Szukaj na tym blogu

sobota, 2 kwietnia 2016

Bezdroża miłosierdzia

Przeczytałem kolejną książkę Ewy Czaczkowskiej: „Papież, który uwierzył. Jak Karol Wojtyła przekonał Kościół do Bożego Miłosierdzia”. Bardzo wartościowa i napisana w interesujący sposób. Z jednej strony znakomicie wkomponowuje się w kontekst wydarzeń znanych opinii publicznej, a z drugiej uzupełnia istniejące braki przez wydobycie na światło dzienne nieznanych lub mniej znanych dokumentów czy faktów. Przede wszystkim zaś ukazuje rolę św. Jana Pawła II, który, jak nikt inny, przyczynił się do upowszechnienia kultu Bożego Miłosierdzia i do tego, że głoszenie orędzia o Bożym Miłosierdziu stało się dominującym rysem Kościoła początku XXI wieku.

Książkę poleciłem wielu osobom. Moje uznanie dla niej rosło wraz z jej lekturą. I było tak, aż do str. 166, tzn. do słów, które były rodzajem wstępu do jej drugiej części. Był to fragment rozmowy autorki z krakowskim kardynałem:

- „Jan Paweł II często wracał do pytania, dlaczego objawienia Siostry Faustyny i przesłanie o Bożym Miłosierdziu pojawiło się w Polsce przed drugą wojną światową - mówi kardynał Stanisław Dziwisz.
- I jak na nie odpowiadał?
- Papież widział w tym ostrzeżenie przed grożącą wojną i światową katastrofą. Podobnie widziała to Siostra Faustyna: nawróćcie się, bo grozi katastrofa. I ta zapowiedź się sprawdziła.
- Ale pytanie ‘dlaczego?’ powraca. Dlaczego orędzie o Bożym Miłosierdziu, przypomniane za pośrednictwem Siostry Faustyny, a wprowadzone w oficjalny nurt życia Kościoła przez Jana Pawła II, niczym iskra zapala dzisiaj świat? Dlaczego współczesny świat tak bardzo potrzebuje Bożego Miłosierdzia?
- Bo dzisiaj świat nie jest zdolny do nawrócenia się. Pozostało tylko Boże Miłosierdzie - odpowiada kardynał Dziwisz. (Rozmowa, 2 czerwca 2015 r.)”.

Czytając ten wywiad starałem się iść razem z rozmówcą autorki, tzn. towarzyszyć rozumowaniu ks. kardynała. Wyobrażałem sobie, że tok jego myślenia prowadzi do pokazania podobieństwa czasów, w których obecnie żyjemy, do czasów poprzedzających wybuch II wojny światowej. Wyobrażałem sobie, że kardynał prowadzi do takiej konkluzji: „Jeśli orędzie o Bożym miłosierdziu było potrzebne wtedy, to tym bardziej jest potrzebne dzisiaj”. Trzeba stwierdzić, że obecnie rzeczywiście mamy do czynienia z rozkwitem kultu do Bożego Miłosierdzia. Wyrazem głoszenia i podkreślania potrzeby Bożego Miłosierdzia w naszych czasach była nie tylko encyklika o Bożym Miłosierdziu „Dives in misericordia”, kanonizowanie Siostry Faustyny i Jana Pawła II, beatyfikowanie ks. Michała Sopoćki, ale także spełnienie próśb Pana Jezusa, skierowanie do Siostry Faustyny odnoszących się do czci Jego obrazu, ustanowienia Święta Miłosierdzia, a także zawierzenie świata Bożemu Miłosierdziu i przeżywany obecnie Nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia. Jeśli więc orędzie skierowane do św. Faustyny miało być przygotowaniem na światową katastrofę II wojny światowej, to do czego ma nas przygotować tak wzmożone odwoływanie się do Bożego Miłosierdzia w naszych czasach?

Tak właśnie sobie myślałem, oczekując, że do takiej konkluzji zamierza doprowadzić dawny kapelan św. Jana Pawła II, a tu zaskoczenie, a właściwie rozczarowanie ostatnim wypowiedzianym przez niego zdaniem:

- „Dlaczego współczesny świat tak bardzo potrzebuje Bożego Miłosierdzia?” – pyta pani redaktor.
- „Bo dzisiaj świat nie jest zdolny do nawrócenia się. Pozostało tylko Boże Miłosierdzie” - odpowiada ks. kardynał.

Autorka odwołuje się do słów swojego rozmówcy ponownie na str. 227, trochę łagodząc ich wymowę. Wydaje się, że ks. kardynał chciał w ten sposób powiedzieć, że człowiek sam z siebie nie jest w stanie się nawrócić, i że tylko głoszenie orędzia o Bożym Miłosierdziu może przywieść współczesny świat do nawrócenia, albo jeszcze lepiej, że samo tylko Boże Miłosierdzie może to uczynić (tzn. nawrócić dzisiejszą ludzkość). Tyle, że to, co powiedział, skłania, niestety, do wyciągnięcia innego wniosku, a mianowicie, że „dla tych, którzy nie są do zdolni do nawrócenia, pozostaje tylko Boże Miłosierdzie”. Czyżby więc Boże Miłosierdzie było ostatnią deską ratunku dla tych, którzy do nawrócenia nie są zdolni? Ci, którzy „nie są zdolni do nawrócenia”, z pewnością nie nawracają się. Bo jak mogą się nawrócić, skoro nie są do tego zdolni? Nie nawracają się, a mimo to, a może właśnie dlatego dostępują Bożego Miłosierdzia? W takim razie nasuwa się kolejne pytanie: A co z tymi, którzy się nawracają? I czy na pewno warto się nawracać?

Takie pytania przychodzą mi na myśl po przeczytaniu słów ks. kardynała Stanisława Dziwisza. Trudno mi uwierzyć, że dawny kapelan św. Jana Pawła II źle pojmuje przesłanie o Bożym Miłosierdziu.  Przecież Boże Miłosierdzie jest właśnie dla tych, którzy się nawracają, choćby w ostatnim momencie życia (Łk 20, 40-43); Boże Miłosierdzie jest dla tych, którzy sami okazują miłosierdzie innym (Mt 18, 23-35; por.: „Jeżeli dusza nie czyni miłosierdzia w jakikolwiek sposób, nie dostąpi miłosierdzia Mojego w dzień sądu”, („Dzienniczek”, nr 1317)), zaś odrzucający nawrócenie i odmawiający miłosierdzia wobec innych nie są zdolni, aby Boże Miłosierdzie przyjąć, i dlatego Bożego Miłosierdzia nie dostępują.

Do takich samych wniosków prowadzi treść zawarta w II części książki poświęconej nauczaniu św. Jana Pawła II na temat Bożego Miłosierdzia, do której słowa kardynała Dziwisza są wstępem. Na str. 189-190 czytamy:

„Każdy – powtórzmy za Papieżem – pragnie powrócić do jedności z Ojcem. Ale nie każdy jest w stanie to uczynić. Dlaczego? Jednym brakuje wiary w Boże miłosierdzie, w to, że każdy, nawet największy grzesznik, przez innych odrzucony i przekreślony, pozostaje dzieckiem Boga Ojca, któremu na nim zależy. Innym natomiast brakuje pokory, by uznać przed Bogiem swój grzech i nieprawość. Uznanie jednego i drugiego jest początkiem drogi nawrócenia, czyli powrotu do Ojca. Inaczej mówiąc, jak pisał ksiądz profesor Józef Tischner w książce o Bożym Miłosierdziu („Drogi i bezdroża miłosierdzia”) do tego, aby ‘się urzeczywistniło miłosierdzie, potrzeba dwu warunków: otwarcia ojca i nawrócenia syna. (…) Aby jednak miłość Boża przyniosła owoc, potrzeba, by syn… zaufał. Miłosierdzie owocuje w synu. Jakże jednak ma zaowocować, jeśli syn nie ma świadomości, że błądzi, a jeśli nawet ma taką świadomość, to nie chce wrócić? Jakże siew może przynieść owoc, gdy w sercu człowieka jest skała? Jeśli nie ma nawrócenia, miłosierdzie jest jak piękna muzyka świata; świat gra, ale ludzie nie tańczą, ponieważ zatkali sobie uszy’. Do zaistnienia aktu miłosierdzia potrzebna są więc dwa klucze: ‘jeden ma w ręku ojciec, a drugi syn. Ojciec jest otwarty na powrót. Otwarcie to już jest miłosierdziem, jak gotowość do wybaczenia jest już wybaczeniem. Od syna zależy jednak nawrócenie. Nawrócenie zawiera moment «oczyszczenia». Syn musi się nawrócić i powrócić. On sam musi siebie «oczyścić». Musi uznać wobec siebie samego swój błąd’”.

Podobnie naucza św. Jan Paweł II, o czym możemy przeczytać w tej samej książce na str. 201-202:
„Jan Paweł II, podobnie jak Siostra Faustyna, podkreślał nieskończoność i niewyczerpanie Bożego Miłosierdzia w przyjmowaniu ‘synów marnotrawnych’, wracających do domu Ojca, w gotowości i mocy przebaczania. Owa nieskończoność i niewyczerpanie miłosierdzia ma ‘swe stałe pokrycie w niewysłowionej wartości ofiary Syna’. Żaden bowiem grzech człowieka – pisał Papież – ‘nie przewyższa tej mocy ani jej nie ogranicza. Ograniczyć ją może tylko od strony człowieka brak dobrej woli, brak gotowości nawrócenia, czyli pokuty, trwanie w oporze i sprzeciwie wobec łaski i prawdy, a zwłaszcza wobec świadectwa krzyża i zmartwychwstania Chrystusa’ (Dives in misericordia)”.

Wróćmy do „dzisiejszego świata, który nie jest zdolny do nawrócenia”. Co to znaczy, że ktoś nie jest zdolny się nawrócić? Czyżby istniała jakaś zewnętrzna przeszkoda? Nie, tu chodzi o decyzję woli, o wewnętrzną wolność każdego człowieka, bo Pan Bóg daje usłyszeć swój cichy głos w sercu (sumieniu) każdego człowieka. Tylko ten „nie jest zdolny do nawrócenia”, kto nie chce. A „nawrócić się” oznacza uznać własną niewystarczalność, zwrócić się do Boga i otworzyć się na Jego miłość i przebaczenie. Jedni nie czynią tego, bo brak im ufności – nie wierzą w Bożą miłość, nie wierzą, że ich grzech może być przebaczony, a inni, bo brak im pokory, aby tę darmową, niezasłużoną Bożą miłość przyjąć. Ostatecznie wszystko sprowadza się do pokory przyjęcia danej darmo miłości Boga. Brak pokory jest w rezultacie odmową przyjęcia Bożej miłości miłosiernej, a ta jest niczym innym, jak grzechem przeciwko Duchowi Świętemu[1]. Dlatego opisanie kogoś jako „niezdolnego do nawrócenia” jest równoznaczne ze stwierdzeniem, że opisywany grzeszy przeciwko Duchowi Świętemu. A jest to jedyny grzech, który nie będzie odpuszczony ani w tym świecie, ani w przyszłym – jedyny grzech, wobec którego Miłosierdzie Boże jest bezsilne. Grzeszący przeciwko Duchowi Świętemu Miłosierdzia Bożego nie otrzymuje, ale jedynie z powodu odmowy jego przyjęcia.

