja w wypadku prześladowań. Celibat ma sens chrystologiczny i apostolski. Rezygnacja z rzeczy dobrych, dla większych: z rodziny, miłości małżeńskiej, aby wszystkie siły oddać Bogu.

Celibat nie jest dogmatem. Zrodził się w Kościele bardzo wcześnie jako zwyczaj umotywowany biblijnie. Od początku zalecał go Kościół. „Najnowsze badania dowiodły, że początki tego zwyczaju sięgają znacznie odleglejszych czasów, niż wskazywały na to dotychczasowe znane źródła —mianowicie II wieku”. Synod w Elwirze (Granada, ok. 300 — 303 r.) w Hiszpanii podaje cenną wskazówkę o dyscyplinie w Kościele. Oficjalne zarządzenie o celibacie wyższego kleru podają dwa kanony tegoż synodu: „Kan. 27. Niech biskup lub jakikolwiek inny duchowny trzyma przy sobie co najwyżej rodzoną siostrę lub córkę poświęconą Bogu, żadnej zaś obcej niewiasty. Takie jest zarządzenie Synodu. Kan. 33. Synod zabrania stanowczo, aby biskupi, kapłani i diakoni, oraz wszyscy duchowni będący w służbie ołtarza, współżyli z żonami swoimi i mieli dzieci. Kto by zaś to czynił, powinien być pozbawiony godności duchownej”. Decyzje synodu powtarza list św. Syrycjusza papieża do Himeriusa, bpa Tarragony w Hiszpanii (385). Papież rozszerzył to prawo na cały Zachód (385). Potwierdzili je Innocenty I (401-417), Leon I Wielki (446) i Grzegorz Wielki (591). W X w., zwanym „ciemnym wiekiem”, różnie było z praktyką. Od XI wieku upowszechnienie celibatu było jednym z celów reformy kościelnej. Kwestię tę podjęły synody w Pawii (1022) i Bourges (1031) oraz papież Leon IX (1049 — 1054) i papież Grzegorz VII (1073-1085). „Punktem zwrotnym w utrwalaniu celibatu było uznanie na Soborze Laterańskim II (1139) wyższych święceń kapłańskich za przeszkodę do zawarcia małżeństwa, a na przełomie XII / XIII w. uznano tę przeszkodę za zrywającą. Obowiązek zachowania celibatu przez duchownych Kościoła łacińskiego został potwierdzony przez Sobór Watykański II, nauczanie papieży oraz dokumenty Kościoła”.
 (Skąd się wziął celibat?).

Doskonała i dozgonna powściągliwość, zalecana przez Chrystusa Pana ze względu na Królestwo niebieskie, a w ciągu wieków, jak również i w naszych czasach, przez wielu chrześcijan chętnie przyjęta i chwalebnie zachowywana, była zawsze uważana przez Kościół za rzecz wielkiej wagi, szczególnie dla życia kapłańskiego. Jest ona bowiem znakiem, a zarazem bodźcem miłości pasterskiej i szczególnym źródłem duchowej płodności w świecie. Nie jest wymagana jednak przez kapłaństwo z jego natury, jak to okazuje się z praktyki Kościoła pierwotnego i tradycji Kościołów Wschodnich, gdzie oprócz tych, którzy z daru łaski ze wszystkimi biskupami wybierają zachowanie celibatu, występują również bardzo zasłużeni prezbiterzy żonaci. Gdy więc ten święty Sobór zaleca kościelny celibat, wcale nie zamierza zmieniać tej odmiennej dyscypliny, która jest prawnie uznana w Kościołach Wschodnich, a wszystkich, którzy w małżeństwie przyjęli prezbiterat, z wielką miłością zachęca, by trwając w świętym powołaniu, całkowicie i wielkodusznie nadal poświęcali swoje życie trzodzie im powierzonej.

Celibat z wielu względów odpowiada kapłaństwu. Całe bowiem posłannictwo kapłana poświęcone jest służbie nowego człowieczeństwa, które Chrystus, zwycięzca śmierci, wzbudza przez Ducha swego w świecie i które ma swój początek "nie z krwi ani z żądzy ciała, ani też z woli ludzkiej, ale z Boga" (J 1,13). Przez dziewictwo zaś lub celibat zachowywany ze względu na Królestwo niebieskie, prezbiterzy są poświęcani Chrystusowi z nowych i wyjątkowych powodów, łatwiej, niepodzielnym sercem trwają przy Nim, z większą swobodą w Nim i przez Niego poświęcają się służbie Boga i ludzi, sprawniej służą Jego Królestwu i dziełu nadprzyrodzonego odrodzenia i stają się w ten sposób zdatniejszymi do przyjęcia szerszego ojcostwa w Chrystusie. W ten sposób więc wyznają przed ludźmi, że chcą się poświęcić niepodzielnie powierzonemu sobie zadaniu, a mianowicie poślubienia wiernych jednemu mężowi i okazania ich Chrystusowi jako dziewicę czystą. I tak przywołują na pamięć to tajemnicze małżeństwo ustanowione przez Boga i mające w przyszłości być w pełni objawione, przez które Kościół posiada jedynego Oblubieńca Chrystusa
(Presbyterorum ordinis, 16).

W tych dwóch ostatnich zdaniach jest zawarta aluzja do słów Pana z Ewangelii według św. Mateusza zacytowanych na początku. „Niezdatni do małżeństwa” to εὐνοῦχοι (czyt.: eunuchoi) czyli „eunuchy”. Eunuch to kastrat, którego opiece powierzano żony królewskie. Eunuch na dworze królewskim nie troszczył się o własną żonę i rodzinę, bo ich nie miał. Ten człowiek był niezdolny do małżeństwa, bo ludzie uczynili go takim – został wykastrowany. Analogicznie, kapłan to człowiek, któremu powierzono troskę o Oblubienicę Chrystusa – i dla Oblubienicy Chrystusa sam uczynił się duchowym eunuchem. Jest czymś odpowiednim, aby kapłan nie mając żony i dzieci „niepodzielnie poświęcił się powierzonemu sobie zadaniu” – trosce o Oblubienicę swego Pana – Kościół i jego dzieci.


2. Odpowiedzi na niektóre zarzuty Pawła Bartosika.

a
) Paweł Bartosik: „Ojciec Jacek jest jedną z wielu pobożnych ofiar nakładania przez Kościół na jego duchownych jarzma, którego nie nakłada na żadnego człowieka Bóg: jarzma konieczności wyrzekania się jednego z najważniejszych ludzkich powołań przez tych, którzy powinni je afirmować, wychwalać, cieszyć się nim - będąc przykładem dla wiernych w Kościele”.

Nie jest prawdą, że Kościół narzuca „jarzmo” celibatu na kogokolwiek. Kapłaństwo i życie zakonne jest sprawą Bożego powołania i WOLNEJ odpowiedzi człowieka. Trzeba więc raczej powiedzieć, że Kościół wymaga podjęcia wyboru, który ma być dokonany w całkowitej wolności od jakiekolwiek nacisku.

b) Na zakończenie wspomnianego wpisu na potwierdzenie swoich wniosków kalwinista podaje biblijny cytat:

„Duch zaś otwarcie mówi, że w czasach ostatnich niektórzy odpadną od wiary, skłaniając się ku duchom zwodniczym i ku naukom demonów. [Stanie się to] przez takich, którzy obłudnie kłamią, mają własne sumienie napiętnowane. Zabraniają oni wchodzić w związki małżeńskie, [nakazują] powstrzymywać się od pokarmów, które Bóg stworzył, aby je przyjmowali z dziękczynieniem wierzący i ci, którzy poznali prawdę. Ponieważ wszystko, co Bóg stworzył, jest dobre, i niczego, co jest spożywane z dziękczynieniem, nie należy odrzucać. Staje się bowiem poświęcone przez słowo Boże i przez modlitwę” (1 Tm 4, 1-5 BT).

Stosowanie tych słów do praktyki celibatu w Kościele jest absurdalne. Trudno traktować na serio taki zarzut. Ale skoro się pojawia, trzeba na niego odpowiedzieć. Tych słów nie można stosować do Kościoła katolickiego. Dlaczego? Kościół nikomu nie zabrania wchodzić w związki małżeńskie, ani też nikomu nie nakazuje celibatu czy dziewictwa. Celibat nie oznacza pogardy dla małżeństwa. Wręcz odwrotnie, jest jego pochwałą. Bo Bogu można składać ofiarę tylko z tego, co jest dobre. Pośrednio więc celibat i ślub czystości jest pochwałą małżeństwa.

Podobnie piątkowa wstrzemięźliwość od mięsa nie oznacza, że mięso uważane jest za coś złego czy nieczystego.


3. Elastyczność hermeneutyki biblijnej Pawła Bartosika.

W dyskusji pod wpisem na jego blogu napisał:

„Widzisz. Kościół nie może "majstrować" przy tym co jasne i oczywiste.
Sprawa w zasadzie jest bardzo prosta.
Biblia stawia bezżenność jako sprawę osobistego powołania i indywidualnego wyboru. Pan Jezus mówi o ludziach, którzy dobrowolnie podjęli taką decyzję. Podobnie ap. Paweł. (…)
Pismo Święte nigdzie nie naucza, że powołanie do bycia duchownym oznacza jednocześnie powołanie do życia w celibacie. Te dwa powołania mogą, choć NIE MUSZĄ iść ze sobą w parze.
Bóg w 1 Liście Tymoteusza 3 oraz Liście do Tytusa 1 mówi wyraźnie: duchownym WOLNO mieć żonę i dzieci.
Kościół Rzymskokatolicki w opozycji do tych fragmentów mówi: duchownym NIE WOLNO mieć żony i dzieci. (…)

Wypowiedzi Kościoła powinny natomiast tyczyć:
- interpretacji tego, co napisane (a nie znoszenia tego)
- zastosowania tego, co napisane (a nie postępowania tak, jakby Biblia nic na ten temat nie mówiła).”


Odpowiadam: Każda wypowiedź jest niczym miecz obosieczny; ma konsekwencje także dla tego, który je wypowiada. Zastosujmy zasady Pawła Bartosika dotyczące prawa i sposobu interpretacji Pisma św. przez Kościół.

Pismo św.:
19 Dlatego ja sądzę, że nie należy nakładać ciężarów na pogan, nawracających się do Boga,
20 lecz napisać im, aby się wstrzymali od pokarmów ofiarowanych bożkom, od nierządu, od tego, co uduszone, i od krwi. (…)
28 Postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my, nie nakładać na was żadnego ciężaru oprócz tego, co konieczne.
29 Powstrzymajcie się od ofiar składanych bożkom, od krwi, od tego, co uduszone, i od nierządu. Dobrze uczynicie, jeżeli powstrzymacie się od tego. Bywajcie zdrowi!»
(Dz 15, 19-29 BT)

Paweł Bartosik: „Widzisz. Kościół nie może ‘majstrować’ przy tym co jasne i oczywiste.

Wypowiedzi Kościoła powinny natomiast tyczyć:
- interpretacji tego, co napisane (a nie znoszenia tego)
- zastosowania tego, co napisane (a nie postępowania tak, jakby Biblia nic na ten temat nie mówiła)”


Teraz pytania do autora tych zasad
:
1. Czy wskazania na temat spożywania krwi są wystarczająco jasne i oczywiste?
2. Czy Twoje zasady stosujesz również wobec tego fragmentu Dziejów Apostolskich?
3. Jeśli zaś stosujesz je TYLKO odnośnie celibatu duchownych, a w tym miejscu odnośnie spożywania mięsa – nie, to jak uzasadnisz taką hermeneutykę biblijną, która raz obowiązuje, innym razem nie?

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Pascal o ateistach

"Ateiści – jaka racja skłania ich do tego, żeby mówić, że nie możemy powstać z martwych? Co jest trudniejsze: urodzić się czy też zmartwychwstać; czy trudniejsze jest, żeby zaistniało coś, czego nigdy nie było; czy żeby zaistniało ponownie to, co już istnieje? Czy jest trudniejsze zaistnieć czy wrócić do życia? Doświadczenie tego pierwszego powoduje, że uważamy to za łatwe; brak doświadczenia tego drugiego jest przyczyną, że uważamy to za niemożliwe". (Blaise Pascal)

sobota, 12 stycznia 2013

"W takim wypadku nie polecam, aby się modlono..." (1 J 5, 16)

Dzisiaj w Liturgii Słowa Mszy św. są takie słowa z Pierwszego Listu św. Jana:

„Jeśli ktoś spostrzeże,
że brat popełnia grzech,
który nie sprowadza śmierci,
niech się modli, a przywróci mu życie,
mam na myśli tych,
których grzech nie sprowadza śmierci.
Istnieje taki grzech,
który sprowadza śmierć.
W takim wypadku nie polecam,
aby się modlono”
(5, 16).

Modlić się za grzeszników czy się nie modlić? - oto jest pytanie. Wydawać by się mogło, że powinniśmy modlić za wszystkich będących w jakiejkolwiek potrzebie. Im większa potrzeba, tym gorliwiej powinniśmy polecać owych ludzi, którzy się w niej znajdują. A czy jest większa nędza, niż grzech śmiertelny grożącym temu, który go popełnił wiecznym zatracaniem? Matka Boża w Fatimie mówi do widzących, że wielu „biednych grzeszników idzie na zatracanie, bo nie nikt się za nich nie modli?” Natchniony autor wydaje się w takim przypadku, czyli kiedy mamy do czynienia z grzesznikiem żyjącym w grzechu ciężkim, mówić coś innego. Dlaczego św. Jan nie poleca się modlić za będących „w grzechu sprowadzającym śmierć”?

Ja rozumiem to w ten sposób, że modlitwa za grzesznika czasem może być "niebezpieczna" . Na myśli mam sytuację przedstawioną w operze "Thais" (sfilmowaną także z Dorotą Kwiatkowską i Jerzym Kryszakiem). Mnich Pafnucy dowiaduje się o kurtyzanie Thais i postanawia nawrócić ją. Udaje mu się, Thais nawraca się, ale jego modlitwa przyczynia się do jego własnej zguby, ponieważ ulega pokusie, której powodem jest właśnie ta, za którą się modlił. Jego motywy nie były czyste, a on sam nie był tak mocny duchowo, jak sądził na początku.

Jeśli więc św. Jan nie poleca się modlić za tych, który żyją w publicznym grzechu śmiertelnym (tzn. których śmierć duchowa jest publicznie znana - żyją w grzechu ciężkim wszystkim znanym), to jak sądzę, ma na myśli taką sytuację, kiedy ktoś nie jest wystarczająco umocniony. Słowa św. Jana z 1 J 5, 16 są więc raczej wezwaniem do badania własnych motywów i kondycji duchowej, a nie podważeniem sensowności modlitwy w ogóle. Bo przystępujący do modlitwy powinien być przekonany, że zostanie wysłuchana.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Różnice i próby uzgodnienia dwóch genealogii Jezusa

Różnice

(1) Mateusz podaje królewską dynastię od Dawida do Jechoniasza, natomiast Łukasz śledzi pochodzenie Jezusa od Natana syna Dawida poprzez serię różnych i nieznanych imion; obie listy spotkają się ponownie w Salatielu, którego ma różnych ojców w dwóch wykazach (Mt 1, 12; Łk 3, 27).

(2) Od Zorobabela do Józefa obie listy składają się z nieznanych imion; imiona podane w jednej liście różnią się od tych podanych w drugiej; spotykają się dopiero w osobie Józefa. Ojcem Józefa w Mt 1, 16 jest Jakub, w Łk 3, 23 – Heli.

(3) Mateusz ma trzynaście imiona od niewoli do Jezusa (pomimo jego twierdzenia w 1, 17, że jest ich czternaście), Łukasz ma dwadzieścia dwa w tym samym okresie – co wydaje się bardziej prawdopodobną liczbą na czas sześciu wieków, choć Mateuszowa wersja nie jest niemożliwa, pomimo tego, iż wielu ją podważa.

(4) Mateuszowa wersja zawiera wprowadzenie (1, 1), odniesienia do braci Judy i Jechoniasza (1, 2.11), cztery kobiety (1, 3.5n) oraz zamierzony 3x14 system (1, 17).

(5) Mateusz przedstawia listę w sposób zstępujący, Łukasz w sposób odwrotny; Mateusz stosuje formułę: „N był ojcem N”, a Łukasz podaje imiona poprzedzone rodzajnikiem w dopełniaczu.

(6) Mateusz cofa się do Abrahama, Łukasz do Adama. Oprócz tych różnic istnieją drobne różnice w ortografii imion wspólnych dla obu list.

Próby uzgodnienia genealogii.


