Szukaj na tym blogu

czwartek, 3 marca 2011

Małżeństwo według Bożego i ludzkiego prawa

24 stycznia tego roku polskojęzyczna Katolicka Agencja Informacyjna podała, że prezydent Obama polecił przedstawicielom Departamentu Sprawiedliwości, by nie bronili już państwowej ustawy definiującej małżeństwo jako związek jednego mężczyzny z jedną kobietą. ( http://info.wiara.pl/doc/738309.Obama-nie-chce-chronic-malzenstwa )

Co to znaczy? Jest to otwarcie możliwości do tego, że w świetle państwowego prawa niedługo za „małżeństwo” może zostać uznany związek np. dwóch mężczyzn albo dwóch kobiet. Jeśli tak się stanie, to grozi to ograniczeniem wolności religijnej. W jaki sposób? Bo już nie będzie można powiedzieć (w świetle obowiązującego państwowego prawa), że małżeństwo to jedynie związek kobiety z mężczyzną. Taka wypowiedź byłaby uznana za „dyskryminowanie 'małżeństw' homoseksualnych” i co za tym idzie, mogłaby zostać zaskarżona przed trybunałem sądowym.

Oczywiście, nawet jeśli taka definicja „małżeństwa” zostanie przyjęta, nie ma ona mocy obowiązującej. Dlaczego? Ponieważ małżeństwo nie jest instytucją ustanowienia ludzkiego. To sam Pan Bóg pobłogosławił związek mężczyzny i kobiety, jak o tym czytamy w Księdze Rodzaju: Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną (Rdz 1, 27-28 ). Dlatego nikt nie będzie związany w sumieniu do uznania takiej definicji, ponieważ jest sprzeczna z prawem naturalnym (które jest odbiciem Bożego prawa). "Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi" (Dz 5, 29). Nikt nie może zmienić Bożego prawa, nawet prezydent tak potężnego kraju jak Stany Zjednoczone. Równie dobrze prezydent Obama mógłby ogłosić się Bogiem i zażądać boskiego kultu dla siebie, jak zrobił to obecny prezydent Korei Północnej. Miałoby to taki sam skutek czyli żaden – nie stałby się Bogiem i nikt w sumieniu nie byłby zobowiązany do oddawania mu czci boskiej. Raczej dokładnie odwrotnie: każdy pragnący być wiernym Panu Bogu byłby zobowiązany do odmówienia tego, nawet za cenę życia.

Decyzja Obamy jest oznaką niebezpiecznego rozwoju. Pokazuje na kierunek, który może być brzemienny w skutkach dla wierzących w tym kraju. Zawiera też element ironiczny. Nie jest tajemnicą, że obecny prezydent podzielił chrześcijan, w tym także katolików, z których około 50 % oddało głosy na niego. Oni głosują na Obama, a on wytrwale pracuje nad tym, aby ograniczyć ich religijną wolność. Co za niewdzięczność! Jakaż ironia!

Dodatkowym elementem ironii amerykańskiej sytuacji jest to, że nie jest wykluczone, iż obecny prezydent nie jest legalnym prezydentem, ponieważ według prawa tego kraju prezydentem Stanów Zjednoczonych może być tylko człowiek urodzony w tym kraju, a wcale nie to takie pewne, czy Barack Obama urodził się na terenie tego kraju. Jak podała strona internetowa: Amerykański Sąd Najwyższy niespodziewanie ogłosił, że zorganizuje ‘konferencję prawną’ dotyczącą kolejnego pozwu w związku z aktem urodzenia Baracka Obamy i możliwością sprawowania przez niego urzędu prezydenta USA. 4 marca sędziowie przesłuchają prawnika Johna Hemenwaya, który wniósł sprawę w imieniu emerytowanego pułkownika Gregory’ego Hollistera. ( http://forum.fronda.pl/?akcja=pokaz&id=3748274 )

Oczywiście miejsce urodzenia Obamy ma tylko znaczenie drugorzędne, ale gdyby rzeczywiście okazało się, że nie urodził się w USA, to wszystkie podpisane przez niego akty prawne nie miałyby żadnej mocy obowiązującej także z punktu widzenia prawa państwowego, przez co ironia całej tej sytuacji byłaby doskonała.

1 komentarz: