Szukaj na tym blogu

niedziela, 18 maja 2014

Bóg nie jest samotnikiem, ale rodziną (św. Jan Paweł II)

„Powiedziano w piękny i zarazem głęboki sposób, że Bóg w głębi swej tajemnicy nie jest samotnością, ale rodziną, bo ma w sobie ojcostwo, synostwo i to, co stanowi istotę rodziny, czyli miłość”.

*****

„Boże, Ty nam zesłałeś Zbawiciela i uczyniłeś nas swoimi przybranymi dziećmi…” To początek modlitwy z piątej niedzieli wielkanocnej. Innymi słowy: Pan Bóg uczynił nas swoją rodziną – Bożą rodziną czyli Kościołem. I jak się wydaje, to właśnie Kościół jest centralnym tematem dzisiejszej Liturgii, chociaż nie ma mowy o nim w sposób jasny, ale w obrazach, które też nie pojawiają się na sposób wyraźny, ale aluzyjny i przez sugestię.

Najważniejszym z tych obrazów jest rodzina. Pewnie zetknęliśmy się z tym porównaniem już jako dzieci na katechezie. Kościół jest Bożą rodziną. Ale nie chodzi tu tylko o użycie wyrażenia zrozumiałego dla dzieci. Bo znaczenie tego obrazu jest bardzo głębokie. Głębsze niż to się powszechnie wydaje. Bo nie chodzi tu tylko o porównanie do ludzkiej rodziny. Chodzi o coś więcej. Uświadomiłem to sobie stosunkowo niedawno dzięki znanemu amerykańskiemu bibliście Scotowi Hahnowi. Otóż ten uczony, apologeta i konwertyta do Kościoła katolickiego w jednym ze swoich wystąpień zacytował słowa św. Jana Pawła II, które przytoczę poniżej. Ale zanim to uczynię chciałem przywołać jego kanonizację sprzed trzech tygodni. Ojciec święty, Franciszek w homilii Mszy św. kanonizacyjnej podkreślił, że Jan Paweł II chciał być zapamiętany jako papież rodziny. Zarówno ta najmniejsza komórka społeczna, jaką jest rodzina, jak i rodzina Boża, którą jest Kościół, mają swój początek w Bogu i dlatego niosą w sobie obraz i podobieństwo Boże.

W tym miejscu przytoczę słowa św. Jana Pawła II, które wygłosił czasie jego pierwszej zagranicznej pielgrzymki papieskiej, kilka miesięcy po objęciu Stolicy Apostolskiej. Dokładnie miało to miejsce 28 stycznia 1979 roku, w mieście Puebla de Los Angeles w Meksyku. Ojciec św. powiedział wtedy:
„Powiedziano w piękny i zarazem głęboki sposób, że Bóg w głębi swej tajemnicy nie jest samotnością, ale rodziną, bo ma w sobie ojcostwo, synostwo i to, co stanowi istotę rodziny, czyli miłość”.[1]

Upraszczając i wyrażając myśl Papieża potocznym językiem można ją ująć w ten sposób: Bóg nie jest samotnikiem, ale rodziną. O pierwszych ludziach jest powiedziane, że zostali stworzeni na Boży obraz i podobieństwo. Każdy z ludzi brany jednostkowo nosi w sobie to Boże podobieństwo, ale ponieważ, jak powiedziano, Bóg jest rodziną, a nie jednostką, Jego obraz i podobieństwo są pełniejsze w małżeństwie, a w całej pełni Boże podobieństwo wyraża się w rodzinie, czyli w małżeństwie posiadającym dzieci, i w rodzinie Bożej, którą jest Kościół.

I ponieważ Bóg nie jest samotnikiem, ale właśnie rodziną, Pan Jezus może powiedzieć słowa, które słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii: „Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie”. Jezus jest różny od Ojca, a jednocześnie stanowi z Nim jedno, tak że na innym miejscu powie: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy”. Syn nie jest Ojcem, ale z drugiej między Ojcem, a Synem jest taka jedność, że następuje Ich wzajemne przenikanie: Syn jest w Ojcu, a Ojciec w Synu. Z jednej strony odrębność, a z drugiej strony jedność. I właśnie jako taki, Bóg jest wzorem, a właściwie Prawzorem każdej rodziny – i tej złożone z taty, mamy i dzieci, dziadków, kuzynów, jak i tej wielkiej rodziny Bożej – czyli Kościoła.
Można ukazywać małżeństwom i rodzinom przykłady dobrych małżeństw i rodzin jako wzory do naśladowania, jak na przykład małżeństwo Zelii i Ludwika Martin – rodziców Małej Tereski od Dzieciątka Jezus. Od kilkudziesięciu lat toczy się ich proces beatyfikacyjny. Jeśli zostanie zakończony pomyślnie, a są znaki, które na to wskazują, to będzie to drugi taki przypadek w historii Kościoła, że w jednej uroczystości dwoje współmałżonków zostanie ogłoszonych błogosławionymi. Pierwszą taką parą byli małżonkowie Maria i Alojzy Beltrame Quattrocchi żyjący w XX w. w Rzymie.

Teraz chcę krótko scharakteryzować rodziców św. Tereski. Jej mama, Zelia kochała i podziwiała swego męża, czemu dawała niejednokrotnie wyraz w swoich listach: "Jestem zawsze z nim szczęśliwa; on jest tego przyczyną, że życie moje jest bardzo miłe. Mąż mój - to święty człowiek. Życzyłabym wszystkim kobietom takich mężów". (A ja życzę wszystkim mężczyznom, żeby ich żony mogły o nich mówić w ten sam sposób). Zelia pragnęła dobra i szczęścia swego męża. Z niecierpliwością oczekiwała powrotu Ludwika do domu. On z kolei wracał chętnie do domu, gdzie czekała na niego kochająca żona, i odwdzięczał się jej tą samą troską i opieką. Rozumiał swoją żonę, a w trudnych chwilach "pocieszał, jak tylko umiał” i starał się odpowiedzieć na jej upodobania. Np. wiedząc, że żona nie lubiła podróżować, podjął się prowadzenia jej interesów, które wymagały wyjazdów do Paryża.[2] We wszystkich sprawach małżeństwo Martin podejmowało wspólnie decyzje, co może dzisiaj jest oczywiste, ale wtedy takie nie było.

Jest to jeden z przykładów, który warto ukazywać małżonkom. Jeszcze wznioślejszym przykładem do naśladowania dla małżonków i rodzin jest Święta Rodzina Józefa, Maryi i Jezusa. Warto na nich patrzeć i uczyć się od nich, warto przywoływać ich pomocy w modlitwie. Nie tylko Jezusa, Maryi i Józefa, każdego z Nich oddzielnie, ale razem, właśnie jako Świętej Rodziny. Przykłady konkretnych rodzin są bardziej konkretne i praktyczne znaczenie, tym niemniej, dla małżonków i rodzin najwznioślejszym wzorem jest sam Bóg w Trójcy Świętej. Ze względu na to, że Bóg jest Rodziną, w której Osoby Boskie są z jednej strony odrębne, a z drugiej są złączone w nierozerwalnej więzi, jest Bóg wzorem dla małżeństw i dla każdej rodziny, a także dla tej największej rodziny, Bożej rodziny, którą jest Kościół.

2. Pan Jezus pragnie wielkości swojej Rodziny, pragnie każdego z nas i wielkości Kościoła. W dzisiejszej Ewangelii usłyszeliśmy Jego słowa: „Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni”. Czy ktoś może dokonać więcej niż Jezus uczynił? Przecież On powiedział, że bez Niego nic nie możemy uczynić. Jak więc rozumieć Jego słowa? Pan Jezus działał publicznie tylko przez trzy lata, tylko w Palestynie. Natomiast Jego Rodzina, to znaczy ustanowiony przez Niego Kościół, w którym On działa dalej, istnieje już dwa tysiące lat i działa nie tylko na terenie Palestyny, ale na całym świecie. To On działa w swoim Kościele i przez Kościół. Nikt nie może uczynić czegoś, co ma wartość w oczach Bożych bez Jezusa. A jednak On mówi, że to są dzieła wierzących w Niego i że mogą być nawet większe od tych, które On uczynił w czasie swojego ziemskiego życia. On nie jest zazdrosny, ale pragnie i cieszy się prawdziwymi osiągnięciami zarówno pojedynczych wierzących w Niego, jak i Kościoła jako całości.

3. W jaki sposób wzrasta Boża rodzina? Przez głoszenie Ewangelii. Jest to pierwsze, najważniejsze zadanie Kościoła. Nie świadczenie miłosierdzia, ale głoszenie Ewangelii. Tak czynił Pan Jezus, bo widząc rzesze ludzi, które były jak owce bez pasterza litował się nad nimi, a owocem tej litości było głoszenie Ewangelii. I dopiero później, po tym, jak nasycił ich głód Bożego Słowa, nakarmił ich chlebem (por. Mk 6, 34nn).  Tak postępowali Apostołowie ustanawiając diakonów do obsługi stołów (wydawanie jałmużny, dzieła miłosierdzia), by sami mogli poświęcić się bez reszty głoszeniu Słowa Bożego i modlitwie (Pierwsze Czytanie).  Tak też powinien postępować Kościół dzisiaj.
Oczywiście w jakimś konkretnym momencie, kiedy ktoś głodny prosi o chleb, to byłoby szyderstwem danie mu Biblii zamiast chleba. Są zatem konkretne sytuacje, gdzie pierwszą i naglącą potrzebą staje się świadczenie dzieł miłosierdzia. Jednak nie zmienia to faktu, że najważniejszym zadaniem Kościoła było i jest głoszenie Ewangelii. Bo to środek pozyskiwania nowych chrześcijan, a więc wzrostu Bożej Rodziny. I gdyby Kościół o tym zapomniał, przestałby być Kościołem. Jest tu pewne podobieństwo do ludzkich małżeństw. Dla ważności małżeństwa wymaga się, aby było otwarte na potomstwo. Jeśli małżonkom brak tego otwarcia na nowe życie, to ich związek nie jest małżeństwem w świetle nauki Kościoła. Tak samo Kościół musi być misyjny, musi głosić Ewangelię, jeśli chce pozostać sobą.
______________

2 komentarze:

  1. Nic dodać, nic ująć...

    Aczkolwiek co do małżeństwa, to tak po 25 latach spokojnie można mężczyzn obwoływać "santo subito", a po 35 latach to już nawet palma męczeństwa się nam należy... ;-)

    OdpowiedzUsuń