Przed wszystkim dwie pierwsze wymienione wyżej różnice były powodem licznych prób zharmonizowania dwóch list. Najczęściej powtarzające się hipotezy można streścić następująco:

(1) Oba wykazy są genealogiami Józefa, ale podczas gdy Mateusz śledzi pochodzenie biologiczne, Łukasz prawne. Najwcześniejszą zachowaną próbą uzgodnienia dwóch genealogii jest ta Afrykanusa, pochodząca z czasów ok. roku 200. Przyjmuje on, że kluczem do pogodzenia różnić jest prawo lewiratu: Mattan, dziadek Józefa w liście Mateusza, ożenił się z Estą (ang. Estha) i spłodził Jakuba. Po śmierci Mattana, Melchi (niespokrewniony z Mattanem), dziadek Józefa w liście Łukasza, wziął Estę za żonę i z tego małżeństwa narodził się Heli; stąd Jakub i Heli byli przyrodnimi braćmi. Heli ożenił się i zmarł bezdzietnie, jego brat Jakub poślubił według prawa lewiratu wdowę po nim i stał się fizycznym ojcem Józefa. Z tego wynika, że Mateusz podał listę fizycznych przodków Józefa, Łukasz zaś przedstawił listę jego przodków według prawa. Można to przedstawić w formie diagramu:


(2) W czasach nowożytnych coraz częściej sugeruje się, że Mateusz podał listę prawnych przodków, a Łukasz naturalnych.

(3) Za Anniusem z Viterbo (ok. 1490), Lutrem i Bengalem cześć współczesnych uczonych przyjmuje, że Mateuszowa lista przedstawia genealogię Józefa, a Łukaszowa genealogię Maryi. Ten pogląd jest zazwyczaj związany z założeniem, że wyrażenie „jak mniemano” (Łk 3, 23), zastosowane zostało tylko do Józefa [natomiast nie odnosi się do dalszych przodków, bo oni byli cielesnymi przodkami Maryi, a więc konsekwentnie i Jezusa].

(4) Tertulian i niektórzy ze współczesnych uczonych odwracają powyższy pogląd i uważają, że Mateusz podał genealogię Maryi, a Łukasz – Józefa.

Żadna z tych prób nie jest całkowicie przekonywująca. Chociaż można argumentować, że studium genealogii Jezusa u Łukasza ukazuje dokładniejsze wykorzystanie historycznych informacji niż to miało miejsce u Mateusza (jak czyni to Jeremias, s. 292-97), byłoby czymś nierozważnym traktowanie genealogii Jezusa jako czyste odbicia dokładnych historycznych faktów dotyczących Jego pochodzenia, zwłaszcza w świetle egzegezy midrastycznej (midrashic), która zazwyczaj towarzyszyła rabinicznym spekulacjom mesjańskim. (Vol. 2: The International Standard Bible Encyclopedia, Revised. 1988 (G. W. Bromiley, Ed.) (430). Wm. B. Eerdmans)

środa, 2 stycznia 2013

...lecz nie zbliżał się do Niej, porodziła Syna...

Ktoś zapytał: „Jestem w szachu. Mój znajomy ateista, postanowił mnie zażyć, wcześniej buszował po necie, aby wykazać głupotę dogmatu o nienaruszonym dziewictwie Maryi. Nie bardzo zajmowałem się życiem seksualnym świętej rodziny, bo wystarczył mi dogmat, ale teraz, kiedy mam Mt 1,24-25 i obcowanie lub zbliżanie się Józefa do Maryi po narodzeniu Jezusa, to jestem w szachu. Ktoś mi pomoże sprawę rozjaśnić?”.

*****

Odpowiadam: Z tego cytatu wynika, jak rozumiem, że dopóki autor nie zaglądał do podanego miejsca w Biblii „wystarczył mu dogmat”, ale po zajrzeniu do Mt 1, 24-25 pojawiły się wątpliwości. Zajrzyjmy zatem do Mt 1, 24-25 i zobaczmy, na czym polega owa trudność: „Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie, lecz nie zbliżał się do Niej, porodziła Syna, któremu nadał imię Jezus”. (Mt 1:24-25 BT)

Polskie „aż” w Mt 1, 25 BT jest tłumaczeniem greckiego ἕως (czyt.: cheos). Greckie słowo ἕως „aż do czasu gdy, aż, zanim nie, dopóki nie” wcale nie implikuje, że okoliczności, o których mowa, zmieniają się, gdy nadejdzie ten określony czas. Oto przykłady:

„A od czasu Jana Chrzciciela aż (ἕως) dotąd królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je”
(Mt 11, 12). Nic nie wskazuje na to, że dzisiaj, czyli 2000 lat po wypowiedzeniu tych słów, jest inaczej.

„Trzciny zgniecionej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi, aż (ἕως) zwycięsko sąd przeprowadzi” (Mt 12, 20). Nie ma tu implikacji, że po tym, jak już przeprowadzi sąd, Sługa Jahwe zgasi trzcinę zgniecioną czy dogasi knotek tlejący się. To tylko niektóre przykłady z Ewangelii według św. Mateusza.

„Mikal, córka Saula, była bezdzietna aż do (ἕως) czasu swej śmierci” (2 Sm 6, 23). Nie mamy żadnych przesłanek do wyciągnięcia z tego zdania wniosku, że Mikal miała dzieci po swojej śmierci. Przy okazji: Greckie ἕως w tym miejscu jest tłumaczeniem hebrajskiego słowa עד (czyt.: ad). Sprawdziłem to słowo w słownikach biblijnych i podają one dwa zasadnicze znaczenia:
1) jak długo, do podczas, aż do;
2) na zawsze.

Powyższe przykłady są wystarczającym dowodem na to, że greckie słowo ἕως w Mt 1, 25 nie implikuje, że Józef współżył z Maryją po urodzeniu się Pana Jezusa.

Jednak tutaj jest pewien mały problem. Tim Staples mówiąc o wiecznym dziewictwie Maryi wspomniał też Mt 1, 25 i przy okazji argumenty niektórych protestantów. Otóż w Mt 1, 25 jest nie samo słowo ἕως, ale ἕως οὗ (czyt.: cheos chu). Według niektórych apologetów protestanckich to drugie wyrażenie jest różne od pierwszego w tym sensie, że pewne warunki czy okoliczności opisane przed danym czasem zmieniają się po osiągnięciu określonego czasu. Czy tak jest? Nie, bo można znaleźć takie przykłady zarówno w greckim tłumaczeniu ST, jak i w NT takie miejsce, które tego nie potwierdzają. Oto wybrane przykłady:

Sdz 19, 26: „Kobieta owa, wracając o świcie, upadła u drzwi owego męża, gdzie był jej pan, i pozostała tam aż do (ἕως οὗ) chwili, gdy poczęło dnieć”. (Ta kobieta nie podniosła się, gdy przyszedł dzień, bo wcześniej umarła).

2 Krl 17, 23: „Aż wreszcie Pan odrzucił Izraela od swego oblicza, tak jak zapowiedział przez wszystkie sługi swoje, proroków. I przesiedlił Izraelitów z własnego kraju w niewolę do Asyrii, gdzie są aż do (ἕως οὗ) dnia dzisiejszego.” (Wygnanie Izraela trwało nadal w chwili pisania tego tekstu).

Ps 57, 2: „Zmiłuj się nade mną, Boże, zmiłuj się nade mną, u Ciebie chronię swe życie: chronię się pod cień Twoich skrzydeł, aż (ἕως οὗ) przejdzie klęska”. (Nie ma tu sugestii, że po ustaniu klęski Psalmista zrezygnuje z Bożej ochrony).

Ps 72, 7: „Za dni jego zakwitnie sprawiedliwość i wielki pokój, dopóki (ἕως οὗ) księżyc nie zgaśnie”. (Jest to Psalm mesjański czyli w sensie dosłownym odnosi się do króla Izraela w dniu jego koronacji, ale właściwy sens ma odniesiony do Mesjasza, który zasiądzie na tronie Izraela. To w Jezusie, Królu żydowskim wypełniło się proroctwo tego Psalmu. To zdanie nie oznacza, że po zgaśnięciu księżyca ustanie sprawiedliwość i pokój Króla).

Mt 26, 36: „Wtedy przyszedł Jezus z nimi do ogrodu, zwanego Getsemani, i rzekł do uczniów: «Usiądźcie tu, Ja tymczasem (ἕως οὗ) odejdę tam i będę się modlił»”. (Oryginalną konstrukcję zdania oryginalnego lepiej ukazuje tu Biblia Gdańska: „Tedy przyszedł Jezus z nimi na miejsce, które zwano Gietsemane, i rzekł uczniom: Siądźcież tu, aż (ἕως οὗ) odszedłszy, będę się tam modlił”.) To zdanie wypowiedziane przez Pana nie oznaczało, że uczniowie powinni zmienić miejsce czy odejść po tym, jak On oddalił się, aby się modlić).

Oprócz tego trzeba wspomnieć, że hebrajskie słowo עד zostało przetłumaczone w Septuagincie zarówno przez jaki ἕως i ἕως οὗ, co wyklucza, że mają przeciwstawne znaczenia.