Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sola Scriptura. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sola Scriptura. Pokaż wszystkie posty

sobota, 13 lutego 2016

Sola Scriptura w kontekście pierwszych wieków

Sola Scriptura – jedno z twierdzeń protestantyzmu; postulat, który dla Marcina Lutra był usprawiedliwieniem odrzucenia autorytetu papieża i Kościoła. Sola Scriptura – wystarczy samo Pismo św.; każdy wierzący może, bez pomocy zewnętrznych autorytetów, samodzielnie odkryć prawdziwe przesłanie zawarte na kartach Biblii.

Czy sola Scriptura, która zrodziła się w XVI w., odpowiada temu, co było w początkach chrześcijaństwa? Poniższy tekst Bena Witheringtona pomaga odpowiedzieć na to pytanie. Warto zauważyć, że autor jest protestantem. Na stronie logos.com możemy przeczytać o nim:



„Dr Ben Witherington, autor ponad 40 książek, jest biblistą uważanym za jednego z najwybitniejszych uczonych protestanckich na świecie, i członkiem z wyboru prestiżowego Studiorum Novi Testamenti Societas (SNTS), stowarzyszenia zajmującego się badaniem Nowego Testamentu”. Więcej na jego temat: kliknij tutaj. 

Cytowana przeze mnie książka Witheringtona zachęca do przemyślenia uwarunkowań kultury, w której powstały Księgi Nowego Testamentu. Wydaje się, że autor kieruje pisze przede wszystkich do protestantów. Tym nie mniej i katolicy mogą się z niej wiele nauczyć. Osobiście wiele z niej skorzystałem. Po przeczytaniu tego tekstu zrozumiałem, dlaczego zasada sola Scriptura pojawiła się dopiero piętnaście wieków po Chrystusie i kilkadziesiąt lat po wynalazku Gutenberga. Oto tekst Witheringtona w tłumaczeniu własnym (w niektórych miejscach dosyć dowolnym dla uproszczenia):

***

Kultura współczesna opiera się na tekstach pisanych. Wystarczy spojrzeć na ekran komputera, aby się przekonać o prawdzie tego twierdzenia. Era internetu jest możliwa właśnie dzięki powszechnej umiejętności pisania i czytania, co z kolei prowadzi do masowej produkcji i czytania tekstów. Dla nas, ludzi żyjących współcześnie, którzy jesteśmy zanurzeni w kulturę opartą na tekstach, jest trudno wyobrazić sobie i pojąć kulturę opartą na przekazie ustnym, a jeszcze trudniej przychodzi nam zrozumieć, jak święte teksty funkcjonowały w kulturze oralnej. A jednak, niezależnie od tego, jak bardzo jest to trudne i wymagające, trzeba nam podjąć taki wysiłek, ponieważ wszystkie kultury Biblii były w swej istocie kulturami przekazu ustnego, nie zaś kulturami bazującymi na przekazie prze pomocy tekstów pisanych; ich teksty były tekstami oralnymi, co brzmi jak oksymoron, ale nim nie jest.

Stopa umiejętności czytania i pisania w kulturach ery Nowego Testamentu jest przedmiotem dyskusji, i wynosiła, jak się wydaje, 10 do 20 %, w zależności od kultury i podgrupy społecznej w danym społeczeństwie. Nic zatem dziwnego, że starożytni, niezależnie od tego, czy umieli pisać i czytać, czy też nie, woleli żywe słowo (tzn. słowo mówione). Produkcja tekstów pisanych była niezwykle droga – papirus był drogi, atrament był drogi, a opłacenie pisarzy było wyjątkowo kosztowne. Posada sekretarza Jezusa lub Pawła byłaby bardzo intratną pracą. Dlatego nie dziwią słowa Jezusa, który mówił do swoich słuchaczy: „Kto ma uszy, niechaj słucha”. Ani razu natomiast nie powiedział: „Kto ma oczy, niechaj czyta”. Większość oczu w tamtych czasach nie umiała czytać.

Według dostępnej nam wiedzy, żadne dokumenty w starożytności nie były przeznaczone do „cichego” czytania, i tylko parę napisanych było z przeznaczeniem do odczytania ich przez osoby prywatne. Tamtejsze teksty zawsze były pisane z myślą, że zostaną głośno odczytane wobec adresata – zazwyczaj grupy ludzi. W swojej większości były tylko surogatem komunikacji oralnej. Odnosi się to w sposób szczególny do starożytnych listów.

W swojej większości, antyczne dokumenty, włączając w to listy, tak naprawdę w ogóle nie były tekstami w nowoczesnym sensie tego słowa. Przy ich kompozycji miano na uwadze ich dźwiękowy i oralny potencjał, i tak właśnie je traktowano – jako ustny przekaz, który docierał do swojego celu za pośrednictwem tekstu. Dla przykładu, kiedy czytamy początek Listu do Efezjan, naszpikowany dźwiękowymi środkami artystycznego przekazu, takimi jak: asonans, aliteracja, rytm, rym, różne inne retoryczne figury, staje się jasne, że nie był przeznaczony do cichego czytania. Te wersy domagają się, żeby zostały odczytane i usłyszane w jęz. greckim.


Kolejną, trzecią już racją przemawiająca za tym, że dokumenty musiały być przekazane ustnie: Z powodu kosztów wytworzenia, standardowy list w jęz. greckim nie miał przerw pomiędzy słowami, zdaniami, paragrafami, itp.; nie miał też wcale albo miał bardzo niewiele znaków przestankowych, a wszystkie litery były pisane jako wielkie. I dlatego mieliśmy do czynienia z zapisem podobnym do tego: PAWEŁSŁUGACHRYSTUSAJEZUSAZPOWOŁANIAAPOSTOŁPRZEZNACZONYDOGŁOSZENIAEWANGELIIBOŻEJ. Jedynym sposobem odszyfrowania takiego połączenia liter było odczytanie ich głośno! Jest taka anegdota o św. Augustynie i św. Ambrożym: ten powiedział, że z wszystkich spotkanych przez niego ludzi, Ambroży był człowiekiem wyjątkowym, ponieważ czytał bez poruszania wargami i bez wydawania dźwięków. Jest jasne, że kultura oralna jest innym światem niż kultura oparta na tekstach pisanych, a teksty funkcjonują w niej (w kulturze oralnej) inaczej niż w kulturze opartej na tekstach. W tamtych czasach wszystkie teksty były po prostu surogatami przekazu ustnego, a to stwierdzenie odnosi się także do większości tekstów biblijnych.

Dla nas jest to trudne do pojęcia, ale w czasach biblijnych teksty były czymś bardzo rzadkim i otaczane z ogromną czcią. Ponieważ w dużym stopniu umiejętność czytania i pisania była domeną ludzi wykształconych, a ci prawie zawsze należeli do elit społecznych, ówczesne teksty służyły elitom, aby potwierdzić ich autorytet, wyższość, własność, prawo do dziedziczenia, itp. Jednak, ponieważ starożytni byli ludźmi dogłębnie religijnymi, najważniejszymi tekstami nawet wśród tamtejszych elit były teksty o charakterze religijnym i sakralnym.

Co teksty w kulturze oralnej mówią o ich autorach? Zbyt mało się o tym pamięta, że te dwadzieścia siedem Ksiąg NT świadczy o wyjątkowo wysokiej stopie umiejętności czytania i pisania oraz zdolności retorycznych wśród najbliższego kręgu liderów chrześcijaństwa w czasach jego tworzenia się. Wczesne chrześcijaństwo, w jego większości, nie było ruchem prowadzonych przez nieumiejących czytać i pisać wieśniaków czy wyrzutków społecznych. Liderzy chrześcijaństwa w początkowych czasach tego ruchu byli autorami tekstów, i teksty NT odzwierciedlają znaczną znajomość greki, retoryki, i ogólną znajomość kultury greko-rzymskiej. Te zdolności i erudycja tylko rzadko mogły być przypisane pisarzom, za wyjątkiem niektórych z nich, jak Tercjusz czy Sostenes (por. Rz 16 i 1 Kor 1), którzy po przyjęciu chrześcijaństwa oddali swoje zdolności na służbę Chrystusowi. Jednak nawet i w takich przypadkach wydaje się, że przede wszystkim pisali pod dyktando Pawła.
Listy, które znajdują się w NT, są najczęściej o wiele dłuższe niż świeckie listy z tamtych czasów. Jednak one nie są przede wszystkim listami, chociaż zaczynają się i czasami kończą w sposób właściwy listom. Listy NT są dyskursami, homiliami i retorycznymi mowami różnego rodzaju, które ich autorzy nie mogli osobiście wygłosić wobec adresatów, i dlatego zamiast nich do adresatów wysłali ich surogat, aby przy ich pomocy dotrzeć do adresatów ze swoim przesłaniem. Te dokumenty nie były przekazywane pierwszej lepszej osobie. Z tego, co wiemy, Paweł oczekiwał od jednego ze swoich współpracowników, takich jak Tymoteusz, Tytus czy Febe, aby szli i ustnie przekazali treść dokumentu w retorycznie skuteczny sposób. W tamtych czasach było to niemal koniecznością, ponieważ dokumenty były bez podziałów słów (na zdania, rozdziały czy paragrafy) i bez znaków przestankowych, tak że jedynie ktoś odpowiednio wyszkolony mógł odczytać taki zapis jako – scriptum continuum; właściwie jedynie ktoś, kto znał treść dokumentu – mógł przy jego odczytaniu położyć akcenty w odpowiednim miejscu, aby w ten sposób efektywnie przekazać zawartą w nim treść.

W ten sposób dochodzimy do kluczowego momentu. Niektórzy uczeni, na podstawie występującego czasem w NT odniesienia do „czytającego”, uważali, że to oznacza, iż chrześcijanie byli pierwszymi, którzy świadomie próbowali tworzyć książki czy literaturę przeznaczoną do czytania. Dla przykładu, niekiedy Ewangelia według św. Marka była nazywana pierwszą chrześcijańską książką adresowaną do czytelnika, w dużym stopniu na podstawie wyrażenia z Mk 13, 14, gdzie możemy odnaleźć wtrącone wyrażenie: „kto czyta, niech rozumie”. Zatrzymajmy się w tym miejscu przez chwilę. Zarówno w Mk 13, 14, jak i w Ap 1, 3, tym ważnym zwrotem jest ho anaginōskōn, co jest jednoznacznym odniesieniem do pojedynczej osoby czytającej, która następnie, w dalszym ciągu Janowego tekstu, jest odróżniona od słuchaczy (w liczbie mnogiej!). Jak to Mark Wilson niedawno zasugerował w publicznym wykładzie w Efezie, najprawdopodobniej oznacza to, że tą osobą jest swego lektor, czyli ktoś, kto Janową Apokalipsę głośno czyta zgromadzonej grupie słuchaczy (np. w czasie sprawowanej liturgii – uwaga tłumacza).[1]

Czasem uczeni zajmujący się Nowym Testamentem sugerowali, że przekazując Ewangelię chrześcijaństwo używało jedynego w swoim rodzaju gatunku literackiego, lub że głoszenie Ewangelii było przekazem niepodobnym do przekazywania innych wiadomości. Jest to fałszywe twierdzenie. Averil Cameron zaprzeczając takiemu twierdzeniu stwierdza: „Niektórzy z krytyków Nowego Testamentu biorąc słowo ‘nowy’ w sensie jak najbardziej dosłownym doszli do ekstrawaganckich opisów: ‘nowa mowa z głębokości’; ‘cudowna, niepoddana poprawkom nowość słowa’. A jednak to ‘nowe’ chrześcijaństwo było w stanie rozwinąć środki dla zapewnienia swojego miejsca najpierw jako rywal, a później jako dziedzic starej elity kulturalnej… Także wykład chrześcijaństwa (Christian discourse) utorował sobie drogę do szerszego świata mniej przez rewolucyjną nowość, niż przy pomocy posługiwania się tym, co znane, i tak zaczynając od znanego, wskazywał i czynił atrakcyjnym to, co nieznane”. A trochę dalej dodaje (Averil Cameron): „Uważam, że retoryka wczesnochrześcijańska stosowana przez chrześcijan nie zawsze była wyspecjalizowaną metodą stosowaną (tylko) przez nich, chociaż często możemy spotkać się z takim twierdzeniem tych, którzy ją praktykowali. Co za tym idzie, jej koncepcja była łatwiejsza do przyjęcia przez szersze kręgi odbiorców, niż to na ogół jest przyjmowane przez współczesnych uczonych, a jej oddziaływanie na słuchaczy było z tego powodu bardziej efektywne. Pozornie alternatywne czy przeciwstawne sobie rodzaje retoryki, klasyczna czy pogańska i ta chrześcijańska, tak naprawdę było sobie bardziej bliskie, niż chcą to przyznać nawet ci, którzy je wówczas praktykowali”. („What’s in the Word: Rethinking the Socio-Rhetorical Character of the New Testament”, str. 7–10)
_____________________________________________
[1] Wiemy, że Jan pisze do różnych Kościołów Azji Mniejszej (zob. Apokalipsa 2-3), dlatego raczej wykluczone jest argumentowanie, że odniesienie “kto czyta” (liczba pojedyncza) w Ap 1, 3 odnosi się do adresata. (Inaczej mówiąc: adresatem Apokalipsy nie może być pojedynczy czytelnik). Wyrażenie „kto czyta” odnosi się do lektora czy retora, który odczytywał tę mowę grupie słuchaczy. Tak samo uważam, że musimy wyciągnąć taki sam wniosek na temat wtrąconej uwagi w Mk 13, 14; nie świadczy ona o tym, że Ewangelia Markowa była pierwszą księgą przeznaczoną do prywatnego czytania, ani tym bardziej „tekstem” czy „książką” w nowoczesnym rozumieniu. Raczej Marek przypomina tu lektorowi, który będzie odczytywał Ewangelię w czasie zbliżania się albo faktycznego pojawienia się owej „ohydy spustoszenia”, że ma on pomóc słuchaczom zrozumieć naturę tego, co będzie się działo lub już się wydarzyło w czasie zburzenia świątyni Jerozolimskiej. Ustne teksty często zawierają tego rodzaju przypomnienia dla tych, którzy będą przekazywać daną mowę.

sobota, 21 marca 2015

Faryzeusze stosowali zasadę "sola Scriptura"?


Wydaje się, że dzisiejsza Ewangelia (J 7, 40-53) daje pozytywną odpowiedź na to pytanie. Oto wybrane wersety, które o tym świadczą:

50 „Odezwał się do nich jeden spośród nich, Nikodem, ten, który przedtem przyszedł do Niego:
 51 «Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha, i zbada, co czyni?»
 52 Odpowiedzieli mu: «Czy i ty jesteś z Galilei? Zbadaj, zobacz, że żaden prorok nie powstaje z Galilei»”. (J 7:50-52 BT).

Rozumowanie faryzeuszów można przedstawić przy pomocy sylogizmu:
1. Pismo św. nie mówi o żadnym proroku, który wywodził się z Galilei (tak uważali faryzeusze);
2. Jezus pochodził z Galilei (tak myśleli faryzeusze);
3. Ergo: Jezus nie może być prorokiem.

Ten sylogizm pokazuje, że faryzeusze mylili się w obu przesłankach (bo Pismo św. mówi o proroku, który pochodził z Galilei[1], a Jezus urodził się w Betlejem, o czym oni nie wiedzieli), dlatego ich wniosek okazał się błędny. Ale sam sposób ich rozumowania jest potwierdzeniem na to, że przynajmniej w tym miejscu zastosowali zasadę „sola Scriptura”.

Wniosek końcowy: Faryzeusze zastosowali w J 7, 50-52 zasadę „sola Scriptura”; wykorzystali ją, by odrzucić nadprzyrodzony charakter posłannictwa Pana Jezusa.



[1] “Contrary to the Pharisees' implication, prophets occasionally did arise from Galilee, such as Jonah (2 Kings 14:25), and possibly Elijah (1 Kings 17:1) and Nahum (Nah. 1:1)”. (ESV Study Bible)

piątek, 21 stycznia 2011

Co jest ważniejsze: Pismo św. czy Kościół?

Pastor Paweł Bartosik na pytanie: Czym się różni polski protestantyzm z wykonaniu Ewangelicznego Kościoła Reformowanego od katolicyzmu? odpowiada:

Oj, to długi temat. Wspomnę tu tylko o rzeczy najistotniejszej: różnimy się AUTORYTETEM czyli odpowiedzią na pytanie: kto/co powinno kształtować naszą wiarę i praktykę?
My odpowiadamy: BIBLIA. Cała Biblia i Tylko Biblia.
Kościół katolicki odpowiada: KOŚCIÓŁ (będący rzekomo autorem kanonu Biblii i strażnikiem Tradycji).

Na pierwszy rzut oka to rozróżnienie wydaje się proste i słuszne. Czy aby na pewno? Myślę, że to nie jest tak. Po dłuższym zastanowieniu dochodzę do wniosku, który można streścić następująco: Katolicy uznają autorytet Biblii i Kościoła, podczas gdy nieuznawanie autorytetu Kościoła przez protestantów pokazuje, że nie uznają oni też i Biblii, przynajmniej nie w całości, jak pastor Bartosik zapewnia.

Chyba najlepiej będzie pokazać to na jakimś przykładzie. Wyobraźmy sobie państwo, nazwijmy go Sola Konstytucja, które ma Konstytucję przez wszystkich Solokonstytujczyków uznawaną za najważniejszy dokument regulujący ich podstawowe prawa i obowiązki. Solokonstytujczycy nie mają ani Rządu ani Trybunału Konstytucyjnego, ani Sądu Najwyższego, czyli żadnego organu, który interpretowałby zastosowanie Konstytucji w jakiś konkretnych, trudnych sytuacjach. Nie uważają to ani za konieczne, ani za potrzebne. Wystarcza im sama Konstytucja. Myślę, że nie trzeba zbyt dużej wyobraźni, żeby dojść do wniosku, iż wcześniej czy później Sola Konstytucja stałaby się państwem opanowanym przez chaos.

Zasada sola Scriptura stała się dokładnie czymś takim. Protestanci, po oderwaniu się od Kościoła katolickiego, wkrótce zaczęli dzielić się między sobą. Dzisiaj są to dziesiątki tysięcy różnych wspólnot z najróżniejszymi poglądami, mimo, iż wszyscy wciąż uznają sola Scriptura. Jedni z nich praktykują chrzest niemowląt, inni tylko dorosłych; jedni uznają, że "raz zbawiony, to zbawiony na zawsze", inni temu stanowczo zaprzeczają; jedni uznają wolną wolę w człowieku, inni to zdecydowanie odrzucają; niektórzy z nich wierzą w podwójną predestynację, czyli że jednych Pan Bóg z góry przeznaczył do nieba, inni w planie Bożym od początku są przeznaczeni do piekła (aby tak rozumianą predestynację uzasadnić, ktoś „udowadnia biblijnie", że w Panu Bogu są dwie wole, inni tak pojętej predestynacji zaprzeczają. Marcin Luter dopuszczał poligamię, bo nie widział w Biblii jej zakazu, inni, tzn. większość protestantów temu zaprzecza. Przykładów można by mnożyć. Jak wspomniałem we wcześniejszej dyskusji, protestanci różnią się w nawet w ocenie moralnej masturbacji, aborcji, homoseksualizmu. Wszyscy jednak są zgodni, że TYLKO BIBLIA, I CAŁA BIBLIA JEST ICH AUTORYTETEM.

Czy aby na pewno to Biblia jest autorytetem protestantów? Myślę, że to złudzenie. Myślę, że tak naprawdę każdy z nich jest autorytetem dla siebie. Marcin Luter odrzucając autorytet Kościoła, z konieczności stał się dla siebie najwyższym autorytetem. Oto do czego doszedł: Dlatego, teraz przyjmijcie do wiadomości, że odtąd już nie będę dawał przywileju wam – czy też nawet aniołowi z nieba – osądzania mojej nauki czy poddawania jej badaniu. Bo było już dosyć głupiej pokory na czas trzeciego pobytu w Worms i to nie przyniosło żadnego pożytku. Zamiast tego, ogłoszę moją naukę i, jak św. Piotr naucza, podam wyjaśnienie i obronę mojej nauki wobec całego świata – 1 P 3, 15. Nie pozwolę, aby ona była osądzana przez człowieka ani nawet przez anioła. Bo odtąd jestem pewny tego, to ja będą waszym sędzią i nawet sędzią aniołów przez tą naukę (jak św. Paweł mówi [1 Kor 6, 3]), dlatego, kto nie przyjmuje mojej nauki, nie może być zbawiony – bo jest Boża, nie moja. Dlatego mój sąd nie jest moim, lecz Bożym. (Dr. Martin Luthers Werke. Kritische Gesamtausgabe. 58 vols. Weimar 1883, str. 107, wersy 8-11.)

Jeśli więc nie przyjmujesz nauki Marcina Lutra np. o sakramencie Ciała i Krwi Pańskiej, to ciąży na Tobie jego przekleństwo, bo nie przyjmujesz "nauki Bożej", i zgodnie z jego słowami, nie możesz być zbawiony.

Pastor Paweł Bartosik pisze:
Piszesz, że wg Ciebie zasada Sola Scriptura jest niebiblijna. Tylko zauważ problemy: – Dlaczego powołujesz się na BIBLIĘ jako autorytetu rozstrzygającego ten spór? Jak mniemam Biblia nie jest Twoim OSTATECZNYM i JEDYNYM autorytetem! Więc jakiekolwiek JEJ orzeczenie nie powinno być dla Ciebie OSTATECZNIE wiążące.

Odwojuję się do Biblii, ponieważ Ty uznajesz jej autorytet za ostateczny. Biblia jest moim autorytetem. Ale nie ostatecznym i jedynym, bo ostatecznym autorytetem jest dla mnie Kościół. Gdyby rzeczywiście Biblia była dla Ciebie autorytetem, to też byś doszedł do takiego samego wniosku, ponieważ Biblia prowadzi do Kościoła.

Przypomina mi się w tym miejscu zdanie Pana Jezusa skierowane do Żydów: Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo. (…) Gdybyście jednak uwierzyli Mojżeszowi, to byście i Mnie uwierzyli. O Mnie bowiem on pisał. (J 5, 39.46) Pan Jezus udowadnia Żydom, że tak naprawdę nie wierzą Mojżeszowi, bo gdyby mu uwierzyli, to uznaliby Jezusa za Tego, na którego Mojżesz wskazywał.

To właśnie Pismo św. daje świadectwo o Kościele jako ostatecznym autorytecie. Nie przyjmując Kościoła jako Twojego ostatecznego autorytetu, pokazujesz, że tak naprawdę nie uznajesz też i Biblii za Twój jedyny i ostateczny autorytet. Wbrew temu, co twierdzisz.

Gdzie Biblia wskazuje, że to Kościół jest tym ostatecznym autorytetem? O tym poniżej.

Pastor Paweł Bartosik pisze:
- SKĄD wiesz co Biblia mówi, a czego nie?

A Ty skąd wiesz, co Biblia mówi, a czego nie? Piszesz o masturbacji i dochodzisz do wniosku, że jest grzechem. Zgadzam się z tym wnioskiem. Jednak budzi się we mnie pytanie,  jaką drogą do tego dochodzisz? Powiesz, że to Biblia tak mówi? Douglas Wilson, który cytujesz, co może wskazywać, że jest Twoim nauczycielem, do takiego wniosku nie dochodzi. On uważa, co najwyżej, że masturbacja jest grzechem „w większości przypadków”. Co więcej, pisze on w cytowanej przez Ciebie książce „Fidelity”, dokładnie na następnej stronie, zaraz po tej przez Ciebie cytowanej , czyli na str. 110: Nauczyciele, których mam w poważaniu, różnią się w ocenie moralnej masturbacji. Jedni twierdzą, że w rzadkich przypadkach można rozładować napięcie bez grzesznego pożądania. Inni uważają, że grzeszne pożądanie jest sine qua non masturbacji. (Znaczenie tego ostatniego zdanie: Masturbacja jest zawsze grzechem). Dlaczego nie ma jednomyślności wśród nauczycieli Twojego nauczyciela? Przecież wszyscy czytają tę samą Biblię i (domyślam się, że) wszyscy uznają sola Scriptura.

Jeśli zaś pytasz mnie, skąd wiem, co Biblia mówi, a czego nie, to odpowiadam: To Kościół ustanowiony przez Pana, aby wyjaśniał Biblię w sposób nieomylny, mówi mi, jak mam rozumieć Pismo św.

Pastor Paweł Bartosik pisze:
Czyżbyś sądził, że możesz w pewny sposób wyczytać jej treść bez odwoływania się do Kościoła Rzymskokatolickiego?
Nie, nie uważam, że mogę ją interpretować w sposób pewny bez odwoływania się do Kościoła.

Pastor Paweł Bartosik pisze:
- Jeśli nie Biblia to CO? I dlaczego? W jaki sposób weryfikować nauczanie Kościoła? Czy W OGÓLE wg Ciebie należy to robić?!

Nie podważam Biblii. Słuchając autorytetu Kościoła potwierdzam Biblię, bo ona mnie do Kościoła odsyła. Pan Bóg obiecał i zesłał Kościołowi Ducha Świętego. To On go prowadzi. Nie weryfikuję nauczania Kościoła – do tego nie jestem powołany, ale go słucham. Skąd w ogóle wziąłeś pomysł o weryfikowaniu nauki Kościoła? Powiedz mi, gdzie Biblia pisze, że masz weryfikować nauczanie Kościoła? Wskaż mi to miejsce, proszę. Czyż Pan nie powiedział do tych, których posłał: Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał. (Łk 10, 16).

Autorytet Kościoła jest ostateczny. Oto biblijne dowody:
1. Kiedy pojawiło się pytanie o obrzezanie i zachowanie Prawa Mojżeszowego, to Apostołowie zbierają się i podejmują decyzję (Dz 15). A pisząc o tym do wiernych, czynią to w ten sposób: "Postanowiliśmy Duch Święty i my…" (Dz 15, 28).

2. Dz 15 to przykład na to, jak Apostołowie wykonywali przywilej i zadanie, które Pan im powierzył:
- Piotrowi: I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. (Mt 16, 19)
- wszystkim Apostołom: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. (Mt 18, 18)
Co to znaczy „związywać i rozwiązywać”? Odwołam się do (protestanckiego) słownika biblijnego Friberga: W podpunkcie 6) do hasła: δέω podaje: “wiązanie i rozwiązywanie (λύω)  w Mt 16, 19 i 18, 18 może być rozumiane:
a) zgodnie z żydowskim zwyczajem rabinicznym: oświadczać (declare), co jest zabronione i dozwolone lub
b) zgodnie z rozumieniem wczesnych Ojców Kościoła: nałożyć lub usunąć ekskomunikę”

3. Kiedy trzeba było upominać błądzących, ostateczną instancją jest Kościół:
Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik! (Mt 18, 15-17) (Zwróć uwagę na sposób wyrażenia tego przez Pana: Dla Niego nie posłuchać Kościoła było rzeczą wprost niepojętą.)

4. Św. Paweł, któremu Pan dał poznanie prawd Bożych może w większym stopniu niż inni Apostołowie, nie tylko nie weryfikuje nauczania Kościoła, ale
- na początku, w objawieniu, które Panu mu daje, nie mówi mu, co ma czynić, ale posyła  go do Damaszku, czyli do Kościoła, aby tam dowiedział się, co ma czynić;
- później, kiedy już przez długie lata głosi Ewangelię, udaje się do Apostołów, filarów Kościoła, aby stwierdzili, czy „nie biegł lub czy nie biegnie na próżno” (Ga 2, 2-3).
Jeśli św. Paweł poddawał swoje nauczanie sądowi Kościoła, to kim Ty czynisz siebie, jeśli chcesz osądzać nauczanie Kościoła?

5. Ostatni w tym wpisie argument. Św. Paweł stwierdza w Pierwszym Liście do Tymoteusza, że to Kościół jest „fundamentem i podporą prawdy” (3, 15).