Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą protestanci. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą protestanci. Pokaż wszystkie posty

sobota, 13 lutego 2016

Sola Scriptura w kontekście pierwszych wieków

Sola Scriptura – jedno z twierdzeń protestantyzmu; postulat, który dla Marcina Lutra był usprawiedliwieniem odrzucenia autorytetu papieża i Kościoła. Sola Scriptura – wystarczy samo Pismo św.; każdy wierzący może, bez pomocy zewnętrznych autorytetów, samodzielnie odkryć prawdziwe przesłanie zawarte na kartach Biblii.

Czy sola Scriptura, która zrodziła się w XVI w., odpowiada temu, co było w początkach chrześcijaństwa? Poniższy tekst Bena Witheringtona pomaga odpowiedzieć na to pytanie. Warto zauważyć, że autor jest protestantem. Na stronie logos.com możemy przeczytać o nim:



„Dr Ben Witherington, autor ponad 40 książek, jest biblistą uważanym za jednego z najwybitniejszych uczonych protestanckich na świecie, i członkiem z wyboru prestiżowego Studiorum Novi Testamenti Societas (SNTS), stowarzyszenia zajmującego się badaniem Nowego Testamentu”. Więcej na jego temat: kliknij tutaj. 

Cytowana przeze mnie książka Witheringtona zachęca do przemyślenia uwarunkowań kultury, w której powstały Księgi Nowego Testamentu. Wydaje się, że autor kieruje pisze przede wszystkich do protestantów. Tym nie mniej i katolicy mogą się z niej wiele nauczyć. Osobiście wiele z niej skorzystałem. Po przeczytaniu tego tekstu zrozumiałem, dlaczego zasada sola Scriptura pojawiła się dopiero piętnaście wieków po Chrystusie i kilkadziesiąt lat po wynalazku Gutenberga. Oto tekst Witheringtona w tłumaczeniu własnym (w niektórych miejscach dosyć dowolnym dla uproszczenia):

***

Kultura współczesna opiera się na tekstach pisanych. Wystarczy spojrzeć na ekran komputera, aby się przekonać o prawdzie tego twierdzenia. Era internetu jest możliwa właśnie dzięki powszechnej umiejętności pisania i czytania, co z kolei prowadzi do masowej produkcji i czytania tekstów. Dla nas, ludzi żyjących współcześnie, którzy jesteśmy zanurzeni w kulturę opartą na tekstach, jest trudno wyobrazić sobie i pojąć kulturę opartą na przekazie ustnym, a jeszcze trudniej przychodzi nam zrozumieć, jak święte teksty funkcjonowały w kulturze oralnej. A jednak, niezależnie od tego, jak bardzo jest to trudne i wymagające, trzeba nam podjąć taki wysiłek, ponieważ wszystkie kultury Biblii były w swej istocie kulturami przekazu ustnego, nie zaś kulturami bazującymi na przekazie prze pomocy tekstów pisanych; ich teksty były tekstami oralnymi, co brzmi jak oksymoron, ale nim nie jest.

Stopa umiejętności czytania i pisania w kulturach ery Nowego Testamentu jest przedmiotem dyskusji, i wynosiła, jak się wydaje, 10 do 20 %, w zależności od kultury i podgrupy społecznej w danym społeczeństwie. Nic zatem dziwnego, że starożytni, niezależnie od tego, czy umieli pisać i czytać, czy też nie, woleli żywe słowo (tzn. słowo mówione). Produkcja tekstów pisanych była niezwykle droga – papirus był drogi, atrament był drogi, a opłacenie pisarzy było wyjątkowo kosztowne. Posada sekretarza Jezusa lub Pawła byłaby bardzo intratną pracą. Dlatego nie dziwią słowa Jezusa, który mówił do swoich słuchaczy: „Kto ma uszy, niechaj słucha”. Ani razu natomiast nie powiedział: „Kto ma oczy, niechaj czyta”. Większość oczu w tamtych czasach nie umiała czytać.

Według dostępnej nam wiedzy, żadne dokumenty w starożytności nie były przeznaczone do „cichego” czytania, i tylko parę napisanych było z przeznaczeniem do odczytania ich przez osoby prywatne. Tamtejsze teksty zawsze były pisane z myślą, że zostaną głośno odczytane wobec adresata – zazwyczaj grupy ludzi. W swojej większości były tylko surogatem komunikacji oralnej. Odnosi się to w sposób szczególny do starożytnych listów.

W swojej większości, antyczne dokumenty, włączając w to listy, tak naprawdę w ogóle nie były tekstami w nowoczesnym sensie tego słowa. Przy ich kompozycji miano na uwadze ich dźwiękowy i oralny potencjał, i tak właśnie je traktowano – jako ustny przekaz, który docierał do swojego celu za pośrednictwem tekstu. Dla przykładu, kiedy czytamy początek Listu do Efezjan, naszpikowany dźwiękowymi środkami artystycznego przekazu, takimi jak: asonans, aliteracja, rytm, rym, różne inne retoryczne figury, staje się jasne, że nie był przeznaczony do cichego czytania. Te wersy domagają się, żeby zostały odczytane i usłyszane w jęz. greckim.


Kolejną, trzecią już racją przemawiająca za tym, że dokumenty musiały być przekazane ustnie: Z powodu kosztów wytworzenia, standardowy list w jęz. greckim nie miał przerw pomiędzy słowami, zdaniami, paragrafami, itp.; nie miał też wcale albo miał bardzo niewiele znaków przestankowych, a wszystkie litery były pisane jako wielkie. I dlatego mieliśmy do czynienia z zapisem podobnym do tego: PAWEŁSŁUGACHRYSTUSAJEZUSAZPOWOŁANIAAPOSTOŁPRZEZNACZONYDOGŁOSZENIAEWANGELIIBOŻEJ. Jedynym sposobem odszyfrowania takiego połączenia liter było odczytanie ich głośno! Jest taka anegdota o św. Augustynie i św. Ambrożym: ten powiedział, że z wszystkich spotkanych przez niego ludzi, Ambroży był człowiekiem wyjątkowym, ponieważ czytał bez poruszania wargami i bez wydawania dźwięków. Jest jasne, że kultura oralna jest innym światem niż kultura oparta na tekstach pisanych, a teksty funkcjonują w niej (w kulturze oralnej) inaczej niż w kulturze opartej na tekstach. W tamtych czasach wszystkie teksty były po prostu surogatami przekazu ustnego, a to stwierdzenie odnosi się także do większości tekstów biblijnych.

Dla nas jest to trudne do pojęcia, ale w czasach biblijnych teksty były czymś bardzo rzadkim i otaczane z ogromną czcią. Ponieważ w dużym stopniu umiejętność czytania i pisania była domeną ludzi wykształconych, a ci prawie zawsze należeli do elit społecznych, ówczesne teksty służyły elitom, aby potwierdzić ich autorytet, wyższość, własność, prawo do dziedziczenia, itp. Jednak, ponieważ starożytni byli ludźmi dogłębnie religijnymi, najważniejszymi tekstami nawet wśród tamtejszych elit były teksty o charakterze religijnym i sakralnym.

Co teksty w kulturze oralnej mówią o ich autorach? Zbyt mało się o tym pamięta, że te dwadzieścia siedem Ksiąg NT świadczy o wyjątkowo wysokiej stopie umiejętności czytania i pisania oraz zdolności retorycznych wśród najbliższego kręgu liderów chrześcijaństwa w czasach jego tworzenia się. Wczesne chrześcijaństwo, w jego większości, nie było ruchem prowadzonych przez nieumiejących czytać i pisać wieśniaków czy wyrzutków społecznych. Liderzy chrześcijaństwa w początkowych czasach tego ruchu byli autorami tekstów, i teksty NT odzwierciedlają znaczną znajomość greki, retoryki, i ogólną znajomość kultury greko-rzymskiej. Te zdolności i erudycja tylko rzadko mogły być przypisane pisarzom, za wyjątkiem niektórych z nich, jak Tercjusz czy Sostenes (por. Rz 16 i 1 Kor 1), którzy po przyjęciu chrześcijaństwa oddali swoje zdolności na służbę Chrystusowi. Jednak nawet i w takich przypadkach wydaje się, że przede wszystkim pisali pod dyktando Pawła.
Listy, które znajdują się w NT, są najczęściej o wiele dłuższe niż świeckie listy z tamtych czasów. Jednak one nie są przede wszystkim listami, chociaż zaczynają się i czasami kończą w sposób właściwy listom. Listy NT są dyskursami, homiliami i retorycznymi mowami różnego rodzaju, które ich autorzy nie mogli osobiście wygłosić wobec adresatów, i dlatego zamiast nich do adresatów wysłali ich surogat, aby przy ich pomocy dotrzeć do adresatów ze swoim przesłaniem. Te dokumenty nie były przekazywane pierwszej lepszej osobie. Z tego, co wiemy, Paweł oczekiwał od jednego ze swoich współpracowników, takich jak Tymoteusz, Tytus czy Febe, aby szli i ustnie przekazali treść dokumentu w retorycznie skuteczny sposób. W tamtych czasach było to niemal koniecznością, ponieważ dokumenty były bez podziałów słów (na zdania, rozdziały czy paragrafy) i bez znaków przestankowych, tak że jedynie ktoś odpowiednio wyszkolony mógł odczytać taki zapis jako – scriptum continuum; właściwie jedynie ktoś, kto znał treść dokumentu – mógł przy jego odczytaniu położyć akcenty w odpowiednim miejscu, aby w ten sposób efektywnie przekazać zawartą w nim treść.

W ten sposób dochodzimy do kluczowego momentu. Niektórzy uczeni, na podstawie występującego czasem w NT odniesienia do „czytającego”, uważali, że to oznacza, iż chrześcijanie byli pierwszymi, którzy świadomie próbowali tworzyć książki czy literaturę przeznaczoną do czytania. Dla przykładu, niekiedy Ewangelia według św. Marka była nazywana pierwszą chrześcijańską książką adresowaną do czytelnika, w dużym stopniu na podstawie wyrażenia z Mk 13, 14, gdzie możemy odnaleźć wtrącone wyrażenie: „kto czyta, niech rozumie”. Zatrzymajmy się w tym miejscu przez chwilę. Zarówno w Mk 13, 14, jak i w Ap 1, 3, tym ważnym zwrotem jest ho anaginōskōn, co jest jednoznacznym odniesieniem do pojedynczej osoby czytającej, która następnie, w dalszym ciągu Janowego tekstu, jest odróżniona od słuchaczy (w liczbie mnogiej!). Jak to Mark Wilson niedawno zasugerował w publicznym wykładzie w Efezie, najprawdopodobniej oznacza to, że tą osobą jest swego lektor, czyli ktoś, kto Janową Apokalipsę głośno czyta zgromadzonej grupie słuchaczy (np. w czasie sprawowanej liturgii – uwaga tłumacza).[1]

Czasem uczeni zajmujący się Nowym Testamentem sugerowali, że przekazując Ewangelię chrześcijaństwo używało jedynego w swoim rodzaju gatunku literackiego, lub że głoszenie Ewangelii było przekazem niepodobnym do przekazywania innych wiadomości. Jest to fałszywe twierdzenie. Averil Cameron zaprzeczając takiemu twierdzeniu stwierdza: „Niektórzy z krytyków Nowego Testamentu biorąc słowo ‘nowy’ w sensie jak najbardziej dosłownym doszli do ekstrawaganckich opisów: ‘nowa mowa z głębokości’; ‘cudowna, niepoddana poprawkom nowość słowa’. A jednak to ‘nowe’ chrześcijaństwo było w stanie rozwinąć środki dla zapewnienia swojego miejsca najpierw jako rywal, a później jako dziedzic starej elity kulturalnej… Także wykład chrześcijaństwa (Christian discourse) utorował sobie drogę do szerszego świata mniej przez rewolucyjną nowość, niż przy pomocy posługiwania się tym, co znane, i tak zaczynając od znanego, wskazywał i czynił atrakcyjnym to, co nieznane”. A trochę dalej dodaje (Averil Cameron): „Uważam, że retoryka wczesnochrześcijańska stosowana przez chrześcijan nie zawsze była wyspecjalizowaną metodą stosowaną (tylko) przez nich, chociaż często możemy spotkać się z takim twierdzeniem tych, którzy ją praktykowali. Co za tym idzie, jej koncepcja była łatwiejsza do przyjęcia przez szersze kręgi odbiorców, niż to na ogół jest przyjmowane przez współczesnych uczonych, a jej oddziaływanie na słuchaczy było z tego powodu bardziej efektywne. Pozornie alternatywne czy przeciwstawne sobie rodzaje retoryki, klasyczna czy pogańska i ta chrześcijańska, tak naprawdę było sobie bardziej bliskie, niż chcą to przyznać nawet ci, którzy je wówczas praktykowali”. („What’s in the Word: Rethinking the Socio-Rhetorical Character of the New Testament”, str. 7–10)
_____________________________________________
[1] Wiemy, że Jan pisze do różnych Kościołów Azji Mniejszej (zob. Apokalipsa 2-3), dlatego raczej wykluczone jest argumentowanie, że odniesienie “kto czyta” (liczba pojedyncza) w Ap 1, 3 odnosi się do adresata. (Inaczej mówiąc: adresatem Apokalipsy nie może być pojedynczy czytelnik). Wyrażenie „kto czyta” odnosi się do lektora czy retora, który odczytywał tę mowę grupie słuchaczy. Tak samo uważam, że musimy wyciągnąć taki sam wniosek na temat wtrąconej uwagi w Mk 13, 14; nie świadczy ona o tym, że Ewangelia Markowa była pierwszą księgą przeznaczoną do prywatnego czytania, ani tym bardziej „tekstem” czy „książką” w nowoczesnym rozumieniu. Raczej Marek przypomina tu lektorowi, który będzie odczytywał Ewangelię w czasie zbliżania się albo faktycznego pojawienia się owej „ohydy spustoszenia”, że ma on pomóc słuchaczom zrozumieć naturę tego, co będzie się działo lub już się wydarzyło w czasie zburzenia świątyni Jerozolimskiej. Ustne teksty często zawierają tego rodzaju przypomnienia dla tych, którzy będą przekazywać daną mowę.

sobota, 25 kwietnia 2015

Zbawienie – jednorazowy akt czy proces?

Zbawienie – jednorazowy akt czy proces? Takie pytanie zadał mi katolik. Wyczerpującą, opartą na Biblii, odpowiedź na to pytanie daje amerykański apologeta Tim Staples[1]. Poniżej zamieszczam tłumaczenie własne tego tekstu.



*****
Rz 5, 1 jest ulubionym wersetem dla kalwinistów i tych, którzy uznają doktrynę zwaną „raz zbawiony, zbawiony na zawsze” (once saved, always saved):

„Dostąpiwszy więc usprawiedliwienia przez wiarę, zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa”. (Rz 5:1 BT)

Wierzą oni (uznający w/w naukę), że to biblijne zdanie potwierdza opinię, że usprawiedliwienie wierzącego w Chrystusa jest dokonane w momencie uwierzenia. W jednym momencie zostają wybaczone wszystkie grzechy: przeszłe, obecne i przyszłe. Wierzący otrzymuje, lub przynajmniej może mieć w tym momencie całkowitą pewność, że już został usprawiedliwiony, niezależnie od tego, co stanie się w przyszłości. Nie ma niczego, twierdzą, co mogłoby oddzielić prawdziwie wierzącego od Chrystusa – nawet największe grzechy. Podobnie, w odniesieniu do zbawienia, w Ef 2, 8-9 czytamy:

„Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił” (Ef 2:8-9 BT).

Dla protestantów te dwa teksty wydają się jasne. Ef 2 mówi, że (ze względu na formę gramatyczną czasownika „zbawić”) zbawienie wierzących jest wydarzeniem z przeszłości, którego skutki trwają[2]. Wykonało się! Z kolei, jeśli przyjrzymy się bliżej Rz 5, 1, to zauważymy, że słowo „usprawiedliwieni” (BT: „dostąpiwszy usprawiedliwienia”) również wskazuje na przeszłość (ale z samej formy gramatycznej nie wynika, czy ten stan trwa obecnie)[3]. I zostaje wypowiedziane w kontekście Listu do Rzymian, gdzie św. Paweł we wcześniejszym rozdziale powiedział:

„Jeżeli bowiem Abraham został usprawiedliwiony z uczynków, ma powód do chlubienia się, ale nie przed Bogiem. Bo cóż mówi Pismo? Uwierzył Abraham Bogu i zostało mu to poczytane za sprawiedliwość” (Rz 4:2-3 BT).

Sprawiedliwość jest synonimem usprawiedliwienia. Czy można wypowiedzieć to jaśniej? – pytają protestanci. Abraham został usprawiedliwiony raz na zawsze – kiedy uwierzył. To nie tylko potwierdzenie sola fide, mówią kalwiniści, ale także dowód na to, że usprawiedliwienie jest już dokonane (dopełnione, bez braków, kompletne) w momencie, w tym właśnie, kiedy człowiek uwierzył w Chrystusa. Przykład z życia Abrahama, mówią, jest niepodlegającym dyskusji potwierdzeniem protestanckiej nauki.

ODPOWIEDŹ KATOLICKA

Kościół katolicki zgadza się z tym, co zostało powiedziane powyżej, przynajmniej w tych aspektach: Po pierwsze, jako katolicy ochrzczeni możemy zgodzić się z tym, że już zostaliśmy usprawiedliwieni i że już zostaliśmy zbawieni. W ten sposób, pod pewnym względem, nasze usprawiedliwienie i zbawienie jest czymś, co zostało dokonane w przeszłości. Katolicy wierzą za św. Piotrem, że „chrzest zbawia nas” (por. 1 P 3, 21). Swoje pierwsze kazanie po zesłaniu Ducha Świętego zakończył on wezwaniem do chrztu: „Nawróćcie się - powiedział do nich Piotr - i niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a weźmiecie w darze Ducha Świętego” (Dz 2:38 BT). Apostoł Narodów w jasny sposób naucza, że przyjmujący chrzest zostali „obmyci, usprawiedliwieni i uświęceni” (1 Kor 6, 11). Dlatego stwierdzenie, że w chrzcie zostaliśmy usprawiedliwieni i zbawieni, jest jak najbardziej poprawne.

Jednakże to nie koniec historii. Pismo św. objawia, że właśnie przez obmycie, usprawiedliwienie i zbawienie doświadczone przez ochrzczonego we chrzcie św. wchodzi on na drogę (ang.: „into a process”) usprawiedliwienia i zbawienia, co domaga się wolnej współpracy z Bożą łaską. Bo jeśli czytamy dalej cytowany powyżej werset z Listu do Rzymian, dowiadujemy się więcej szczegółów podanych przez św. Pawła:

„Dostąpiwszy więc usprawiedliwienia przez wiarę, zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu uzyskaliśmy przez wiarę dostęp do tej łaski, w której trwamy i chlubimy się nadzieją chwały Bożej” (Rz 5:1-2 BT).

Ten tekst wskazuje, że po otrzymaniu łaski usprawiedliwienia, mamy teraz dostęp do Bożej łaski i dlatego możemy cieszyć nadzieją Bożej chwały. Słowo „nadzieja” wyraża, że spodziewamy się tego, co jeszcze nie posiadamy (por. Rz 8, 24).

W Ef 2, 10 czytamy: „Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili”.
Nie ma wątpliwości, że jako chrześcijanie musimy dalej pracować w Chrystusie, i jest to możliwe przy pomocy łaski Bożej. Ale jest też prawdą, o czym mówi nam Pismo św., że łasce można się przeciwstawić:

„Współpracując zaś z Nim napominamy was, abyście nie przyjmowali na próżno łaski Bożej” (2 Kor 6:1 BT).

Św. Paweł napomina wierzących z Antiochii – i także każdego z nas – aby „wytrwali w łasce Bożej” (Dz 13, 43). Co więcej, w tekście, któremu za chwilę przyjrzymy się bliżej, św. Paweł ostrzega chrześcijan, że mogą „odpaść od łaski” (Ga 5, 4). I to prowadzi nas do następnego punktu.

ZBAWIENIE WYDARZENIEM PRZYSZŁYM I WARUNKOWYM

Głównym elementem, którzy pomijają nasi protestanccy przyjaciele, jest fakt, że obok tekstów mówiących o tym, że zarówno usprawiedliwienie, jak zbawienie są dokonanym faktem z przeszłości, są inne – wskazujące na to, że obie te rzeczywistości mają także charakter przyszły i warunkowy. Innymi słowy, w Biblii jest także mowa o tym, że usprawiedliwienie i zbawienie nie są czymś definitywnie zakończonym, jak długo trwa ziemskie życie wierzących. Może najbardziej wymowny jest już wspomniany przeze mnie Ga 5, 1-5:

„Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli! Oto ja, Paweł, mówię wam: Jeżeli poddacie się obrzezaniu, Chrystus wam się na nic nie przyda. I raz jeszcze oświadczam każdemu człowiekowi, który poddaje się obrzezaniu: jest on zobowiązany zachować wszystkie przepisy Prawa. Zerwaliście więzy z Chrystusem; wszyscy, którzy szukacie usprawiedliwienia w Prawie, wypadliście z łaski. My zaś z pomocą Ducha, na zasadzie wiary wyczekujemy spodziewanej sprawiedliwości”.

Greckie słowo użyte w wierszu 5. i oddane tu słowem „sprawiedliwość”, to: δικαιοσύνη (czyt.: dikaiosyne). Można je przetłumaczyć polskim słowem „sprawiedliwość” albo „usprawiedliwienie”. W Rz 4, 3, wersecie cytowanym powyżej, [św. Paweł] używa tego słowa w stosunku do Abrahama. Fakt, że Apostoł Narodów mówi nam, że „z wytrwałością oczekujemy [usprawiedliwienia]”, ma wielkie znaczenie. Tak, jak to było powiedziane wcześniej, że to, czego się wciąż spodziewamy, nie jest tym, co już posiadamy. Nadzieja odnosi się do przyszłości. Rz 8, 24-25 mówi nam:

„W nadziei bowiem już jesteśmy zbawieni. Nadzieja zaś, której [spełnienie już się] ogląda, nie jest nadzieją, bo jak można się jeszcze spodziewać tego, co się już ogląda? Jeżeli jednak, nie oglądając, spodziewamy się czegoś, to z wytrwałością tego oczekujemy” (Rz 8:24-25 BT).

Kontekst Listu do Galacjan 5 jest jasny. Św. Paweł przestrzega adresatów, że jeżeli szukają usprawiedliwienia – nawet, jeśli zgodnie z Ga 3, 27-29, już zostali usprawiedliwieni w chrzcie – przez uczynki Prawa, to odpadną od łaski Chrystusa. Dlaczego? Ponieważ byłoby to usiłowanie osiągnięcia usprawiedliwienia bez Chrystusa i Jego Ewangelii! Św. Paweł w Rz i w innych swoich Listach ukazuje w sposób oczywisty, że „ci, którzy żyją według ciała, Bogu podobać się nie mogą” (Rz 8, 8; por. Ga 5, 19-21). „Ciało” odnosi się do człowieka oddzielonego od łaski.

Podane wyżej biblijne przykłady nie są jedynymi, które wskazują na to, że usprawiedliwienie będzie miało miejsce w przyszłości. Liczne teksty wzięte z Pisma św. wskazują na to, że z jednej strony usprawiedliwienie i zbawienie są już przeszłe (wydarzyły się w przeszłości) i dokonane, natomiast z drugiej – są rzeczywistościami przyszłymi (tzn. zostaną w pełni zrealizowane dopiero w przyszłości) i warunkowymi:

„Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 10:22 BT).

„Nie ci bowiem, którzy przysłuchują się czytaniu Prawa, są sprawiedliwi wobec Boga, ale ci, którzy Prawo wypełniają, będą usprawiedliwieni. Bo gdy poganie, którzy Prawa nie mają, idąc za naturą, czynią to, co Prawo nakazuje, chociaż Prawa nie mają, sami dla siebie są Prawem. Wykazują oni, że treść Prawa wypisana jest w ich sercach, gdy jednocześnie ich sumienie staje jako świadek, a mianowicie ich myśli na przemian ich oskarżające lub uniewinniające” (Rz 2:13-15 BT).

„Czyż nie wiecie, że jeśli oddajecie samych siebie jako niewolników pod posłuszeństwo, jesteście niewolnikami tego, komu dajecie posłuch: bądź [niewolnikami] grzechu, [co wiedzie] do śmierci, bądź posłuszeństwa, [co wiedzie] do sprawiedliwości?” (Rz 6:16 BT).
„A zwłaszcza rozumiejcie chwilę obecną: teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas, niż wtedy, gdyśmy uwierzyli” (Rz 13:11 BT).

„(…) wydajcie takiego szatanowi na zatracenie ciała, lecz ku ratunkowi jego ducha w dzień Pana Jezusa” (1 Kor 5:5 BT).

Podsumowując te dwa aspekty można powiedzieć, że usprawiedliwienie i zbawienie są „JUŻ” i zarazem „JESZCZE NIE”.

PRZYSZŁE GRZECHY WYBACZONE?

Interpretacja kalwińska Rz 5, 1 nie tylko nie uwzględnia jego kontekstu, ale prowadzi do niebiblijnej nauki. Jak wspomnieliśmy wyżej, wychodząc z perspektywy kalwińskiej dochodzimy do wniosku, że przyszłe grzechy są wybaczone w momencie uwierzenia w Chrystusa. Taki wniosek, jak pokazaliśmy to wcześniej, stoi w wyraźnej sprzeczności do innych tekstów biblijnych. Gdzie w Piśmie św. jest napisane, że przyszłe grzechy są wybaczone w momencie uwierzenia w Pana? Nigdzie. Nie można uczynić to w sposób bardziej jasny, niż czyni to 1 J 1, 8-9, że przyszłe grzechy będą wybaczone, kiedy je wyznajemy (już jako dokonane i przeszłe):

„Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, [Bóg] jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości” (1 J 1:8-9 BT).

Trzeba, żebym wspomniał tu, że wielu kalwinistów – i wielu, którzy nie podzielają wszystkich poglądów kalwinistów, ale wyznają pogląd „raz zbawiony jest zbawiony na zawsze”, który jest częścią klasycznej kalwińskiej doktryny – odpowiadają na ten tekst stwierdzeniem, że przebaczenie grzechów, o którym tu mówi św. Jan, nie ma nic do czynienia z usprawiedliwieniem przed Bogiem. Ich zdaniem, ten tekst odnosi się tylko to tego, czy ktoś jest we wspólnocie (BT: „współuczestnictwo”) z Bogiem. I ta „wspólnota z Bogiem” jest rozumiana jedynie w ten sposób, czy ktoś otrzyma od Boga, czy też nie, Boże błogosławieństwo w tym życiu.

Z taką interpretacją jest duży problem. Kontekst tego cytatu nie pozwala na takie rozumienie tego tekstu. Bo jeśli spojrzymy na werset piąty, to zauważymy, że św. Jan dopiero co stwierdził:

„Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności. Jeżeli mówimy, że mamy z Nim współuczestnictwo, a chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie postępujemy zgodnie z prawdą. Jeżeli zaś chodzimy w światłości, tak jak On sam trwa w światłości, wtedy mamy jedni z drugimi współuczestnictwo, a krew Jezusa, Syna Jego, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu” (1 J 1:5-7 BT).

Z tego tekstu wynika w sposób oczywisty, że „wspólnota” (współuczestnictwo), o której tu mowa, jest niezbędna dla nas, abyśmy 1) chodzili w świetle, jak Bóg trwa w świetle i 2) aby nasze grzechy zostały przebaczone. Jeśli nie jesteśmy „we wspólnocie” (jeśli nie mamy współuczestnictwa) z Bogiem, to zgodnie z wersetem szóstym „chodzimy w ciemności”. A jeśli jesteśmy w ciemności, tym samym nie jesteśmy w Bogu, który „jest światłością i nie ma w Nim żadnej ciemności” (w. 5). Nic w tym tekście nie wskazuje na to, że możesz nie być we wspólnocie z Bogiem (nie mieć z Nim współuczestnictwa), ale pomimo tego, pójść do nieba. To jest możliwe, oczywiście, ale pod warunkiem, że odtworzymy na nowo komunię z Bogiem wyznając nasze grzechy. I to jest właśnie to, o czym mówią wersy ósmy i dziewiąty!

PRZYKŁAD ABRAHAMA

Innym punktem, w którym możemy się zgodzić z naszymi przyjaciółmi kalwinistami jest to, że Rz 4, 3 potwierdza, że Abraham został usprawiedliwiony na podstawie wiary w Boga. Kościół katolicki uznaje to, co w jasno wynika ze słów: „Uwierzył Abraham Bogu i zostało mu to poczytane za sprawiedliwość” (Rz 4:3 BT) nawiązujących do Rdz 15, 6.

Jednakże to nie wszystko, co wynika z tego tekstu. Kościół katolicki zgadza się z tym, że Abraham został usprawiedliwiony przez wiarę (Rdz 15, 6), jak to stwierdza św. Paweł, ale zauważamy, że dostępował (Abraham) usprawiedliwienia także w innych momentach życia, co wskazuje na to, że usprawiedliwienie ma także aspekt procesu. I znowu potwierdza się to, co już zostało stwierdzone wcześniej, że usprawiedliwienie jest z jednej strony jednorazowym aktem z przeszłości w życiu wierzących, ale z drugiej strony – jest jeszcze inny aspekt – usprawiedliwienie jest procesem.

Przypatrzmy się życiu Abrahama. Praktycznie wszyscy chrześcijanie zgadzają się, że Rz 4, 3 ukazuje Abrahama jako tego, który został usprawiedliwiony przez wiarą w Bożą obietnicę potomstwa:

„Bo cóż mówi Pismo? Uwierzył Abraham Bogu i zostało mu to poczytane za sprawiedliwość” (Rz 4:3 BT cytat z Rdz 15, 6).

Jednakże wielu nie zauważa, że Abraham jest także ukazany jako ten, który był usprawiedliwiony już wcześniej, wiele lat wcześniej, kiedy to odpowiedział na Boże wołanie wzywające go do opuszczenia swojego domu w Charanie, aby dać początek nowemu narodowi w nieznanej mu wówczas ziemi obiecanej. W Hbr 11, 8 czytamy:

„Przez wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania Bożego, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł nie wiedząc, dokąd idzie” (Hbr 11:8 BT).
Co to za „wiara”, o której mówi natchniony autor w Hbr 11, 8? W Hbr 11, 6  czytamy, że jest to wiara, „bez której nie można podobać się Bogu”. Jest to więc wiara potrzebna do zbawienia. Zatem jak to możliwe, że Abraham już w Charanie miał wiarę potrzebną do zbawienia (dosł.: „zbawczą”), jeśli został zbawiony (czy usprawiedliwiony) dopiero wiele lat później? Byłoby to niemożliwe.

Zatem trzeba wyciągnąć wniosek, że skoro już w Charanie miał potrzebną do tego wiarę, to już wtedy został usprawiedliwiony na podstawie wiary i posłuszeństwa Bożemu głosowi – na długo przed jego spotkaniem z Panem Bogiem, o którym opowiada Rdz 15. Co więcej, Abraham jest ukazany, jako ten, który ponownie zostaje usprawiedliwiony w Rdz 22, kiedy to ofiarował swojego syna Izaaka w ofierze i z posłuszeństwa Panu Bogu, lata po wydarzeniach opisanych w Rdz 15.

Czy nie został Abraham usprawiedliwiony na podstawie czynów, kiedy ofiarował swojego syna na ołtarzu? Widzicie, że jego żywa wiara łączyła się z czynami, i czynami była dopełniona, tak że słowa Pisma zostały wypełnione:

„Czy Abraham, ojciec nasz, nie z powodu uczynków został usprawiedliwiony, kiedy złożył syna Izaaka na ołtarzu ofiarnym? Widzisz, że wiara współdziałała z jego uczynkami i przez uczynki stała się doskonała. I tak wypełniło się Pismo, które mówi: Uwierzył przeto Abraham Bogu i poczytano mu to za sprawiedliwość, i został nazwany przyjacielem Boga”. (Jk 2:21-23 BT).

Najważniejsza rzecz

Kiedy my, katolicy, czytamy w Rz 5, 1 o Abrahamie, że „został usprawiedliwiony”, wierzymy w to. Ale nie zatrzymujemy się na tym. Bo wierzymy także w to, co o nim pisze Jakub w drugim rozdziale swego Listu – że „został usprawiedliwiony na podstawie czynów”. Przez dwa tysiąclecia Kościół katolicki całe Pismo św. brał pod uwagę i w swojej teologii uzgadniał ze sobą wszystkie biblijne teksty. I dlatego możemy zgodzić się z protestantami i powiedzieć razem z nimi, że zostaliśmy usprawiedliwieni (czas przeszły) i zbawieni przez naszą wiarę w dokończone dzieło zbawienia dokonane przez Jezusa Chrystusa na krzyżu. Ale także zgadzamy się z naszym Panem, że jeszcze istnieje inny aspekt zbawienia i usprawiedliwienia przez współpracę z Bożą łaską w naszym życiu, w nadziei ostatecznego zbawienia i usprawiedliwienia w dniu ostatecznym:

„A powiadam wam: Z każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich będziesz potępiony”. (Mt 12:36-37 BT).


[2] „Jesteście zbawieni” (Ef 2, 8) – w jęz. greckim w tym miejscu jest użyty czas perfectumCzasy gramatyczne w jęz. greckim wskazują nie tyle na czas wykonania czynności, ile na aspekt. I tak perfectum jest formą gramatyczną wskazującą na wydarzenie dokonane w przeszłości, którego skutki trwają w teraźniejszości.
[3] Jest to tzw. aoryst (gr.: „nie-oznaczony”). Ten czas gramatyczny wskazuje (zazwyczaj) na przeszłość, ale w odróżnieniu od perfectum ta forma nic nie mówi na temat, czy skutki tego wydarzenia wciąż trwają.

sobota, 21 marca 2015

Faryzeusze stosowali zasadę "sola Scriptura"?


Wydaje się, że dzisiejsza Ewangelia (J 7, 40-53) daje pozytywną odpowiedź na to pytanie. Oto wybrane wersety, które o tym świadczą:

50 „Odezwał się do nich jeden spośród nich, Nikodem, ten, który przedtem przyszedł do Niego:
 51 «Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha, i zbada, co czyni?»
 52 Odpowiedzieli mu: «Czy i ty jesteś z Galilei? Zbadaj, zobacz, że żaden prorok nie powstaje z Galilei»”. (J 7:50-52 BT).

Rozumowanie faryzeuszów można przedstawić przy pomocy sylogizmu:
1. Pismo św. nie mówi o żadnym proroku, który wywodził się z Galilei (tak uważali faryzeusze);
2. Jezus pochodził z Galilei (tak myśleli faryzeusze);
3. Ergo: Jezus nie może być prorokiem.

Ten sylogizm pokazuje, że faryzeusze mylili się w obu przesłankach (bo Pismo św. mówi o proroku, który pochodził z Galilei[1], a Jezus urodził się w Betlejem, o czym oni nie wiedzieli), dlatego ich wniosek okazał się błędny. Ale sam sposób ich rozumowania jest potwierdzeniem na to, że przynajmniej w tym miejscu zastosowali zasadę „sola Scriptura”.

Wniosek końcowy: Faryzeusze zastosowali w J 7, 50-52 zasadę „sola Scriptura”; wykorzystali ją, by odrzucić nadprzyrodzony charakter posłannictwa Pana Jezusa.



[1] “Contrary to the Pharisees' implication, prophets occasionally did arise from Galilee, such as Jonah (2 Kings 14:25), and possibly Elijah (1 Kings 17:1) and Nahum (Nah. 1:1)”. (ESV Study Bible)

wtorek, 10 marca 2015

Eucharystia - rzeczywista czy symboliczna obecność Pana?


To pytanie wyraża sedno wirtualnej dyskusji, jaką w ostatnich dniach prowadziłem z nieznaną mi bliżej protestantką. W tej dyskusji pojawiły się oczywiście jeszcze inne punkty sporne, ale dla przejrzystości tego tekstu ograniczę się tylko do tego tytułowego pytania.

*****

Oczywiście, jak na protestantkę przystało, ta pani uznaje tylko symboliczną, a więc nie uznaje rzeczywistej obecności Pana Jezusa pod eucharystycznymi postaciami chleba i wina. Poniżej moje uzasadnienie, że Pan miał na myśli nie symboliczną, ale realną Jego obecność w postaciach chleba i wina, które po konsekracji, czyli po wypowiedzeniu Jego słów z Wieczernika: „To jest Ciało Moje”, „To jest Moja Krew”, stają się Ciałem i Krwią Chrystusa zmartwychwstałego. Tak było w Wieczerniku w czasie Ostatniej Wieczerzy przed Jego Męką, i tak jest podczas każdej Mszy św. sprawowanej przez ważnie wyświęconego kapłana, który chce czynić to, co uczynił Pan w Wieczerniku.

Jak wiemy, Ewangelia według św. Jana nie zawiera opisu ustanowienia Eucharystii. Może dlatego, że jej autor nie chciał powtarzać tego, co już było w trzech innych Ewangeliach, a może dlatego milczy, że ze wszystkich Apostołów był, jak się wydaje, najbardziej świadomy tego, że tajemnica Eucharystii przekracza możliwości wyrażenia jej w ludzkich słowach. Za to znajdziemy w czwartej Ewangelii coś innego: teologię Eucharystii. Zapowiedź ustanowienia Eucharystii w rozdziale szóstym jest zarazem apologią rzeczywistej obecności Pana w eucharystycznych postaciach chleba i wina. Okazją dla Pana Jezusa jest dokonany przez Niego cud rozmnożenia chleba. Ten chleb – codzienny – służy Mu jako punkt wyjścia do mowy o innym Chlebie – „Chlebie życia”.

Autor czwartej Ewangelii z wielką umiejętnością ukazuje rozwój sytuacji, wzrost napięcia pomiędzy tłumami a Panem: na początku, jak długo chodzi o ten chleb codzienny, tłumy są gotowe uznać w Nim obiecanego proroka, ale kiedy Jezus przechodzi do obietnicy Chleba życia, reakcją jest najpierw zdziwienie, które później przechodzi w oburzenie i zgorszenie prowadzące do odejścia nie tylko „tłumów”, ale także prawie wszystkich z Jego uczniów (w. 66). Zostaje tylko Dwunastu, ale nawet wśród nich „jeden jest diabłem” (w. 70). Ci sami, którzy po dokonaniu przez Pana cudu rozmnożenia chleba chcą Go obwołać królem, później gorszą się Jego słowami i odchodzą. Skandalem stają się dla nich słowa Pana, który obiecał, że da swoje ciało na życie świata.

Warto zauważyć bardzo ważny szczegół – był to czas szczególny – natchniony autor zauważa, że „zbliżał się czas żydowskiego Paschy” (w. 4). Ma to swoją wymowę, bo wskazuje na czas realizacji tej zapowiedzi. Ale to nie jedyny element łączący zapowiedź z jej realizacją. Inną będzie zapowiedź zdrady Judasza. Sądzę, że było celowym zabiegiem natchnionego autora czwartej Ewangelii, iż zapowiedź ustanowienia Eucharystii połączył z zapowiedzią zdrady Judasza. Dlaczego? Bo wypełnienie obydwu tych zapowiedzi również się łączy – w Wieczerniku. To tam, w czasie Ostatniej Wieczerzy ustanawia Pan Eucharystię, i również w tym samym czasie i miejscu dokona się w sercu zdrajcy ostateczna decyzja o zdradzie Pana Jezusa: „W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty syna Szymona, aby Go wydać…” (J 13:2 BT). Myślę, że warto rozwinąć tę myśl, ale może już przy innej okazji.

Przy rozważaniu słów Pana cenną pomocą są zapisane tam słowa żydów, które oni wypowiadają reagując na słowa Pana –pokazują, jak rozumieli Jego słowa.

26 W odpowiedzi rzekł im Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości.
 27 Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec».
 28 Oni zaś rzekli do Niego: «Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże?»
 29 Jezus odpowiadając rzekł do nich: «Na tym polega dzieło zamierzone przez Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał».
 30 Rzekli do Niego: «Jakiego więc dokonasz znaku, abyśmy go widzieli i Tobie uwierzyli? Cóż zdziałasz?
 31 Ojcowie nasi jedli mannę na pustyni, jak napisano: Dał im do jedzenia chleb z nieba».
 32 Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba.
 33 Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu».
 34 Rzekli więc do Niego: «Panie, dawaj nam zawsze tego chleba!» (J 6:26-34 BT).

Co usłyszeli żydzi w słowach Pana? Zapowiedź nowej manny. I wyrazili gorące pragnienie jej przyjęcia.

 35 Odpowiedział im Jezus: «Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie.
 36 Powiedziałem wam jednak: Widzieliście Mnie, a przecież nie wierzycie.
 37 Wszystko, co Mi daje Ojciec, do Mnie przyjdzie, a tego, który do Mnie przychodzi, precz nie odrzucę,
 38 ponieważ z nieba zstąpiłem nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał.
 39 Jest wolą Tego, który Mię posłał, abym ze wszystkiego, co Mi dał, niczego nie stracił, ale żebym to wskrzesił w dniu ostatecznym.
 40 To bowiem jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne. A ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym».
 41 Ale Żydzi szemrali przeciwko Niemu, dlatego że powiedział: «Jam jest chleb, który z nieba zstąpił».
 42 I mówili: «Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może On teraz mówić: "Z nieba zstąpiłem"». (J 6:35-42 BT)

Pan Jezus poszedł dalej: powiedział, że to właśnie On jest tą nową manną – chlebem życia zstępującym z nieba. A żydzi zrozumieli to i właśnie dlatego szemrają przeciwko Niemu, bo znają Józefa (Jego ojca według prawa, i Maryję, Jego Matkę. Więc jak może mówić: „Z nieba zstąpiłem”?

43 Jezus rzekł im w odpowiedzi: «Nie szemrajcie między sobą!
 44 Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym.
 45 Napisane jest u Proroków: Oni wszyscy będą uczniami Boga. Każdy, kto od Ojca usłyszał i nauczył się, przyjdzie do Mnie.
 46 Nie znaczy to, aby ktokolwiek widział Ojca; jedynie Ten, który jest od Boga, widział Ojca.
 47 Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, ma życie wieczne.
 48 Jam jest chleb życia.
 49 Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli.
 50 To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze.
 51 Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata».
 52 Sprzeczali się więc między sobą Żydzi mówiąc: «Jak On może nam dać swoje ciało do spożycia?» (J 6:43-52 BT)

Pan Jezus nie tłumaczy, na czym polega to, że „zstąpił z nieba”, pewnie dlatego, że to Jego słowo ma być ostatecznym argumentem. Wskazuje na konieczność wiary i zarazem na jej źródło: Tylko ci, których pociągnie Ojciec przyjdą do Niego. Jego dalsze słowa to wzmocnione potwierdzenie tego, co powiedział wcześniej, że to On sam, to znaczy JEGO ciało jest chlebem życia, a ten, kto je spożywa, nie umrze. Żydzi zrozumieli, że Jezus mówi o ciele (ludzkim), które chce dać im do spożycia. Z jakiejś przyczyny nie odnoszą zapowiedzi dania chleba z nieba ze spożywaniem JEGO ciała, ale rozumieją to ogólnie. Widać to właśnie w pominięciu przez nich  zaimka osobowego „Jego”: „Jak On może nam dać CIAŁO do spożycia?”. Nie mówią: „Jak On może dać nam SWOJE ciało do spożycia?” To ważny szczegół, na który warto zwrócić uwagę. W Biblii Tysiąclecia dodany jest wprawdzie zaimek „swoje”, ale w greckim oryginale go brak, dlatego to słowo w polskim przekładzie zaznaczone jest kursywą. Żydzi usłyszeli w słowach Pana zapowiedź spożywania ludzkiego ciała, czyli coś, co nie tylko budziło obrzydzenie i było zabronione w Prawie, ale było znakiem Bożego przekleństwa (por. Pwt 28, 53-57). Sprzeczali się między sobą o znaczenie Jego słów. Być może byli wśród nich tacy, którzy chcąc bronić Nauczyciela próbowali przekonywać do symbolicznego rozumienia Jego słów Mistrza. Oto Jego odpowiedź na ich spory, która nie pozostawiła cienia wątpliwości u słuchaczy:

53 Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie.
 54 Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym.
 55 Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem.
 56 Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim.
 57 Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie.
 58 To jest chleb, który z nieba zstąpił - nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki».
 59 To powiedział ucząc w synagodze w Kafarnaum.
 60 A spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, wielu mówiło: «Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?» (J 6:53-60 BT)

Pan nie tylko, że nie osłabia wymowy wcześniejszych swoich słów, ale coraz bardziej precyzuje, przez co czyni je coraz bardziej jednoznacznymi i trudniejszymi do przejęcia. Panu nie chodzi o spożywanie ciała, ale o spożywanie JEGO ciała. Co więcej, Pan dodaje jeszcze słowa o konieczności picia krwi, a przecież to w sposób jeszcze bardziej oczywisty sprzeciwiało się Prawu. Spożywanie każdej krwi było zabronione przez Prawo. Nie tylko ludzkiej, ale nawet krwi tych zwierząt, których mięso było dozwolone do spożycia. Jak więc mogli przyjąć i zaakceptować słowa Pana? Żydzi byli tak oburzeni i zgorszeni, że nawet nie stawiają już zarzutów poza ogólnym stwierdzeniem: „Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?”.

61 Jezus jednak świadom tego, że uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do nich: «To was gorszy?
 62 A gdy ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem?
 63 Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem.
 64 Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą». Jezus bowiem na początku wiedział, którzy to są , co nie wierzą, i kto miał Go wydać. (J 6:61-64 BT).

I …odchodzą. Odtąd wielu uczniów Jego się wycofało i już z Nim nie chodziło” (w. 66). Dlaczego odeszli? Dlatego, że zrozumieli słowa Pana dosłownie czy przenośnie? Odpowiedź na to pytanie jest oczywista: Nie zgorszyliby się słowami Mistrza, gdyby je zrozumieli w sposób przenośny, symboliczny. Zrozumieli słowa Pana w sposób jak najbardziej dosłowny. I właśnie dlatego odeszli – zgorszeni słowami Nauczyciela, który obiecał dać im swoje ciało i swoją krew do spożycia. Czy Pan Jezus zatrzymuje ich? Nie. Co więcej, pyta pozostałych Dwunastu, którzy zostali jako jedyni z uczniów: „Czy i wy chcecie odejść?”.

Protestanci jednak używają czasem tych słów Pana, szczególnie w. 63., jako …uzasadnienie symbolicznego rozumienia wcześniejszych Jego słów. Mówią: „Przecież w w. 63 Pan Jezus wyraźnie powiedział, że ‘CIAŁO na nic się nie przyda’. A więc nie Jego Ciało i Krew, ale Jego SŁOWA są ważne, bo to one są „duchem i życiem”.

Nic bardziej błędnego. Gdyby taka była wymowa w. 63, to znaczyłoby, że Pan zaprzeczył temu, co dopiero powiedział. Trochę wcześniej powiedział, że kto nie spożywa Jego ciała i nie pije Jego krwi – nie ma życia [Bożego] w sobie, a teraz miałby powiedzieć, że Jego ciało na nic się nie przyda? Nie czyńmy z Pana Jezusa kogoś, kto zaprzecza swoim własnym słowom! Pan Jezus mówi, że „CIAŁO na nic się nie przyda”, nie zaś, że „JEGO CIAŁO na nic się nie przyda”. Co za różnica? Istotna, zmieniająca wymowę w. 63. o 100 %. „Duch daje życie; ciało (ἡ σὰρξ – czyt. „he sarks”, „he” jest rodzajnikiem określonym) na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem”. (J 6:63 BT). Co zatem znaczy „ciało” w tym wierszu? To samo, co np. u Mt 26, 24: „Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało (ἡ σὰρξ) słabe”. „Ciało” to znaczy człowiek w swojej cielesności jest słaby i dlatego potrzebuje umocnienia – siły z wysoka; potrzebuje Ciała i Krwi Chrystusa, które go umocnią i napełnią życiem. Pan Jezus przyjmowania Jego słów NIE przeciwstawia przyjmowaniu Ciała i Krwi. Wręcz przeciwnie, chodzi o jedno i o drugie. Jego słowa są duchem i życiem, bo to one kierują do przyjmowania Jego Ciała i Krwi, w których jest zawarte życie – Boże życie, i nie ma życia w sobie ten, kto nie spożywa Jego ciała i nie pije Jego Krwi. Nie można więc twierdzić, że się przyjmuje słowa Pana, kiedy się odrzuca to, do czego On w tych słowach wzywa.

A jeśli od spożywania Jego Ciała i Krwi zależy, czy ktoś ma Boże życie w sobie czy też go nie ma, to nie rozumiem, jak można twierdzić, że eucharystyczne postacie chleba i wina są symbolami Jego obecności. Ten, kto odrzuca rzeczywistą obecność Pana Jezusa w eucharystycznym chlebie i winie, i ten, kto nie przyjmuje Jego Ciała i Jego Krwi – ten też nie przyjmuje Jego słów, które są duchem i życiem.