Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Boże miłosierdzie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Boże miłosierdzie. Pokaż wszystkie posty

środa, 11 sierpnia 2021

"I kiedy Ojciec zagniewany siecze..."

Miesiąc sierpień obfituje w uroczystości, święta i wspomnienia liturgiczne ku czci Najświętszej Maryi Panny i pielgrzymki do sanktuariów Jej poświęconych. Chyba można powiedzieć bez przesady, że pobożność maryjna jest znakiem charakterystycznym katolicyzmu przeżywanego w Polsce.

Protestanci odrzucają kult maryjny mówiąc, że Maryja nie prowadzi do Jezusa, ale Go przesłania, zabiera Mu przynajmniej część chwały Jemu należnej. Także niektórzy teolodzy katoliccy stawiają zarzut, że pobożność maryjna jest jednostronna. Największym i najtrudniejszym do obronienia zarzutem stawianym pobożności maryjnej to zarzut o to, że łaskawą Matkę przeciwstawia surowemu Ojcu czy Jezusowi. Przykładem jest pieśń „Serdeczna Matko”. Trzecia zwrotka brzmi następująco:

Zasłużyliśmy, to prawda, przez złości,      

By nas Bóg karał rózgą surowości,

Lecz kiedy Ojciec rozgniewany siecze,

Szczęśliwy, kto się do Matki uciecze.

Zagniewany Ojciec i chroniąca przed Jego gniewem Matka. Czyżby strach przed Bogiem miałby być głównym motywem uciekania się do Maryi? Wielu teologów dostrzega tu problem. Słowa tej zwrotki mogą przyczyniać się do powstawania czy umacniania się fałszywego obrazu Boga u tych, którzy tę pieśń wykonują czy jej słuchają. Chociaż treść tej zwrotki bardzo łatwo może być źle zrozumiana, to jednak można ją obronić. Uczynię to w trzech punktach:

1. To, co powiem teraz, jest bardzo trudne do zaakceptowania, tym nie mniej prawdziwe. Św. Augustyn komentując Psalm 89 powiedział: „Bóg jest miłosierny nie tylko wtedy, kiedy powołuje, ale także wtedy, kiedy karze”. A św. Faustyna podobnie wyraziła się w „Dzienniczku” o naszym kraju: „Widziałam gniew Boży ciążący nad Polską. I teraz widzę, że jeśliby Bóg dotknął kraj nasz największymi karami, to byłoby to jeszcze Jego wielkie miłosierdzie, boby nas mógł ukarać wiecznym zniszczeniem za tak wielkie występki”.

Kiedy spotyka nas Boża kara czy w ogóle jakieś bolesne doświadczenie, to oczywiście możemy prosić o uwolnienie od niego, możemy uciekać się do Matki Bożej i do Bożego Miłosierdzia, ale akceptacja Bożej woli musi stanowić podstawę naszej postawy przed Bogiem. Możemy modlić się, jak Pan w Ogrójcu o odsunięcie kielicha boleści, ale zawsze dodając jak On: „Ale nie moja wola, ale Twoja niech się stanie”. 

I jeśli wolą Bożą jest, żebyśmy ponosili to cierpienie, to trzeba nam to uznać i zaakceptować. Bo właśnie wtedy, kiedy przyjmujemy je z poddaniem, miłosierdzie Boże, już nie jako kara, ale jako przebaczenie staje się naszym udziałem. Dowodem na prawdziwość tych słów jest przykład Dobrego Łotra, który uznaje swoją winę i słuszność ponoszonej kary, i jako odpowiedź słyszy od Zbawiciela: „Jeszcze dziś będziesz ze mną w raju”. Jest to pierwszy kanonizowany święty Kościoła. Kanonizowany przez samego Pana. Tradycja nadała mu imię Dyzma. Jest patronem diecezji przemyskiej.

Prawdopodobnie nie różnił się od drugiego łotra pod względem popełnionych zbrodni. Jedyną różnicą pomiędzy nimi był ich stosunek do ponoszonej kary. Ten, który zaakceptował karę, uznał ją za sprawiedliwą i prosił o miłosierdzie, doznał miłosierdzia i został zbawiony.

Pan Bóg jest miłosierny także wtedy, kiedy karze. By przyjąć miłosierdzie potrzebna jest odpowiednia postawa: wiary i ufności w Bożą dobroć wbrew wszystkiemu. Miłosierdzie Boże jest darem Jej Syna, ale Maryja może nam wyprosić postawę potrzebną do przyjęcia tego daru.

2. Mamy przykład biblijny, który mówi o podobnej sytuacji, jak w tej cytowanej zwrotce. Po wyjściu z Egiptu lud wybrany wędrując przez pustynię dotarł do góry Synaj. W czasie, kiedy Mojżesz wyszedł na górę, aby rozmawiać z Panem Bogiem, i przebywał tam 40 dni, lud stracił cierpliwość, ulał złotego cielca, chociaż właściwie uczynił to Aaron, i oddał się bałwochwalstwu. Wtedy Pan Bóg rzekł do Mojżesza: „Widzę, że lud ten jest ludem o twardym karku. Pozwól Mi, aby rozpalił się gniew mój na nich. Chcę ich wyniszczyć, a ciebie uczynić wielkim ludem» (Wj 32,9-10 BT). Pan Bóg chciał wyniszczyć cały naród wybrany, a Mojżesz błagał Pana Boga, aby tego nie czynił. I Pan Bóg wysłuchał jego modlitwy. To, co się stało wtedy na górze Synaj, można wyrazić taką rymowanką:

Za odstępstwo na pustyni Pan Bóg chce wytracić lud,

Ocaleje, gdy Mojżesz wybłaga mu cud.

Więc kiedy Pan Bóg zagniewany siecze,

Szczęśliwy, kto się do Mojżesza uciecze.

I wiersz ten wywyższający Mojżesza i moc jego wstawiennictwa u Boga nie powinien wzbudzić krytyki teologów, ponieważ ma podstawę biblijną. A Słowa Bożego nie można odrzucić. Czy to znaczy, że Mojżesz okazał się lepszy, litościwszy i miłosierniejszy niż sam Bóg? Jeśli odczytamy ten biblijny tekst tak na powierzchni, można odnieść takie wrażenie. A jednak nigdy nie jest tak, że człowiek jest lepszy od Boga. I nie ma niczego dobrego w człowieku, co nie byłoby darem Bożym. Jeśli Mojżesz wstawiał się za grzesznym ludem, to czynił to tylko dlatego, że został poruszony łaską Bożą, która po cichu, ale skutecznie działała w jego sercu. A ta łaska nie była niczym innym, jak darem Bożym. Nie byłoby Mojżesza i jego modlitwy wstawienniczej bez Bożej łaski i miłosierdzia. Bóg jest przedziwny w swoich świętych! Kiedy czcimy świętych, tak naprawdę oddajemy chwałę samemu Bogu, bo ci ludzie stali się świętymi tylko dzięki Jego łasce! Mojżesz nie jest tu wyjątkiem. Moc jego wstawiennictwa jest darem Bożym. Tak więc Bogu ostatecznie należy się cześć i chwała za wywyższenie Mojżesza, a jeśli Bogu spodobało się go w ten sposób wywyższyć, to cóż nam do tego?

Tak więc Mojżesz nie był lepszy od Boga. A może był lepszy od Maryi? Jako jedyny spośród całego ludu, nie licząc Jozuego, Mojżesz nie zgrzeszył oddając czci złotemu cielcowi. Był w tym względzie bez winy i może właśnie dlatego Pan Bóg wysłuchał jego modlitwy wstawienniczej za tych, którzy zgrzeszyli bałwochwalstwem. Jeśli więc to był powód, że został wysłuchany, to tym bardziej na wysłuchanie zasługuje modlitwa wolnej od grzechu Niepokalanej.

Autor Listu do Hebrajczyków stwierdza, że Mojżesz był wierny w całym Jego domu, tzn. w całym domu Bożym (3,2-5). A jednak Pismo św. zawiera też świadectwo braku wiary Mojżesza przy wodach w Meriba w czasie wędrówki przez pustynię, za co został ukarany tym, że nie wprowadził ludu i sam nie wszedł do Ziemi Obiecanej. Natomiast o Matce Bożej nasza wiara poucza nas w uroczystym dogmacie, że nie tylko została poczęta wolna od grzechu pierworodnego, ale też zachowana od wszelkiej zmazy grzechy, i ponieważ nie było w niej skazy grzechu, z duszą i ciałem została wzięta do nieba, gdzie wstawia się za nami do Jej Syna, i wraz z Synem (lub jak mówią teologowie: w Synu) do Ojca.

3. Przykład skuteczności modlitwy Maryi podaje nam Ewangelista Jan opisujący wesele w Kanie Galilejskiej. Jej słowa nawet nie są prośbą, ale tylko zwróceniem Synowi uwagi na istniejącą potrzebę: „Nie mają już wina”. Odpowiedź Jezusa po grecku: „ti emoi kai soi?”, dosł. „co mnie i tobie?” – jest wyrażeniem idiomatycznym trudnym do przetłumaczenia. W zależności od kontekstu może oznaczać niechęć do angażowania się lub otwartą wrogość. „Czyż to moja lub Twoja sprawa?” – tłumaczy Biblia Tysiąclecia. To samo wydanie Biblii oddaje drugą część wypowiedzi Jezusa jako negatywne pytanie: „Czy jeszcze nie nadeszła godzina moja?” – co moim zdaniem utrudnia zrozumienie sensu słów Jezusowych. W oryginale greckim nie jest to pytanie, ale negatywne stwierdzenie. Sądzę, że lepiej jest tak to zostawić i oddać całe to zdanie Pana w ten sposób: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Jeszcze nie nadeszła godzina moja” (J 2,4). Dla nas brzmi to jak odmowa. A jednak Matka Boża zna swojego Syna lepiej niż my. Ona wie, że Jej Syn jest dobry; Ona wie, że Bóg jest dobry. Ona zna lepiej niż my wszyscy dobroć Boga. Tylko Bóg jest dobry, a stworzenie tylko o tyle, o ile odzwierciedla dobroć Boga w sobie.

„Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”.  I Pan wysłuchuje niewypowiedzianej prośby Matki, chociaż jeszcze nie nadeszła Jego godzina. Zamienił wodę w wino. Uczynił pierwszy cud, czy też „znak”, jak pisze św. Jan Ewangelista. „Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie” (J 2,11). Ze względu na Tę, która Mu zaufała; która zaufała Jego dobroci.

Ten przykład pokazuje, że nie ma rywalizacji pomiędzy Matką, a Synem, czy też pomiędzy Matką a Bogiem Ojcem, pomiędzy Jej wstawiennictwem, a Bożym Miłosierdziem, ale współpraca i uzupełnienie się.

Do św. Siostry Faustyny Pan powiedział, że bardziej niż grzech rani Go nieufność grzesznika, że grzech może być przebaczony. Miłosierdzie Boże jest nieskończone, zdolne do zmazania wszystkich grzechów wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek żyli, żyją i będą żyć na ziemi. Czy to znaczy, że wszyscy będą zbawieni? Niekoniecznie. Zbawieni są czy będą tylko ci, którzy zaufali Bożej dobroci i w godzinę śmierci przyjmą Boże miłosierdzie. Wiara, że Bóg jest dobry, jest więc kluczem otwierającym nam bramy nieba.

Maryja nie jest Miłosierdziem Bożym, ale może nam wyprosić ufność potrzebą do jego przyjęcia. Ta ufność okaże się nam najbardziej potrzebna w godzinę śmierci i zadecyduje o całej naszej wieczności. Jezu, ufam Tobie! Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen.

sobota, 5 czerwca 2021

Grzech przeciwko Duchowi Świętemu

 


„Zaprawdę, powiadam wam: Wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego” (Mk 3,28-29).

***

Co to za grzech, który nie będzie odpuszczony? Ewangelista dodaje swoją interpretację do słów Pana: „Mówili bowiem: ‘Ma ducha nieczystego’”. Wiemy z Ewangelii Łukasza (11:20), że Jezus wyrzucał duchy nieczyste „palcem Bożym” tzn. przez Ducha Świętego. Pan wyrzucał duchy nieczyste przez Ducha Świętego, a jego przeciwnicy oskarżali go o to, że czyni to z pomocą Belzebuba. Wydaje się więc, że grzech przeciwko Duchowi Świętemu polega na fałszywym oskarżeniu. Pan walczy przeciwko szatanowi, a mimo to jest oskarżany o współpracę z Belzebubem, władcą demonów; czyni dobro, a oskarżany jest o czynienie zła przez posługiwanie się złymi środkami. Ale to nie jest istota grzechu przeciwko Duchowi Świętemu.

Grzechy przeciwko Duchowi Świętemu według Piusa XII

Katechizm Piusa XII używa liczby mnogiej i wylicza sześć grzechów przeciwko Duchowi Świętemu:

1. Grzeszyć zuchwale w nadziei miłosierdzia Bożego.
2. Rozpaczać albo wątpić o łasce Bożej.
3. Sprzeciwiać się uznanej prawdzie chrześcijańskiej.
4. Zazdrościć lub nie życzyć bliźniemu łaski Bożej.
5. Mieć zatwardziałe serce na zbawienne natchnienia.
6. Umyślnie zaniedbywać pokutę aż do śmierci.

Jeśli ktoś wyznaje na spowiedzi któryś z powyższych grzechów, np. że zuchwale grzeszył w nadziei miłosierdzia Bożego, czy może otrzymać przebaczenie? Tutaj nie ma mowy o konkretnej materii grzechu, a raczej o postawie grzesznika, która ten grzechowi poprzedziła i mu towarzyszyła. Taka postawa z samej definicji grzechu przeciwko Duchowi Świętemu zdaje się wykluczać możliwość udzielenia rozgrzeszenia. Ale jeśli ktoś w ten sposób zgrzeszył, ale później zrozumiał swój błąd, żałuje za ten grzech i odrzuca postawę zuchwałej nadziei w Bożym miłosierdziu, to czy jest to jeszcze grzech przeciwko Duchowi Świętemu? Żal za grzechy sprawia, że dany grzech przestaje być grzechem przeciwko Duchowi Świętemu. Podobnie jest przy innych grzechach wymienionych powyżej, z wyjątkiem tego ostatniego.

Wynika z tego, że tak naprawdę jakiś grzech okazuje się grzechem przeciwko Duchowi Świętemu dopiero w godzinie śmierci. Bo śmierć jest ostatnim momentem życia, w którym grzesznik może żałować za grzech i uzyskać przebaczenie. Inaczej mówiąc: Śmierć jest ostatnim momentem, w którym grzech przeciwko Duchowi może przestać być grzechem przeciwko Duchowi Świętemu. W przeciwnym wypadku pozostanie grzechem wiecznym, który nie będzie odpuszczony.

Grzech przeciwko Duchowi Świętemu według św. Jana Pawła II

Św. Łukasz zapisał takie słowa Pana: „Każdemu, kto powie jakieś słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie odpuszczone, lecz temu, kto bluźni przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie odpuszczone” (Łk 12,10 BT).

Czy grzech przeciwko Duchowi Świętemu polega na słownym zniesławianiu trzeciej Osoby Boskiej? Św. Jan Paweł II odpowiada:

„Bluźnierstwo [przeciw Duchowi Świętemu] nie polega na słownym znieważeniu Ducha Świętego; polega natomiast na odmowie przyjęcia tego zbawienia, jakie Bóg ofiaruje człowiekowi przez Ducha Świętego”. (Dominum et Vivicantem, 46).

W tych słowach mamy opis istoty interesującego nas grzechu oraz potwierdzenie, że tak naprawdę dopiero w momencie śmierci postawa grzesznika wobec Boga okazuje się grzechem przeciwko Duchowi Świętemu lub też nie. I dalej w tym samym numerze czytamy:

„Bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu polega więc w konsekwencji na radykalnej odmowie przyjęcia tego odpuszczenia, którego wewnętrznym szafarzem jest Duch Święty, a które zakłada całą prawdę nawrócenia, dokonanego przezeń w sumieniu. Jeśli Chrystus mówi, że bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu nie może być odpuszczone ani w tym, ani w przyszłym życiu, to owo „nie-odpuszczenie” związane jest przyczynowo z „nie-pokutą” — to znaczy z radykalną odmową nawrócenia się. (…)

„Bluźnierstwo” przeciw Duchowi Świętemu jest grzechem popełnionym przez człowieka, który broni rzekomego „prawa” do trwania w złu, we wszystkich innych grzechach, i który w ten sposób odrzuca Odkupienie. Człowiek pozostaje zamknięty w grzechu, uniemożliwiając ze swej strony nawrócenie — a więc i odpuszczenie grzechów, które uważa za jakby nieistotne i nieważne w swoim życiu”.

Powyższy fragment encykliki papieskiej jest cytowany w Katechizmie Kościoła Katolickiego promulgowanym przez św. Jana Pawła II:

„Miłosierdzie Boże nie zna granic, lecz ten, kto świadomie odrzuca przyjęcie ze skruchą miłosierdzia Bożego, odrzuca przebaczenie swoich grzechów i zbawienie darowane przez Ducha Świętego” (1864).

W tym numerze KKK można zauważyć, że tekst „Dominum et Vivificantem” nie został przytoczony dosłownie; termin „zbawienie” został zastąpiony przez „miłosierdzie”. Wynika z tego, że dla św. Jana Pawła II odrzucenie Bożego miłosierdzia jest równoznaczne z odrzuceniem zbawienia. Wolno nam z tego wyciągnąć wniosek, że nikt nie może zostać zbawiony na podstawie samej tylko sprawiedliwości. Każdy z nas potrzebuje Bożego miłosierdzia.

Miłosierdzie Boże w godzinę śmierci

Ponieważ dopiero śmierć ostatecznie weryfikuje postawę człowieka wobec Boga, warto w tym miejscu dla ilustracji przytoczyć fragment „Dzienniczka” św. Siostry Faustyny, gdzie autorka pisze:

„Często towarzyszę duszom konającym i wypraszam im ufność w miłosierdzie Boże, i błagam Boga o wielkość łaski Bożej, która zawsze zwycięża. Miłosierdzie Boże dosięga nieraz grzesznika w ostatniej chwili, w sposób dziwny i tajemniczy. Na zewnątrz widzimy, jakoby było wszystko stracone, lecz tak nie jest; dusza, oświecona promieniem silnej łaski Bożej ostatecznej, zwraca się do Boga w ostatnim momencie z taką siłą miłości, że w jednej chwili otrzymuje od Boga [przebaczenie] i win, i kar, a na zewnątrz nie daje nam żadnego znaku ani żalu, ani skruchy, ponieważ już na zewnętrzne rzeczy oni nie reagują. O jak, niezbadane jest miłosierdzie Boże. Ale, o zgrozo – są też dusze, które dobrowolnie i świadomie tę łaskę odrzucają i nią gardzą; chociaż już w samym skonaniu Bóg miłosierny daje duszy ten moment jasny wewnętrzny, że jeżeli dusza chce, ma możność wrócić do Boga. Lecz nieraz u dusz jest zatwardziałość tak wielka, że świadomie wybierają piekło; udaremnią wszystkie modlitwy, jakie inne dusze za nimi do Boga zanoszą, i nawet same wysiłki Boże...” (1698).

wtorek, 13 listopada 2018

O moim wiecznym losie zadecyduje pokora

„Pochwalony bądź, Panie, przez siostrę naszą, śmierć cielesną, której żaden człowiek żywy ujść nie może” (św. Franciszek z Asyżu)
***
Memento mori!
Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny to dni, w których w Liturgii Kościoła w sposób szczególny przeżywamy tajemnicę obcowania świętych. W wielu franciszkańskich kościołach w Polsce za zmarłych odprawiana jest Droga krzyżowa codziennie przez cały listopad. Także w innych kościołach praktykowane są różne formy modlitwy za zmarłych. Wspominanie wiernych zmarłych i modlitwa za tych, którzy odeszli, uświadamia nam naszą własną śmiertelność. W niemieckim rytuale pogrzebowym jednym z wezwań modlitewnych na cmentarzu jest prośba za żywych, a zwłaszcza za tę osobę z grona uczestniczących w pogrzebie, która jak pierwsza podąży za zmarłym/zmarłą. Słyszałem i odmawiałem ją wiele razy, ale za każdym razem budzi we mnie pytanie, do kogo z obecnych się odnosi. Może tym razem do mnie?

W „Ostatnich rozmowach” papież emeryt wyznaje m.in., że przygotowuje się na śmierć. Jego szczere słowa zrobiły na mnie duże wrażenie. Któraś z moich rozmów i dla mnie będzie ostatnia. Ostatnie spotkanie z przyjacielem. Poranna kawa czy herbata, po której nie będzie już żadnej innej. I każda inna czynność czy miejsce przybywania. Nigdy nie mogę mieć absolutnej pewności, że powtórzy się to jutro czy kiedykolwiek w moim życiu. Bo może dzisiejszy dzień jest moim ostatnim. Skoro nie wiem, czy jutro będę żył na ziemi, czyż nie powinienem już dzisiaj być przygotowanym na śmierć? Jeśli przygotujemy się do egzaminów w szkole, na studiach czy innych egzaminów w życiu zawodowym, to czy nie tym bardziej powinniśmy przygotować się na ten najważniejszy egzamin, od którego zależy cała wieczność?

Problem jest w tym, że te inne egzaminy zwykle są zapowiedziane, a o śmierci jest wiadomo tylko tyle, że kiedyś przyjedzie, ale nie znamy ani dnia, ani godziny jej przyjścia. Jedynym wyjściem jest żyć w stałej gotowości na jej spotkanie. Ale nie oznacza to czekania z założonymi rękami. Przeciwnie, to podjęcie odpowiedzialności za swoje życie, i to doczesne i wieczne.
Wyrazem tej odpowiedzialności jest zachowywanie przykazań. Zachowujący przykazania jest na drodze prowadzącej do nieba. W uroczystość Wszystkich Świętych czytana jest Ewangelia o błogosławieństwach. Święci żyli błogosławieństwami i osiągnęli życie wieczne, które jest niczym innym, jak pełnią życia.

Zachowywanie przykazań i życie według błogosławieństw jest drogą prowadzącą do nieba, i właśnie dlatego przygotowuje nas na dobrą śmierć. Z kontekstu zdania wynika znaczenie, jakie nadaję temu pojęciu. Mówiąc „dobra śmierć” nie mam na myśli eutanazji, chociaż od strony etymologicznej to słowo ma takie znaczenie; nie mam też na myśli szybkiego i bezbolesnego zejścia z tego świata, ale przejście – czyli taki koniec doczesnego życia, który jest zarazem początkiem pełni życia z Bogiem i we wspólnocie świętych w niebie.

Wypełnianie przykazań i postępowanie odpowiadające błogosławieństwom Pana przygotowuje do dobrej śmierci i życia wiecznego. To oczywista podstawa, której w żadnym wypadku nie zamierzam negować w dalszym ciągu rozważań, a raczej na jej tle pragnę wskazać na trzy aspekty przygotowania się na dobrą śmierć. Pierwsze z tych dwóch są ogólne i raczej oczywiste:

1. Rzeczą bardzo ważną jest pojednanie: z Bogiem, z innymi ludźmi, z moją własną historią życia. Do pojednania prowadzi świadomy wysiłek przebaczenia. Jeśli nie jestem gotów przebaczyć choćby tylko jednemu człowiekowi, czy mogę liczyć na przebaczenie moich własnych grzechów? Jeśli nie chcę okazać miłosierdzia innym, czy mogę liczyć na miłosierdzie Sędziego żywych i umarłych? A miłosierdzie okazywane bliźniemu zaczyna się to od sposobu mówienia o nim. „Mówcie i czyńcie tak jak ludzie, którzy będą sądzeni na podstawie Prawa wolności. Będzie to bowiem sąd nieubłagany dla tego, który nie czynił miłosierdzia; miłosierdzie odnosi triumf nad sądem” (Jk 2, 12-13). „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5, 7). Jeśli zaś nie chcę okazać drugiemu miłosierdzia, czyli przebaczyć mu jego win wobec mnie, wtedy modlitwa „Ojcze nasz” staje się dla mnie prośbą skierowaną do Boga, aby i On nie przebaczył mi moich grzechów.

2. Pan Bóg jest miłosierny i chętnie przebacza grzechy. Jeśli poznanie tej prawdy staje się dla mnie zachętą do grzeszenia, to wtedy narażam się na niebezpieczeństwo, że w godzinę śmierci nie dostąpię miłosierdzia. Przekonanie, że Pan Bóg jest miłosierny, powinno prowadzić mnie do nawrócenia, tzn. do porzucenia grzechów i do ich wyznania; do przyjścia do Pana takim, jakim jestem. On zrobi resztę: oczyści mnie swoją Krwią i uświęci.

3. Ten punkt zakłada poprzednie dwa i na nich się opiera. W oderwaniu od nich treści zawarte w tym punkcie mogłyby być zrozumiane jako tani trick czy też wytrych do drzwi prowadzących do Nieba, a tak nie jest.

W godzinie śmierci poznamy Boga już nie „jakby w zwierciadle”, ale twarzą w twarz (por. 1 Kor 13, 12). Każdy z nas zobaczy też historię swojego życia i pozna siebie w całej pełni. Bo obecne nasze samopoznanie jest niepełne, a nawet śmiem twierdzić, szczątkowe. Jeśli ujrzelibyśmy głębie naszego własnego serca w taki sposób, w jaki widzi je Bóg – umarlibyśmy z przerażenia. Albo przynajmniej doznalibyśmy mocnego wstrząsu. Nie, nie mówię tu o wielkich grzesznikach, ale o każdym człowieku. Dlaczego tak uważam? Na to przekonanie wpłynęło wiele czynników, ale chyba najbardziej historia z życia św. Małgorzaty Alacoque, którą przeczytałem ok. 20 lat temu. Jak pamiętamy, to właśnie jej Pan Jezus objawił swoje Najświętsze Serce płonące miłością do ludzi, co dało początek nabożeństwu pierwszych piątków. Ale Pan Jezus ukazał Małgorzacie także jej własne serce. To doświadczenie samopoznania trwało jakiś czas, jeśli dobrze pamiętam, dwa czy trzy dni. Święta nie mogła już znieść tego dłużej, i prosiła Pana, żeby zabrał od niej to przykre doświadczenie albo pozwolił jej umrzeć.

Jeśli święta, której ciało po śmierci zostało zachowane od zepsucia, tak zareagowała na doświadczenie pełnego poznania swojej duszy, to jaka byłaby moja reakcja na takie poznanie stanu mojej duszy? Domyślam się, że moje odczucia w takiej sytuacji byłyby o wiele bardziej bolesne i trudniejsze do wytrzymania. Każdy człowiek otrzymuje takie poznanie w godzinie śmierci. W tym momencie, który zadecyduje o mojej wieczności, będzie mi dane podwójne poznanie: Bożej miłości i własnej nędzy. Zgadzam się z filozofem, który mówi, że do przyjęcia niezasłużonej miłości potrzebna jest pokora[i]. Miłość Boga do ludzi jest ogromna i całkowicie darmowa, więc tym większa pokora potrzebna jest do jej przyjęcia. Godzina śmierci to będzie ten moment, kiedy będę potrzebował pokory zdolnej przyjąć bezwarunkową, ogromną, niezasłużoną miłość Pana Boga do mnie, miłość, która wyraziła się w śmierci krzyżowej Bożego Syna, który „umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2, 20). To pokora zadecyduje o moim wiecznym losie. Jeśli będą ją miał w wystarczającym stopniu, uzdolni mnie do przyjęcia miłości Pana. Wierzę, że można ją sobie wyprosić. Czy Pan Bóg odrzuci taką ufną i wytrwałą prośbę? Ufam, że nie, a to zaufanie nie opiera się moich zasługach, ale na Jego ojcowskiej dobroci, która nie odmówi swoim dzieciom to, co dobre. Od jakiegoś czasu proszę o taką pokorę codziennie. A publikując ten tekst, chciałem podzielić się swoimi przemyśleniami z innymi i zachęcić wszystkich do takiej samej modlitwy.
Najlepszy Ojcze, przez bolesną śmierć Twojego Syna, Jezusa Chrystusa, udziel w swojej dobroci każdemu z ludzi doskonałego żalu za grzechy i pokory zdolnej do przyjęcia Twojej miłości wciąż na nowo każdego dnia naszego życia, a w godzinę śmierci do ufnego powierzenia się w Twoje ręce. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.
***
Postscriptum. Domyślam się, że powyższe rozważania mogą wzbudzić wątpliwości natury teologicznej. Poniżej zamieszczam wyjaśnienie niektórych z nich.

Jak zrozumieć wspomniane doświadczenie św. Małgorzaty? Biblia ukazuje złożoność tego, kim jest i jaki jest człowiek. Stworzony przez Pana Boga został jako dobry, a nawet bardzo dobry (por. Rdz 1, 31). Psalmista widzi w sobie cudowne dzieło Stwórcy, za co Mu też dziękuje: „Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie, godne podziwu są Twoje dzieła” (Ps 139, 14). A jednak Psalmy i ogólnie Pismo św. zawierają też inne świadectwo o człowieku i jego sercu: „Wszyscy zbłądzili, stali się nikczemni, nie ma takiego, co dobrze czyni, nie ma ani jednego” (Ps 14, 3); „Serce jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne - któż je zgłębi?” (Jr 17, 9). Nasz Pan zdaje się nawiązywać do tych słów proroka, kiedy mówi, że całe zło czyniące człowieka nieczystym pochodzi z jego serca (Mt 15, 18-19).

Podobnie są też świadectwa mistyków. Ukazują z jednej strony wielkość człowieka i jego piękno, a z drugiej strony jego nędzę. Np. św. Teresie od Jezusa ukazał Pan piękno duszy ludzkiej, ale z drugiej strony pokazał jej i pozwolił doświadczyć miejsca w piekle, które było gotowe na jej przyjęcie. To przeżycie przyczyniło się do zmiany jej życia. Dzięki temu stała się bardziej gorliwa. Św. Teresa od Dzieciątka Jezusa słusznie wyznaje, że nie oddaje chwały Panu Bogu ten, kto uważa, że został stworzony jako coś mizernego i godnego pogardy. Ale z drugiej strony pisze o sobie, że łatwo stałaby się kimś złym, gdyby nie jej święci i mądrzy rodzice, którzy umieli korygować jej błędy w zarodku.
Jeśli doświadczenie samopoznania było dla św. Małgorzaty Alacoque przykrym doświadczeniem, to na pewno nie dlatego, że stała się złym człowiekiem. Jej ciało po śmierci pozostało nienaruszone. Wydaje się, że w tym zachowaniu od zepsucia jej ciała wolno nam widzieć cudowny znak od Boga na potwierdzenie faktu, że w całym swoim życiu Małgorzata nie popełniła ani jednego grzechu ciężkiego. Jej przeżycie jest podobne do tego św. Teresy od Jezusa, której Pan Bóg dał poznać przygotowane dla niej miejsce w piekle. Trudno to zrozumieć, bo i ta święta w całym jej życiu nie popełniła grzechu ciężkiego. Jak wytłumaczyć te doświadczenia dwóch świętych kobiet? Wydaje się, że Pan Bóg w ten sposób chciał ukazać prawdę o człowieku, który pozostawiony jest sam sobie. To Bóg przez swoją łaskę i obecność oczyszcza i uświęca człowieka. Natomiast bez Bożej łaski i obecności w duszy człowieka, jego stan po grzechu pierworodnym jest taki, że trudno jest mu znieść doświadczenie pełnego samopoznania. Dotyczy to nie tylko grzeszników, którzy popełnili grzechy ciężkie, ale także świętych, z wyjątkiem Niepokalanej.

Wyjątkowość Maryi
Wyjątkowość Niepokalana polega na tym, że była wolna nie tylko od grzechu uczynkowego, ale od grzechu pierworodnego. Na mocy szczególnego przywileju Matka Pana została od niego zachowana. A grzech pierworodny nawet po chrzcie, jak mówią teolodzy, pozostawia w człowieku pożądliwość, czyli nieuporządkowane pragnienia skierowane w stronę wielu dóbr. Człowiek po grzechu pierworodnym ma pewne „ugięcie” ku sobie. Jego naturalnym pragnieniem jest stawianie siebie w centrum wszechświata. Dążenie do świętości wymaga pracy „w pocie czoła”, stałego wysiłku przeciwstawiania się tym wszystkim nieuporządkowanym pożądliwościom. „W ciągu bowiem całej historii ludzkiej toczy się ciężka walka przeciw mocom ciemności; walka ta zaczęta ongiś u początku świata trwać będzie do ostatniego dnia, według słowa Pana. Wplątany w nią człowiek wciąż musi się trudzić, aby trwać w dobrym, i nie będzie mu dane bez wielkiej pracy oraz pomocy łaski Bożej osiągnąć jedności w samym sobie” (Sobór Watykański II, konst. Gaudium et spes, 37).

Księga Rodzaju wskazuje na pierwotną harmonię, która istniała przed upadkiem pierwszych ludzi: w relacji do siebie nawzajem, między nimi, a Bogiem, oraz na harmonię w stworzonym świecie. Ta harmonia została zburzona przez nieposłuszeństwo ludzi wobec Stwórcy. Jeśli wcześniej nie odczuwali wzajemnie wstydu z powodu nagości, teraz ukrywają przed sobą swoją nagość. Ukrywają się także przed Bogiem. Jego zbliżanie wzbudza w ludziach jakiś strach, którego nie było wcześniej. Nie tylko zresztą przed Bogiem, ale także przed Jego wysłańcami – aniołami, o czym świadczy Stary i Nowy Testament. Autor Apokalipsy dwukrotnie pada do stóp Bożego posłańca, pomimo tego, że zostaje upomniany, żeby tego nie czynił (Ap 19, 10; 22, 9). Łukasz zaczyna swoją Ewangelię od dwóch anielskich zwiastowań. Najpierw opisuje to dane Zachariaszowi (1, 11nn), a później to dane Niepokalanej (1, 28nn). Ewangelista w subtelny sposób ukazuje różnicę pomiędzy ich reakcjami na wizytę tego samego anioła: podczas gdy kapłan przeraził się na jego widok, powodem „zmieszania się” Pełnej Łaski były jego słowa. Dlaczego? Bo mówiły o Jej wyjątkowej wielkości. Zachowanie Zachariasza jest reakcją grzesznego człowieka wobec sacrum, natomiast to Niepokalanej jest reakcją człowieka pokornego na pochwałę.

„Nie zazna kary, kto się do Niego ucieka”
Powyższy tekst o przygotowaniu do śmierci prowadzi do wniosku, że wieczny los człowiek rozstrzyga się w jego wyborze lub odrzuceniu miłości Boga. Czy to nie sprzeciwia się prawdzie zawartej w Piśmie św. i wyznawanej w Credo, że Jezus Chrystus osądzi żywych i umarłych? Nie, to raczej dwie strony tej samej monety. Te dwa aspekty ukazane są też w Piśmie św. W każdym z przypadków Boży sąd jest nieodwołalnym zatwierdzeniem wyborów człowieka. W Mt 25, 31nn mamy opis sądu powszechnego wszystkich narodów, gdzie tym kryterium, według którego wszyscy zostają osądzeni jest wypełnienie lub zaniedbanie dobra: „Byłem godny, a daliście/nie daliście mi jeść; byłem spragniony, a daliście/nie daliście mi pić…”. W zależności od tego, czy ktoś czynił dobro czy też nie, znalazł się po prawej lub po lewej strony Sędziego. Natomiast Łk 23, 39-43 mamy do czynienia z inną sytuacją: ukrzyżowany Pan pośrodku dwóch złoczyńców, których życie było prawdopodobnie podobne. Obaj byli złoczyńcami, którzy popełnili wieli grzechów. Różnica pomiędzy nimi wyraża się w różnej relacji do Pana: jeden z nich szydzi z Niego, drugi broni Go ganiąc pierwszego, po czym zwraca się do Pana: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa” (23:42), i w odpowiedzi słyszy: „Zaprawdę, powiadam ci: Dziś będziesz ze Mną w raju” (23:43). W ten sposób ten drugi złoczyńca, często zwany „dobrym”, stał się pierwszym świętym Kościoła, kanonizowanym przez samego Pana. Zmarnował całe swoje doczesne życie, a jednak w godzinie śmierci zwrócił się do Pana prosząc o miłosierdzie, i jego prośba została przyjęta.

Dobrze jest tą postawę ukazać na innym tle – tym Judasza. Ewangelie milczą na ten temat, natomiast Pan Jezus pokazał to Marii Valtorcie, która opisała wizje z życia Pana w kolejnych tomach pt. „Poemat Boga-Człowieka”. Po przyłapaniu Judasza na kradzieży pieniędzy, dochodzi do rozmowy między Mistrzem i Jego niewiernym uczniem. Pan wypowiada m.in. te słowa: „Nie mów: ‘A ja siebie ocalę’. Ty nie potrafisz. Ja sam mogę cię wybawić. Ten, który wcześniej mówił przez twoje wargi, może zostać pokonany tylko przeze Mnie. Powiedz Mi słowo pokory: ‘Panie, zbaw mnie!’, a Ja cię wybawię od twego władcy. Nie rozumiesz, że czekam na te słowa bardziej niż na pocałunek Mojej Matki?”. I jaka jest reakcja apostoła? „Judasz płacze, płacze, ale nie wypowiada tych słów”. Pan zrobił wszystko, co mógł, żeby ocalić swojego ucznia. W czasie innej rozmowy, opisanej przez tą samą autorkę, Pan obniża jeszcze bardziej wymagania wobec Iskarioty, najdalej, jak to tylko możliwe: „’Nie ma grzechu, nad którym bym się nie litował i którego bym nie przebaczył. Powiedz: „Chcę tego”, a Ja cię ocalę...’ Wstając, Jezus objął go ramionami. Ale chociaż łzy Jezusa-Boga spadają na włosy Judasza, to jego usta pozostają zamknięte. Nie wypowiada słowa, o które został poproszony. Nie mówi nawet: ‘przepraszam’, kiedy Jezus szepcze nad jego głową: ‘Odczuj, że cię kocham! Powinienem ci robić wymówki. Całuję cię. Miałbym prawo ci powiedzieć: „Proś o przebaczenie twego Boga”, a proszę cię tylko o pragnienie przebaczenia. Jesteś tak chory! Nie można wymagać wiele od kogoś, kto jest bardzo chory. Od wszystkich grzeszników, którzy przyszli do Mnie, wymagałem absolutnego żalu, aby móc im przebaczyć. Od ciebie, Mój przyjacielu, od ciebie, wymagam tylko pragnienia żałowania, a potem... Ja będę działał’”. Jednak i tym razem Judasz milczy. Zabrakło mu pokory. Nie wyraził jej prośbą o przebaczenie grzechów, ani nawet prośbą, żeby „chciał chcieć” żałować za nie.

Czy takie dialogi miały rzeczywiście miejsce? Nie wiem, ale w mojej ocenie, chociaż są zaczerpnięte z objawienia prywatnego, nie ma w nich niczego, co sprzeciwia się Ewangelii. Wystarczy wspomnieć te słowa Pana: „Wszystko, co Mi daje Ojciec, do Mnie przyjdzie, a tego, który do Mnie przychodzi, precz nie odrzucę” (J 6, 37). Gdyby Judasz zwrócił się do Pana Boga o przebaczenie, to nawet po tak wielkim grzechu, jakim była zdrada Jego Syna, doznałby miłosierdzia: Pan Bóg wybaczyłby mu wraz z tym wszystkie inne grzechy.

Poza tym myślę, że można w tym kontekście wskazać na inne słowa Pana: „Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 18, 3). Co to znaczy stać się jak dziecko? Ks. Antoni Paciorek w „Nowym komentarzu biblijnym NT” do Ewangelii według św. Mateusza pisze: „Stanem dziecięctwa nie jest bezgrzeszność, ani brak roszczeń, ale po prostu fakt bycia małym wobec Boga i ludzi. Jezus zdaje się podkreślać w tych słowach pokorę, którą Jan Chryzostom nazwał ‘matką, korzeniem, karmicielką, podstawą i ośrodkiem wszystkich innych cnót (Hom. Act. 30, 3)”. Czy jest ktoś mniejszy przed Bogiem i ludźmi od grzesznika, który uznaje swoją małość w dziedzinie moralnej, czyli fakt, że jest grzesznikiem, i prosi o przebaczenie swoich grzechów, szczególnie, jeśli te grzechy są wielkie i liczne? Małe dziecko, jeśli coś zbroi, to nie ucieka od taty i mamy, ale najszybciej jak może biegnie do taty lub mamy i wspina się na jego czy jej kolana. I taki rodzic, ujęty zaufaniem swojego dziecka, nawet nie ma serca, żeby je karać. Raczej przytuli je mocno i pocieszy. Sądzę, że „stać się jak dziecko” wobec Boga oznacza właśnie taką postawę zaufania wobec Niego. Pan Bóg nie odrzuci choćby największego grzesznika, który zwraca się do Niego i z dziecięcą ufnością prosi o miłosierdzie.





[i] Z tą myślą zetknąłem się słuchając konferencji śp. o. Bronisława Mokrzyckiego SJ. Nie jestem pewny, którego z filozofów jezuita miał ma myśli, ale prawdopodobnie Jacquesa Maritaina

wtorek, 8 listopada 2016

Doskonały żal za grzechy i ufność w Boże miłosierdzie ratunkiem dla umierającego grzesznika

„To drugie napomnienie, najdroższa córko, zjawia się w ostatniej godzinie, gdy już nie ma ratunku. Człowiek znajduje się u wrót śmierci i wtedy budzi się robak sumienia, którego nie czuł, oślepiony przez miłość własną; lecz teraz, w chwili śmierci, gdy człowiek widzi, że nie może ujść rąk moich, robak zaczyna go toczyć wyrzutami z powodu tak wielkiego zła, do którego przywodzą duszę grzechy.

Gdyby dusza ta miała światło, którego potrzeba, aby poznać winę swą i bolała nad nią, nie z powodu męki piekielnej, która po niej następuje, lecz dlatego, że obraziła Mnie, który jestem najwyższą i wieczną dobrocią, jeszcze znalazłaby miłosierdzie.

Lecz jeśli przekroczyła próg śmierci bez światła, tylko z wyrzutami sumienia, bez nadziei w krwi, przejęta własnym cierpieniem, bolejąc nad swą zgubą, a nie z powodu obrazy mojej: dochodzi do potępienia wiecznego. Wtedy sprawiedliwość moja oskarża ją surowo za niesprawiedliwość i fałszywy sąd, nie tylko w ogólności za niesprawiedliwości i fałszywe sądy, których używała we wszystkich działaniach swoich, lecz także i przede wszystkim za szczególną niesprawiedliwość, którą popełniła w tej ostatniej chwili i za fałszywy sąd, który wydała, uważając, że nędza jej jest większa, niż miłosierdzie moje.

Oto grzech niewybaczalny, ani w tym życiu, ani w przyszłym. Dusza odtrąciła miłosierdzie moje, wzgardziła nim i grzech ten jest cięższy, niż wszystkie inne grzechy, które popełniła (por. Mt 12,31-32). Toteż rozpacz Judasza była bardziej obraźliwa dla Mnie i boleśniejsza dla Syna mojego, niż jego zdrada. Więc dusza jest oskarżona za ten fałszywy sąd, że uważała grzech swój za większy, niż moje miłosierdzie i przeto jest karana z szatanami i dręczona wiecznie z nimi.

Jest też oskarżona o niesprawiedliwość, którą popełnia wtedy, gdy boleje bardziej z powodu swojej zguby, niż mojej obrazy. Popełnia istotnie niesprawiedliwość, bo nie oddaje Mi tego, do czego mam prawo, ani sobie tego, co do niej należy. Mnie winna oddawać miłość i gorycz ze skruchą serca, którą winna ofiarować w obliczu moim za zadaną mi obrazę. A ona czyni przeciwnie, daje sobie całą miłość, współczuje tylko z sobą, boleje tylko z powodu kary, którą ściągnął na nią grzech”. (Św. Katarzyna ze Sieny, „Dialogi” XXXVII, http://sienenka.blogspot.de/2011/01/dialog-sw-katarzyny-xxxvii.html ).

Z tych słów Pana, wypowiedzianych do św. Katarzyny ze Sieny i przez nią zapisanych, wynika, że każdy, największy nawet grzesznik ma jeszcze w godzinie śmierci szansę na zbawienie. Jest to szansa ostateczna. Drogą do skorzystania z zaproponowanej mu szansy jest:
1.       doskonały żal za grzechy i
2.       ufność w Boże miłosierdzie, które większe jest niż suma wszystkich grzechów największego grzesznika.

Ad. 1. Doskonały żal za grzechy polega na żalu, skrusze czy smutku z powodu obrazy Boga. Jeśli grzesznik zdobędzie się na taki żal, ma szansę na zbawienie, nawet jeśli jego grzechy byłyby „jak szkarłat” (por. Iz 1, 18). Zatem nie wystarczy żal niedoskonały, który polega na żalu z powodu skutków grzechu/ów uderzających w grzesznika, które go/je popełnił. Mówiąc bardziej konkretnie: Karą za grzech ciężki jest potępienie. Jeśli grzesznik żałuje za grzech tylko z tego powodu, że jego skutkiem jest wieczne potępienie, co w chwili śmierci dokładnie poznaje, taki żal za grzechy nie wystarczy, żeby skorzystać z Bożego miłosierdzia i przez to uniknąć potępienia. Potrzebny jest właśnie żal za grzechy doskonały, który jest niczym innym, jak formą miłości do Boga. Jeśli żałuję za grzechy właśnie z tego powodu, że moim grzechem Go zasmuciłem, to pokazuję przez to moją miłość do Niego. Jeśli natomiast żałuję tylko dlatego, że popełniony grzech uderza we mnie, to żal taki pokazuje tylko miłość własną, a stąd do miłości do Boga jeszcze daleka droga.

Przy okazji trzeba powiedzieć, że żal niedoskonały jest wystarczający przy sakramencie spowiedzi. Widać z tego dobrodziejstwo spowiedzi, ponieważ, jak sądzę, żal doskonały za grzechy jest bardzo trudny do osiągnięcia

Ad. 2. A jednak miłosierdzie Boże jest większe niż wszystkie grzechy razem największego nawet grzesznika. Ale żeby być zdolnym do przyjęcia Bożego miłosierdzia muszę uwierzyć, że tak jest; muszę zaufać Bożemu miłosierdziu; muszę uwierzyć w Bożą miłość, tzn. muszę uwierzyć, że Bóg kocha mnie pomimo wszystkich popełnionych przeze mnie grzechów. Taki akt wiary jest bardzo trudny w godzinie śmierci, kiedy z całą jasnością poznaję moje grzechy, kiedy widzę ich skutki. Wtedy właśnie poznaję, że nie ma we mnie niczego, czym mógłbym zasłużyć na Bożą miłość. Wtedy pozostaje jedynie pokora, który zdolna jest do przyjęcia darmowej Bożej miłości. Pokora jest koniecznym warunkiem, który uzdalnia mnie do przyjęcia Bożej miłości. Pokora leży u podstaw ufności, która otwiera się na Bożą miłość.

O ile doskonały żal za grzechy jest próbą czy dowodem miłości do Boga, o tyle ufność w Boże miłosierdzie jest wiarą w miłość Boga do mnie. Bóg ofiaruje grzesznikowi swoją miłość, a ten może ją przyjąć i odpowiedzieć przez ufność i doskonały żal za grzechy.

sobota, 2 kwietnia 2016

Bezdroża miłosierdzia

Przeczytałem kolejną książkę Ewy Czaczkowskiej: „Papież, który uwierzył. Jak Karol Wojtyła przekonał Kościół do Bożego Miłosierdzia”. Bardzo wartościowa i napisana w interesujący sposób. Z jednej strony znakomicie wkomponowuje się w kontekst wydarzeń znanych opinii publicznej, a z drugiej uzupełnia istniejące braki przez wydobycie na światło dzienne nieznanych lub mniej znanych dokumentów czy faktów. Przede wszystkim zaś ukazuje rolę św. Jana Pawła II, który, jak nikt inny, przyczynił się do upowszechnienia kultu Bożego Miłosierdzia i do tego, że głoszenie orędzia o Bożym Miłosierdziu stało się dominującym rysem Kościoła początku XXI wieku.

Książkę poleciłem wielu osobom. Moje uznanie dla niej rosło wraz z jej lekturą. I było tak, aż do str. 166, tzn. do słów, które były rodzajem wstępu do jej drugiej części. Był to fragment rozmowy autorki z krakowskim kardynałem:

- „Jan Paweł II często wracał do pytania, dlaczego objawienia Siostry Faustyny i przesłanie o Bożym Miłosierdziu pojawiło się w Polsce przed drugą wojną światową - mówi kardynał Stanisław Dziwisz.
- I jak na nie odpowiadał?
- Papież widział w tym ostrzeżenie przed grożącą wojną i światową katastrofą. Podobnie widziała to Siostra Faustyna: nawróćcie się, bo grozi katastrofa. I ta zapowiedź się sprawdziła.
- Ale pytanie ‘dlaczego?’ powraca. Dlaczego orędzie o Bożym Miłosierdziu, przypomniane za pośrednictwem Siostry Faustyny, a wprowadzone w oficjalny nurt życia Kościoła przez Jana Pawła II, niczym iskra zapala dzisiaj świat? Dlaczego współczesny świat tak bardzo potrzebuje Bożego Miłosierdzia?
- Bo dzisiaj świat nie jest zdolny do nawrócenia się. Pozostało tylko Boże Miłosierdzie - odpowiada kardynał Dziwisz. (Rozmowa, 2 czerwca 2015 r.)”.

Czytając ten wywiad starałem się iść razem z rozmówcą autorki, tzn. towarzyszyć rozumowaniu ks. kardynała. Wyobrażałem sobie, że tok jego myślenia prowadzi do pokazania podobieństwa czasów, w których obecnie żyjemy, do czasów poprzedzających wybuch II wojny światowej. Wyobrażałem sobie, że kardynał prowadzi do takiej konkluzji: „Jeśli orędzie o Bożym miłosierdziu było potrzebne wtedy, to tym bardziej jest potrzebne dzisiaj”. Trzeba stwierdzić, że obecnie rzeczywiście mamy do czynienia z rozkwitem kultu do Bożego Miłosierdzia. Wyrazem głoszenia i podkreślania potrzeby Bożego Miłosierdzia w naszych czasach była nie tylko encyklika o Bożym Miłosierdziu „Dives in misericordia”, kanonizowanie Siostry Faustyny i Jana Pawła II, beatyfikowanie ks. Michała Sopoćki, ale także spełnienie próśb Pana Jezusa, skierowanie do Siostry Faustyny odnoszących się do czci Jego obrazu, ustanowienia Święta Miłosierdzia, a także zawierzenie świata Bożemu Miłosierdziu i przeżywany obecnie Nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia. Jeśli więc orędzie skierowane do św. Faustyny miało być przygotowaniem na światową katastrofę II wojny światowej, to do czego ma nas przygotować tak wzmożone odwoływanie się do Bożego Miłosierdzia w naszych czasach?

Tak właśnie sobie myślałem, oczekując, że do takiej konkluzji zamierza doprowadzić dawny kapelan św. Jana Pawła II, a tu zaskoczenie, a właściwie rozczarowanie ostatnim wypowiedzianym przez niego zdaniem:

- „Dlaczego współczesny świat tak bardzo potrzebuje Bożego Miłosierdzia?” – pyta pani redaktor.
- „Bo dzisiaj świat nie jest zdolny do nawrócenia się. Pozostało tylko Boże Miłosierdzie” - odpowiada ks. kardynał.

Autorka odwołuje się do słów swojego rozmówcy ponownie na str. 227, trochę łagodząc ich wymowę. Wydaje się, że ks. kardynał chciał w ten sposób powiedzieć, że człowiek sam z siebie nie jest w stanie się nawrócić, i że tylko głoszenie orędzia o Bożym Miłosierdziu może przywieść współczesny świat do nawrócenia, albo jeszcze lepiej, że samo tylko Boże Miłosierdzie może to uczynić (tzn. nawrócić dzisiejszą ludzkość). Tyle, że to, co powiedział, skłania, niestety, do wyciągnięcia innego wniosku, a mianowicie, że „dla tych, którzy nie są do zdolni do nawrócenia, pozostaje tylko Boże Miłosierdzie”. Czyżby więc Boże Miłosierdzie było ostatnią deską ratunku dla tych, którzy do nawrócenia nie są zdolni? Ci, którzy „nie są zdolni do nawrócenia”, z pewnością nie nawracają się. Bo jak mogą się nawrócić, skoro nie są do tego zdolni? Nie nawracają się, a mimo to, a może właśnie dlatego dostępują Bożego Miłosierdzia? W takim razie nasuwa się kolejne pytanie: A co z tymi, którzy się nawracają? I czy na pewno warto się nawracać?

Takie pytania przychodzą mi na myśl po przeczytaniu słów ks. kardynała Stanisława Dziwisza. Trudno mi uwierzyć, że dawny kapelan św. Jana Pawła II źle pojmuje przesłanie o Bożym Miłosierdziu.  Przecież Boże Miłosierdzie jest właśnie dla tych, którzy się nawracają, choćby w ostatnim momencie życia (Łk 20, 40-43); Boże Miłosierdzie jest dla tych, którzy sami okazują miłosierdzie innym (Mt 18, 23-35; por.: „Jeżeli dusza nie czyni miłosierdzia w jakikolwiek sposób, nie dostąpi miłosierdzia Mojego w dzień sądu”, („Dzienniczek”, nr 1317)), zaś odrzucający nawrócenie i odmawiający miłosierdzia wobec innych nie są zdolni, aby Boże Miłosierdzie przyjąć, i dlatego Bożego Miłosierdzia nie dostępują.

Do takich samych wniosków prowadzi treść zawarta w II części książki poświęconej nauczaniu św. Jana Pawła II na temat Bożego Miłosierdzia, do której słowa kardynała Dziwisza są wstępem. Na str. 189-190 czytamy:

„Każdy – powtórzmy za Papieżem – pragnie powrócić do jedności z Ojcem. Ale nie każdy jest w stanie to uczynić. Dlaczego? Jednym brakuje wiary w Boże miłosierdzie, w to, że każdy, nawet największy grzesznik, przez innych odrzucony i przekreślony, pozostaje dzieckiem Boga Ojca, któremu na nim zależy. Innym natomiast brakuje pokory, by uznać przed Bogiem swój grzech i nieprawość. Uznanie jednego i drugiego jest początkiem drogi nawrócenia, czyli powrotu do Ojca. Inaczej mówiąc, jak pisał ksiądz profesor Józef Tischner w książce o Bożym Miłosierdziu („Drogi i bezdroża miłosierdzia”) do tego, aby ‘się urzeczywistniło miłosierdzie, potrzeba dwu warunków: otwarcia ojca i nawrócenia syna. (…) Aby jednak miłość Boża przyniosła owoc, potrzeba, by syn… zaufał. Miłosierdzie owocuje w synu. Jakże jednak ma zaowocować, jeśli syn nie ma świadomości, że błądzi, a jeśli nawet ma taką świadomość, to nie chce wrócić? Jakże siew może przynieść owoc, gdy w sercu człowieka jest skała? Jeśli nie ma nawrócenia, miłosierdzie jest jak piękna muzyka świata; świat gra, ale ludzie nie tańczą, ponieważ zatkali sobie uszy’. Do zaistnienia aktu miłosierdzia potrzebna są więc dwa klucze: ‘jeden ma w ręku ojciec, a drugi syn. Ojciec jest otwarty na powrót. Otwarcie to już jest miłosierdziem, jak gotowość do wybaczenia jest już wybaczeniem. Od syna zależy jednak nawrócenie. Nawrócenie zawiera moment «oczyszczenia». Syn musi się nawrócić i powrócić. On sam musi siebie «oczyścić». Musi uznać wobec siebie samego swój błąd’”.

Podobnie naucza św. Jan Paweł II, o czym możemy przeczytać w tej samej książce na str. 201-202:
„Jan Paweł II, podobnie jak Siostra Faustyna, podkreślał nieskończoność i niewyczerpanie Bożego Miłosierdzia w przyjmowaniu ‘synów marnotrawnych’, wracających do domu Ojca, w gotowości i mocy przebaczania. Owa nieskończoność i niewyczerpanie miłosierdzia ma ‘swe stałe pokrycie w niewysłowionej wartości ofiary Syna’. Żaden bowiem grzech człowieka – pisał Papież – ‘nie przewyższa tej mocy ani jej nie ogranicza. Ograniczyć ją może tylko od strony człowieka brak dobrej woli, brak gotowości nawrócenia, czyli pokuty, trwanie w oporze i sprzeciwie wobec łaski i prawdy, a zwłaszcza wobec świadectwa krzyża i zmartwychwstania Chrystusa’ (Dives in misericordia)”.

Wróćmy do „dzisiejszego świata, który nie jest zdolny do nawrócenia”. Co to znaczy, że ktoś nie jest zdolny się nawrócić? Czyżby istniała jakaś zewnętrzna przeszkoda? Nie, tu chodzi o decyzję woli, o wewnętrzną wolność każdego człowieka, bo Pan Bóg daje usłyszeć swój cichy głos w sercu (sumieniu) każdego człowieka. Tylko ten „nie jest zdolny do nawrócenia”, kto nie chce. A „nawrócić się” oznacza uznać własną niewystarczalność, zwrócić się do Boga i otworzyć się na Jego miłość i przebaczenie. Jedni nie czynią tego, bo brak im ufności – nie wierzą w Bożą miłość, nie wierzą, że ich grzech może być przebaczony, a inni, bo brak im pokory, aby tę darmową, niezasłużoną Bożą miłość przyjąć. Ostatecznie wszystko sprowadza się do pokory przyjęcia danej darmo miłości Boga. Brak pokory jest w rezultacie odmową przyjęcia Bożej miłości miłosiernej, a ta jest niczym innym, jak grzechem przeciwko Duchowi Świętemu[1]. Dlatego opisanie kogoś jako „niezdolnego do nawrócenia” jest równoznaczne ze stwierdzeniem, że opisywany grzeszy przeciwko Duchowi Świętemu. A jest to jedyny grzech, który nie będzie odpuszczony ani w tym świecie, ani w przyszłym – jedyny grzech, wobec którego Miłosierdzie Boże jest bezsilne. Grzeszący przeciwko Duchowi Świętemu Miłosierdzia Bożego nie otrzymuje, ale jedynie z powodu odmowy jego przyjęcia.

PS. Krytyka odnosi się wyłącznie do cytowanych słów ks. kardynała Stanisława Dziwisza, które z powodu braku precyzji orędzie o Bożym Miłosierdziu prowadzą na bezdroża. Książka, jako całość, jest bardzo wartościowa i godna polecenia.




[1] „Grzech przeciwko Duchowi Świętemu (…) polega (…) na odmowie przyjęcia tego zbawienia, jakie Bóg ofiaruje człowiekowi przez Ducha Świętego, działającego w mocy Chrystusowej ofiary Krzyża”. Św. Jan Paweł II, „Encyklika o Duchu Świętym”, nr 46.

sobota, 2 maja 2015

Św. Siostra Faustyna była patriotką

Św. Siostra Faustyna została nazwana „sekretarką Bożego miłosierdzia”. „Dzienniczek”, który spisała na polecenie spowiedników, zawiera słowa Pana Jezusa skierowane do niej, a przez nią do kapłanów i całej ludzkości. Według tygodnika „Gość Niedzielny” to właśnie ta książka polska ma najwięcej tłumaczeń na inne języki. Nie z racji walorów artystycznych, bo Faustyna pisarką i poetką była raczej kiepską, ale z racji zawartego w niej przesłania, które jest niczym innym, jak przypomnieniem prawdy o tym, że „na wieki miłosierdzie Jego”.  Prawda o Bogu, którego największym przymiotem jest miłosierdzie, przemawia z każdej strony zapisków Świętej. Ale czytając „Dzienniczek” można też odkryć, że św. Faustyna była wielką patriotką. Bardzo zależało jej na pomyślności swojej Ojczyzny. W jej intencji ofiarowała liczne modlitwy i umartwienia. Jednak wielkość Polski nie widziała w dobrobycie jej mieszkańców, ale przede wszystkim w wierności Chrystusowi i Kościołowi, w zachowywaniu przykazań, w życiu zgodnym z Ewangelią. Od św. Siostry Faustyny możemy uczyć się ufności do Jezusa miłosiernego, ale także najlepiej rozumianego patriotyzmu. I właśnie na ten aspekt jej duchowości chciałem zwrócić uwagą przytaczając poniżej wybrane cytaty z „Dzienniczka”. Tłustym drukiem zaznaczyłem słowa Pana Jezusa.

*****

„W pewnej chwili usłyszałam te słowa: ‘Idź do Przełożonej i proś, żeby ci pozwoliła odprawić codziennie godzinę adoracji przez 9 dni; w tej adoracji staraj się modlitwę swoją połączyć z Matką Moją. Módl się z serca w złączeniu z Maryją, także staraj się w tym czasie odprawić drogę krzyżową’. Otrzymałam pozwolenie, ale nie na całą godzinę, tylko na ile mi czas pozwoli poza obowiązkami. Nowennę tę miałam odprawić w intencji Ojczyzny. W siódmym dniu nowenny ujrzałam Matkę Bożą pomiędzy niebem a ziemią, w szacie jasnej; modliła się z rękami złożonymi na piersiach, wpatrzona w niebo, a z serca Jej wychodziły ogniste promienie i jedne szły do nieba, a drugie okrywały naszą ziemię”. (32-33)

„W pewnej chwili usłyszałam taki głos w duszy: ‘Odpraw nowennę za Ojczyznę. Nowenna ta będzie się składać z litanii do Wszystkich Świętych. Proś o pozwolenie spowiednika’. Na przyszłej spowiedzi otrzymałam pozwolenie i zaraz wieczorem zaczęłam tę nowennę”. (59)
Jedną z próśb przedstawionych Panu Jezusowi w dniu ślubów wieczystych przez św. Siostrę Faustynę była ta: „Jezu, proszę Cię za Ojczyznę moją, broń jej przed napaścią wrogów”. (240)

„W pewnej chwili, kiedy się odprawiła adoracja za naszą Ojczyznę, ból mi ścisnął duszę i zaczęłam się modlić w następujący sposób: ‘Jezu najmiłosierniejszy, proszę Cię przez przyczynę świętych Twoich, a szczególnie przez przyczynę Matki Twojej najmilszej, która Cię wychowała z dziecięctwa, błagam Cię, błogosław Ojczyźnie mojej. Jezu, nie patrz na grzechy nasze, ale spójrz się na łzy dzieci małych, na głód i zimno, jakie cierpią. Jezu, dla tych niewiniątek, udziel mi łaski, o którą Cię proszę dla Ojczyzny mojej’. W tej chwili ujrzałam Pana Jezusa, który miał oczy zaszłe łzami – i rzekł do mnie: ‘Widzisz, córko Moja, jak bardzo Mi ich żal, wiedz o tym, że one utrzymują świat’.” (286)

„W dzień Wniebowzięcia Matki Bożej nie byłam na Mszy świętej – pani doktór nie pozwoliła – ale modliłam się gorąco w celi. Po chwili ujrzałam Matkę Bożą w niewypowiedzianej piękności – i rzekła do mnie: ‘Córko moja, żądam od ciebie modlitwy, modlitwy i jeszcze raz modlitwy za świat, a szczególnie za Ojczyznę swoją. Przez dziewięć dni przyjmij Komunię świętą wynagradzającą, łącz się ściśle z ofiarą Mszy świętej. Przez te dziewięć dni staniesz przed Bogiem jako ofiara, wszędzie, zawsze, w każdym miejscu i czasie – czy w dzień, czy w nocy, ilekroć się przebudzisz, módl się duchem. Duchem zawsze trwać na modlitwie można’.” (325)

„+ Wrzesień. Pierwszy piątek. Wieczorem ujrzałam Matkę Bożą, z obnażoną piersią i zatkniętym mieczem, rzewnymi łzami płaczącą, i zasłaniała nas przed straszną karą Bożą. Bóg chce nas dotknąć straszną karą, ale nie może, bo nas zasłania Matka Boża. Lęk straszny przeszedł przez moją duszę, modlę się nieustannie za Polskę, drogą mi Polskę, która jest tak mało wdzięczna Matce Bożej. Gdyby nie Matka Boża, na mało by się przydały nasze zabiegi. Pomnożyłam swoje wysiłki modlitw i ofiar za drogą Ojczyznę, ale widzę, że jestem kroplą wobec fali zła. Jakże kropla może powstrzymać falę? O, tak. Sama z siebie kropla jest niczym, ale z Tobą, Jezu, śmiało stawię czoło całej fali zła i nawet piekłu całemu. Twoja wszechmoc wszystko może”. (686)

„+ W pewnej chwili ujrzałam stolicę Baranka Bożego i przed tronem trzech świętych: Stanisława Kostkę, Andrzeja Bobolę i Kazimierza królewicza, którzy się wstawiali za Polskę. W jednej chwili ujrzałam księgę wielką, która jest przed stolicą, i podano mi księgę, abym czytała. Księga ta była pisana krwią; jednak nic nie mogłam przeczytać, tylko imię Jezus. – Wtem usłyszałam głos, który mi powiedział: ‘Jeszcze nie przyszła godzina twoja’. – I zabrał księgę, i usłyszałam te słowa: ‘Ty świadczyć będziesz o nieskończonym miłosierdziu Moim. W księdze tej są zapisane dusze, które uwielbiły miłosierdzie Moje’. Radość mnie ogarnęła, widząc tak wielką dobroć Boga.” (689)

„+ Dziś powiedział mi Pan: ‘Idź do Przełożonej i powiedz, że życzę sobie, żeby wszystkie siostry i dzieci odmówiły tę koronkę, której cię nauczyłem. Odmawiać mają przez dziewięć dni i w kaplicy, w celu przebłagania Ojca Mojego i uproszenia miłosierdzia Bożego dla Polski’.” (714)
„+ Ojczyzno moja kochana, Polsko, o gdybyś wiedziała, ile ofiar i modłów za ciebie do Boga zanoszę. Ale uważaj i oddawaj chwałę Bogu, Bóg cię wywyższa i wyszczególnia, ale umiej być wdzięczna”. (1038)

„Często się modlę za Polskę, ale widzę wielkie zagniewanie Boże na nią, iż jest niewdzięczna. Całą duszę wytężam, aby ją bronić. Nieustannie przypominam Bogu Jego obietnice miłosierdzia. Kiedy widzę Jego zagniewanie, rzucam się z ufnością w przepaść miłosierdzia i w nim zanurzam całą Polskę, a wtenczas nie może użyć swej sprawiedliwości. Ojczyzno moja, ile ty mnie kosztujesz, nie ma dnia, w którym bym się nie modliła za ciebie”. (1188)

„Widziałam gniew Boży ciążący nad Polską. I teraz widzę, że jeśliby Bóg dotknął kraj nasz największymi karami, to byłoby to jeszcze Jego wielkie miłosierdzie, boby nas mógł ukarać wiecznym zniszczeniem za tak wielkie występki. Struchlałam cała, jak mi Pan choć trochę uchylił zasłony. Teraz widzę wyraźnie, że dusze wybrane podtrzymują w istnieniu świat, aby się dopełniła miara”. (1533)

„Widzenie Matki Bożej. W jasności wielkiej ujrzałam Matkę Bożą w białej sukni, przepasaną złotym pasem, a drobne gwiazdki także złote były po całej szacie i rękawy na trójkąt wyłożone złotem. Płaszcz miała szafirowy, lekko zarzucony, na głowie miała lekko zarzucony przezroczysty welon, włosy rozpuszczone, ślicznie ułożone i korona ze złota, która miała w zakończeniach krzyżyki. Na lewym ręku trzymała Dziecię Jezus. Takiej Matki Bożej jeszcze nie widziałam. – Wtem spojrzała na mnie łaskawie i rzekła: ‘Jestem Matką Boską Kapłańską’. Wtem Jezusa spuściła z ręki na ziemię, a prawą rękę podniosła w niebo – i rzekła: ‘Boże, błogosław Polsce, błogosław kapłanom’. – I znów rzekła do mnie: ‘Powiedz to, coś widziała kapłanom’. Postanowiłam sobie, że przy pierwszej sposobności widzenia się z ojcem powiem, lecz ja sama nie mogę nic zrozumieć z tego widzenia”. (1585)

„Gdy się modliłam za Polskę – usłyszałam te słowa: ‘Polskę szczególnie umiłowałem, a jeżeli posłuszna będzie woli Mojej, wywyższę ją w potędze i świętości. Z niej wyjdzie iskra[1], która przygotuje świat na ostateczne przyjście Moje’.” (1732)



[1] Tej zapowiedzi nie należy łączyć z żadną konkretną osobą, ale raczej z głoszeniem prawdy o Bożym miłosierdziu, które ma być zachętą do nieograniczonej ufności w Boże miłosierdzie dla każdego, a zwłaszcza dla największych grzeszników, którzy zgodnie ze słowami Pana, „mają największe prawo do Jego miłosierdzia”. 

wtorek, 2 grudnia 2014

Czy Pan Bóg kocha Lucyfera?



Czy Bóg kocha Lucyfera? Pytanie jest być może prowokujące, ale czyż możemy uciec przed nim? Bo można je uogólnić: Czy Bóg kocha potępionych? Czy Pan Bóg kocha grzesznika żyjącego? Jeśli nie kocha, to czy można powiedzieć, że jest Miłością? A jeśli kocha, to czy nie oznacza to, że ludzkie postępowanie jest Mu obojętne? 

A czy ktoś z nas może powiedzieć, że jest bez grzechu? A skoro tak, to pytanie czy Pan Bóg kocha grzesznika, nie jest tylko wymyślonym pytaniem, którym zajmują się teolodzy, ale dotyczy ono w sposób żywotny każdego z nas. Jak na nie odpowiedzieć? Jedni uważają, że Pan Bóg nie odróżnia pomiędzy grzechem, a grzesznikiem, i swoją odpowiedź wyrażają w dwojaki, przeciwstawny sposób:

- „Pan Bóg nienawidzi i grzech i grzesznika, który go popełnia”; 

- „Pan Bóg kocha mnie z moim grzechem”. Jest to parafraza pewnej „katolickiej” piosenki, której niedaleko jest od poglądów Marcina Lutra wyrażonych w liście do Melanchtona: „Bądź grzesznikiem i grzesz śmiało, ale wierz i raduj się w Chrystusie jeszcze śmielej… . Żaden grzech nie oddzieli nas od Baranka, nawet jeśli popełnilibyśmy cudzołóstwo i morderstwo tysiąc razy dziennie”.[1]
Z drugiej strony jest odpowiedź św. Augustyna, zgodnie z którą Pan Bóg odróżnia grzesznika od grzechu: „Pan Bóg kocha grzesznika, ale nienawidzi grzechu”. 
Którą z tych odpowiedzi jest prawdziwa? 

Po tej dygresji, wróćmy do pytania tytułowego. Właśnie tak sformułowane pytanie (tzn. „Czy Bóg kocha Lucyfera?”) zostało skierowane do Jimmy’ego Akina, znanego amerykańskiego apologety. Było to w czasie audycji prowadzonej przez Catholic Answers, a pytącą osobą była kobieta z Dallas w Texasie.[2] Skoro Pan Bóg kocha wszystko, co uczynił, to czy kocha też upadłego anioła? 

Apologeta odpowiedział, że tak. Bóg kocha wszystko to, co jest dobre w Lucyferze, np. jego istnienie, inteligencję i potęgę. Obdarzył go wieloma darami, podobnie jak pozostałych aniołów i każdego z ludzi. Nie kocha zaś tego, co Lucyfer uczynił ze swoją wolną wolą, mianowicie to, że wybrał zło i przeciwieństwo miłości. Tego Pan Bóg nie kocha. 

W tym miejscu apologeta przypomniał, odwołując się do katolickiej teologii, szczególnie św. Tomasza z Akwinu, że z miłością Pan Boga jest inaczej, niż z naszą miłością. My kochamy, kiedy jesteśmy przyciągani przez jakieś dobro. A zatem to owo dobro spostrzegane przez nas, sprawia, że jesteśmy przez to dobro pociągani. Natomiast Pan Bóg kocha, i ta Jego miłość powołuje do istnienia i sprawia dobro w stworzeniach – nie tylko to istniejące w stworzeniach na początku, ale także dobro moralne obecne w aniołach i ludziach czyniących dobro. Oczywiście, z Bożą pomocą. „Ty sam dokonałeś wszystkich naszych czynów” – wyznaje prorok Izajasz (Iz 26:12 – wersja brewiarzowa). Jeśli jest jakieś dobro w człowieku – to Pan Bóg jest jego autorem. Nie ma dobra w nas, które „wyprodukowalibyśmy” bez Bożej pomocy. Bóg natomiast nie jest autorem zła. Jeśli ktoś czyni zło – czyni to w pojedynkę, co najwyżej z pomocą złego ducha. 

I tu można się pokusić o wyrażenie odpowiedzi na pytanie, czy Pan Bóg kocha Lucyfera, aniołów upadłych, potępionych, grzesznika, w ten sposób: Pan Bóg kocha w stworzeniach to, co jest Jego. Im więcej dobra w danym stworzeniu, tym więcej Boga w tymże stworzeniu. Im mniej dobra, tym mniej Boga w danym stworzeniu. Ale samo istnienie każdego ze stworzeń, nawet przywódcy upadłych aniołów, pochodzi od Boga. I Pan Bóg nie przestaje kochać to, co stworzył, więc w ten sposób kocha także i Lucyfera. Miłość Boga nie tylko stwarza, ale także podtrzymuje w istnieniu.


[1] "Be a sinner and sin boldly, but believe and rejoice in Christ even more boldly. . . No sin will separate us from the Lamb, even though we commit fornication and murder a thousand times a day." (“Luther’s Works”, American Edition, vol. 48, p. 282, za: https://www.ewtn.com/library/SCRIPTUR/LUTHFAL.TXT  )
[2] Nagrania w oryginale można wysłuchać tutaj: http://www.catholic.com/video/does-god-love-lucifer