PS. Krytyka odnosi się wyłącznie do cytowanych słów ks. kardynała Stanisława Dziwisza, które z powodu braku precyzji orędzie o Bożym Miłosierdziu prowadzą na bezdroża. Książka, jako całość, jest bardzo wartościowa i godna polecenia.




[1] „Grzech przeciwko Duchowi Świętemu (…) polega (…) na odmowie przyjęcia tego zbawienia, jakie Bóg ofiaruje człowiekowi przez Ducha Świętego, działającego w mocy Chrystusowej ofiary Krzyża”. Św. Jan Paweł II, „Encyklika o Duchu Świętym”, nr 46.

7 komentarzy:

  1. Ojcze - zbyt wiele poświęcasz czasu na dyskusje z Protestantami (tak na moje oko).
    Czy Krytyka słów ks. Kard. Dziwisza jest uzasadniona? moim zdaniem nie, choć Ojcze argumentujesz niczym Reformata że ktoś coś "musi" - ale cóż by to było za miłosierdzie gdyby uzależnione było od tego że ktoś zrobił coś co "musiał" bo inaczej to guzik a nie miłosierdzie...

    A może lepiej te słowa: "Nie nawracają się, a mimo to, a może właśnie dlatego dostępują Bożego Miłosierdzia? W takim razie nasuwa się kolejne pytanie: A co z tymi, którzy się nawracają? I czy na pewno warto się nawracać?" Uznać za prowokację intelektualną a zapomnieć o "musi"?
    Przyjąć że Ks.Kard Dziwisz cokolwiek lepiej i głębiej poznał przemyślenia JPII niż nam się wydaje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, mam tylko jeden sposób na przekonanie się, jak ks. kardynał zrozumiał przemyślenia św. Jana Pawła II - jego własne słowa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pytanie: Szczesc Boze. Mam pytanie, spowiedz i rozgrzeszenie zmazuje nam grzech natomiast wine trzeba jeszcze w czysccu odpokutowac (o ile trafi sie do czyscca) a grzech niewyspowiadany lub nierozgrzeszony? Trzeba odpokutowac w czyśćcu razem z wina?

    Odpowiedź: Pokój i Dobro!
    Tak, każdy grzech pociąga za sobą winę i karę. Różnicę pokażę na przykładzie: Dziecko piłką rozbija szybę. Załóżmy, że stało się to nie tyle niechcący, ile z winy dziecka, które nie posłuchało rady rodzica. Po tym wypadku dziecko biegnie do ojca, wyznaje mu, co się stało i przeprasza. Ojciec oczywiście przebacza dziecku, przytula je do serca. W tym momencie wina zostaje zmazana, ale zostaje kara – trzeba wstawić nową szybę, bo przebaczenie ojca nie sprawia, że szyba scala się na nowo sama z siebie.
    Teraz przenieśmy to na grzech człowieka i jego spowiedź. Dobra spowiedź gładzi winę, ale pozostaje kara, którą można odpokutować nie tylko w czyśćcu, ale również na ziemi, i to jest celem chrześcijanina: żeby już tu na ziemi naprawić skutki swoich grzechów. W tym miejscu chciałem wskazać na wspaniałą rzecz, jaką są odpusty Kościoła. Można o tym poczytać np. tutaj: http://www.opoka.org.pl/slownik/odpust.html Warto z nich korzystać, a praktycznie każdego dnia mamy możliwość uzyskania odpustu zupełnego. Jest to bezbolesne i skuteczne. Oczyszczenie po śmierci jest o wiele bardziej bolesne, dlatego Kościół zachęca do korzystania ze skarbca Kościoła (chodzi o odpusty).
    Grzech niewypowiadany i nierozgrzeszony. To dłuższy temat. W tym miejscu trzeba byłoby ustalić, czy chodzi o grzech ciężki czy powszedni. Człowiek, który umiera w grzechu ciężkim bez spowiedzi, ale w ostatnim momencie wzbudził w sobie żal doskonały (żałuje, że swoim grzechem obraził Boga) będzie zbawiony. Przy spowiedzi wystarczy żal niedoskonały (żal ze względu na karę. Czyli żałuję, że dopuściłem się grzechu z powodu kary. Skutkiem grzechu ciężkiego jest potępienie. Żal niedoskonały za grzech ciężki polega więc na tym, że żałuję, że popełniłem taki grzech, bo przez ten grzech zasłużyłem na piekło. Przy spowiedzi taki żal wystarczy. W momencie śmierci, np. jeśli ktoś umiera bez możliwości spowiedzi, taki żal nie wystarczy. Ponieważ żal doskonały jest trudny do osiągnięcia, dlatego po grzechu ciężkim, jeśli ktoś miał nieszczęście taki grzech popełnić, należy jak najszybciej skorzystać ze spowiedzi, aby żyć w łasce Bożej. Jeśli ktoś umiera w grzechu ciężkim i nie żałuje w sposób doskonały za ten grzech, skazuje się na potępienie. Grzech powszedni nie ściąga na grzesznika potępienia, ale osłabia więzi z Bogiem. Żal za grzechy gładzi takie grzechy nawet bez spowiedzi.
    Mam nadzieję, że jest to wyczerpująca odpowiedź. Jeśli nie, proszę pytać dalej. Pozdrawiam
    o. Placyd

