Niedawno na blogosferze Frondy i
gdzie indziej w internecie pojawiła się dyskusja na temat tradycji
zapisywania trzech liter nad drzwiami domów (K + M + B czy też C + M +
B?) oraz ich znaczenia. Odnoszę jednak wrażenie, że w cieniu tej branej
przez jej uczestników bardziej lub mniej poważnie dyskusji umyka uwadze
wielu pewien szczegół, który jak sądzę, ma o wiele większe znaczenie, i
tak naprawdę ma posmak skandalu. A jeśli tak nie jest, to tylko dlatego,
że oswoiliśmy się z myślą o Trzech Królach – Mędrcach ze Wschodu
oddających pokłon Dziecięciu. I same już te określenia „Mędrcy” czy
„Królowie” świadczą o oswajaniu skandalicznego określenia pojawiającego
się w Ewangelii – „magoi” – „magowie”, które zostało oddane na innych
miejscach Biblii Tysiąclecia przez słowo „wróżbita” (Dn 5, 11) lub „mag”
(Dz 13, 6). Samo to zestawienie mówi za siebie, wziąwszy pod uwagę
fakt, jak surowa ocena Biblii towarzyszy tym wszystkim, do których to
określenie się odnosi. (Zastanawiam się, z kim musiałby się spotkać
Ojciec św. Franciszek, żeby stać się sprawcą porównywalnego skandalu.)
Od samego początku staje się widoczne, że Jezus przyszedł nie tak bardzo do sprawiedliwych, ale przede wszystkim do grzeszników, do tych, którzy byli z daleka od Boga. Od samego początku – to znaczy od dnia narodzin. Pasterze są pierwszymi, którzy zostali wezwani, aby przyjść do Niego. W społeczeństwie byli pogardzani, uważani za nieczystych, niegodnych zaufania i wiary, tak że ich świadectwo nie miało w sądzie żadnego znaczenia. A jednak to właśnie im jako pierwszym Pan Bóg pokazał drogę do swojego Syna. W przypadku magów ta boska logika idzie nawet jeszcze dalej. Bo o ile pasterze byli ogólnie pogardzani, to jednak w Biblii nie znajdziemy takiej negatywnej oceny. Sam Pan nazwie się Dobrym Pasterzem. Czy może być natomiast dobry mag? A jednak to właśnie oni jako pierwsi z pogan przez światło gwiazdy zostali doprowadzeni do Dziecięcia.
Jedną z przyczyn, że pokłonu magów nie odczytujemy jako skandal jest fakt, że został uświęcony przez długoletnią tradycję. Nie bez znaczenia jest także to, że w liturgii mszalnej tego święta słyszymy w kościele fragment drugiego rozdziału Ewangelii według św. Mateusza, gdzie słowo „magoi” zostało przetłumaczone „Mędrcy”. Ma to swoje racje. Emerytowany Ojciec św. Benedykt XVI pisze w książce „Jezus z Nazaretu. Prolog” o znaczeniach tego słowa. Z jednej strony pod pojęciem „magowie” rozumiano przedstawicieli perskiej kasty kapłańskiej. W greckiej kulturze uważani byli za tworzących swoistą religię, na których religijne poglądy silny wpływ miała filozofia. Z tego powodu greckich filozofów uważano za ich uczniów. Z drugiej strony „magowie” byli posiadaczami nadnaturalnej wiedzy i zdolności podobnie jak czarownicy, byli oszustami i zwodzicielami. W Dziejach Apostolskich mamy do czynienia z tym drugim znaczeniem tego pojęcia: św. Paweł upomina surowo maga o imieniu Bar-Jezus[1], który mimo iż przyjął wiarę w Chrystusa i został ochrzczony, to jednak nie wyrzekł się magicznego myślenia. Apostoł nazywa go: „synem diabelskim, pełnym wszelkiej zdrady i wszelkiej przewrotności, wrogiem wszelkiej sprawiedliwości” i za karę czy dla przestrogi poraża go ślepotą (Dz 13, 10n).
Ojciec św. Benedykt XVI uważa, że dla magów z drugiego rozdziału Ewangelii według św. Mateusza stosuje się pierwsze znaczenie tego słowa. Nawet, jeśli być może nie byli perskimi kapłanami, to z pewnością posiadali pewną religijną i filozoficzną wiedzę. Chociaż ich poznanie było tylko szczątkowe, a jednak wystarczyło, aby doprowadzić ich do Jerozolimy. I tu spotykamy się z ironią. Jerozolimy jest religijną stolicą narodu wybranego. Jest tu świątynia, kult, arcykapłani, uczeni w Piśmie, pełnia Objawienia, jakie wtedy było dostępne. Zewnętrznie byli otoczeni światłem, a jednak nie tylko nie trafili Jezus jako pierwsi, ale co gorsze, wiele z nich nie trafiło do Niego w ogóle, ani wtedy, ani później. Jest to dla nas, katolików, ostrzeżenie, żeby nie patrzeć z góry, a już broń Boże, z pogardą na tych, którzy nie mają pełni Objawienia. Bo może się zdarzyć, że inni mając tylko odrobinę światła, pierwsi trafią do Pana.
Pobożność ludowa nazywa święto Objawienia świętem Trzech Króli. Według tradycji nie tylko przyjęli chrzest, ale także zostali wyświęceni na biskupów i ponieśli męczeńską śmierć dla Chrystusa. Oczywiście, Ewangelia nie wspomina o tym, co stało się z nimi po powrocie do ich ojczyzny. Jednak zawiera przynajmniej aluzję do przyjęcia przez nich chrześcijaństwa. Nie chodzi tylko o pokłon, który złożyli Dziecięciu, ale także o stwierdzenie św. Mateusza: „A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny” (Mt 2, 12). W Nowym Testamencie słowo „droga” znaczy nie tylko miejsce do przemieszczania się. Drogą jest także przyjęcie wiary w Chrystusa i jej wyznawanie (por. Dz 16, 17; 18, 25). Jako pierwsi z pogan przyszli do Jezusa. Ich przyjście to znak otwartości na spotkanie, które odmieniło ich życie. Jak było pięknie, gdyby każde nasze spotkanie z Panem w Eucharystii odmieniało nas wewnętrznie tak, jak miało to miejsce z trzema Mędrcami.
Ich relikwie znajdują się w katedrze w Kolonii w pięknym relikwiarzu za głównym ołtarzem. I to miejsce było świadkiem, o ile tak możemy powiedzieć, innej ironii, współczesnej, z ostatnich dni. Jest to ten sam ołtarz, na który w czasie ostatniego Bożego Narodzenia wyszła aktywistka Femenu. Wierzący w katedrze, a także w pewnym sensie także sami Trzech Mędrcy, stali się świadkami zachowania stanowiącego przeciwieństwo tego opisanego na kartach Ewangelii. Trzej Królowie padają na twarz przed Bogiem w postaci Niemowlęcia, które w Jezusie stało się Ciałem, natomiast Josephina Witt wyszła ołtarz, gdzie Bóg staje się Ciałem w postaciach chleba i wina. Gest wyjścia na miejsce zarezerwowane dla Boga oraz napis na jej nagich piersiach („I AM GOD”) stanowi symboliczny akt zajęcia miejsca Boga. Ale nie tylko ten moment, ale cała dotychczasowa droga życia Josephiny Witt stanowi dokładne przeciwieństwo drogi trzech Magów[2]. Oni, poganie, parający się może nawet tajemną wiedzą, zmieniają życie, stają się nowymi ludźmi, przyjmują wiarę w Jezusa, i nawet za nią oddają życie. Jej dotychczasowa droga, bo nie chcemy wykluczyć możliwości przyszłego nawrócenia, jest dokładnym odwróceniem drogi trzech Mędrców.
Zgodnie ze słowami Jezusa, przed nami są dwie drogi: jedna szeroka i wygodna prowadząca na potępienie, druga wąska i stroma, ale prowadząca do zbawienia. Wybór należy do nas. Trzech Mędrców to patronowie tej drugiej drogi, prowadzącej do Jezusa.
Od samego początku staje się widoczne, że Jezus przyszedł nie tak bardzo do sprawiedliwych, ale przede wszystkim do grzeszników, do tych, którzy byli z daleka od Boga. Od samego początku – to znaczy od dnia narodzin. Pasterze są pierwszymi, którzy zostali wezwani, aby przyjść do Niego. W społeczeństwie byli pogardzani, uważani za nieczystych, niegodnych zaufania i wiary, tak że ich świadectwo nie miało w sądzie żadnego znaczenia. A jednak to właśnie im jako pierwszym Pan Bóg pokazał drogę do swojego Syna. W przypadku magów ta boska logika idzie nawet jeszcze dalej. Bo o ile pasterze byli ogólnie pogardzani, to jednak w Biblii nie znajdziemy takiej negatywnej oceny. Sam Pan nazwie się Dobrym Pasterzem. Czy może być natomiast dobry mag? A jednak to właśnie oni jako pierwsi z pogan przez światło gwiazdy zostali doprowadzeni do Dziecięcia.
Jedną z przyczyn, że pokłonu magów nie odczytujemy jako skandal jest fakt, że został uświęcony przez długoletnią tradycję. Nie bez znaczenia jest także to, że w liturgii mszalnej tego święta słyszymy w kościele fragment drugiego rozdziału Ewangelii według św. Mateusza, gdzie słowo „magoi” zostało przetłumaczone „Mędrcy”. Ma to swoje racje. Emerytowany Ojciec św. Benedykt XVI pisze w książce „Jezus z Nazaretu. Prolog” o znaczeniach tego słowa. Z jednej strony pod pojęciem „magowie” rozumiano przedstawicieli perskiej kasty kapłańskiej. W greckiej kulturze uważani byli za tworzących swoistą religię, na których religijne poglądy silny wpływ miała filozofia. Z tego powodu greckich filozofów uważano za ich uczniów. Z drugiej strony „magowie” byli posiadaczami nadnaturalnej wiedzy i zdolności podobnie jak czarownicy, byli oszustami i zwodzicielami. W Dziejach Apostolskich mamy do czynienia z tym drugim znaczeniem tego pojęcia: św. Paweł upomina surowo maga o imieniu Bar-Jezus[1], który mimo iż przyjął wiarę w Chrystusa i został ochrzczony, to jednak nie wyrzekł się magicznego myślenia. Apostoł nazywa go: „synem diabelskim, pełnym wszelkiej zdrady i wszelkiej przewrotności, wrogiem wszelkiej sprawiedliwości” i za karę czy dla przestrogi poraża go ślepotą (Dz 13, 10n).
Ojciec św. Benedykt XVI uważa, że dla magów z drugiego rozdziału Ewangelii według św. Mateusza stosuje się pierwsze znaczenie tego słowa. Nawet, jeśli być może nie byli perskimi kapłanami, to z pewnością posiadali pewną religijną i filozoficzną wiedzę. Chociaż ich poznanie było tylko szczątkowe, a jednak wystarczyło, aby doprowadzić ich do Jerozolimy. I tu spotykamy się z ironią. Jerozolimy jest religijną stolicą narodu wybranego. Jest tu świątynia, kult, arcykapłani, uczeni w Piśmie, pełnia Objawienia, jakie wtedy było dostępne. Zewnętrznie byli otoczeni światłem, a jednak nie tylko nie trafili Jezus jako pierwsi, ale co gorsze, wiele z nich nie trafiło do Niego w ogóle, ani wtedy, ani później. Jest to dla nas, katolików, ostrzeżenie, żeby nie patrzeć z góry, a już broń Boże, z pogardą na tych, którzy nie mają pełni Objawienia. Bo może się zdarzyć, że inni mając tylko odrobinę światła, pierwsi trafią do Pana.
Pobożność ludowa nazywa święto Objawienia świętem Trzech Króli. Według tradycji nie tylko przyjęli chrzest, ale także zostali wyświęceni na biskupów i ponieśli męczeńską śmierć dla Chrystusa. Oczywiście, Ewangelia nie wspomina o tym, co stało się z nimi po powrocie do ich ojczyzny. Jednak zawiera przynajmniej aluzję do przyjęcia przez nich chrześcijaństwa. Nie chodzi tylko o pokłon, który złożyli Dziecięciu, ale także o stwierdzenie św. Mateusza: „A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny” (Mt 2, 12). W Nowym Testamencie słowo „droga” znaczy nie tylko miejsce do przemieszczania się. Drogą jest także przyjęcie wiary w Chrystusa i jej wyznawanie (por. Dz 16, 17; 18, 25). Jako pierwsi z pogan przyszli do Jezusa. Ich przyjście to znak otwartości na spotkanie, które odmieniło ich życie. Jak było pięknie, gdyby każde nasze spotkanie z Panem w Eucharystii odmieniało nas wewnętrznie tak, jak miało to miejsce z trzema Mędrcami.
Ich relikwie znajdują się w katedrze w Kolonii w pięknym relikwiarzu za głównym ołtarzem. I to miejsce było świadkiem, o ile tak możemy powiedzieć, innej ironii, współczesnej, z ostatnich dni. Jest to ten sam ołtarz, na który w czasie ostatniego Bożego Narodzenia wyszła aktywistka Femenu. Wierzący w katedrze, a także w pewnym sensie także sami Trzech Mędrcy, stali się świadkami zachowania stanowiącego przeciwieństwo tego opisanego na kartach Ewangelii. Trzej Królowie padają na twarz przed Bogiem w postaci Niemowlęcia, które w Jezusie stało się Ciałem, natomiast Josephina Witt wyszła ołtarz, gdzie Bóg staje się Ciałem w postaciach chleba i wina. Gest wyjścia na miejsce zarezerwowane dla Boga oraz napis na jej nagich piersiach („I AM GOD”) stanowi symboliczny akt zajęcia miejsca Boga. Ale nie tylko ten moment, ale cała dotychczasowa droga życia Josephiny Witt stanowi dokładne przeciwieństwo drogi trzech Magów[2]. Oni, poganie, parający się może nawet tajemną wiedzą, zmieniają życie, stają się nowymi ludźmi, przyjmują wiarę w Jezusa, i nawet za nią oddają życie. Jej dotychczasowa droga, bo nie chcemy wykluczyć możliwości przyszłego nawrócenia, jest dokładnym odwróceniem drogi trzech Mędrców.
Zgodnie ze słowami Jezusa, przed nami są dwie drogi: jedna szeroka i wygodna prowadząca na potępienie, druga wąska i stroma, ale prowadząca do zbawienia. Wybór należy do nas. Trzech Mędrców to patronowie tej drugiej drogi, prowadzącej do Jezusa.
[1] “Bar-Jezus” oznacza: “syn Jezusa”.
[2] Niektórzy sądzą, że prawdziwe nazwisko Josephiny Witt to Maria
Magdalena Maier, dziewczyna, która była ochrzczona i przyjęła
bierzmowanie. A dzisiaj… protestuje przeciwko czemuś, w co kiedyś
wierzyła. („…ich vermute: In Wirklichkeit heißt sie Maria Magdalena
Maier und ist getauft und gläubig zur Firmung gegangen. In Altötting.
Hat sich in ihren Beichtvater verliebt. Weil der standhaft blieb, wurde
sie das, was sie ist: Eine Feme“. http://femen.de/deutsche-fordern-haertere-strafen-gegen-femen-273/ )
Zgadzając się w pełni z przesłaniem,nie zgadzam się z zawężaniem pojecie magowie do znaczenia "czarnoksiężnicy" - zdecydowanie lepsze jest pojecie "mędrcy".
OdpowiedzUsuńZbyt słabo znam realia pojęciowe tamtego okresu - ale zdaje się pojęcia, badacz, naukowiec czy analogiczne nie istniały. Skoro jeszcze tysiąc z okładem lat później astronomia i astrologia były tym samym...