Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą antychryst. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą antychryst. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 29 listopada 2015

Wiek XXI ostatnim?

Wczoraj na Salonie24 ukazała się notka Jarosława Narymunta Różyckiego: „Polska musi być wielka” ( http://narymunt.salon24.pl/682658,polska-musi-byc-mocarstwem ). Autor odwołuje się do książki „Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek” George’a Freedmana. Ta informacja wzbudziła we mnie skojarzenie z inną książką napisaną ponad sto lat temu (w 1900 r.), której autor, rosyjski filozof Władimir Sołowjow, podobnie jak George Freedman, pisze o …wieku XXI. A właściwie o XX i XXI w., przy czym w. XX potraktowany jest dosyć pobieżnie.

Nie czytałem książki Freedmana, ale sądząc z jej opisów ma ona zupełnie inny charakter niż ta Sołowjowa. Dla tego ostatniego źródłem analiz jest głęboka znajomość Pisma św. i historii zbawienia. O trafności tych intuicji świadczy fakt, że do „Krótkiej opowieść o antychryście” odwołuje się papież emeryt w swoje książce „Jezus z Nazaretu”. Oczywiście nie odwołuje się do niej, aby napisać coś o przyszłości, ale czyni to zgodnie z tytułem pisząc o Jezusie z Nazaretu, a dokładniej mówiąc opisując Jego kuszenie na pustyni. Rządy antychrysta ukazane przez Sołowjowa objawiają istotę pokus, którymi szatan kusi Pana.

„Krótka opowieść o antychryście” jest o interesująca także z tego powodu, że już ponad sto lat temu Władimir Sołowjow przewidział Unię Europejską i trudności z utrzymaniem jej trwałości. Pisze tam m.in.:  
„Europa w dwudziestym pierwszym wieku stanowi związek mniej lub więcej demokratycznych państw – europejskie stany zjednoczone. (…) Koryfeusze wspólnej polityki europejskiej, należący do potężnego bractwa masońskiego odczuwali brak wspólnej władzy wykonawczej. Osiągnięta z takim trudem jedność europejska mogła się lada chwila ponownie rozpaść”. 

Jako lekarstwo na tą sytuację zostanie uznany „człowiek niezwykły”, „nadczłowiek”, „człowiek dwudziestego pierwszego wieku”, czyli ten, który chce zająć miejsce Chrystusa. O jego pochodzeniu (antychrysta) Sołowjow napisał: „Okoliczności te (tzn. fakt, kim była jego matka) naturalnie nie mogły mieć żadnego znaczenia dla wieku tak postępowego, że aż wypadło mu być ostatnim.”

Jeśli intuicje Sołowjowa są prawdziwe, to przynajmniej młodsi ze współcześnie żyjących dożyją wypełnienia się dzisiejszej Ewangelii: „Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z mocą i wielką chwałą”.

czwartek, 24 kwietnia 2014

Aborcja bluźnierczą parodią Eucharystii

Przed kilku dniami wysłuchałem wystąpienia znanego amerykańskiego filozofa i apologety, autora licznych książek, dr Petera Kreefta na youtube: „The Shocking Life of Jesus”. Zrobił na mnie takie wrażenie, że postanowiłem podzielić się z Czytelnikami fragmentem, który mam nadzieję, zachęci do wysłuchania całości w oryginale:

*****

„Wszystko zmienia się w momencie, w którym zdajesz sobie sprawę, że jesteś na wojnie. Nie chodzi o wojnę z ciałem i krwią; nie prowadzimy wojny z innymi ludźmi. Jesteśmy w stanie wojny z kimś o wiele bardziej niebezpiecznym niż człowiek. To wojna ze złym duchem. Z antychrystem. Nieprzyjaciel ma swoich szpiegów w naszych własnych sercach, w naszym życiu. Są nimi grzechy. I to jest przerażające. Jeśli to nie jest prawdą, jeśli demony nie istnieją, a grzech to tylko mit, to Biblia jest utkana z kłamstw.

W jaki sposób walczy Chrystus? W sposób dokładny odwrotny do tego, w jaki antychryst to czyni. Antychryst jest niczym Dracula – wysysa krew; Chrystus daje ci swoją Krew. Chrześcijaństwo jest transfuzją krwi. Krzyż wygląda jak strzykawka lub trzymany ręką Nieba miecz wbity w ziemię nie po to, aby pobierać krew, ale dawać.

Jedna strona w tej wojnie, Chrystus mówi: ‘To jest Moje Ciało za was wydane’. Inni wielcy nauczyciele mówią: ‘To jest mój umysł’, natomiast Chrystus ‘To jest Moje Ciało’. Przeciwna strona w tej wojnie, dla której pokonania i uwolnienia nas od niej On przyszedł na ziemię, także mówi: ‘To jest moje ciało’, ale oznacza to coś dokładnie przeciwnego: nie samo-ofiarowanie Męczennika, ale pychę egotysty. Duch antychrysta mówi przez zwiedzionych przez siebie niewolników, którzy myślą, że służą swojej wolności i autonomii: ‘To jest MOJE ciało, Boże, nie Twoje. Nie masz żadnych praw do mnie. To ja jestem panem swojego losu. To ja jestem kapitanem mojej duszy. Kiedy umrę, nie będę żałował ze wstydem. Z podniesioną głową śpiewać będę piosenkę, którą śpiewają wszyscy wchodzący w bramy piekła, piosenkę Sinatry: „Robiłem, co chciałem”.[1]

To jest MOJE ciało. Dlatego będę cudzołożył, stosował antykoncepcję, popełnię akty sodomii, samobójstwo, … wszystko, co zechcę. To ja jestem panem swojego losu. To ja jestem kapitanem mojej duszy. Zrobię, co mi się spodoba z moim ciałem, ponieważ jest moje, nie Twoje.

Również ta mała istota, którą noszę w moim łonie, też jest moja, nie Twoja. Ona nawet nie należy do siebie samej. Jest moja. Jest moim ciałem. Dlatego, jeśli zechcę, mogę ją zabić, ponieważ to ja jestem jej bogiem, nie Ty’.

Widzicie więc, że aborcja jest demoniczną parodią Eucharystii dokonywaną przez antychrysta; używa tych samych świętych słów: ‘To jest moje ciało’, jednak w bluźnierczo przeciwstawnym znaczeniu”.[2]
_________________________________
[1] W oryginale: “I did it my way”, aluzja do piosenki Franka Sinatry, „My Way”: https://www.youtube.com/watch?v=6E2hYDIFDIU

[2] https://www.youtube.com/watch?v=pjI8MRfVjlE Powyższe tłumaczenie odpowiada temu, co prelegent powiedział począwszy od 28:04. W ogóle polecam wszystko, co dr Peter Kreeft napisał lub powiedział, a na youtube jest sporo filmów z jego wystąpieniami. Oto parę wybranych linków:
Historia jego nawrócenia: https://www.youtube.com/watch?v=VO2NGGmWBQo
O aniołach i demonach: https://www.youtube.com/watch?v=rjGU4tvgayw
Logika pro-life: https://www.youtube.com/watch?v=KVe8j88BYhc

czwartek, 19 grudnia 2013

Papież czasów ostatecznych?

Marcin Luter widział Antychrysta w papieżu. Dzisiaj, prawie 500 lat później, wielu katolików widzi w obecnym Ojcu św. Franciszku rysy Antychrysta. I nawet, jeśli nie mówią czy nie piszą o tym wprost i otwarcie, jak czynił to Luter, to wielu z nich zadaje sobie pytanie: Czy Piotr jest na pewno Piotrem? Ironia polega na tym, że nie chodzi tu o domagających się dopuszczenia kobiet do święceń, Komunii św. dla rozwiedzionych, uznania związków homoseksualnych itp., ale o konserwatywnych katolików zadających sobie pytanie: „Kim jest papież Franciszek”?

*****

„Jaki będzie antypapież przyszłości?”[1] – pyta red. Tomasz Rowiński. Na początku artykułu autor przytacza fragment swojej rozmowy ze specjalistą od public relations, który mówi o tym, że obecny papież, jak żaden wcześniejszy, traktowany jest przez media jako „wydarzenie”. I następnie formułuje swoją tezę, do której odniosę się w dalszej części tego tekstu: „Jeśli Papież całkowicie by był ‘wydarzeniem’ i mówi to specjalista od mediów, trzeba zapytać, na ile i czy w ogóle byłby jeszcze Papieżem?”. I według autora nie chodzi tu tylko o sposób przedstawiania Ojca św. przez media, ale także o niego samego, bo według redaktora także on jest „słabą stroną tego komunikacyjnego układu”. Powoduje to „rozczarowanie wiernych, którzy mają wrażenie, że Piotrem nie jest Piotrem”[2], jak napisał gdzie indziej. W konkluzji zaś pisze o nim: „On sam być może nie jest w stanie dokonać koniecznych rozróżnień i prowadzi wielu, przekonując, że możliwa jest nadprzyrodzoność Kościoła bez uszanowania natury człowieka, bez widzialnych punktów odniesienia naszej wspólnoty”. Nie wiem, na jakiej podstawie redaktor Rowiński wydaje taką opinię o Ojcu św. Franciszku, która w najlepszym wypadku jest przypisaniem mu braku kompetencji.
Ale wróćmy do komentarza wypowiedzi specjalisty od PR: „Jeśli Papież całkowicie by był ‘wydarzeniem’ i mówi to specjalista od mediów, trzeba zapytać, na ile i czy w ogóle byłby jeszcze Papieżem?”. Wszystko wskazuje na to, że ta intuicja idzie w dobrym kierunku.  Podobną intuicję o przyszłym Antychryście miał Włodzimierz Sołowjow. W setną rocznicę jego śmierci bł. Jan Paweł II nazwał go „wybitnym Rosjaninem, człowiekiem o wielkiej głębi”. I właśnie ten wybitny rosyjski filozof napisał „Krótkie opowiadanie o Antychryście”. Jakże prorocze były jego słowa napisane w 1900 roku, kilka miesięcy przed śmiercią: „W wieku XXI przedstawia Europa unię państw mniej lub więcej demokratycznych: Stany Zjednoczone Europy”. Jednak bardziej niż wypełnienie się tych czy innych słów, na uwagę zasługują jego genialne intuicje odnośnie przyszłego świata i tytułowej postaci Antychrysta. Są one oparte na głębokiej znajomości Pisma św. Pewnie dlatego do „Krótkiej opowieści o Antychryście” odwołał się kilkakrotnie w swojej książce „Jezus z Nazaretu” emerytowany papież Benedykt XVI.[3] Poniżej dłuższy (bo myślę, że warto) cytat z dzieła Sołowjowa, zawierający opis reakcji opinii publicznej po wydaniu przez Antychrysta książki: „Otwarta droga do powszechnego pokoju i pomyślności”:

„Poprzednie utwory i poczynania społeczne nadczłowieka znajdowały surowych krytyków, którzy zresztą byli w większości ludźmi szczególnie religijnymi i dlatego pozbawionymi wszelkiego autorytetu – mówię przecież o czasie przyjścia Antychrysta – tak że niewielu tylko ich słuchało, kiedy wskazywali oni we wszystkim, co pisał i mówił ‘przyszły człowiek’ znamiona zupełnie wyjątkowej, stężonej ambicji i pychy, braku prawdziwej prostoty szczerości i ciepła uczuć.
Ale swoim nowym dziełem zjednuje on sobie nawet niektórych spośród swoich dawnych krytyków i przeciwników. Utwór ten, napisany po wydarzeniu na urwisku, ujawnia w nim niespotykaną dotąd siłę geniuszu. Jest to coś wszechogarniającego i godzącego wszystkie sprzeczności. Łączą się tu szlachetny szacunek dla dawnych tradycji i symbolów z szerokim i śmiałym radykalizmem społeczno-politycznych postulatów i wskazań, nieograniczona wolność myśli z najgłębszym zrozumieniem dla wszelkiej mistyki, absolutny indywidualizm z gorącym oddaniem dobru wspólnemu, najwznioślejszy idealizm zasad przewodnich z pełną życiową konkretnością praktycznych rozwiązań. Wszystko to zaś jest połączone i powiązane ze sobą w sposób tak genialnie mistrzowski, że każdy jednostronny myśliciel czy działacz łatwo widzi i przyjmuje całość swoim indywidualnym aktualnym kątem widzenia, nie poświęcając niczego dla samej prawdy, nie wznosząc się dla niej ponad swoje ja, ani trochę nie rezygnując w istocie rzeczy ze swojej jednostronności, w niczym nic korygując błędności swoich poglądów i dążeń, niczym nie uzupełniając ich braków.
To zadziwiające dzieło zostaje natychmiast przełożone na języki wszystkich oświeconych i niektórych nieoświeconych narodów. Tysiące pism we wszystkich częściach świata przez cały rok pełne są reklam wydawniczych i zachwytów krytyki. Tanie edycje z portretami autora rozchodzą się w milionach egzemplarzy i cały kulturalny świat – a w owym czasie znaczy to niemal tyle co cała kula ziemska – pełen jest sławy tego niezrównanego, wielkiego, jedynego!”[4]

Chociaż autor nie używa tu tego wyrażenia, bo pewnie w jego czasach było nieznane, to w opisie reakcji opinii publicznej na książkę Antychrysta można łatwo rozpoznać „wydarzenie medialne” o światowym zasięgu. Właśnie to „światowe wydarzenie medialne” staje się początkiem jego błyskawicznej kariery, bo bardzo szybko zostaje mu oddana władza najpierw nad Unią Europejską, a trochę później nad całą zjednoczoną pod jego berłem kulą ziemską. Sukces medialny jest początkiem jego wyniesienia. W pewnym sensie zatem obawa red. Rowińskiego dopatrującego się w Ojcu św. „wydarzenia” jest uzasadniona. A jednak, ani wydarzenie medialne, jakim staje się książka owego „człowieka przyszłości”, ani nawet jego władza absolutna nad całym globem nie są złe same w sobie. Zło leży gdzieś indziej, to znaczy w jego wnętrzu.

Już na początku swej książki Sołowjow tak charakteryzuje „człowieka przyszłości”: Wierzył „w dobro, Boga, Mesjasza”, ale przy tym „kochał tylko siebie samego. Wierzył w Boga, ale w głębi duszy mimo woli i instynktownie dawał pierwszeństwo przed Nim sobie”. Antychryst zgodnie z etymologią tego słowa to ten, który chce zająć miejsce Chrystusa. To, co na początku było obecne tylko w sercu owego „nadczłowieka”, z czasem ujawni się także na zewnątrz. Już jako jedyny i niepodzielny władca ogłosi sobór powszechny, na który zostaną zaproszeni katolicy, prawosławni oraz protestanci. Do katolików odezwie się w ten sposób:

„Najmilsi chrześcijanie! Wiem, że dla wielu i nie najpośledniejszych spośród was najdroższy w chrześcijaństwie jest ten autorytet duchowy, jakiego udziela ono swoim prawowitym przedstawicielom – oczywiście nie dla ich własnej korzyści, lecz dla wspólnego dobra, ponieważ na autorytecie tym opiera się należyty porządek duchowy i konieczna wszystkim dyscyplina moralna. Najmilsi bracia katolicy! O, jakże rozumiem wasze spojrzenie i jakże chciałbym oprzeć swoje imperium na autorytecie waszego duchowego przywódcy! Abyście nie myśleli, że to pochlebstwo i czcze słowa, uroczyście ogłaszam moją samowładną wolę: najwyższy biskup wszystkich katolików, papież rzymski, zostaje od tej chwili przywrócony na swoją stolicę w Rzymie ze wszystkimi prawami i przywilejami tej godności i urzędu, jakie kiedykolwiek były mu nadane przez naszych poprzedników, poczynając od cesarza Konstantyna Wielkiego. Od was zaś, bracia katolicy, chce za to tylko szczerego, z serca płynącego uznania we mnie waszego jedynego obrońcy i orędownika. Kto z was w swoim sumieniu i odczuciu uznaje mnie za takiego, niechaj przyjdzie tu do mnie”. (podkreślenie moje: PK).

A do prawosławnych przemówi w ten sposób: „Najmilsi bracia! Wiem, że są wśród was również tacy, dla których w chrześcijaństwie najdroższa jest jego święta tradycja, stare symbole, dawne pieśni i modlitwy, ikony i rytuał służby Bożej. Bo i w rzeczy samej: cóż może być dla religijnej duszy droższe od tego? Wiedzcie zatem, umiłowani, że w dniu dzisiejszym podpisałem statut i przeznaczyłem sowite środki dla powszechnego muzeum archeologii chrześcijańskiej w znakomitym mieście naszego imperium, Konstantynopolu, w celu zbierania, badania i przechowywania wszelkich zabytków przeszłości Kościoła, zwłaszcza wschodniego. Was zaś proszę, abyście jutro wybrali spośród siebie komisję, która omówi ze mną kroki, jakie należy podjąć dla ewentualnego zbliżenia współczesnego sposobu życia, zwyczajów i obyczajów, do tradycji i przepisów świętego Kościoła prawosławnego. Bracia prawosławni! Komu miła jest ta moja wola, kto z głębi serca może nazwać mnie swoim prawdziwym władcą i panem, niechaj przyjdzie tutaj”.

A do protestantów: „A dzisiaj, jednocześnie z erekcją muzeum chrześcijańskiej archeologii, podpisałem akt założenia światowego instytutu dla wolnych badań – nad Pismem Świętym we wszelkich możliwych aspektach i we – wszystkich możliwych kierunkach oraz dla studiów z dziedziny wszystkich nauk pomocniczych – z rocznym budżetem w wysokości półtora miliona marek. Komu z was miła taka moja skłonność i kto może czystym sercem uznać mnie za swojego najwyższego wodza, proszę tutaj, do nowego doktora teologii”.

I będzie katolików, prawosławnych i protestantów opuści szeregi chrześcijan i przejdzie do obozu Antychrysta. W imieniu tych, którzy pozostaną przemówi starzec Jan, przedstawiciel prawosławnych: „Miłościwy panie! Najdroższy jest dla nas w chrześcijaństwie sam Chrystus – On sam i wszystko, co od Niego, wiemy bowiem, że w Nim zamieszkuje cieleśnie cała pełnia Bóstwa. Ale i od ciebie, panie, gotowi jesteśmy przyjąć wszelkie dobro, jeśli tylko w szczodrej twej dłoni rozpoznamy świętą dłoń Chrystusa. I na pytanie twoje, co możesz dla nas uczynić, taka jest oto nasza prosta odpowiedź: wyznaj tutaj, teraz, przed nami Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, który przyszedł w cielesnej postaci, zmartwychwstał i ponownie przyjdzie – wyznaj Go, a my z miłością przyjmiemy cię jako prawdziwego zwiastuna Jego drugiego przyjścia w chwale”. Antychryst tego nie uczyni.
I tu jest sedno problemu. Tym problemem nie jest fakt, że stał się (czy raczej: stanie) wydarzeniem medialnym, nie to, że zdobył absolutną władzę nad całą ziemią, ale istniejące w jego sercu zaburzenie porządku miłości, które można uogólnić: Jeśli ktoś kocha bardziej siebie niż Boga, jest w gruncie rzeczy antychrystem. Zło Antychrysta nie polega na tym, że stanie się wydarzeniem (medialnym), ale przede wszystkim na tym, że sam zechce stać się Wydarzeniem per excellence, czyli będzie usiłował zająć miejsce Tego, który jest Wydarzeniem; nie tylko, że nie zechce Mu oddać należnej czci, ale co więcej – tej boskiej czci zażąda dla siebie. Tak, chrześcijaństwo wierzy w Wydarzenie, a tym Wydarzeniem jest Osoba Jezusa Chrystusa.[5] I jak długo jakieś wydarzenie wskazuje na Wydarzenie, wszystko jest w porządku. „Nie sądźcie z zewnętrznych pozorów, ale wydajcie wyrok sprawiedliwy”. (J 7, 24 BT)

*****

«Z kim więc mam porównać ludzi tego pokolenia? Do kogo są podobni? Podobni są do dzieci, które przebywają na rynku i głośno przymawiają jedne drugim: "Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie płakali". Przyszedł bowiem Jan Chrzciciel: nie jadł chleba i nie pił wina; a wy mówicie: "Zły duch go opętał". Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije; a wy mówicie: "Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników". A jednak wszystkie dzieci mądrości przyznały jej słuszność». (Łk 7, 31-35 BT)


[5] “Jean Daniélou in particular has shown this fact with great emphasis, stressing again and again that Christianity ‘is essentially faith in an event’, whereas the great non-Christian religions maintain the existence of an eternal world ‘that stands in opposition to the world of time. The fact of the eternal breaking into time, which gives it duration and turns it into history, is unknown to them.’” (Ratzinger, J. (2004). “Truth and Tolerance: Christian Belief and World Religions”. (H. Taylor, Trans.) (p. 40). San Francisco: Ignatius Press.). Por. Benedykt XVI, “Jezus z Nazaretu”, tom II, str. 61: “Dawne apokaliptyczne słowa otrzymują centrum osobowe: w ich rdzeń wchodzi sama Osoba Jezusa, w której aktualnie przeżywana teraźniejszość zespala się wewnętrznie z tajemniczą przyszłością. Właściwym ‘wydarzeniem’ jest ta Osoba; w Niej – pomimo przemijania czasu – teraźniejszość rzeczywiście trwa nieprzerwanie”.

czwartek, 25 kwietnia 2013

Biblia w rękach Antychrysta

Przejdźmy do drugiej pokusy Jezusa, której znaczenie wzorcowe jest pod pewnym względem najtrudniejsze do zrozumienia. Tę pokusę należy pojmować jako pewnego rodzaju wizję, w której rzeczywistość, szczególne zagrożenie dla człowieka i niebezpieczeństwo grożące zadaniu Jezusa ponownie stanowią jedną całość. Najpierw zwróćmy tu uwagę na pewien zaskakujący szczegół. Żeby wciągnąć Jezusa w zastawioną na Niego pułapkę, diabeł przytacza Pismo święte. Cytuje Psalm 91, 11nn, który mówi o opiece, jaką Bóg zapewnia człowiekowi wierzącemu: „Aniołom swoim da rozkaz co do ciebie, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień”. Słowa te nabierają tu dodatkowo o tyle szczególnego znaczenia, że są wypowiadane w Mieście świętym i świętym miejscu. W rzeczy samej, przytoczony tu Psalm wiąże się ze świątynią; modlący się jego słowami liczy na opiekę w świątyni, ponieważ mieszkanie Boga musi być szczególnym miejscem Bożej opieki. Gdzie człowiek wierzący w Boga miałby się czuć pewniejszy niż na świętym terenie świątyni? (…)

Diabeł okazuje się znawcą Pisma, który potrafi dokładnie zacytować Psalm. Cała rozmowa tej drugiej pokusy wygląda rzeczywiście jak spór dwóch uczonych w Piśmie: diabeł występuje jako teolog – zauważa Joachim Gnilka. Wladimir Sołowjow wprowadził ten motyw do swej „Krótkiej opowieści o Antychryście”: Antychryst otrzymuje na uniwersytecie w Tybindze honorowy tytuł doktora teologii; jest wybitnym biblistą. W ten sposób Sołowjow drastycznie wyraził swój sceptycyzm w stosunku do pewnego typu erudycji biblijnego tamtych czasów. Nie jest to „nie” wobec naukowego wykładu Biblii, lecz wysoce zbawienne i konieczne ostrzeżenie przed możliwymi jej błędnymi drogami. Wykład Pisma świętego może w rzeczywistości stać się narzędziem Antychrysta. Sołowjow nie jest pierwszym, który to powiedział; jest to wewnętrzna treść samej historii kuszenia. Na bazie pozornych osiągnięć naukowej egzegezy pisano najgorsze książki, dokonujące destrukcji postaci Jezusa i demontażu wiary. Dzisiaj Biblia jest bardzo często poddawana kryteriom tak zwanego współczesnego obrazu świata, którego podstawowym dogmatem jest twierdzenie, że Bóg nie może działać w historii, zatem wszystko, co odnosi się do Boga, należy lokować na obszarze podmiotu. Wtedy Biblia nie mówi już o Bogu, o Bogu żywym; wtedy mówimy już tylko my sami i my decydujemy o tym, co Bóg może czynić i co my czynić chcemy i powinniśmy. A Antychryst, z miną wielkiego uczonego, mówi nam, że egzegeza, która czyta Biblię w duchu wiary w żywego Boga i wsłuchuje się przy tym w Jego słowo, jest fundamentalizmem. Tylko jego, rzekomo ściśle naukowa, egzegeza, w której sam Bóg nic nie mówi i nic nie ma do powiedzenia, jest na poziomie dzisiejszych czasów. Teologiczny spór pomiędzy Jezusem i diabłem jest dysputą dotyczącą wszystkich czasów na temat właściwej interpretacji Pisma, a jej podstawowym problemem hermeneutycznym jest problem obrazu Boga. Spór o interpretację jest koniec końców sporem o to, kim jest Bóg. To zmaganie się z problemem obrazu Boga, z którym mamy do czynienia w dyskusjach nad poprawną interpretacją Pisma, znajduje jednak konkretne rozstrzygnięcie w obrazie Chrystusa…
(Joseph Ratzinger Ojciec św. Benedykt XVI, „Jezus z Nazaretu”, część I, str. 42-44).

*****

Wnioski:

1. Samo powoływanie się na Biblię i cytowanie jej samo w sobie jeszcze nic nie znaczy, a św. Piotr przestrzega przed jej opacznym tłumaczeniem (por. 2 P 3, 16);

2. Spór o właściwą interpretację Pisma św. jest sporem o obraz Boga i Chrystusa.

niedziela, 24 lipca 2011

666

„Tu jest potrzebna mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba to bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć” (Ap 13:18 BT).

*********

W mszalnej Liturgii słowa Kościół daje nam na dzisiejszą, 17. niedzielę w okresie zwykłym w ciągu roku do wysłuchania i rozważania m.in. czytanie wzięte z Pierwszej Księgi Królewskiej:

„W Gibeonie ukazał się Pan Salomonowi w nocy, we śnie. Wtedy rzekł Bóg: Proś o to, co mam ci dać. Teraz więc, o Panie, Boże mój, Tyś ustanowił królem Twego sługę w miejsce Dawida, mego ojca, a ja jestem bardzo młody. Brak mi doświadczenia! Ponadto Twój sługa jest pośród Twego ludu, któryś wybrał, ludu mnogiego, którego nie da się zliczyć ani też spisać, z powodu jego mnóstwa. Racz więc dać Twemu słudze serce pełne rozsądku do sądzenia Twego ludu i rozróżniania dobra od zła, bo któż zdoła sądzić ten lud Twój tak liczny? Spodobało się Panu, że właśnie o to Salomon poprosił. Bóg więc mu powiedział: Ponieważ poprosiłeś o to, a nie poprosiłeś dla siebie o długie życie ani też o bogactwa, i nie poprosiłeś o zgubę twoich nieprzyjaciół, ale poprosiłeś dla siebie o umiejętność rozstrzygania spraw sądowych, więc spełniam twoje pragnienie i daję ci serce mądre i rozsądne, takie, że podobnego tobie przed tobą nie było i po tobie nie będzie” (1 Krl 3,5.7-12).
Pan wysłuchał modlitwy Salomona dając mu mądrość. Jego mądrość stała się przysłowiowa. Powiedzieć o kimś, że jest mądry jak Salomon jest ogromną pochwałą. A jednak rację ma Grzegorz Wielki: „Ukoronowaniem czynu dobrego jest wytrwałość”. Salomonowi jej zabrakło. W młodości obdarzony mądrością, i to nie mądrością tego świata, ale mądrością Bożą, w starości stał się głupim. O ile Autor Pierwszej Księgi Królewskiej w rozdz. 11. mówi o tym w sposób dość łagodny, poprzez aluzje, Syrach czyni to bez ogródek:

„Po nim (tzn. po Dawidzie) nastał syn rozumny, który dzięki niemu mógł mieszkać bezpiecznie. Salomon królował w czasie spokojnym, Bóg dał mu wokoło pokój, aby postawił dom Jego imieniu i przygotował przybytek na wieki. Jakże byłeś mądry w swojej młodości i napełniony rozumem, jakby rzeką! Dusza twa okryła ziemię i zasypałeś ją zagadkowymi przypowieściami. Do odległych wysp doszło twe imię, przez swój pokój byłeś umiłowany; z powodu hymnów, przysłów, przypowieści i odpowiedzi podziwiały cię kraje. W imię Pana Boga, który jest nazwany Bogiem Izraela, nazbierałeś złota jak cyny i jak ołowiu nagromadziłeś srebra. Niestety, kobietom wydałeś swe lędźwie i wyuzdaniu oddałeś władzę nad swym ciałem. Splamiłeś swą chwałę, zhańbiłeś swoje potomstwo, sprowadzając gniew na dzieci i napełniając je smutkiem z powodu twojej głupoty” (Syr 47:12-20 BT).

Obecne w Ewangeliach wyrażenie „Syn Dawida” w odniesieniu do Pana Jezusa było tytułem mesjańskim, implikowało przekonanie tych, którzy je wypowiadali, że to On jest zapowiedzianym Mesjaszem. A jednak, chociaż jako „syn Dawida” Salomon był zapowiedzią Chrystusa, to w swojej starości stał się on raczej typem (wzorem, zapowiedzią) antychrysta.

Na czym polegało „ogłupienie” Salomona w jego starości? Mądrość w sensie biblijnym jest bardzo praktyczna. To nie tyle inteligencja czy wykształcenie w dzisiejszym rozumieniu tego słowa, ale prowadzenie zbożnego życia, zachowanie Bożych przykazań, życie w łasce Bożej. Salomon w wieku dojrzałym odszedł od pierwotnej wierności Bogu Izraela. Jego grzech polegał na tym, że uległ pokusom: posiadania, władzy i doświadczenia rokoszy. Wszystkie trzy stały się sidłem dla niego. Obdarzony przez Pana Boga wielkimi darami używał je nie dla Jego chwały, ale dla siebie. Przez przymierza polityczne kraj przez niego rządzony osiągnął potęgę, której nie miał wcześniej ani nigdy po nim. W 1 Krl 10:23-25 czytamy, że Salomon przewyższył wszystkich królów ziemi w bogactwie i mądrości i że każdy z nich składał mu dorocznie swoje dary. Jest to oczywiście przesada służąca do przekazania teologicznego przesłania. Ponieważ przymierza polityczne łączyły się w tym czasie z zawieraniem małżeństw, Salomon miał 700 żon i 300 nałożnic. One skłoniły go, że palił kadzidło obcym bogom.

Św. Jan pisząc Apokalipsę podaje liczbę 666. Jest to liczba Bestii, a zarazem liczba człowieka. O co tu chodzi? Jak rozumieć przesłanie tej sławetnej liczby? Człowiek został stworzony, tak samo jak zwierzęta w szóstym dniu, dlatego liczba „6” odnosi się zarówno do człowieka, jak i do zwierząt. Jednak w odróżnieniu od zwierząt, przeznaczeniem człowieka jest odpoczynek dnia siódmego – człowiek stworzony w szóstym dniu, został stworzony DLA dnia siódmego, czyli do wspólnoty z Panem Bogiem, który po zakończeniu stworzenia odpoczął w dniu szabatu. Kusiciel, anioł, który utracił miejsce w niebie, pałając zazdrością o istotę uczynioną z prochu ziemi, która teraz może zająć jego miejsce w niebie, pragnie „zamknąć” człowieka w dniu szóstym; pragnie, aby ten pozostał na poziomie „zwierzęcym”, tzn. pragnie, aby zainteresowania człowieka nie wychodziły poza posiadanie, władzę i przyjemność. Odwieczne pokusy towarzyszące człowiekowi. I zarazem odwieczna walka duchowa, która jest prowadzona nie poprzez granice państw, ale przez ludzkie serca. W sercu każdego człowieka toczy się walka między powołaniem do „dnia siódmego” (wspólnota z Panem Bogiem), a ciężarem ciągnącym w dół, z powrotem do „dnia szóstego” (pozostanie na poziomie cielesności). Z tych samych powodów, antychryst, w Księdze Apokalipsy został nazwany „Bestią”, tzn. zwierzęciem, ponieważ odrzucił Boże powołanie do wspólnoty z Nim, i pozostał na poziomie „dnia szóstego”, czyli zwierzęcym lub cielesnym. Obdarzony ogromnymi duchowymi darami (możemy tylko przeczuwać, że większymi niż Salomon), nie oddał chwały Dawcy tych darów.

„Tu jest potrzebna mądrość” – pisze św. Jan. W oryginale greckim nie ma słowa „potrzebna”. Grecki tekst ma: „Tu jest mądrość”. Autor czyni aluzję do Salomona, najmądrzejszego z ludzi. Ale to nie jedyna aluzja. Bowiem natchniony Autor opisując bogactwa Salomona często wspomina „złoto” i używa liczby „6”.

„Sporządził zatem król Salomon dwieście tarcz z kutego złota. Na każdą tarczę wychodziło sześćset syklów złota. Ponadto trzysta puklerzy z kutego złota. Na każdy puklerz wychodziło po trzy miny złota. Umieścił je król w "Domu Lasu Libanu". Następnie król sporządził wielki tron z kości słoniowej, który wyłożył szczerym złotem. Tron miał sześć stopni i owalny szczyt z tyłu oraz poręcze po obu stronach siedzenia, a przy poręczach stały dwa lwy. Na sześciu stopniach stało tam po obu stronach dwanaście lwów. Czegoś takiego nie uczyniono w żadnym z królestw” (1 Krl 10:16-20 BT).

To nie wszystko. W Starym Testamencie mamy dwa razy wzmiankę o liczbie „666”: w 1 Krl 10:14 i powtórzenie tego zdania w 2 Krn 9:13. Zdanie to zawiera odniesienie do Salomona i wagi złota, które co roku dostarczano Salomonowi: „Waga złota, które co rok dostarczano Salomonowi, wynosiła sześćset sześćdziesiąt sześć talentów złota”.

Postać Salomona jest przestrogą dla utalentowanych. Filozofów. Artystów. Pisarzy. Dziennikarzy. Polityków. Wszelkie dary, od tych najzwyczajniejszych aż po najbardziej duchowe, pochodzą od Boga. On dał je, abyśmy używali dla Jego chwały i pożytku własnego i bliźnich. Dobrze, jeśli używamy ich w ten sposób. Stają się one błogosławieństwem dla nas samych i dla innych. Jeśli natomiast ktoś używa Boże dary tak, jak czynił to Salomon, przeciwko ich Dawcy szukając raczej uznania dla siebie, panowania, choćby tylko w formie poczucia przewagi nad innymi, i doznań, to choćby jego dary były wielkie jak te, które otrzymał Salomon, to na końcu zostanie poczytany za głupca.

„Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie” (Łk 10:21 BT).

Początkowo zamierzałem zakończyć w tym miejscu, ale wtedy nie powiedziałbym wszystkiego. Rozdział opisujący mądrość i bogactwo Salomona poprzedzony jest opisem ukończenia budowy i poświęcenia świątyni. W tej relacji czytamy także o tym, że Salomon składał ofiary, zanosił modlitwy oraz …błogosławił lud Izraela i wzywał go do wierności:

„Potem król się odwrócił i pobłogosławił całe zgromadzenie Izraela. Potem rzekł: ‘Błogosławiony Pan, Bóg Izraela…’ (tu następuje zapis modlitwy Salomona za naród) Potem, kiedy Salomon skończył zanosić do Pana te wszystkie modły i błagania, podniósł się sprzed ołtarza Pańskiego, z miejsca, gdzie klęczał, i ręce wyciągał do nieba, i stanąwszy, błogosławił całe zgromadzenie izraelskie, wołając donośnym głosem: ‘Niech będzie błogosławiony Pan, który dał pokój swemu ludowi, Izraelowi, według tego wszystkiego, co zapowiedział; za to, że nie uchybił ani jednemu wypowiedzianemu słowu z wszelkiej obietnicy pomyślności, danej przez swego sługę Mojżesza. Niech będzie z nami Pan, nasz Bóg, jak był z naszymi przodkami! Niech nas nie opuszcza i nie odrzuca nas, ale nakłoni do siebie nasze serca, abyśmy chodzili Jego drogami, strzegąc Jego poleceń, praw i nakazów, do których zobowiązał naszych przodków. Niech te moje słowa, w których błagałem Pana o zmiłowanie, docierają do Pana, Boga naszego, czy to w dzień, czy to w nocy, aby wymierzał sprawiedliwość swemu słudze i swemu ludowi, Izraelowi, według potrzeby każdego dnia. Niech wszystkie ludy świata dowiedzą się, że jedynie Pan jest Bogiem, a innego nie ma. Niech więc serce wasze będzie szczere wobec Pana, Boga naszego, abyście postępowali według Jego praw i przestrzegali Jego nakazów, jak jest w dniu dzisiejszym’. Następnie król, a z nim cały Izrael składali ofiary przed Panem” (1 Krl 8:14-15.54-62 BT).

To wszystko, co czyni Salomon, pozwala widzieć w nim króla-kapłana. Dlatego nie mogłem zakończyć wcześniej, bo postać syna Dawida to przede wszystkim przestroga dla kapłanów, którzy od Pana otrzymali więcej niż Salomon. Miesiąc temu na tym forum ukazał się tekst mojego przyjaciela: „Ojciec John Corapi opuszcza kapłaństwo”. Bardzo lubiłem słuchać konferencji tego kapłana. Jego odejście z kapłaństwa było dla mnie szokiem. Nie mogłem uwierzyć. Nigdy mi nawet nie przyszło na myśl, że byłby zdolny do tego. A jednak. Dlatego tę notkę kończę dopiero tutaj. Prośbą o modlitwę w intencji mojej i wszystkich kapłanów. Byśmy ‘zacząwszy duchem, nie skończyli ciałem’ (por. Ga 3:3). Z góry dziękuję i obiecuję wzajemność.

Niech Pan Bóg błogosławi wszystkim, którzy to czytają!