Dzisiaj spotkanie
z Piotrem. W Gorzkich Żalach jest o nim mowa:
„Jezu, pod
przysięgą od Piotra
Po trzykroć z wielkiej bojaźni zaprzany,
Jezu mój kochany!”
Po trzykroć z wielkiej bojaźni zaprzany,
Jezu mój kochany!”
Podobnie, jak
Judasz Piotr dopuścił się zdrady Mistrza, tyle że nie z premedytacją, ale „z
wielkiej bojaźni” zaparł się Go. Powiedział, że Go nie zna. I uczynił to nie
raz, ale trzy razy. Pod przysięgą.
Dobrze jest
porównać Piotra z Judaszem. Bo wtedy będziemy mogli zobaczyć więcej szczegółów
z ich życia. Ale co najważniejsze: zobaczymy różnice w ich postawach. A właśnie
o to chodzi, żebyśmy z rozważania Męki Pana, i zachowania różnych ludzi,
których Pan spotkał w swoim życiu, a szczególnie w ostatnich godzinach Jego
życia – wyciągnęli wnioski odnośnie naszych postaw. Niech te złe służą nam jako
przestroga, inne jako zachęta do naśladowania.
Postawy Judasza i
Piotra wykazuję i podobieństwa i różnice. Nie można więc powiedzieć, że mają
się do siebie jak dzień i noc. Dlatego z jednej strony trzeba zauważyć
podobieństwa, a z drugiej różnice. I dopiero wtedy przy wszystkich
podobieństwach potrafimy dostrzec też istotną różnicę w czymś, co decyduje o
powiedzeniu albo klęsce życiowej danego człowieka.
Pomimo wszelkich różnic temperamentu i charakterów, wychowania,
pochodzenia, życia w rodzinie, pomimo ich indywidualnych historii życia, która
poprzedziła ich spotkanie z Panem – łączą ich takie cechy podstawowe, jak:
- obydwaj byli chciani przez Boga, powołani do życia; Pan Bóg chciał nie
tylko, żeby pojawili się na świecie, zaistnieli jako ludzie, ale co więcej –
chciał, aby byli zbawieni.
Te wymienione przez mnie elementy są wspólne nie tylko dla Judasza i
Piotra, ale w ten sposób można powiedzieć o każdym z nas: Pomimo indywidualnej
historii życia, jaką każdy z nas ma za sobą, można powiedzieć o wszystkich i
każdym z osobna: Każdy bez wyjątku człowiek jest chciany przez Boga, nawet
jeśli nie zawsze był chciany przez rodziców. Nasze pojawienie się na świecie
nie było dziełem przypadku, choć niektórym może się tak wydawać. Każdy z nas
jest kochany przez Pana Boga, nawet jeśli nie każdy tej miłości doświadczył tak
namacalnie. Wreszcie, łączy nas i to, że Pan Bóg chce zbawienia każdego z nas.
Tu nie ma wyjątków od reguły. I Judasz też nie był wyjątkiem.
To można powiedzieć o każdym człowieku. Ale Piotra i Judasza łączyło
jeszcze więcej: wspólne powołanie do grona apostołów. Wśród miliardów ludzi,
którzy żyli, żyją i jeszcze się urodzą, to właśnie oni należeli do grona
Dwunastu. Pan Jezus powołał ich na apostołów. Należeli do grona uczniów najbliższych
Panu. Ale może najbardziej łączy ich to, że chociaż każdy przy innej okazji,
to jednak obydwaj (i tylko oni) zostali nazwani przez Pana „szatanem”.
Wydawać by się mogło, że cechą drogi Judasza było jego powolny upadek, stopniowe
odchodzenie od Jezusa, a charakterystyczną cechą Piotra, że coraz bardziej postępował
w dobrym, stawał się coraz lepszym, żył coraz bliżej Jezusa. Myślę, że ta
pierwsza część tego przypuszczenia jest słuszna. Prawdopodobnie na początku był pełen gorliwości, ale z
czasem zaczął się nudzić Panem. Jego odchodzenie dokonywało się powoli, przez
niewierność w małych rzeczach. A ten, kto jest niewierny w małych rzeczach, i
nie walczy z tym, z czasem stanie się niewierny w rzeczach wielkich. Jest to
potwierdzone doświadczeniem świętych, którzy świadczą o tym, że ten, kto
lekceważy grzechy powszednie, wpada niebezpieczeństwo, albo lepiej powiedzieć:
przygotowuje się do popełnienia grzechu ciężkiego.
To jedna strona
medalu czy tego zestawienia: Piotr – Judasz. Kiedy przygotowywałem się, aby
ukazać spotkanie Pana z Piotrem, wydawało mi się na początku, że na podstawie
Ewangelii i innych Pism Nowego Testamentu będę mógł ukazać Księcia Apostołów,
jako tego, który z kolei nieustannie wzrastał. Sądziłem, że Piotr musi być
przeciwieństwem Judasza. O ile ten pierwszy przechodził od rzeczy dobrych do
złych, od złych do gorszych, to można by oczekiwać, że u Piotra było dokładnie
odwrotnie: postępował od rzeczy złych do dobrych, a od dobrych do lepszych. Ale
szybko się przekonałem, że to nie takie proste. Bo chociaż można zaobserwować u
niego postęp, to nie jest to postęp, którego wykresem jest linia nieustannie
wznosząca się w górę, bo przecież przydarzyły mu się upadki. A jego zaparcie się
swego Mistrza nie było ostatnim z nich.
Przypatrzmy się
najpierw okresowi publicznej działalności Pana Jezusa. Te trzy lata, w czasie
których Apostołowie towarzyszyli Panu, było czymś w rodzaju seminarium.
Słuchali nauk Mistrza, widzieli Jego czyny, a przede wszystkim byli z Nim
wszędzie, gdzie On ich prowadził. Wyobrażam sobie ten czas jako czas
błogosławiony dla Apostołów, którzy mogli być tak blisko Nauczyciela. Jak
zachowywali się oni w tym czasie? Ewangelie ukazują ich jako ludzi bojaźliwych
i małej wiary; często nie rozumieli słów Mistrza, gdy On mówił o kwasie
faryzeuszów, oni myśleli, że mówi o chlebie, którego nie zabrali ze sobą; gdy
On mówił, że będzie cierpiał, oni proszą o pierwsze miejsca w Jego królestwie
lub kłócą się o to, który z nich jest największy. I tak przez trzy lat. A
jednak w czasie ostatniej Wieczerzy Pan Jezus zwróci się do nich: „Wyście
wytrwali ze Mną w Moich przeciwnościach”. Wytrwali wszyscy z wyjątkiem Judasza,
którego Pan nazwał „synem zatracenia”.
„Wyście wytrwali
ze Mną w Moich przeciwnościach”. Uśmiechamy się na te słowa: „Panie – co to
było za wytrwanie? Panie, czy nie wiesz, że za chwilę jeden z nich wyprze się
tego, że Cię zna, i to aż trzykrotnie i to pod przysięgą, a pozostali uciekną
zostawiając Cię samego?” A jednak słowa Pana są prawdziwe. I Bogu niech będą
dzięki!, że Pan Jezus nie wybrał ludzi idealnych, ale właśnie takich jak my,
słabych i grzesznych, niepojętnych, z licznymi wadami, niewytrwałych w dobrem,
skłonnych do zła.
I chociaż Pan w
Wieczerniku zapowiada zdradę Piotra, zapowiada, że inni się rozproszą
zostawiając Go samego, to jednak słyszymy także: „Wyście wytrwali ze Mną w
Moich przeciwnościach”. Pan jest bardzo cierpliwy. Był taki wobec Apostołów;
jest taki wobec nas. To bardzo ważna nauka dla nas: Trzeba więc, żebyśmy byli
cierpliwi wobec innych, starając się zobaczyć w nich pomimo słabości – dobrą
wolę; trzeba, żebyśmy byli cierpliwi także wobec samych siebie. Tak naprawdę TYLKO
zniechęcenie wobec siebie jest przegraną. Jak długo walczymy, i powstajemy z
upadków, wszystko jest w porządku. Byleśmy nie poddali się w walce o zbawienie,
byleśmy nie zniechęcili się do siebie. Moc Boża w słabości się doskonali!
Wracając do Pana
i jego apostołów. Widzimy, że nie tylko w Wieczerniku przed męką, ale także po
zmartwychwstaniu Pan Jezus nie kieruje do Apostołów ani jednego słowa nagany.
Na próżno szukać takich słów w Ewangelii. I jeśli słyszymy jakieś Jego
upomnienie to jedno: Dlaczego nie uwierzyliście w Moje zmartwychwstanie? Dlaczego
brak wam wiary?
Zestawienie Judasza
z Piotrem, pokazuje, że Piotr nie uczynił wielkich postępów za życia ziemskiego
Pana Jezusa. A później? Po wniebowstąpieniu Pana Apostołowie zebrani wraz z
Matką Pana modlą się o Ducha Świętego. I po Zesłaniu Ducha Świętego dzieje się coś
niesamowitego. Ci Apostołowie, tak dotąd tchórzliwi, że zamknęli drzwi z obawy
przed żydami, oto teraz nie tylko otwierają drzwi, ale jeszcze wychodzą na
ulice, i Piotr i inni głoszą pierwsze kazanie. W Dziejach Apostolskich czytamy:
„Wtedy
stanął Piotr razem z Jedenastoma i przemówił do nich donośnym głosem: «Mężowie
Judejczycy i wszyscy mieszkańcy Jerozolimy, przyjmijcie do wiadomości i
posłuchajcie uważnie mych słów! (…) Niech więc cały dom Izraela wie z
niewzruszoną pewnością, że tego Jezusa, którego wyście ukrzyżowali, uczynił Bóg
i Panem, i Mesjaszem». Gdy to usłyszeli, przejęli się do głębi serca: «Cóż mamy
czynić, bracia?» - zapytali Piotra i pozostałych Apostołów. «Nawróćcie się -
powiedział do nich Piotr - i niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa
Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a weźmiecie w darze Ducha Świętego”.
(Dz 2:14-38 BT)
Piotr i inni
Apostołowie zostali napełnieni Duchem Świętym, z odwagą przemawiają do tłumów,
przywódców, władz świeckich i religijnych. Wydaje się, że Piotr jest innym
człowiekiem. A jednak, nawet i wtedy znowu objawia się brzydka cecha jego
charakteru – tchórzostwo. O jednym takim przypadku napisał apostoł Paweł w Liście
do Galatów:
„Gdy następnie Kefas przybył do Antiochii, otwarcie mu się sprzeciwiłem, bo
na to zasłużył. Zanim jeszcze nadeszli niektórzy z otoczenia Jakuba, brał
udział w posiłkach z tymi, którzy pochodzili z pogaństwa. Kiedy jednak oni się
zjawili, począł się usuwać i trzymać się z dala, bojąc się tych, którzy
pochodzili z obrzezania. To jego nieszczere postępowanie podjęli też inni
pochodzenia żydowskiego, tak że wciągnięto w to udawanie nawet Barnabę. Gdy
więc spostrzegłem, że nie idą słuszną drogą, zgodną z prawdą Ewangelii,
powiedziałem Kefasowi wobec wszystkich: «Jeżeli ty, choć jesteś Żydem, żyjesz
według obyczajów przyjętych wśród pogan, a nie wśród Żydów, jak możesz zmuszać
pogan do przyjmowania zwyczajów żydowskich?»” (Ga 2:11-14 BT)
I co Piotr na to upomnienie młodszego apostoła? Miał wystarczającą pokorę,
żeby je przyjąć. Przyjął je z pokorą. A pokora jest znakiem jego wielkości.
Ostatni z jego „upadków”
i ostateczne powstanie z niego przekazane zostały przez tradycję. Zaznaczyłem w
cudzysłowie słowo „upadek”, bo trudno to nawet nazwać upadkiem. Być może
kierował się dobrymi intencjami, ale może pojawiło się tu tchórzostwo ubrane w
piękne szaty troski o powierzoną mu Owczarnię – Kościół. W czasie prześladowań
w Rzymie, Piotr decyduje się opuścić miasto. I wtedy spotyka Pana niosącego
krzyż. „Quo vadis, Domine?” – „Dokąd idziesz, Panie?”. „Idę do Rzymu, aby dać
się ukrzyżować powtórnie”. Wtedy Piotr zrozumiał, że teraz nadeszła jego
godzina. Wraca do miasta, zostaje pojmany i umiera śmiercią męczeńską. Zostaje
ukrzyżowany, ale prosi o ukrzyżowanie go głową do dołu, bo nie czuje się godny
umierać tak, jak jego Pan, którego się zaparł. Choć umarł w pozycji odwrotnej niż
jego Mistrz, to jednak stał się podobny do Niego w śmierci. I to podobieństwo jest
decydujące. I ostatecznie tylko ono się liczy. I dzisiaj jest naszym
szczególnym patronem od powstawania z powtarzających się upadków.
Na podstawie
tego, co powiedziałem do tej pory, myślę, że można podsumować w ten sposób:
Piotr był człowiekiem dobrej, choć czasem słabej woli. Może najpiękniejszą z
jego cech była ta, że był wystarczająco pokorny, aby uznać swój grzech i
poprosić o jego przebaczenie; był wystarczająco pokorny, aby przyjąć upomnienie
nawet wtedy, jeśli było dane przez kogoś młodszego wiekiem i pozycją; a przede
wszystkim był wystarczająco pokorny, aby przyjąć przebaczającą i miłosierną
miłość Pana Boga. Piotr to przykład na to, że Pan Bóg jest cudowny w swoich
świętych. To Jego moc i cierpliwa miłość przemieniła Piotra w świętego. To samo
może stać się w naszym życiu, nie dlatego, że jesteśmy lepsi od innych, ale
dlatego, że miłość Pana Boga jest wszechmocna, silniejsza od naszej słabości. Byleśmy
chcieli ją przyjąć, a w razie upadków, przyjmować wciąż na nowo. Prośmy Pana, aby
uczynił cuda swej miłości w każdym z nas, tak jak uczynił w św. Piotrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz