Marcin Luter widział Antychrysta w
papieżu. Dzisiaj, prawie 500 lat później, wielu katolików widzi w
obecnym Ojcu św. Franciszku rysy Antychrysta. I nawet, jeśli nie mówią
czy nie piszą o tym wprost i otwarcie, jak czynił to Luter, to wielu z
nich zadaje sobie pytanie: Czy Piotr jest na pewno Piotrem? Ironia
polega na tym, że nie chodzi tu o domagających się dopuszczenia kobiet
do święceń, Komunii św. dla rozwiedzionych, uznania związków
homoseksualnych itp., ale o konserwatywnych katolików zadających sobie
pytanie: „Kim jest papież Franciszek”?
*****
„Jaki będzie antypapież przyszłości?”[1] – pyta red. Tomasz Rowiński. Na początku artykułu autor przytacza fragment swojej rozmowy ze specjalistą od public relations, który mówi o tym, że obecny papież, jak żaden wcześniejszy, traktowany jest przez media jako „wydarzenie”. I następnie formułuje swoją tezę, do której odniosę się w dalszej części tego tekstu: „Jeśli Papież całkowicie by był ‘wydarzeniem’ i mówi to specjalista od mediów, trzeba zapytać, na ile i czy w ogóle byłby jeszcze Papieżem?”. I według autora nie chodzi tu tylko o sposób przedstawiania Ojca św. przez media, ale także o niego samego, bo według redaktora także on jest „słabą stroną tego komunikacyjnego układu”. Powoduje to „rozczarowanie wiernych, którzy mają wrażenie, że Piotrem nie jest Piotrem”[2], jak napisał gdzie indziej. W konkluzji zaś pisze o nim: „On sam być może nie jest w stanie dokonać koniecznych rozróżnień i prowadzi wielu, przekonując, że możliwa jest nadprzyrodzoność Kościoła bez uszanowania natury człowieka, bez widzialnych punktów odniesienia naszej wspólnoty”. Nie wiem, na jakiej podstawie redaktor Rowiński wydaje taką opinię o Ojcu św. Franciszku, która w najlepszym wypadku jest przypisaniem mu braku kompetencji.
Ale wróćmy do komentarza wypowiedzi specjalisty od PR: „Jeśli Papież całkowicie by był ‘wydarzeniem’ i mówi to specjalista od mediów, trzeba zapytać, na ile i czy w ogóle byłby jeszcze Papieżem?”. Wszystko wskazuje na to, że ta intuicja idzie w dobrym kierunku. Podobną intuicję o przyszłym Antychryście miał Włodzimierz Sołowjow. W setną rocznicę jego śmierci bł. Jan Paweł II nazwał go „wybitnym Rosjaninem, człowiekiem o wielkiej głębi”. I właśnie ten wybitny rosyjski filozof napisał „Krótkie opowiadanie o Antychryście”. Jakże prorocze były jego słowa napisane w 1900 roku, kilka miesięcy przed śmiercią: „W wieku XXI przedstawia Europa unię państw mniej lub więcej demokratycznych: Stany Zjednoczone Europy”. Jednak bardziej niż wypełnienie się tych czy innych słów, na uwagę zasługują jego genialne intuicje odnośnie przyszłego świata i tytułowej postaci Antychrysta. Są one oparte na głębokiej znajomości Pisma św. Pewnie dlatego do „Krótkiej opowieści o Antychryście” odwołał się kilkakrotnie w swojej książce „Jezus z Nazaretu” emerytowany papież Benedykt XVI.[3] Poniżej dłuższy (bo myślę, że warto) cytat z dzieła Sołowjowa, zawierający opis reakcji opinii publicznej po wydaniu przez Antychrysta książki: „Otwarta droga do powszechnego pokoju i pomyślności”:
„Poprzednie utwory i poczynania społeczne nadczłowieka znajdowały surowych krytyków, którzy zresztą byli w większości ludźmi szczególnie religijnymi i dlatego pozbawionymi wszelkiego autorytetu – mówię przecież o czasie przyjścia Antychrysta – tak że niewielu tylko ich słuchało, kiedy wskazywali oni we wszystkim, co pisał i mówił ‘przyszły człowiek’ znamiona zupełnie wyjątkowej, stężonej ambicji i pychy, braku prawdziwej prostoty szczerości i ciepła uczuć.
Ale swoim nowym dziełem zjednuje on sobie nawet niektórych spośród swoich dawnych krytyków i przeciwników. Utwór ten, napisany po wydarzeniu na urwisku, ujawnia w nim niespotykaną dotąd siłę geniuszu. Jest to coś wszechogarniającego i godzącego wszystkie sprzeczności. Łączą się tu szlachetny szacunek dla dawnych tradycji i symbolów z szerokim i śmiałym radykalizmem społeczno-politycznych postulatów i wskazań, nieograniczona wolność myśli z najgłębszym zrozumieniem dla wszelkiej mistyki, absolutny indywidualizm z gorącym oddaniem dobru wspólnemu, najwznioślejszy idealizm zasad przewodnich z pełną życiową konkretnością praktycznych rozwiązań. Wszystko to zaś jest połączone i powiązane ze sobą w sposób tak genialnie mistrzowski, że każdy jednostronny myśliciel czy działacz łatwo widzi i przyjmuje całość swoim indywidualnym aktualnym kątem widzenia, nie poświęcając niczego dla samej prawdy, nie wznosząc się dla niej ponad swoje ja, ani trochę nie rezygnując w istocie rzeczy ze swojej jednostronności, w niczym nic korygując błędności swoich poglądów i dążeń, niczym nie uzupełniając ich braków.
To zadziwiające dzieło zostaje natychmiast przełożone na języki wszystkich oświeconych i niektórych nieoświeconych narodów. Tysiące pism we wszystkich częściach świata przez cały rok pełne są reklam wydawniczych i zachwytów krytyki. Tanie edycje z portretami autora rozchodzą się w milionach egzemplarzy i cały kulturalny świat – a w owym czasie znaczy to niemal tyle co cała kula ziemska – pełen jest sławy tego niezrównanego, wielkiego, jedynego!”[4]
Chociaż autor nie używa tu tego wyrażenia, bo pewnie w jego czasach było nieznane, to w opisie reakcji opinii publicznej na książkę Antychrysta można łatwo rozpoznać „wydarzenie medialne” o światowym zasięgu. Właśnie to „światowe wydarzenie medialne” staje się początkiem jego błyskawicznej kariery, bo bardzo szybko zostaje mu oddana władza najpierw nad Unią Europejską, a trochę później nad całą zjednoczoną pod jego berłem kulą ziemską. Sukces medialny jest początkiem jego wyniesienia. W pewnym sensie zatem obawa red. Rowińskiego dopatrującego się w Ojcu św. „wydarzenia” jest uzasadniona. A jednak, ani wydarzenie medialne, jakim staje się książka owego „człowieka przyszłości”, ani nawet jego władza absolutna nad całym globem nie są złe same w sobie. Zło leży gdzieś indziej, to znaczy w jego wnętrzu.
Już na początku swej książki Sołowjow tak charakteryzuje „człowieka przyszłości”: Wierzył „w dobro, Boga, Mesjasza”, ale przy tym „kochał tylko siebie samego. Wierzył w Boga, ale w głębi duszy mimo woli i instynktownie dawał pierwszeństwo przed Nim sobie”. Antychryst zgodnie z etymologią tego słowa to ten, który chce zająć miejsce Chrystusa. To, co na początku było obecne tylko w sercu owego „nadczłowieka”, z czasem ujawni się także na zewnątrz. Już jako jedyny i niepodzielny władca ogłosi sobór powszechny, na który zostaną zaproszeni katolicy, prawosławni oraz protestanci. Do katolików odezwie się w ten sposób:
„Najmilsi chrześcijanie! Wiem, że dla wielu i nie najpośledniejszych spośród was najdroższy w chrześcijaństwie jest ten autorytet duchowy, jakiego udziela ono swoim prawowitym przedstawicielom – oczywiście nie dla ich własnej korzyści, lecz dla wspólnego dobra, ponieważ na autorytecie tym opiera się należyty porządek duchowy i konieczna wszystkim dyscyplina moralna. Najmilsi bracia katolicy! O, jakże rozumiem wasze spojrzenie i jakże chciałbym oprzeć swoje imperium na autorytecie waszego duchowego przywódcy! Abyście nie myśleli, że to pochlebstwo i czcze słowa, uroczyście ogłaszam moją samowładną wolę: najwyższy biskup wszystkich katolików, papież rzymski, zostaje od tej chwili przywrócony na swoją stolicę w Rzymie ze wszystkimi prawami i przywilejami tej godności i urzędu, jakie kiedykolwiek były mu nadane przez naszych poprzedników, poczynając od cesarza Konstantyna Wielkiego. Od was zaś, bracia katolicy, chce za to tylko szczerego, z serca płynącego uznania we mnie waszego jedynego obrońcy i orędownika. Kto z was w swoim sumieniu i odczuciu uznaje mnie za takiego, niechaj przyjdzie tu do mnie”. (podkreślenie moje: PK).
A do prawosławnych przemówi w ten sposób: „Najmilsi bracia! Wiem, że są wśród was również tacy, dla których w chrześcijaństwie najdroższa jest jego święta tradycja, stare symbole, dawne pieśni i modlitwy, ikony i rytuał służby Bożej. Bo i w rzeczy samej: cóż może być dla religijnej duszy droższe od tego? Wiedzcie zatem, umiłowani, że w dniu dzisiejszym podpisałem statut i przeznaczyłem sowite środki dla powszechnego muzeum archeologii chrześcijańskiej w znakomitym mieście naszego imperium, Konstantynopolu, w celu zbierania, badania i przechowywania wszelkich zabytków przeszłości Kościoła, zwłaszcza wschodniego. Was zaś proszę, abyście jutro wybrali spośród siebie komisję, która omówi ze mną kroki, jakie należy podjąć dla ewentualnego zbliżenia współczesnego sposobu życia, zwyczajów i obyczajów, do tradycji i przepisów świętego Kościoła prawosławnego. Bracia prawosławni! Komu miła jest ta moja wola, kto z głębi serca może nazwać mnie swoim prawdziwym władcą i panem, niechaj przyjdzie tutaj”.
A do protestantów: „A dzisiaj, jednocześnie z erekcją muzeum chrześcijańskiej archeologii, podpisałem akt założenia światowego instytutu dla wolnych badań – nad Pismem Świętym we wszelkich możliwych aspektach i we – wszystkich możliwych kierunkach oraz dla studiów z dziedziny wszystkich nauk pomocniczych – z rocznym budżetem w wysokości półtora miliona marek. Komu z was miła taka moja skłonność i kto może czystym sercem uznać mnie za swojego najwyższego wodza, proszę tutaj, do nowego doktora teologii”.
I będzie katolików, prawosławnych i protestantów opuści szeregi chrześcijan i przejdzie do obozu Antychrysta. W imieniu tych, którzy pozostaną przemówi starzec Jan, przedstawiciel prawosławnych: „Miłościwy panie! Najdroższy jest dla nas w chrześcijaństwie sam Chrystus – On sam i wszystko, co od Niego, wiemy bowiem, że w Nim zamieszkuje cieleśnie cała pełnia Bóstwa. Ale i od ciebie, panie, gotowi jesteśmy przyjąć wszelkie dobro, jeśli tylko w szczodrej twej dłoni rozpoznamy świętą dłoń Chrystusa. I na pytanie twoje, co możesz dla nas uczynić, taka jest oto nasza prosta odpowiedź: wyznaj tutaj, teraz, przed nami Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, który przyszedł w cielesnej postaci, zmartwychwstał i ponownie przyjdzie – wyznaj Go, a my z miłością przyjmiemy cię jako prawdziwego zwiastuna Jego drugiego przyjścia w chwale”. Antychryst tego nie uczyni.
I tu jest sedno problemu. Tym problemem nie jest fakt, że stał się (czy raczej: stanie) wydarzeniem medialnym, nie to, że zdobył absolutną władzę nad całą ziemią, ale istniejące w jego sercu zaburzenie porządku miłości, które można uogólnić: Jeśli ktoś kocha bardziej siebie niż Boga, jest w gruncie rzeczy antychrystem. Zło Antychrysta nie polega na tym, że stanie się wydarzeniem (medialnym), ale przede wszystkim na tym, że sam zechce stać się Wydarzeniem per excellence, czyli będzie usiłował zająć miejsce Tego, który jest Wydarzeniem; nie tylko, że nie zechce Mu oddać należnej czci, ale co więcej – tej boskiej czci zażąda dla siebie. Tak, chrześcijaństwo wierzy w Wydarzenie, a tym Wydarzeniem jest Osoba Jezusa Chrystusa.[5] I jak długo jakieś wydarzenie wskazuje na Wydarzenie, wszystko jest w porządku. „Nie sądźcie z zewnętrznych pozorów, ale wydajcie wyrok sprawiedliwy”. (J 7, 24 BT)
*****
«Z kim więc mam porównać ludzi tego pokolenia? Do kogo są podobni? Podobni są do dzieci, które przebywają na rynku i głośno przymawiają jedne drugim: "Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie płakali". Przyszedł bowiem Jan Chrzciciel: nie jadł chleba i nie pił wina; a wy mówicie: "Zły duch go opętał". Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije; a wy mówicie: "Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników". A jednak wszystkie dzieci mądrości przyznały jej słuszność». (Łk 7, 31-35 BT)
*****
„Jaki będzie antypapież przyszłości?”[1] – pyta red. Tomasz Rowiński. Na początku artykułu autor przytacza fragment swojej rozmowy ze specjalistą od public relations, który mówi o tym, że obecny papież, jak żaden wcześniejszy, traktowany jest przez media jako „wydarzenie”. I następnie formułuje swoją tezę, do której odniosę się w dalszej części tego tekstu: „Jeśli Papież całkowicie by był ‘wydarzeniem’ i mówi to specjalista od mediów, trzeba zapytać, na ile i czy w ogóle byłby jeszcze Papieżem?”. I według autora nie chodzi tu tylko o sposób przedstawiania Ojca św. przez media, ale także o niego samego, bo według redaktora także on jest „słabą stroną tego komunikacyjnego układu”. Powoduje to „rozczarowanie wiernych, którzy mają wrażenie, że Piotrem nie jest Piotrem”[2], jak napisał gdzie indziej. W konkluzji zaś pisze o nim: „On sam być może nie jest w stanie dokonać koniecznych rozróżnień i prowadzi wielu, przekonując, że możliwa jest nadprzyrodzoność Kościoła bez uszanowania natury człowieka, bez widzialnych punktów odniesienia naszej wspólnoty”. Nie wiem, na jakiej podstawie redaktor Rowiński wydaje taką opinię o Ojcu św. Franciszku, która w najlepszym wypadku jest przypisaniem mu braku kompetencji.
Ale wróćmy do komentarza wypowiedzi specjalisty od PR: „Jeśli Papież całkowicie by był ‘wydarzeniem’ i mówi to specjalista od mediów, trzeba zapytać, na ile i czy w ogóle byłby jeszcze Papieżem?”. Wszystko wskazuje na to, że ta intuicja idzie w dobrym kierunku. Podobną intuicję o przyszłym Antychryście miał Włodzimierz Sołowjow. W setną rocznicę jego śmierci bł. Jan Paweł II nazwał go „wybitnym Rosjaninem, człowiekiem o wielkiej głębi”. I właśnie ten wybitny rosyjski filozof napisał „Krótkie opowiadanie o Antychryście”. Jakże prorocze były jego słowa napisane w 1900 roku, kilka miesięcy przed śmiercią: „W wieku XXI przedstawia Europa unię państw mniej lub więcej demokratycznych: Stany Zjednoczone Europy”. Jednak bardziej niż wypełnienie się tych czy innych słów, na uwagę zasługują jego genialne intuicje odnośnie przyszłego świata i tytułowej postaci Antychrysta. Są one oparte na głębokiej znajomości Pisma św. Pewnie dlatego do „Krótkiej opowieści o Antychryście” odwołał się kilkakrotnie w swojej książce „Jezus z Nazaretu” emerytowany papież Benedykt XVI.[3] Poniżej dłuższy (bo myślę, że warto) cytat z dzieła Sołowjowa, zawierający opis reakcji opinii publicznej po wydaniu przez Antychrysta książki: „Otwarta droga do powszechnego pokoju i pomyślności”:
„Poprzednie utwory i poczynania społeczne nadczłowieka znajdowały surowych krytyków, którzy zresztą byli w większości ludźmi szczególnie religijnymi i dlatego pozbawionymi wszelkiego autorytetu – mówię przecież o czasie przyjścia Antychrysta – tak że niewielu tylko ich słuchało, kiedy wskazywali oni we wszystkim, co pisał i mówił ‘przyszły człowiek’ znamiona zupełnie wyjątkowej, stężonej ambicji i pychy, braku prawdziwej prostoty szczerości i ciepła uczuć.
Ale swoim nowym dziełem zjednuje on sobie nawet niektórych spośród swoich dawnych krytyków i przeciwników. Utwór ten, napisany po wydarzeniu na urwisku, ujawnia w nim niespotykaną dotąd siłę geniuszu. Jest to coś wszechogarniającego i godzącego wszystkie sprzeczności. Łączą się tu szlachetny szacunek dla dawnych tradycji i symbolów z szerokim i śmiałym radykalizmem społeczno-politycznych postulatów i wskazań, nieograniczona wolność myśli z najgłębszym zrozumieniem dla wszelkiej mistyki, absolutny indywidualizm z gorącym oddaniem dobru wspólnemu, najwznioślejszy idealizm zasad przewodnich z pełną życiową konkretnością praktycznych rozwiązań. Wszystko to zaś jest połączone i powiązane ze sobą w sposób tak genialnie mistrzowski, że każdy jednostronny myśliciel czy działacz łatwo widzi i przyjmuje całość swoim indywidualnym aktualnym kątem widzenia, nie poświęcając niczego dla samej prawdy, nie wznosząc się dla niej ponad swoje ja, ani trochę nie rezygnując w istocie rzeczy ze swojej jednostronności, w niczym nic korygując błędności swoich poglądów i dążeń, niczym nie uzupełniając ich braków.
To zadziwiające dzieło zostaje natychmiast przełożone na języki wszystkich oświeconych i niektórych nieoświeconych narodów. Tysiące pism we wszystkich częściach świata przez cały rok pełne są reklam wydawniczych i zachwytów krytyki. Tanie edycje z portretami autora rozchodzą się w milionach egzemplarzy i cały kulturalny świat – a w owym czasie znaczy to niemal tyle co cała kula ziemska – pełen jest sławy tego niezrównanego, wielkiego, jedynego!”[4]
Chociaż autor nie używa tu tego wyrażenia, bo pewnie w jego czasach było nieznane, to w opisie reakcji opinii publicznej na książkę Antychrysta można łatwo rozpoznać „wydarzenie medialne” o światowym zasięgu. Właśnie to „światowe wydarzenie medialne” staje się początkiem jego błyskawicznej kariery, bo bardzo szybko zostaje mu oddana władza najpierw nad Unią Europejską, a trochę później nad całą zjednoczoną pod jego berłem kulą ziemską. Sukces medialny jest początkiem jego wyniesienia. W pewnym sensie zatem obawa red. Rowińskiego dopatrującego się w Ojcu św. „wydarzenia” jest uzasadniona. A jednak, ani wydarzenie medialne, jakim staje się książka owego „człowieka przyszłości”, ani nawet jego władza absolutna nad całym globem nie są złe same w sobie. Zło leży gdzieś indziej, to znaczy w jego wnętrzu.
Już na początku swej książki Sołowjow tak charakteryzuje „człowieka przyszłości”: Wierzył „w dobro, Boga, Mesjasza”, ale przy tym „kochał tylko siebie samego. Wierzył w Boga, ale w głębi duszy mimo woli i instynktownie dawał pierwszeństwo przed Nim sobie”. Antychryst zgodnie z etymologią tego słowa to ten, który chce zająć miejsce Chrystusa. To, co na początku było obecne tylko w sercu owego „nadczłowieka”, z czasem ujawni się także na zewnątrz. Już jako jedyny i niepodzielny władca ogłosi sobór powszechny, na który zostaną zaproszeni katolicy, prawosławni oraz protestanci. Do katolików odezwie się w ten sposób:
„Najmilsi chrześcijanie! Wiem, że dla wielu i nie najpośledniejszych spośród was najdroższy w chrześcijaństwie jest ten autorytet duchowy, jakiego udziela ono swoim prawowitym przedstawicielom – oczywiście nie dla ich własnej korzyści, lecz dla wspólnego dobra, ponieważ na autorytecie tym opiera się należyty porządek duchowy i konieczna wszystkim dyscyplina moralna. Najmilsi bracia katolicy! O, jakże rozumiem wasze spojrzenie i jakże chciałbym oprzeć swoje imperium na autorytecie waszego duchowego przywódcy! Abyście nie myśleli, że to pochlebstwo i czcze słowa, uroczyście ogłaszam moją samowładną wolę: najwyższy biskup wszystkich katolików, papież rzymski, zostaje od tej chwili przywrócony na swoją stolicę w Rzymie ze wszystkimi prawami i przywilejami tej godności i urzędu, jakie kiedykolwiek były mu nadane przez naszych poprzedników, poczynając od cesarza Konstantyna Wielkiego. Od was zaś, bracia katolicy, chce za to tylko szczerego, z serca płynącego uznania we mnie waszego jedynego obrońcy i orędownika. Kto z was w swoim sumieniu i odczuciu uznaje mnie za takiego, niechaj przyjdzie tu do mnie”. (podkreślenie moje: PK).
A do prawosławnych przemówi w ten sposób: „Najmilsi bracia! Wiem, że są wśród was również tacy, dla których w chrześcijaństwie najdroższa jest jego święta tradycja, stare symbole, dawne pieśni i modlitwy, ikony i rytuał służby Bożej. Bo i w rzeczy samej: cóż może być dla religijnej duszy droższe od tego? Wiedzcie zatem, umiłowani, że w dniu dzisiejszym podpisałem statut i przeznaczyłem sowite środki dla powszechnego muzeum archeologii chrześcijańskiej w znakomitym mieście naszego imperium, Konstantynopolu, w celu zbierania, badania i przechowywania wszelkich zabytków przeszłości Kościoła, zwłaszcza wschodniego. Was zaś proszę, abyście jutro wybrali spośród siebie komisję, która omówi ze mną kroki, jakie należy podjąć dla ewentualnego zbliżenia współczesnego sposobu życia, zwyczajów i obyczajów, do tradycji i przepisów świętego Kościoła prawosławnego. Bracia prawosławni! Komu miła jest ta moja wola, kto z głębi serca może nazwać mnie swoim prawdziwym władcą i panem, niechaj przyjdzie tutaj”.
A do protestantów: „A dzisiaj, jednocześnie z erekcją muzeum chrześcijańskiej archeologii, podpisałem akt założenia światowego instytutu dla wolnych badań – nad Pismem Świętym we wszelkich możliwych aspektach i we – wszystkich możliwych kierunkach oraz dla studiów z dziedziny wszystkich nauk pomocniczych – z rocznym budżetem w wysokości półtora miliona marek. Komu z was miła taka moja skłonność i kto może czystym sercem uznać mnie za swojego najwyższego wodza, proszę tutaj, do nowego doktora teologii”.
I będzie katolików, prawosławnych i protestantów opuści szeregi chrześcijan i przejdzie do obozu Antychrysta. W imieniu tych, którzy pozostaną przemówi starzec Jan, przedstawiciel prawosławnych: „Miłościwy panie! Najdroższy jest dla nas w chrześcijaństwie sam Chrystus – On sam i wszystko, co od Niego, wiemy bowiem, że w Nim zamieszkuje cieleśnie cała pełnia Bóstwa. Ale i od ciebie, panie, gotowi jesteśmy przyjąć wszelkie dobro, jeśli tylko w szczodrej twej dłoni rozpoznamy świętą dłoń Chrystusa. I na pytanie twoje, co możesz dla nas uczynić, taka jest oto nasza prosta odpowiedź: wyznaj tutaj, teraz, przed nami Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, który przyszedł w cielesnej postaci, zmartwychwstał i ponownie przyjdzie – wyznaj Go, a my z miłością przyjmiemy cię jako prawdziwego zwiastuna Jego drugiego przyjścia w chwale”. Antychryst tego nie uczyni.
I tu jest sedno problemu. Tym problemem nie jest fakt, że stał się (czy raczej: stanie) wydarzeniem medialnym, nie to, że zdobył absolutną władzę nad całą ziemią, ale istniejące w jego sercu zaburzenie porządku miłości, które można uogólnić: Jeśli ktoś kocha bardziej siebie niż Boga, jest w gruncie rzeczy antychrystem. Zło Antychrysta nie polega na tym, że stanie się wydarzeniem (medialnym), ale przede wszystkim na tym, że sam zechce stać się Wydarzeniem per excellence, czyli będzie usiłował zająć miejsce Tego, który jest Wydarzeniem; nie tylko, że nie zechce Mu oddać należnej czci, ale co więcej – tej boskiej czci zażąda dla siebie. Tak, chrześcijaństwo wierzy w Wydarzenie, a tym Wydarzeniem jest Osoba Jezusa Chrystusa.[5] I jak długo jakieś wydarzenie wskazuje na Wydarzenie, wszystko jest w porządku. „Nie sądźcie z zewnętrznych pozorów, ale wydajcie wyrok sprawiedliwy”. (J 7, 24 BT)
*****
«Z kim więc mam porównać ludzi tego pokolenia? Do kogo są podobni? Podobni są do dzieci, które przebywają na rynku i głośno przymawiają jedne drugim: "Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie płakali". Przyszedł bowiem Jan Chrzciciel: nie jadł chleba i nie pił wina; a wy mówicie: "Zły duch go opętał". Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije; a wy mówicie: "Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników". A jednak wszystkie dzieci mądrości przyznały jej słuszność». (Łk 7, 31-35 BT)
[5]
“Jean Daniélou in particular has shown this fact with great emphasis,
stressing again and again that Christianity ‘is essentially faith in an
event’, whereas the great non-Christian religions maintain the existence
of an eternal world ‘that stands in opposition to the world of time.
The fact of the eternal breaking into time, which gives it duration and
turns it into history, is unknown to them.’” (Ratzinger, J. (2004). “Truth and Tolerance: Christian Belief and World Religions”.
(H. Taylor, Trans.) (p. 40). San Francisco: Ignatius Press.). Por.
Benedykt XVI, “Jezus z Nazaretu”, tom II, str. 61: “Dawne apokaliptyczne
słowa otrzymują centrum osobowe: w ich rdzeń wchodzi sama Osoba Jezusa,
w której aktualnie przeżywana teraźniejszość zespala się wewnętrznie z
tajemniczą przyszłością. Właściwym ‘wydarzeniem’ jest ta Osoba; w Niej –
pomimo przemijania czasu – teraźniejszość rzeczywiście trwa
nieprzerwanie”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz