Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kościół. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kościół. Pokaż wszystkie posty

piątek, 24 kwietnia 2015

Pochwała wiary katolickiej

W zakonach franciszkańskich obchodzimy dziś wspomnienie św. Fidelisa z Sigmaringen, kapłana i męczennika,  niemieckiego kapucyna żyjącego na przełomie XVI i XVII w., który zginął śmiercią męczeńską w Szwajcarii. Oto jego pochwała wiary katolickiej:
 
"O wiaro katolicka, jakże jesteś trwała, jakże jesteś mocna, jakże dobrze zakorzeniona, jakże jesteś dobrze ugruntowana na mocnej skale! Niebo i ziemia przeminą, ty natomiast nigdy nie będziesz mogła przeminąć. Od początku sprzeciwiał ci się cały świat, ale ty przemożnie nad wszystkim zatryumfowałaś. 
«To jest bowiem zwycięstwo, które zwycięża świat, wiara nasza»; ona władzy Chrystusa podporządkowała najpotężniejszych królów, ona oddała w uległość Chrystusowi narody. 
Co sprawiło, że Apostołowie i męczennicy podejmowali ciężkie walki i znosili bardzo surowe kary, jeśli nie wiara, zwłaszcza w zmartwychwstanie? 
Co spowodowało, że pustelnicy wzgardzili przyjemnościami, odrzucili zaszczyty, podeptali bogactwa i prowadzili na pustyni samotne życie, jeśli nie żywa wiara? 
Co dzisiaj sprawia, że prawdziwi czciciele Chrystusa odrzucają rozkosze, pozostawiają przyjemności, znoszą trudności, cierpią przykrości? 
Żywa wiara, «która działa przez miłość». Ona to sprawia, że ludzie w nadziei otrzymania dóbr przyszłych opuszczają doczesne i zamieniają doczesne na przyszłe".

niedziela, 10 sierpnia 2014

"Chciałem być oddzielonym od Chrystusa..."

„Bracia: Prawdę mówię w Chrystusie, nie kłamię, potwierdza mi to moje sumienie w Duchu Świętym, że w sercu swoim odczuwam wielki smutek i nieprzerwany ból. Wolałbym bowiem sam być pod klątwą i odłączonym od Chrystusa dla zbawienia braci moich, którzy według ciała są moimi rodakami”. (Rz 9, 1-3).

*****

Słowa bardzo trudne. Apostoł Narodów wyznaje, że wolałby być pod klątwą dla zbawienia jego braci. Wolałby być odłączonym od Chrystusa, aby inni przez to mogli przez być do Chrystusa przyłączeni.

Wiemy, że powodem odłączenia od Boga jest grzech. Ten, kto popełnia grzech, traci łączność z Chrystusem. Czyżby Apostoł Narodów chciał zgrzeszyć, aby inni zostali przez jego grzech zbawieni? Oczywiście nie tak należy rozumieć jego słowa. Aby zrozumieć wymowę cytowanych pierwszych trzech wersetów z dziewiątego rozdziału Listu do Rzymian, trzeba nam najpierw zatrzymać się w tym miejscu i powiedzieć coś na temat wielorakich skutków grzechu. I tak:

- grzech uderza w Boga. Aby się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć na ukrzyżowanego Jezusa;

- grzech uderza w tego, który grzech popełnia. Grzesznik popełniając grzech szkodzi najpierw sobie. Przez grzech ciężki zrywa więzi z Bogiem, przez grzech powszedni te więzi łączące go z Bogiem ulegają osłabieniu;

- grzech obniża świętość całego Kościoła. Kościół jest organizmem. Każdy grzech, nawet ten ukryty, szkodzi innym, cały Kościół traci przez grzech grzesznika;

- grzech w jakiś sposób odbija się na całej przyrodzie. To przekonanie wyrażone jest na wielu miejscach Pisma św. W Księdze proroka Izajasza czytamy: „Ziemia rozpadnie się w drobne kawałki, ziemia pękając wybuchnie, ziemia zadrgawszy zakołysze się ziemia się mocno będzie zataczać jak pijany i jak budka na wietrze będzie się chwiała; grzech jej zaciąży nad nią, tak iż upadnie i już nie powstanie”. (Iz 24:19-20 BT). W innych miejscach jest mowa o spustoszeniu ziemi powodowanym przez grzech.

Ale Bogu dzięki, jest też pozytywna strona naszych dobrych działań. I tak, jak grzech ma te cztery wymiary czy kierunki szkodzenia, tak samo jest z czynionym przez nas dobrem – rozprzestrzenia się w czterech kierunkach:

- nawracający się wyciąga kolce z korony cierniowej na głowie Jezusa, sprawia Mu radość, a z Nim raduje się całe niebo;

- przyczynia się do własnego dobra. Każde czynione dobro wraca do czyniącego go. Podobnie jak złorzeczenie wraca do złorzeczącego, tak życzenie innym dobra wypowiedziane czy choćby pomyślane wraca do wypowiadającego je jako błogosławieństwo;

- czyniący dobro uświęca się i przyczynia się przez to do uświęcenia swoich braci i sióstr, całego Kościoła. Jak można pomóc innym na drodze do nawrócenia? Nawracając się samemu; czyniąc dobro; uświęcając się;

- i w końcu: dobry sposób postępowania ma wpływ także na całą naturę. Jest to najlepsza ekologia: święte życie. Św. Paweł w ósmym rozdziale Listu do Rzymian napisał: „Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia”. (8:22 BT).  Żyjąc dobrze, zgodnie z przykazaniami, zachowując wolę Bożą człowiek przyczynia się do skrócenia tego bolesnego wzdychania stworzenia, o którym pisze Apostoł Narodów.


Skoro tak, to popełniając grzech, św. Paweł mógł wprawdzie sam odłączyć się od Chrystusa, ale nie pomógłby przez to swoim rodakom, żeby zostali do Chrystusa przyłączeni. Wręcz przeciwnie: zaszkodziłby im. I on o tym dobrze wiedział. A zresztą, jak powiedział Pan Jezus do św. Katarzyny ze Sieny: Nawet, jeśliby jakiś grzech mógł się przyczynić do zbawienia wszystkich ludzi, to i tak nie wolno byłoby go popełnić. Dlaczego? Bo dobro, jakim jest zbawienie człowieka, nawet całego świata, nie wyrównuje zniewagi zadanej Bogu przez grzech. Powtórzę: Nawet, jeśli by jakiś grzech mógł stać przyczyną zbawienia wszystkich ludzi, to i tak nie wolno byłoby go popełniać. A wiemy przecież, że grzech nie może stać się przyczyną zbawienia ani dla grzesznika, ani dla innych. I Apostoł Narodów doskonale o tym wiedział Tak więc trzeba nam rozumieć jego słowa z dzisiejszego drugiego czytania mszalnego jako pewną figurę retoryczną.

Tym nie mniej, można za tymi słowami wyczuć ogromne serce Apostoła, który pragnie zbawienia dla swoich rodaków, Izraelitów, o których wiemy, że w ogromnej większości odrzucili Jezusa. Chociaż pierwsi wyznawcy przyjmujący wiarę w Jezusa pochodzili z narodu żydowskiego, to jednak ich większość odrzuciła Jezusa. I właśnie dla nich pragnie nawrócenia: pragnie, aby przyjęli Jezusa, zostali do Niego przyłączeni i dostąpili zbawienia. Św. Paweł chce ich zbawienia, i dla nich gotów jest zrezygnować z własnego. A wiemy, że doznał on od nich prześladowania: był biczowany, i to wielokrotnie, kamienowany, pojmany, wydany Rzymianom, co ostatecznie przyniosło mu śmierć. I pomimo tego wszystkiego chciał ich zbawienia.

W tym miejscu zróbmy krótką przerwę. Na chwilę zostawmy na boku Apostoła Narodów i prześladujących go Żydów, dla których pomimo wszystko pragnął zbawienia. Zapraszam Czytelników do zrobienia sobie krótkiej przerwy i odpowiedzenia sobie na jedno pytanie: „Kto wyrządził mi najwięcej krzywdy?” Może to było dawno, a może w ostatnim czasie. Może to było czymś jednorazowym, a może wciąż trwa i powtarza się. Czy chciałbym spotkać tę osobę w niebie? Jakich polskich czy zagranicznych polityków nie lubię najbardziej? Czy chciałbym/chciałabym spotkać ich w niebie? A Hitlera, Stalina? Gdyby to zależało właśnie od mnie: Czy chciałabym/chciałbym, żeby Hitler został zbawiony? Czy zasłużył na zbawienie? Z pewnością nie. A czy ktoś z nas może powiedzieć z ręką na sercu, że zasługuje na zbawienie?

Nie wiem, nie wykluczam, że są tacy, którzy zasługują na zbawienie, ale raczej skłaniam się do opinii, że wszyscy zbawieni, czyli ci, którzy kiedykolwiek byli, są czy będą zbawieni – byli, są lub będą zbawieni tylko i wyłącznie dzięki Bożemu miłosierdziu. Nawet Maryja, niepokalana Matka Boga, zachowana od grzechu pierworodnego, wolna od uczynkowych, wychwala Boga, Jej Zbawcę, którego „miłosierdzie z pokolenia na pokolenie”. I sądzę, że jest to właściwa postawa: Wychwalać Boga za Jego miłosierdzie i pragnąć go dla siebie i innych.  Dlaczego? Bo Pan Bóg jest sprawiedliwy i zarazem miłosierny. Jeśli pragniemy miłosierdzia dla siebie i z ufnością o nie prosimy, to możemy mieć mocną nadzieję, że miłosierny Bóg wybaczy nam wszystkie grzechy i otworzy przed nami niebo. Ale jeśli o miłosierdzie prosimy tylko dla siebie i naszych bliskich, a dla innych, właśnie dla tych, którzy nas skrzywdzili, domagamy się sprawiedliwości, to co wtedy? To niestety: musimy liczyć się z tym, że sami zostaniemy przez Boga potraktowani tak samo, to znaczy sprawiedliwie. A to, tak przynajmniej sobie myślę, może wiązać się z ryzykiem dla nas. Bo sama sprawiedliwość bez miłosierdzia może okazać się niewystarczająca do osiągnięcia przez nas zbawienia. Dlatego pragnąc dla siebie miłosierdzia, musimy go pragnąć także dla innych. Chcąc swojego zbawienia, powinniśmy chcieć go dla innych, także dla tych, którzy wyrządzili nam największe krzywdy.

Św. Paweł chciał zbawienia swoich rodaków nawet za cenę utraty własnego. Nie musimy być gotowi do poniesienia aż takiej ceny. Wystarczy, że będziemy chcieć, żeby inni zostali zbawieni razem z nami.

czwartek, 29 maja 2014

Wakacje z Bogiem

Od tygodnia jestem na wyspie Kos w Grecji. Pogoda wspaniała. Dużo słońca, które lubię. Ale nie ono jest tu najważniejsze...

Przyjechałem tu na trzytygodniowy urlop, który jednocześnie jest zastępstwem. Franciszkanie z Rodos, należący do Kustodii Ziemi Świętej, obsługują także kościółek Bożego Baranka na Kos. Miejscowi katolicy są bardzo nieliczni, bo Kos, jak większość Grecji, jest zamieszkałe przez ludność prawosławną. Poznałem tu Annę, Polkę mieszkającą tu od ok. 20 lat, Marię, Niemkę i Melanię, Filipinkę, która wyszła za Wietnamczyka.

Msze św. w niedzielę były bardzo „katolickie”. Na sposób bardzo praktyczny odczułem, co to znaczy, że Kościół jest katolicki. Uczestniczący w Liturgii pochodzili z różnych krajów: oprócz tych nielicznych z Grecji, także z Włoch, Niemiec, Francji, Szkocji, Stanów Zjednoczonych, Albanii, itd. A wśród nich dosyć liczna grupa wiernych z Polski czy polskiego pochodzenia. Liturgię sprawowałem po łacinie, a czytania czytane były po polsku, niemiecku, włosku, angielsku, w zależności od liczebności poszczególnych grup językowych.

W czasie pierwszej Mszy św., w piątek pojawiła się Włoszka, staruszka mieszkająca na wyspie na stałe. A pod koniec Eucharystii przyszło młode małżeństwo, jak później okazało się, przyjechali z Warszawy. Po Mszy św. powiedzieli mi, że wyprosili sobie księdza i możliwość uczestniczenia we Mszy św. niedzielnej. Być może jest to bardziej prawdziwe, niż sami myśleli, bo chociaż od kilku miesięcy miałem zabukowany bilet, praktycznie dopiero w ostatnim tygodniu okazało się, że jednak mogę wyjechać…

Poznałem tu także młode małżeństwo Polaków o dziecięcej wierze mieszkających w Luxemburgu. Ona powiedziała, że przed wyjazdem otrzymali słowa od Boga: „Dzieci, będę z wami w czasie wakacji”. I przychodzą oni także na Msze św. w ciągu tygodnia.

A wczoraj pojawiła się jeszcze jedna Polka. Przyjechała tu z hotelu autobusem, a po Mszy św. musiała czekać ponad dwie godziny na autobus powrotny. Wtedy przestałem mieć jakiekolwiek wątpliwości, że warto było tu przyjechać…

Wczoraj po Mszy św. w czasie drogi z kościoła do mieszkania (ok. 10 min.) towarzyszyła mi przez chwilę Greczynka, staruszka może 80-letnia, o pomarszczonej twarzy i pięknym uśmiechu. Niestety, ponieważ mówi tylko po grecku, nie mogliśmy się porozumieć. Jednak miałem wrażenie, że pomimo bariery języka dobrze się rozumiemy w sprawach najważniejszych. Wskazując ręką do góry powiedziała „Theos” (Bóg) i „Pater” (Ojciec). A resztę uzupełnił jej uśmiech…

niedziela, 18 maja 2014

Bóg nie jest samotnikiem, ale rodziną (św. Jan Paweł II)

„Powiedziano w piękny i zarazem głęboki sposób, że Bóg w głębi swej tajemnicy nie jest samotnością, ale rodziną, bo ma w sobie ojcostwo, synostwo i to, co stanowi istotę rodziny, czyli miłość”.

*****

„Boże, Ty nam zesłałeś Zbawiciela i uczyniłeś nas swoimi przybranymi dziećmi…” To początek modlitwy z piątej niedzieli wielkanocnej. Innymi słowy: Pan Bóg uczynił nas swoją rodziną – Bożą rodziną czyli Kościołem. I jak się wydaje, to właśnie Kościół jest centralnym tematem dzisiejszej Liturgii, chociaż nie ma mowy o nim w sposób jasny, ale w obrazach, które też nie pojawiają się na sposób wyraźny, ale aluzyjny i przez sugestię.

Najważniejszym z tych obrazów jest rodzina. Pewnie zetknęliśmy się z tym porównaniem już jako dzieci na katechezie. Kościół jest Bożą rodziną. Ale nie chodzi tu tylko o użycie wyrażenia zrozumiałego dla dzieci. Bo znaczenie tego obrazu jest bardzo głębokie. Głębsze niż to się powszechnie wydaje. Bo nie chodzi tu tylko o porównanie do ludzkiej rodziny. Chodzi o coś więcej. Uświadomiłem to sobie stosunkowo niedawno dzięki znanemu amerykańskiemu bibliście Scotowi Hahnowi. Otóż ten uczony, apologeta i konwertyta do Kościoła katolickiego w jednym ze swoich wystąpień zacytował słowa św. Jana Pawła II, które przytoczę poniżej. Ale zanim to uczynię chciałem przywołać jego kanonizację sprzed trzech tygodni. Ojciec święty, Franciszek w homilii Mszy św. kanonizacyjnej podkreślił, że Jan Paweł II chciał być zapamiętany jako papież rodziny. Zarówno ta najmniejsza komórka społeczna, jaką jest rodzina, jak i rodzina Boża, którą jest Kościół, mają swój początek w Bogu i dlatego niosą w sobie obraz i podobieństwo Boże.

W tym miejscu przytoczę słowa św. Jana Pawła II, które wygłosił czasie jego pierwszej zagranicznej pielgrzymki papieskiej, kilka miesięcy po objęciu Stolicy Apostolskiej. Dokładnie miało to miejsce 28 stycznia 1979 roku, w mieście Puebla de Los Angeles w Meksyku. Ojciec św. powiedział wtedy:
„Powiedziano w piękny i zarazem głęboki sposób, że Bóg w głębi swej tajemnicy nie jest samotnością, ale rodziną, bo ma w sobie ojcostwo, synostwo i to, co stanowi istotę rodziny, czyli miłość”.[1]

Upraszczając i wyrażając myśl Papieża potocznym językiem można ją ująć w ten sposób: Bóg nie jest samotnikiem, ale rodziną. O pierwszych ludziach jest powiedziane, że zostali stworzeni na Boży obraz i podobieństwo. Każdy z ludzi brany jednostkowo nosi w sobie to Boże podobieństwo, ale ponieważ, jak powiedziano, Bóg jest rodziną, a nie jednostką, Jego obraz i podobieństwo są pełniejsze w małżeństwie, a w całej pełni Boże podobieństwo wyraża się w rodzinie, czyli w małżeństwie posiadającym dzieci, i w rodzinie Bożej, którą jest Kościół.

I ponieważ Bóg nie jest samotnikiem, ale właśnie rodziną, Pan Jezus może powiedzieć słowa, które słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii: „Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie”. Jezus jest różny od Ojca, a jednocześnie stanowi z Nim jedno, tak że na innym miejscu powie: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy”. Syn nie jest Ojcem, ale z drugiej między Ojcem, a Synem jest taka jedność, że następuje Ich wzajemne przenikanie: Syn jest w Ojcu, a Ojciec w Synu. Z jednej strony odrębność, a z drugiej strony jedność. I właśnie jako taki, Bóg jest wzorem, a właściwie Prawzorem każdej rodziny – i tej złożone z taty, mamy i dzieci, dziadków, kuzynów, jak i tej wielkiej rodziny Bożej – czyli Kościoła.
Można ukazywać małżeństwom i rodzinom przykłady dobrych małżeństw i rodzin jako wzory do naśladowania, jak na przykład małżeństwo Zelii i Ludwika Martin – rodziców Małej Tereski od Dzieciątka Jezus. Od kilkudziesięciu lat toczy się ich proces beatyfikacyjny. Jeśli zostanie zakończony pomyślnie, a są znaki, które na to wskazują, to będzie to drugi taki przypadek w historii Kościoła, że w jednej uroczystości dwoje współmałżonków zostanie ogłoszonych błogosławionymi. Pierwszą taką parą byli małżonkowie Maria i Alojzy Beltrame Quattrocchi żyjący w XX w. w Rzymie.

Teraz chcę krótko scharakteryzować rodziców św. Tereski. Jej mama, Zelia kochała i podziwiała swego męża, czemu dawała niejednokrotnie wyraz w swoich listach: "Jestem zawsze z nim szczęśliwa; on jest tego przyczyną, że życie moje jest bardzo miłe. Mąż mój - to święty człowiek. Życzyłabym wszystkim kobietom takich mężów". (A ja życzę wszystkim mężczyznom, żeby ich żony mogły o nich mówić w ten sam sposób). Zelia pragnęła dobra i szczęścia swego męża. Z niecierpliwością oczekiwała powrotu Ludwika do domu. On z kolei wracał chętnie do domu, gdzie czekała na niego kochająca żona, i odwdzięczał się jej tą samą troską i opieką. Rozumiał swoją żonę, a w trudnych chwilach "pocieszał, jak tylko umiał” i starał się odpowiedzieć na jej upodobania. Np. wiedząc, że żona nie lubiła podróżować, podjął się prowadzenia jej interesów, które wymagały wyjazdów do Paryża.[2] We wszystkich sprawach małżeństwo Martin podejmowało wspólnie decyzje, co może dzisiaj jest oczywiste, ale wtedy takie nie było.

Jest to jeden z przykładów, który warto ukazywać małżonkom. Jeszcze wznioślejszym przykładem do naśladowania dla małżonków i rodzin jest Święta Rodzina Józefa, Maryi i Jezusa. Warto na nich patrzeć i uczyć się od nich, warto przywoływać ich pomocy w modlitwie. Nie tylko Jezusa, Maryi i Józefa, każdego z Nich oddzielnie, ale razem, właśnie jako Świętej Rodziny. Przykłady konkretnych rodzin są bardziej konkretne i praktyczne znaczenie, tym niemniej, dla małżonków i rodzin najwznioślejszym wzorem jest sam Bóg w Trójcy Świętej. Ze względu na to, że Bóg jest Rodziną, w której Osoby Boskie są z jednej strony odrębne, a z drugiej są złączone w nierozerwalnej więzi, jest Bóg wzorem dla małżeństw i dla każdej rodziny, a także dla tej największej rodziny, Bożej rodziny, którą jest Kościół.

2. Pan Jezus pragnie wielkości swojej Rodziny, pragnie każdego z nas i wielkości Kościoła. W dzisiejszej Ewangelii usłyszeliśmy Jego słowa: „Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni”. Czy ktoś może dokonać więcej niż Jezus uczynił? Przecież On powiedział, że bez Niego nic nie możemy uczynić. Jak więc rozumieć Jego słowa? Pan Jezus działał publicznie tylko przez trzy lata, tylko w Palestynie. Natomiast Jego Rodzina, to znaczy ustanowiony przez Niego Kościół, w którym On działa dalej, istnieje już dwa tysiące lat i działa nie tylko na terenie Palestyny, ale na całym świecie. To On działa w swoim Kościele i przez Kościół. Nikt nie może uczynić czegoś, co ma wartość w oczach Bożych bez Jezusa. A jednak On mówi, że to są dzieła wierzących w Niego i że mogą być nawet większe od tych, które On uczynił w czasie swojego ziemskiego życia. On nie jest zazdrosny, ale pragnie i cieszy się prawdziwymi osiągnięciami zarówno pojedynczych wierzących w Niego, jak i Kościoła jako całości.

3. W jaki sposób wzrasta Boża rodzina? Przez głoszenie Ewangelii. Jest to pierwsze, najważniejsze zadanie Kościoła. Nie świadczenie miłosierdzia, ale głoszenie Ewangelii. Tak czynił Pan Jezus, bo widząc rzesze ludzi, które były jak owce bez pasterza litował się nad nimi, a owocem tej litości było głoszenie Ewangelii. I dopiero później, po tym, jak nasycił ich głód Bożego Słowa, nakarmił ich chlebem (por. Mk 6, 34nn).  Tak postępowali Apostołowie ustanawiając diakonów do obsługi stołów (wydawanie jałmużny, dzieła miłosierdzia), by sami mogli poświęcić się bez reszty głoszeniu Słowa Bożego i modlitwie (Pierwsze Czytanie).  Tak też powinien postępować Kościół dzisiaj.
Oczywiście w jakimś konkretnym momencie, kiedy ktoś głodny prosi o chleb, to byłoby szyderstwem danie mu Biblii zamiast chleba. Są zatem konkretne sytuacje, gdzie pierwszą i naglącą potrzebą staje się świadczenie dzieł miłosierdzia. Jednak nie zmienia to faktu, że najważniejszym zadaniem Kościoła było i jest głoszenie Ewangelii. Bo to środek pozyskiwania nowych chrześcijan, a więc wzrostu Bożej Rodziny. I gdyby Kościół o tym zapomniał, przestałby być Kościołem. Jest tu pewne podobieństwo do ludzkich małżeństw. Dla ważności małżeństwa wymaga się, aby było otwarte na potomstwo. Jeśli małżonkom brak tego otwarcia na nowe życie, to ich związek nie jest małżeństwem w świetle nauki Kościoła. Tak samo Kościół musi być misyjny, musi głosić Ewangelię, jeśli chce pozostać sobą.
______________

środa, 29 maja 2013

Światowa Godzina Jednoczesnej Adoracji Eucharystycznej

Stolica Apostolska w najbliższą niedzielę, 2 czerwca o godz. 17.00, zaprasza do godzinnej Adoracji Eucharystycznej na całym świecie w łączności z Ojcem Świętym Franciszkiem. Na hasło tego wydarzenia wybrano słowa: „Jeden Pan, jedna wiara”.

Mons. Rino Fisichella o Adoracji Eucharystycznej obejmującej cały świat i zaplanowanej na najbliższą niedzielę, 2 czerwca br. w godz. od 17.00 do 18.00 czasu rzymskiego (tłumaczył o. Kasper Kaproń OFM):

„... Wyspy Cook, Samoa i Honolulu zjednoczą się z Watykanem o godz. 5 rano, natomiast na północy, w Reykjavík (Islandia) będzie to godz. 15.00. Dołączą się poszczególne Kościoły lokalne na terenach najbardziej oddalonych jak np. Południowa Afryka, Chile i Nowa Zelandia. Wszystkie diecezje Wietnamu zjednoczą się z nami o 22.00 czasu lokalnego, natomiast w kościołach w Korei będzie to godz. 24.00. Z Oceanii otrzymaliśmy informację o przyłączeniu się do tamtejszych wspólnot do inicjatywy: w tych kościołach będzie już 3 czerwca, między pierwszą, a drugą godziną w nocy; wśród nich kościoły w Papui Nowej Gwinei, Wyspy Salomona, diecezja AgaĂąa w Guam e di Wewak. Nie będzie dla tych Kościołów najmniejszego problemu, aby uczynić nocne czuwanie, pomimo wielu trudności związanych z brakiem elektryczności i z niesprzyjającym obecnie klimatem. Jak napisał jeden z biskupów: "Nasi wierni na wioskach nie mają elektryczności i w wielu parafiach jest niebezpiecznie wychodzić z domu nocą... jest to także pora deszczowa i na terenach wielu parafii i wiosek dochodzi do licznych podtopień i powodzi. Woda występuje z rzek... Pomimo to będziemy wspólnie modlić się." Nie zabraknie na wspólnym modlitewnym spotkaniu mieszkańców Wysp Galapagos i tych w sercu amazońskiej puszczy, jak np. Wikariatu San José del Amazonas oraz tych części świata, gdzie katolicy są zdecydowaną mniejszością: Norwegia, Bangladesz, Irak, Burkina Faso, Rosja, Japonia, wszyscy będą zsynchronizowani z Bazyliką św. Piotra. Do modlitwy włączyły się diecezje ze Stanów Zjednoczonych i Kanady jak również z Ameryki Łacińskiej: od Peru i Argentyny, poprzez Nikaraguę, Kolumbię, Honduras, Ekwador do Meksyku. Wszystkie diecezje azjatyckie: od Indii po Taiwan, od Singapuru do Filipin i Izraela; poszczególne strefy czasowe zjednoczą się z Rzymem. Nie możemy oczywiście zapomnieć o pełnej obecności Kościoła w Europie, który rozciąga się od Litwy, Ukrainy i Białorusi. O diecezjach włoskich, które w komplecie, według różnych tradycji lokalnych związanych z obchodzonym w tym dniu świętem Bożego Ciała. W sumie będzie to godzina modlitwy w pełnym zjednoczeniu, we wspólnocie braterskiej, aby umocnić wiarę nas wszystkich.

Papież Franciszek prosi, aby dwie intencje towarzyszyły naszej godzinnej adoracji.
1. Za Kościół na całym świecie zjednoczony dzisiaj na Adoracji Najświętszego Sakramentu; aby Pan uczynił go posłusznym Słowu Bożemu i w ten sposób mógł objawić się wobec świata, jako piękny, nie mający skazy i zmarszczki, święty i nieskalany (Ef 5,27). Aby, poprzez wierny przekaz zbawcze Słowo, mogło zabrzmieć przekazując światu orędzie miłosierdzia i mobilizując nas do dzieła miłości, tak aby ukazać prawdziwy sens cierpienia i bólu i przywrócić radość i pokój.

2. Za tych, którzy w wielu miejscach świata cierpią na skutek niewoli, za ofiary wojen, handlu ludźmi, narkotyków i niewolniczej pracy; za dzieci i kobiety, które cierpią z powodu różnych form przemocy. Aby ich niemy krzyk z prośbą o pomoc został usłyszany w Kościele. Aby Kościół wpatrując się w Chrystusa ukrzyżowanego nie zapomniał o wielu braciach i siostrach pozostawionych w objęciach przemocy; za tych wszystkich, którzy cierpią z powodu braków środków do życia, szczególnie za bezrobotnych, za starszych, emigrantów i bezdomnych, za więźniów i tych, którzy przeżywają samotność. Niech modlitwa Kościoła i nasze aktywne zaangażowanie będzie dla nich umocnieniem przywracając jednocześnie nadzieję; niech da siłę każdemu z nas, aby bronić godności osoby ludzkiej.”
za: http://attualita.vatican.va/sala-stampa/bollettino/2013/05/28/news/31070.html

niedziela, 30 stycznia 2011

Czy jest jakiś obiektywny wykład Pisma św.? Porównanie Apostoła Narodów z Marcinem Lutrem

Św. Tomasz z Aquinu napisał, że nic nie jest tak prawdziwe, żeby nie można było temu zaprzeczyć. Parafrazując to powiedzenie, można powiedzieć, że nic nie jest na tyle obiektywne, żeby przez wszystkich zostało za takowe uznane. Dla przykładu wskrzeszenie Łazarza (J 11) dla jednych było powodem wiary w Jezusa, a czym dla innych – też wiemy. Dlatego nie sądzę, żeby było w ogóle możliwe odpowiedzieć tak, żeby temu nie można było zaprzeczyć. Tym nie mniej jednak spróbuję.

W jednej ze swoich niesamowitych przygód baron Münchhausen wpadł w bagno, i wyciągnął się sam z niego … ciągając za włosy. Czytelnik się uśmiecha, bo wie, że to niemożliwe. Żeby wyciągnąć się z bagna, baron potrzebowałby czyjeś ręki, jakiejś gałęzi, czy czegokolwiek, co stanowiłoby punkt oparcia. Podobnie jest z interpretacją Pisma św. Żeby zrozumieć Biblię, sama Biblia nie wystarczy. „Sola Scriptura” jaka zasada interpretacji Pisma św. to sytuacja Münchhausena w bagnie. Potrzebny jest punkt odniesienia. Żeby uznać ją za prawdziwą, trzeba byłoby udowodnić, że można ją wywieść z samej Biblii. A to niemożliwe. "Sola Scriptura" pochodzi z zewnątrz, nie zaś z Pisma św. Można natomiast udowodnić coś przeciwnego, a mianowicie, że zasada "sola Scriptura" jest z Biblią sprzeczna.

Paweł Apostoł napisał w 1 Liście do Koryntian: Gdyby ktoś mniemał, że coś "wie", to jeszcze nie wie, jak wiedzieć należy (8, 2). Apostoł pisze o spożywaniu mięsa składanego bożkom, ale myślę, że można go zastosować do potrzeb naszej dyskusji. Nie możemy być jednocześnie „papieżem dla siebie”, czyli decydować, jak „należy wiedzieć”, a z drugiej strony być tymi, którzy pragną czerpać z Biblii Bożą naukę; tymi, którzy pozwalają, aby ta nauka "osądzała" nas, czyli żeby Słowo Pisma św. były niczym miecz obosieczny przenikający nas aż do szpiku kości (por. Hbr 4, 12). Nie możemy być jednocześnie jednym i drugim. Potrzebujemy odniesienia, aby móc się za coś złapać, jeśli chcemy być wyciągnięci z błota wielości możliwych interpretacji. Potrzebujemy punktu odniesienia, żeby „wiedzieć, jak wiedzieć należy”.

Tym punktem odniesienia jest Kościół. Zauważmy, że Paweł po doświadczeniu widzenia Jezusa zmartwychwstałego (Dz 9, 3-7), po tym, jak słyszał tajemne słowa, których się nie godzi powtarzać (2 Kor 12, 4) (więc miał większe poznanie, niż każdy z nas), usłyszał także: Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić (Dz 9, 6). Paweł został posłany do Kościoła, aby tam dowiedzieć się, co ma czynić. W tym duchu pisze Apostoł Piotr w Drugim Liście: To przede wszystkim miejcie na uwadze, że żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśnienia. Nie z woli bowiem ludzkiej zostało kiedyś przyniesione proroctwo, ale kierowani Duchem Świętym mówili od Boga święci ludzie (1, 20-21). Czy jest jakiś obiektywny wykład Pisma św.? Tak, wskazał na niego sam Pan: Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał (Łk 10, 16). To Kościół daje obiektywny wykład Pisma św.

Na tym tle szczególnie interesująco wypada porównanie Apostoła Narodów z Marcinem Lutrem. W lipcu 1522 roku napisał:
Dlatego, teraz przyjmijcie do wiadomości, że odtąd już nie będę dawał przywileju wam – czy też nawet aniołowi z nieba – osądzania mojej nauki czy poddawania jej badaniu. Bo było już dosyć głupiej pokory na czas trzeciego pobytu w Worms i to nie przyniosło żadnego pożytku. Zamiast tego, ogłoszę moją naukę i, jak św. Piotr naucza, podam wyjaśnienie i obronę mojej nauki wobec całego świata – 1 P 3, 15. Nie pozwolę, aby ona była osądzana przez człowieka ani nawet przez anioła. Bo odtąd jestem pewny tego, to ja będą waszym sędzią i nawet sędzią aniołów przez tą naukę (jak św. Paweł mówi [1 Kor 6, 3]), dlatego, kto nie przyjmuje mojej nauki, nie może być zbawiony – bo jest Boża, nie moja. Dlatego mój sąd nie jest moim, lecz Bożym. (D. Martin Luthers Werke. Kritische Gesamtausgabe. 58 vols. Weimar 1883 – Tradycyjny skrót: (WA, X., P.II, 107, 8-11.) Nowy skrót: (WA 10/ 2:8-11.). Opracowane przez znakomitych historyków protestanckich: J. Knaake, G. Kawerau (współautor najpopularniejszej biografii Lutra razem z J. Koestlinem), P. Pietsch, K. Mueller i .in. Seria przerwana w czasie wojny światowej (1917 r.). Seria wznowiona po I wojnie. Jak przełożyć skrót? Weimar Ausgabe (WA), tom 10, cześć 2 (wydany 10 tom w trzech częściach), str. 107, wersy 8-11.)

Z tego wynika, że Marcin Luter odrzucając autorytet papieża, stał się papieżem dla siebie, bo mówi, że autorytet jego nauczania jest równy temu św. Piotra (i św. Pawła) a jego nauka jest Bożą nauką. Kiedy jednak przyjrzymy się Nowemu Testamentowi, to dojdziemy do wniosku, że Marcin Luter uważał, że ma większy autorytet niż św. Paweł, bo przecież Apostoł Narodów otrzymał Ewangelię, którą głosił, od samego Chrystusa, a mimo to był gotów poddać ją pod ocenę tych, którzy byli autorytetami w Kościele. Pisze o tym w Liście do Galatów: Potem, po czternastu latach, udałem się ponownie do Jerozolimy wraz z Barnabą, zabierając z sobą także Tytusa. Udałem się zaś w tę stronę na skutek otrzymanego objawienia. I przedstawiłem im Ewangelię, którą głoszę wśród pogan, osobno zaś tym, którzy cieszą się powagą, by stwierdzili, czy nie biegnę lub nie biegłem na próżno. (Ga 2, 1-2)

Pycha Lutra jest udziałem każdego, kto odrzuca Kościół jak najwyższy i ostateczny autorytet powołany do nieomylnego interpretowania Biblii. „Sola Scriptura” nie jest wyniesieniem Biblii, ale jej zaprzeczeniem; jest odrzuceniem Kościoła i postawieniem siebie w jego miejsce.

piątek, 21 stycznia 2011

Co jest ważniejsze: Pismo św. czy Kościół?

Pastor Paweł Bartosik na pytanie: Czym się różni polski protestantyzm z wykonaniu Ewangelicznego Kościoła Reformowanego od katolicyzmu? odpowiada:

Oj, to długi temat. Wspomnę tu tylko o rzeczy najistotniejszej: różnimy się AUTORYTETEM czyli odpowiedzią na pytanie: kto/co powinno kształtować naszą wiarę i praktykę?
My odpowiadamy: BIBLIA. Cała Biblia i Tylko Biblia.
Kościół katolicki odpowiada: KOŚCIÓŁ (będący rzekomo autorem kanonu Biblii i strażnikiem Tradycji).

Na pierwszy rzut oka to rozróżnienie wydaje się proste i słuszne. Czy aby na pewno? Myślę, że to nie jest tak. Po dłuższym zastanowieniu dochodzę do wniosku, który można streścić następująco: Katolicy uznają autorytet Biblii i Kościoła, podczas gdy nieuznawanie autorytetu Kościoła przez protestantów pokazuje, że nie uznają oni też i Biblii, przynajmniej nie w całości, jak pastor Bartosik zapewnia.

Chyba najlepiej będzie pokazać to na jakimś przykładzie. Wyobraźmy sobie państwo, nazwijmy go Sola Konstytucja, które ma Konstytucję przez wszystkich Solokonstytujczyków uznawaną za najważniejszy dokument regulujący ich podstawowe prawa i obowiązki. Solokonstytujczycy nie mają ani Rządu ani Trybunału Konstytucyjnego, ani Sądu Najwyższego, czyli żadnego organu, który interpretowałby zastosowanie Konstytucji w jakiś konkretnych, trudnych sytuacjach. Nie uważają to ani za konieczne, ani za potrzebne. Wystarcza im sama Konstytucja. Myślę, że nie trzeba zbyt dużej wyobraźni, żeby dojść do wniosku, iż wcześniej czy później Sola Konstytucja stałaby się państwem opanowanym przez chaos.

Zasada sola Scriptura stała się dokładnie czymś takim. Protestanci, po oderwaniu się od Kościoła katolickiego, wkrótce zaczęli dzielić się między sobą. Dzisiaj są to dziesiątki tysięcy różnych wspólnot z najróżniejszymi poglądami, mimo, iż wszyscy wciąż uznają sola Scriptura. Jedni z nich praktykują chrzest niemowląt, inni tylko dorosłych; jedni uznają, że "raz zbawiony, to zbawiony na zawsze", inni temu stanowczo zaprzeczają; jedni uznają wolną wolę w człowieku, inni to zdecydowanie odrzucają; niektórzy z nich wierzą w podwójną predestynację, czyli że jednych Pan Bóg z góry przeznaczył do nieba, inni w planie Bożym od początku są przeznaczeni do piekła (aby tak rozumianą predestynację uzasadnić, ktoś „udowadnia biblijnie", że w Panu Bogu są dwie wole, inni tak pojętej predestynacji zaprzeczają. Marcin Luter dopuszczał poligamię, bo nie widział w Biblii jej zakazu, inni, tzn. większość protestantów temu zaprzecza. Przykładów można by mnożyć. Jak wspomniałem we wcześniejszej dyskusji, protestanci różnią się w nawet w ocenie moralnej masturbacji, aborcji, homoseksualizmu. Wszyscy jednak są zgodni, że TYLKO BIBLIA, I CAŁA BIBLIA JEST ICH AUTORYTETEM.

Czy aby na pewno to Biblia jest autorytetem protestantów? Myślę, że to złudzenie. Myślę, że tak naprawdę każdy z nich jest autorytetem dla siebie. Marcin Luter odrzucając autorytet Kościoła, z konieczności stał się dla siebie najwyższym autorytetem. Oto do czego doszedł: Dlatego, teraz przyjmijcie do wiadomości, że odtąd już nie będę dawał przywileju wam – czy też nawet aniołowi z nieba – osądzania mojej nauki czy poddawania jej badaniu. Bo było już dosyć głupiej pokory na czas trzeciego pobytu w Worms i to nie przyniosło żadnego pożytku. Zamiast tego, ogłoszę moją naukę i, jak św. Piotr naucza, podam wyjaśnienie i obronę mojej nauki wobec całego świata – 1 P 3, 15. Nie pozwolę, aby ona była osądzana przez człowieka ani nawet przez anioła. Bo odtąd jestem pewny tego, to ja będą waszym sędzią i nawet sędzią aniołów przez tą naukę (jak św. Paweł mówi [1 Kor 6, 3]), dlatego, kto nie przyjmuje mojej nauki, nie może być zbawiony – bo jest Boża, nie moja. Dlatego mój sąd nie jest moim, lecz Bożym. (Dr. Martin Luthers Werke. Kritische Gesamtausgabe. 58 vols. Weimar 1883, str. 107, wersy 8-11.)

Jeśli więc nie przyjmujesz nauki Marcina Lutra np. o sakramencie Ciała i Krwi Pańskiej, to ciąży na Tobie jego przekleństwo, bo nie przyjmujesz "nauki Bożej", i zgodnie z jego słowami, nie możesz być zbawiony.

Pastor Paweł Bartosik pisze:
Piszesz, że wg Ciebie zasada Sola Scriptura jest niebiblijna. Tylko zauważ problemy: – Dlaczego powołujesz się na BIBLIĘ jako autorytetu rozstrzygającego ten spór? Jak mniemam Biblia nie jest Twoim OSTATECZNYM i JEDYNYM autorytetem! Więc jakiekolwiek JEJ orzeczenie nie powinno być dla Ciebie OSTATECZNIE wiążące.

Odwojuję się do Biblii, ponieważ Ty uznajesz jej autorytet za ostateczny. Biblia jest moim autorytetem. Ale nie ostatecznym i jedynym, bo ostatecznym autorytetem jest dla mnie Kościół. Gdyby rzeczywiście Biblia była dla Ciebie autorytetem, to też byś doszedł do takiego samego wniosku, ponieważ Biblia prowadzi do Kościoła.

Przypomina mi się w tym miejscu zdanie Pana Jezusa skierowane do Żydów: Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo. (…) Gdybyście jednak uwierzyli Mojżeszowi, to byście i Mnie uwierzyli. O Mnie bowiem on pisał. (J 5, 39.46) Pan Jezus udowadnia Żydom, że tak naprawdę nie wierzą Mojżeszowi, bo gdyby mu uwierzyli, to uznaliby Jezusa za Tego, na którego Mojżesz wskazywał.

To właśnie Pismo św. daje świadectwo o Kościele jako ostatecznym autorytecie. Nie przyjmując Kościoła jako Twojego ostatecznego autorytetu, pokazujesz, że tak naprawdę nie uznajesz też i Biblii za Twój jedyny i ostateczny autorytet. Wbrew temu, co twierdzisz.

Gdzie Biblia wskazuje, że to Kościół jest tym ostatecznym autorytetem? O tym poniżej.

Pastor Paweł Bartosik pisze:
- SKĄD wiesz co Biblia mówi, a czego nie?

A Ty skąd wiesz, co Biblia mówi, a czego nie? Piszesz o masturbacji i dochodzisz do wniosku, że jest grzechem. Zgadzam się z tym wnioskiem. Jednak budzi się we mnie pytanie,  jaką drogą do tego dochodzisz? Powiesz, że to Biblia tak mówi? Douglas Wilson, który cytujesz, co może wskazywać, że jest Twoim nauczycielem, do takiego wniosku nie dochodzi. On uważa, co najwyżej, że masturbacja jest grzechem „w większości przypadków”. Co więcej, pisze on w cytowanej przez Ciebie książce „Fidelity”, dokładnie na następnej stronie, zaraz po tej przez Ciebie cytowanej , czyli na str. 110: Nauczyciele, których mam w poważaniu, różnią się w ocenie moralnej masturbacji. Jedni twierdzą, że w rzadkich przypadkach można rozładować napięcie bez grzesznego pożądania. Inni uważają, że grzeszne pożądanie jest sine qua non masturbacji. (Znaczenie tego ostatniego zdanie: Masturbacja jest zawsze grzechem). Dlaczego nie ma jednomyślności wśród nauczycieli Twojego nauczyciela? Przecież wszyscy czytają tę samą Biblię i (domyślam się, że) wszyscy uznają sola Scriptura.

Jeśli zaś pytasz mnie, skąd wiem, co Biblia mówi, a czego nie, to odpowiadam: To Kościół ustanowiony przez Pana, aby wyjaśniał Biblię w sposób nieomylny, mówi mi, jak mam rozumieć Pismo św.

Pastor Paweł Bartosik pisze:
Czyżbyś sądził, że możesz w pewny sposób wyczytać jej treść bez odwoływania się do Kościoła Rzymskokatolickiego?
Nie, nie uważam, że mogę ją interpretować w sposób pewny bez odwoływania się do Kościoła.

Pastor Paweł Bartosik pisze:
- Jeśli nie Biblia to CO? I dlaczego? W jaki sposób weryfikować nauczanie Kościoła? Czy W OGÓLE wg Ciebie należy to robić?!

Nie podważam Biblii. Słuchając autorytetu Kościoła potwierdzam Biblię, bo ona mnie do Kościoła odsyła. Pan Bóg obiecał i zesłał Kościołowi Ducha Świętego. To On go prowadzi. Nie weryfikuję nauczania Kościoła – do tego nie jestem powołany, ale go słucham. Skąd w ogóle wziąłeś pomysł o weryfikowaniu nauki Kościoła? Powiedz mi, gdzie Biblia pisze, że masz weryfikować nauczanie Kościoła? Wskaż mi to miejsce, proszę. Czyż Pan nie powiedział do tych, których posłał: Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał. (Łk 10, 16).

Autorytet Kościoła jest ostateczny. Oto biblijne dowody:
1. Kiedy pojawiło się pytanie o obrzezanie i zachowanie Prawa Mojżeszowego, to Apostołowie zbierają się i podejmują decyzję (Dz 15). A pisząc o tym do wiernych, czynią to w ten sposób: "Postanowiliśmy Duch Święty i my…" (Dz 15, 28).

2. Dz 15 to przykład na to, jak Apostołowie wykonywali przywilej i zadanie, które Pan im powierzył:
- Piotrowi: I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. (Mt 16, 19)
- wszystkim Apostołom: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. (Mt 18, 18)
Co to znaczy „związywać i rozwiązywać”? Odwołam się do (protestanckiego) słownika biblijnego Friberga: W podpunkcie 6) do hasła: δέω podaje: “wiązanie i rozwiązywanie (λύω)  w Mt 16, 19 i 18, 18 może być rozumiane:
a) zgodnie z żydowskim zwyczajem rabinicznym: oświadczać (declare), co jest zabronione i dozwolone lub
b) zgodnie z rozumieniem wczesnych Ojców Kościoła: nałożyć lub usunąć ekskomunikę”

3. Kiedy trzeba było upominać błądzących, ostateczną instancją jest Kościół:
Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik! (Mt 18, 15-17) (Zwróć uwagę na sposób wyrażenia tego przez Pana: Dla Niego nie posłuchać Kościoła było rzeczą wprost niepojętą.)

4. Św. Paweł, któremu Pan dał poznanie prawd Bożych może w większym stopniu niż inni Apostołowie, nie tylko nie weryfikuje nauczania Kościoła, ale
- na początku, w objawieniu, które Panu mu daje, nie mówi mu, co ma czynić, ale posyła  go do Damaszku, czyli do Kościoła, aby tam dowiedział się, co ma czynić;
- później, kiedy już przez długie lata głosi Ewangelię, udaje się do Apostołów, filarów Kościoła, aby stwierdzili, czy „nie biegł lub czy nie biegnie na próżno” (Ga 2, 2-3).
Jeśli św. Paweł poddawał swoje nauczanie sądowi Kościoła, to kim Ty czynisz siebie, jeśli chcesz osądzać nauczanie Kościoła?

5. Ostatni w tym wpisie argument. Św. Paweł stwierdza w Pierwszym Liście do Tymoteusza, że to Kościół jest „fundamentem i podporą prawdy” (3, 15).