    OdpowiedzUsuń
  4. "ale zostaje kara – trzeba wstawić nową szybę, bo przebaczenie ojca nie sprawia, że szyba scala się na nowo sama z siebie." - Ojcze to nie jest kara ale KONSEKWENCJA. A to dwie różne rzeczy. Konsekwencje rozbitej szyby, to konieczność posprzątania i poniesienia kosztów związanych ze wstawieniem nowej. Kara była by wtedy gdyby ojciec powiedział - "dobrze przebaczam Ci ale za karę nie będziesz przez tydzień używał komputera..." - czyn tak działa Bóg?

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, wszystko zależy od tego, jak zdefiniujemy te pojęcia. Rzeczywiście, w potocznym rozumieniu "kara" kojarzy się nam z czymś dobrowolnie nałożonym przez tego, który karze, ale tutaj (w powyższej odpowiedzi) tak naprawdę chodzi o konsekwencje - czyli szkody, które pociąga za sobą grzech.

    OdpowiedzUsuń
  6. Michał: „Szczesc Boze !! Ojciec nie zdaje sobie sprawy jaka radosc mi sprawil odpowiadajac na moje pytanie !! Pytan mam naturalnie sporo, ale nie chce zanudzac ani naduzywac Ojca dobroci. Zastanawia mnie pewna rzecz, se pewne grzechy uznane za smiertelne, np aborcja, czyli zabicie czlowieka, ktory sie jeszcze nie narodzil. Jesli osoba X z jakiegos powodu popelnila 5 aborcji, ale pozniej sie opamietala, szczerze zaluje, wyspowiada sie, "kupuje" msze w intencji dzieci nienarodzonych (i zabitych poprzez aborcje, srodki wczesnoporonne itp) swoim zyciem pokazuje, ze poprawa jest szczera, odradza takie rzeczy innym, czyli w jakis sposob stara sie naprawic czesc win jeszcze za zycia ziemskiego to jak ocenia Ojciec (jesli to w ogole mozliwe) szanse tego czlowieka X na niebo? Czysciec bedzie zapewne potwornie dlugi i ciezki?”

    Placyd: Bardzo proszę pytać „bez krępacji”. Cieszę się, że mogę pomóc. Przepraszam, że nie odpowiedziałem szybciej.
    Oczywiście każdy przypadek jest inny. To znaczy, Pan Bóg patrzy na każdego człowieka indywidualnie: bierze pod uwagę wszystkie okoliczności życia, ile taka osoba otrzymała, jakie dary, i na ile była świadoma wielkości swoich grzechów. Komu wiele dano, od tego wiele będzie się wymagać.” I odwrotnie. Dlatego nie można uogólniać. Wierzę jednak w to, że taka osoba nie tylko, że ma szansę na niebo, ale co więcej, jest możliwe, że na ziemi odpokutowała swoje grzechy, i jej śmierć będzie bezpośrednim przejściem do nieba. „Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała”.

    OdpowiedzUsuń
  7. Michał: „I jeszcze jedno pytanie odnosnie spowiedzi - moze zabrzmiec smiesznie, ale pytam, poniewaz nie wiem - jesli spowiadam sie np z przeklinania czy klamstw, mam silna wole poprawy, zaluje, ze popelnilem owe czyny, ale spowiadajac sie przed spowiednikiem mam przed oczyma 10 sytuacji, wszystkich nie sposob z pewnoscia spamietac, to czy odpuszczone zostaja mi te konkretne, ktore zapamietalem, czy wszystkie klamstwa i bluzgi? Jesli mi sie przeypomna te same grzechy z przeszlosci z innych sytuacji to powinienem wtedy spowiadac ten grzech na nowo? Czy jak to dziala?
    Z gory dziekuje za odpowiedz ;-)
    Wole zapytac eksperta niz samemu sie domyslac, co mogloby prowadzic na manowce.
    Z Bogiem !!”

    Placyd: Tak, to nie jest takie jednoznaczne. To znaczy, oczywiście jest różnica pomiędzy człowiekiem, który spowiada się i chce poprawy, ale z powodu ludzkiej słabości wciąż na nowo upada, a człowiekiem, który upada tak samo, idzie do spowiedzi, ale nie ma prawdziwej woli poprawy, np. kiedy wyznaje, że przez cały rok czy więcej nie chodził do kościoła, mimo, iż mógł. Spowiada się zaś dlatego, bo akurat umarły wujek albo ktoś z rodziny, albo dziecko chrzestne lub własne idzie do pierwszej Komunii św. i „wypada” przystąpić do Komunii św. Taka spowiedź i przyjęcie Komunii św. bardziej ze względu na ludzi niż na Boga. Pozornie wygląda tak samo, a jednak jest istotna różnica. Człowiek, który chce poprawy, żałuje za grzechy, ale popełnia je na wzór człowieka uzależnionego od alkoholu, pozornie nie różni się od człowieka, który tak samo popełnia takie same grzechy, ale nie dąży do poprawy. A jednak Pan Bóg patrząc na dwóch takich ludzi widzi istotną różnicę. On patrzy na serce i na nasze intencje. Jego nie można oszukać.

    Przy okazji chciałem napisać o czymś, co wydaje mi się decydujące o powodzeniu naszego życia. Jesteśmy ludźmi obarczonymi słabościami. Nasze życie jest walką duchową pomiędzy dobrem, a złem. W tej walce nie raz przegrywamy i upadamy. Istotne jest, aby powstawać. Istotne jest, aby nie zwątpić, że z Bożą pomocą mogę wygrać. I jeśli nawet ktoś upadł milion razy w jakiejś rzeczy, ale za każdym razem powstawał, to te wszystkie upadki nie liczą się. Jedyną przegraną jest zwątpienia i zaprzestanie walki. Ostatecznie o powodzeniu naszego życia zadecyduje to, czy powstawaliśmy po naszych upadkach i uciekaliśmy się do Boga prosząc o Jego miłosierdzie. Przeciwieństwem tej postawy jest ucieczka od Boga, ukrywanie się przed Nim. W istocie jest to niechęć do przyjęcia Jego miłości.

    Michał: „Jesli mi sie przeypomna te same grzechy z przeszlosci z innych sytuacji to powinienem wtedy spowiadac ten grzech na nowo?”

    Placyd: Nie, nie jest to konieczne. Wystarczy wyznać je raz. Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń