Szukaj na tym blogu

czwartek, 17 lutego 2011

Dwóch ojców, dwie matki i ich synowie. Psychologia protestantyzmu

„Kryzys, z jakim mamy do czynienia w dzisiejszych czasach, jest kryzysem ojcostwa” (Kard. Józef Ratzinger).

***
Chłopiec siedział na szczycie stosu usypanego z odłamków skalnych rozłupując je młotem na drobniejsze kawałki. Jego rude włosy i niebieskie oczy wyglądały świeżo w przeciwieństwie do wytartego odzienia ściśle przylegającego do jego szczupłej, wysokiej sylwetki. W wyobraźni widział się jako biblijnego Hioba, który wpatrywał się w ruiny jego życia.

Patryk Peyton czuł, że cały świat, a szczególnie jego wychowawca w szkole, prześladował go. Jednak na dnie duszy wiedział, że to jego własna buntowniczość pomogła mu znaleźć się w tej sytuacji. (…)

Przyjaciel w drodze ze szkoły do domu zatrzymywał się przy nim na chwilę pogawędki. Słuchając jego opowiadać o szkole, Patryk żałował swojego nieposłuszeństwa, które przyniosło nagłe zakończenie jego szkolnej edukacji i stało się przyczyną jego obecnej żałosnej sytuacji.

Ponieważ już nie mógł chodzić do szkoły, pozostawał w domu. Wykonywał obowiązki w małym gospodarstwie rodzinnym i pomagał zapełniać kamieniami koleiny na drodze. Praca nad poprawą drogi była powoli przejmowana przez trzech najstarszych synów, aby odciążyć chorego ojca. Kontrakt, który zawarł ojciec zobowiązując się do utrzymania polnych dróg, był głównym źródłem utrzymania rodziny. Przynosił trochę szylingów.”
(…)


Dlaczego Patryk został wyrzucony ze szkoły? O tym czytamy trochę dalej:

„Któregoś dnia Tadg O’Leary, wychowawca klasy Patryka w małej wiejskiej szkole, uderzył go w twarz i nazwał go ‘śmierdzącym leniem’. Chłopiec w gniewie wyszedł z klasy, aby już nigdy więcej nie powrócić. Miał wtedy lat czternaście. (…)

Patryk przeżywał głęboką frustrację, ale jego bunt wzmagał się i często wyładowywał swój gniew na tych, których kochał najbardziej.

Któregoś dnia buntując się przeciw ojcu kopnął go w goleń, gdy ten dawał mu jakąś dobrą radę. Po tym monstrualnym czynie nie pozostawało chłopcu nic innego, jak uciec z domu. Ale nie uciekł daleko, ponieważ jego siostra Sara dogoniła go i przemocą przyprowadziła do domu. Ojciec nigdy nie wspomniał tego wypadku.

W czasie rodzinnego Różańca odmawianego tego wieczoru, kiedy ojciec zaczął prowadzić drugą modlitwę Różańca, znaczenie Ojcze nasz stało się dla niego bardziej odczuwalne niż kiedykolwiek wcześniej.

Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię twoje, Przyjdź Królestwo twoje, Bądź wola twoja, jak w niebie, tak i na ziemi.

Kiedy Patryk wraz ze swoją rodziną zaczynał drugą połowę modlitwy, zrozumiał, że jego cierpliwy (cielesny) ojciec przebaczył mu:

Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. I odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom; I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego. Amen.

Patryk tego wieczoru zaczął rozumieć, co to znaczy, że Bóg jest Ojcem wszystkich swoich dzieci, i co oznacza, że On przebacza grzechy
.
(Jeanne Gosselin Arnold, „The Man of Faith”)

W tej samej książce jest o Marii, matce Patryka Peyton. W wieku młodzieńczym Patryk wyemigrował do USA i niedługo potem został klerykiem w Scranton. W seminarium zachorował na gruźlicę. Choroba trwała kilka miesięcy. Stan zdrowia kleryka stale się pogarszał i wydawało się, że umrze. Aż w końcu stał się cud. Patryk wyzdrowiał. W tym samym jednak czasie w odległej Irlandii zmarła jego matka. Pragnąc, aby jej syn został księdzem i wierząc w to, że jako kapłan może zdziałać dla Pana Boga więcej niż ona, ofiarowała swoje życie w zamian za życie syna. Jej ofiara została przyjęta. Wkrótce po jej śmierci, Patryk wyzdrowiał i powrócił do przerwanych studiów.

Pasją i celem życia o. Patryka Peyton była „Krucjata Różańcowa”, przez którą pragnął zjednoczyć wszystkie rodziny w jedną wielką rodzinę dzieci Bożych.


(Więcej na tamat o. Patryka Peyton i jego działalności:

http://www.taw1.republika.pl/peyton.html

http://www.katecheta.pl/nr/recenzje/ks_miroslaw_drozdek_sac.html )

***

Jego (Marcina Lutra) ojciec był górnikiem, surowym, łatwo wpadającym w gniew człowiekiem. W opinii wielu z jego biografów, niekontrolowany wybuch gniewu, (dziedziczna cecha przekazana jego najstarszemu synowi), zmusił go do ucieczki z Mohra, gdzie była ich rodzinna siedziba, przed karą lub nienawiścią z powodu zabójstwa. Ten fakt, chociaż po raz pierwszy podany przez Wiceliusa, konwertytę z luteranizmu, wszedł także do protestanckiej historii i tradycji. Jego matka, Margaret Ziegler, według Melanchtona, wyróżniała się ‘skromnością, bojaźnią Bożą, i umiłowaniem modlitwy’
(„Corpus Reformatorum”, Halle 1834).

Skrajna prostota i nieugięta surowość były cechami charakterystycznymi jego życia domowego, tak że radości dzieciństwa prawie nie były mu znane. Jego ojciec któregoś dnia zbił go tak niemiłosiernie, że syn uciekł z domu i ‘był tak rozgoryczony na ojca, że ten musiał go pozyskać sobie na nowo’. Jego matka, ‘z powodu nic nie znaczącego orzeszka, zbiła go aż do krwi. Okrucieństwo i surowość życia, jakie prowadziłem z nimi, były powodem, że później uciekłem z domu do klasztoru i zostałem mnichem’. Takiego samego okrucieństwa doznał w szkole we wczesnych latach nauki, kiedy jednego dnia został ukarany nie mniej niż 15 razy.
(źródło: “Catholic Encyclopedia”, hasło: Martin Luther, http://www.newadvent.org/cathen/09438b.htm )

Jak się wydaje, to jego dom rodzinny, jego rodzice, szczególnie ojciec był powodem, że Marcin Luter widział Boga nie jako kochającego, miłosiernego, przebaczającego Ojca, ale raczej surowego Sędziego karzącego bez miłosierdzia swoje stworzenia. Było mu trudno uwierzyć w bezinteresowną Bożą miłość, w przebaczenie grzechów, ponieważ nie zaznał tego w domu rodzinnym. Tutaj, jak sądzę, w doświadczeniu jego ziemskiego ojca, należy doszukiwać się źródeł „psychologii protestantyzmu”. Według Lutra, nawet chrześcijanie są tylko „kupą gnoju” pokrytą śniegiem. Chrzest nie powoduje żadnej istotnej zmiany w ochrzczonych. Jeśli Pan Bóg nas nie karze nasz, to tylko dlatego, że nie widzi nas, bo patrzy na Chrystusa, który zasłania nas swoimi zasługami.

Natomiast według nauki katolickiej, w sakramencie chrztu św. przez łaskę stajemy się dziećmi Bożymi. Przez chrzest zostajemy odrodzeni wewnętrznie; chrzest jest nowym narodzeniem (por. Tt 3, 5). Już nie tylko nazywamy się dziećmi Bożymi, ale nimi jesteśmy (1 J 3, 1).

Choć pewnie tego nie zamierzał, to jednak swoją działalnością Marcin Luter przyczynił się do rozbicia Kościoła – Bożej rodziny.

6 komentarzy:

  1. Zagladając na tego bloga myślałam, że znajdę tu coś mądrego, ciekawego (przeczytałam opis - jestem franciszkaninem), a znalazłam wypowiedź pełną manipulacji i nadużyć. to wstyd dla katolików

    OdpowiedzUsuń
  2. A konkretnie: Co jest manipulacją i nadużyciem?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jestem jakąś straszną fanką lutra, jednak insynuowanie, że jego idee były związane z trudnym dzieciństwem są właśnie nadużyciem. Tym bardziej rozciąganie ich na cały "protestantyzm". widać, że ma Pan swój punkt widzenia pod który pociąga nie koniecznie logicznie i sensowne myśli. To założenie może być prawdziwe jedynie gdy przyjmiemy tezy freuda. To jedyny sposób na nie nazwanie tego nadużyciem. Neistety w swej istocie błedny, tak jak nauka pana freuda (polecam np. książkę t. witkowskiego). Poza tym nie on jeden miał trudne dzieciństwo, a wypominanie tego jest zwykłym ciosem poniżej pasa i odbieraniem jakiejkolwiek racji. to właśnie jest manipulacja, granie na emocjach czytelnika, zapominanie o racjonalnej dyskusji. jako osoba ochrzczona w kosciele katolickim nie chce byc reprezentowana przez osoby, ktore tak buduja swoj autorytet.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za komentarz. Jestem przekonany, że teologia Lutra miała swoje źródła w jego dzieciństwie. Ponieważ nie zaznał akceptującej i przebaczającej miłości od ojca, trudno mu było uwierzyć, że Bóg jest akceptującym, przebaczającym Ojcem. Dlatego jego teologia ukazuje Ojca, który dlatego nas nie karze, że patrzy na nas przez swojego Syna. Luter nie wierzył, że chrzest czyni nas Bożymi dziećmi, że zmienia nas istotnie od środka - on wierzył, że nawet i ochrzczeni są tylko "kupą knoju" przykrytą jak śniegiem zasługami Chrystusa. Jestem przekonany, że teologia Lutra miała swoje źródło w jego doświadczeniach dzieciństwa.

    Podobnie, jak słyszałem było z Kalwinem. I tak samo w teologii Kalwina Bóg jest przede wszystkim suwerennym władcą, który nad wszystkim panuje w sposób absolutny; nie jest to Bóg miłości, bo dla "swojej radości przeznacza jednych do zbawienia, innych na potępienie". To potwierdza, że doświadczenie ziemskiego ojca miało decydujący wpływ na ojców reformacji.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedyś słyszałem o ankiecie zrobionej przez kogoś z KUL-u. Zbadał on młodych satanistów o ich ojców. Okazało się w większości przypadków, że nie mieli ojca (który z nimi żył) lub też, że ich ojciec był psychicznie nieobecny w domu.

    Podobnie ktoś udowadnia, że wśród mężczyzn homoseksualistów było "za dużo matki, a za mało ojca".

    Jest też taka książka "Faith of the Fatherless. Psychologie of Atheism" (Wiara tych, którzy nie mieli ojca. Psychologia ateizmu), w której autor pisząc o znanych ateistach odkrywa, że początku ich odrzucenia wiary w Boga należy szukać w doświadczeniu (czy raczej braku pozytywnego doświadczenia) ich ziemskiego ojca. Autor analizuje szerokie spektrum ateistów. WIEKSZOSC (nie można tego powiedzieć o wszystkich) z nich doświadczyła ojca jako nieobecnego, lub jeśli był, słabego czy też tyrana.

    Jak widać, to także odnosi się do Marcina Lutra, Jana Kalwina, o których ziemskich ojcach wspomniałem powyżej. Nie twierdzę, że doświadczenie ziemskiego ojca jest decydujące dla wszystkich tych, którzy odchodzą od Kościoła katolickiego, ale wydaje się, że ma ono duże znaczenie. Jak duże, to kwestia, która wymaga badań.

    Ostatnia uwaga: Pisząc, piszę w swoim imieniu, i nie uważam, że piszę w imieniu wszystkich ochrzczonych w Kościele katolickim. Tym bardziej, nie w imieniu tych, którzy od niego odeszli, do których, jak się domyślam, i Pani należy. Reakcja Pani, zwłaszcza wzmianka o "trudnym dzieciństwie", daje do myślenia.

    OdpowiedzUsuń
  6. opadły mi ręce.

    OdpowiedzUsuń