Szukaj na tym blogu

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kapłani. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kapłani. Pokaż wszystkie posty

środa, 15 marca 2017

Kapłaństwo serca

Historia, o której chcę opowiedzieć, wydarzyła się w jednym z pierwszych lat mojego kapłaństwa. Zostałem wezwany do szpitala do kobiety, która dzień wcześniej miała poród. Z wielkim entuzjazmem szedłem do wypełnienia powierzonego mi zadania i przygotowywałem się duchowo także do odwiedzin innych chorych. Po odwiedzinach matki z nowo narodzonym dzieckiem, byłem także w innych salach, żeby życzyć chorym dobrego dnia. W czasie tego obchodu podeszła do mnie dziewczyna i poprosiła, żebym przyszedł do jej chorej mamy i porozmawiał z nią: „Lekarz powiedział, że zrobił wszystko, co było w jego mocy…”

Chodziło o kobietę chorą na raka, której zostało niewiele życia. Idąc do niej nie miałem pojęcia, że tego dnia, właśnie w czasie tego spotkania otrzymam jedną z najważniejszej nauk na całe życie. „Chcę, żeby ksiądz mi pobłogosławił” – powiedziała kobieta. Miała zapadnięte oczy i była blada; choroba była widoczna w całym jej wyglądzie. Byłem przekonany, że Pan przyprowadził mnie w to miejsce, aby pocieszyć tą duszę.

W czasie spowiedzi i podczas udzielania sakramentu namaszczenia chorych po jej policzkach spływały obfite łzy. Wzruszała mnie myśl, że moje ręce w tym momencie były rękami Jezusa, które przynosiły pociechę ludziom w czasie Jego ziemskiego życia. Zanim wyszedłem z sali, żeby zawołać członków rodziny chorej, powiedziałem do niej cichym głosem: „Dzisiaj odwiedził Panią Jezus. Proszę Mu podziękować i nie smucić się już!”. „Chociaż jestem chora, uważam siebie za bardzo szczęśliwą” – odpowiedziała. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Nie wiedziałem, jak odpowiedzieć na jej słowa. Kiedy zauważyła, że byłem zmieszany, dodała: „Kiedy jeszcze byłam zdrowa, nigdy nie byłam tak szczęśliwa, jak teraz. Cierpiałam 37 lat z powodu mojego małżeństwa – mój mąż nie był mi wierny, i był uzależniony od alkoholu. Dużo się za niego modliłam i prosiłam Pana, aby go uwolnił od nałogu i odmienił jego życie. Po tym, jak zdiagnozowano moją chorobę, zauważyłam, że mój mąż był głęboko wstrząśnięty, i że coś się zaczęło zmieniać w jego wnętrzu. Kilka dni temu poprosił mnie o przebaczenie całego cierpienia, jakie mi zadał. Ale już dużo wcześniej zrozumiałam, że moja choroba uzdrowiła jego [chorobę]. Dzięki temu moje małżeństwo zostało uratowane!

Oprócz tego moja córka, ta, która zawoła Księdza, cierpiała z powodu ciężkich depresji. Często zamykała się na cały dzień w swoim pokoju, i nawet nie przychodziła na posiłki. Wielokrotnie usiłowała odebrać sobie życie. Jak często z różańcem w ręku prosiłam Boga o cud dla mojej córki! Ten cud wydarzył się rzeczywiście. Po tym, jak poddałam się leczeniu raka w klinice, moja córka wróciła do pełni zdrowia. Kiedy miałam badania lekarskie, towarzyszyła mi wszędzie, od jednego szpitala do drugiego. Kiedy czułam się przygnębiona, opowiadała mi zabawne historie, aby przez nie podnieść mnie na duchu. Zrozumiałam, że bardzo mnie kocha”.

Opowiadanie kobiety poruszyło mnie do głębi, a ona kontynuowała: „Ksiądz musi wiedzieć, że mój syn, który od piętnastu lat jest żonaty, był bardzo blisko decyzji o rozwodzie. Przeżywał kryzys wiary i zamierzał wystąpić z Kościoła, ale jego żona była temu przeciwna. Ta sytuacja spowodowała moje przygnębienie i była powodem, że byłam bardzo bliska rozpaczy, ponieważ pomimo cierpień zadanych mi przez męża nigdy nie myślałam o rozwodzie. Ponieważ szanowałam ich wolność, nie chciałam się wtrącać do ich małżeństwa. Zamiast tego bardzo często modliłam się w ich intencji. To, czego nie wyprosiły moje usta, uprosiła moja choroba. Od trzech miesięcy jest u nich znowu wszystko w najlepszym porządku. Odwiedzają mnie codziennie i razem odmawiamy różaniec. Mój syn odzyskał wiarę i nie myśli już o wystąpieniu z Kościoła.

Choroba przyszła więc w odpowiednim czasie… To był ten moment, który uratował moją rodzinę! Teraz mogę umrzeć w pokoju, dzięki błogosławieństwu otrzymanemu od Boga w sakramentach. Jestem pełna radości, bo moja rodzina poprzez moje cierpienie znalazła ratunek”.

Nie tylko studia w seminarium i święcenia kapłańskie nauczyły mnie, co to znaczy być kapłanem: Pan Bóg posłużył się umierającą kobietą, aby mi to pokazać. Teraz już dziesięć lat jestem kapłanem, ale wciąż bardzo wyraźnie pamiętam mądre słowa tej kobiety, którą Pan wziął do siebie.

Autorem powyższego świadectwa jest brazylijski kapłan Delton Alves de Oliveira Filho. Dzięki spotkaniu z umierającą kobietą poznał bardzo praktycznie, „co to znaczy być kapłanem”. I taki właśnie tytuł nosi to opowiadanie, które jest jednym ze stu świadectw księży z całego świata, zawartych w książce: „Das normale Wunder. 100 Glaubenszeugnisse von katholischen Priestern”. Być może sam autor zamieszczonego opowiadania, a może redaktorzy tej książki zatytułowali je w ten sposób. Ja jednak tłumacząc to opowiadanie z niemieckiego nazwałem je inaczej: „Kapłaństwo serca”. Dlaczego? Bo jak sądzę, właśnie przykład tej kobiety pokazuje, co to znaczy być kapłanem. Tak, to prawda, że ona była tą, która otrzymała sakramenty od kapłana. Jednak istota kapłaństwa bardziej objawiła się w tej umierającej kobiecie. Bo to ona swoją wytrwałą modlitwą, cierpieniem, i ostatecznie ofiarą z jej życia, przyczyniła się do przemiany jej rodziny. Kapłan, któremu opowiedziała historię swojego życia, pełni tu rolę świadka, ale nie świadka w sensie kogoś, kto swoimi słowami i czynami świadczy o kimś lub o czym, ale świadka, który coś widzi, słyszy i doświadcza. Kapłan ten stał się świadkiem jej życia. Dzięki zwierzeniom chorej na raka kobiety zrozumiał może nawet lepiej niż dzięki studiom, co to znaczy być kapłanem.

Kiedy tak o tym myślałem, przypomniała mi się św. Monika, która dzięki swoim łzom i wytrwałej modlitwie przyczyniła się do nawrócenia najpierw swojego męża, a potem syna. I nie byłoby św. Augustyna, gdyby nie łzy i modlitwa jego matki. Prawdopodobnie kobieta z tego opowiadania nie stanie się tak sławna, jak matka św. Augustyna. W tym opowiadaniu nie pojawia się nawet jej imię. Ale to nie jest decydujące. Dla Boga nie ma to znaczenia; dla Niego liczy się czysta intencja i miłość, a one były obecne w życiu tej bezimiennej kobiety z Brazylii, dzięki której córka doznała uzdrowienia, mąż i syn nawrócili się, a dwa małżeństwa zostały uratowane.
Rozmyślałem o tym przed Najświętszym Sakramentem. I wtedy przypomniał mi się też św. Franciszek i jego słowa, które wcześniej były dla mnie niezrozumiałe. Są to słowa z jednego z jego listów. Chodzi o te słowa poniżej, które zaznaczyłem tłustym drukiem. Przytaczam je w trochę większym kontekście:

Do brata N., ministra. Niech Pan cię błogosławi (por. Lb 6, 24a). Tak, jak umiem, mówię ci o sprawach twej duszy, że to wszystko, co przeszkadza ci kochać Pana Boga i jakikolwiek [człowiek] czyniłby ci przeszkody albo bracia lub inni, także gdyby cię bili, to wszystko powinieneś uważać za łaskę. I tego właśnie pragnij, a nie czego innego. I to przez prawdziwe posłuszeństwo wobec Pana Boga i wobec mnie, bo wiem na pewno, że to jest prawdziwe posłuszeństwo. I kochaj tych, którzy sprawiają ci te trudności. I nie żądaj od nich czego innego tylko tego, co Bóg ci da. I kochaj ich za to; i nie pragnij, aby byli lepszymi chrześcijanami. I nich to ma dla ciebie większą wartość niż życie w pustelni. (za: http://www.swanna.pl/prw/pisma/pisma_fr/list_do_min.html )

Dlaczego adresat listu ma „nie pragnąć”, aby sprawiający mu trudności stali się lepszymi chrześcijanami? Czyż nie jest to bardzo zbożne pragnienie? Co miał na myśli św. Franciszek? I właśnie dopiero ta historia chorej na raka kobiety opowiedziana przez brazylijskiego księdza pozwoliła mi znaleźć odpowiedź na to pytanie. Oczywiście pragnienie czyjegoś nawrócenia i uświęcenia jest czymś chwalebnym. Św. Franciszek nie chciał temu zaprzeczyć. Dlaczego więc to napisał? Jak sądzę z jednego powodu: Aby adresat jego listu pragnął najpierw swojego własnego nawrócenia i uświęcenia, a dopiero potem nawrócenia i uświęcenia innych. Akcent leży na słowie „najpierw”. Bo człowiek nawracający się przyczynia się do nawrócenia bliźnich, a uświęcony do uświęcenia swoich braci i sióstr. Historia zna wiele prób zmiany świata na lepsze, które zostały zapoczątkowane od próby zmiany innych, a kończyły się przelewem krwi. Tylko zaczynając od siebie może człowiek przyczynić się do pozytywnej przemiany świata. Odnosi się to do wszystkich, ale chyba w sposób szczególny właśnie do nas – kapłanów. 

czwartek, 12 czerwca 2014

Dlaczego katolicy tytułują papieża „Ojcem świętym”?

Dlaczego katolicy tytułują papieża „Ojcem świętym”, skoro Pan Jezus powiedział: „Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie”. (Mt 23, 9 BT)?

*****

W ostatnich tygodniach dwie osoby zwróciły się do mnie z prośbą o wyjaśnienie tej trudności. Dodam, że są one katolikami. Tak się składa, że to samo pytanie zadał swego czasu św. Janowi Pawłowi II Vittorio Messori (a więc również katolik), o czym możemy przeczytać w książce „Przekroczyć próg nadziei”, na str. 25-27:

Pytanie Vittoria Messori’ego:
„Wiara określa Głowę Kościoła katolickiego jako Namiestnika Jezusa Chrystusa (i jako takiego przyjmują Go wierzący). Papież jest więc uważany za człowieka reprezentującego na ziemi Syna Bożego, za człowieka ‘występującego w imieniu’ Drugiej Osoby Trójcy Świętej.
Tak mówi o sobie każdy Papież, oczywiście z wymaganą pokorą, ale nie mniejszą pewnością. Tak wierzą katolicy, którzy nieprzypadkowo nazywają Go Ojcem Świętym, Świątobliwością.
Jednak wielu innych ludzi twierdzi, że to roszczenie jest absurdalne i bezsensowne. Dla nich Papież nie jest przedstawicielem Boga, lecz jakimś przeżytkiem dawnych mitów i legend, których dzisiaj ‘człowiek dojrzały’ nie może akceptować”.

Odpowiedź św. Jana Pawła II:
„(…) Wobec Pańskiego pierwszego pytania pragnę odwołać się do słów Chrystusa, a zarazem do moich pierwszych słów z Placu św. Piotra. A więc: ‘Nie lękaj się’, gdy cię ludzie nazywają Namiestnikiem Chrystusa, gdy mówią do ciebie: Ojcze Święty albo też Wasza Świątobliwość, lub używają tym podobnych zwrotów, które zdają się być przeciwne Ewangelii. Przecież Chrystus sam powiedział: ‘Nikogo (…) nie nazywajcie ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus’ (Mt 23, 9-10). Jednakże zwroty te wyrosły na podłożu długiej tradycji. Stały się pewnego rodzaju przyzwyczajeniem językowym i również tych zwrotów nie trzeba się lękać”.

*****

Jan Paweł II odwołał się do tradycji. Zdaję sobie jednak sprawę, że to odwołanie nie będzie miało większej wartości dla tych, dla których Pismo św., a nie tradycja (a nawet nie Tradycja), są najważniejszym i ostatecznym argumentem. Jak wyjaśnić tytułowanie papieża „Ojcem świętym” w świetle słów Chrystusa przytoczonych na początku?

Zazwyczaj ten zarzut, że tytułowanie papieża Ojcem świętym sprzeciwia się słowom Pana Jezusa pochodzi od ludzi spoza Kościoła katolickiego. Jednak ci sami ludzie, którzy zarzucają katolikom postępowanie niezgodne z Ewangelią, jakoś nie zauważają, że czynią to sami, choćby tylko w odniesieniu do swoich ziemskich ojców – nazywają ich „ojcami”. A przecież Pan Jezus nie powiedział, żeby papieża nie nazywać ojcem, ale powiedział: „nikogo na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem”. Pan Jezus nie uczynił rozróżnienia pomiędzy ojcami według ciała (cielesnymi), a ojcami według ducha (duchowymi), ale powiedział, żeby NIKOGO na ziemi nie nazywać ojcem, także własnego tatę. A skoro tak, to ci, którzy zarzucają katolikom łamanie słów Pana Jezusa, nie zauważają, że czynią to samo. Jeśli zaś zarzucają innym, co sami czynią, to czyniąc tak wypowiadają swoje własne potępienie.

Także protestanccy bibliści zauważają, że autorzy biblijni nie stosują ścisłego rozgraniczenia w używaniu określeń w stosunku do Boga i ludzi. To znaczy, zauważają oni, że nie tylko autorzy biblijny używają tych samych określeń w stosunku ludzi tych samych określeń, które odnoszą najpierw do Boga.[1] Co więcej, czyni to także sam Pan Jezus. Wystarczy porównać Jego dwie wypowiedzi: „Ja jestem światłością świata (τὸ φῶς τοῦ κόσμου)” (J 8, 12) i: „Wy jesteście światłem świata (τὸ φῶς τοῦ κόσμου)” (Mt 5, 14). Pan Jezus używa tego samego określenia ("światło świata") zarówno w stosunku do siebie, jak i do uczniów. Oczywiście, uczniowie Pana są o tyle światłem świata, o ile odbijają czy mają w sobie światło Tego, który jest źródłem światła dla świata.
Nie inaczej jest z określeniem „Ojciec” w stosunku do Boga Ojca. Sprawa jest jednak o tyle bardziej poważna, że Pan Jezus użył tu słowa „nikogo”: Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie” (Mt 23, 9). Czy to znaczy, że jesteśmy nieposłuszni Panu zwracając się w ten sposób do naszych ziemskich ojców? „O nie” – mówią (świadkowie Jehowy, niektórzy protestanci),  – „Nazywanie ziemskich ojców ojcami jest w porządku; Pan Jezus miał na myśli zwracanie się ‘ojcze’ do innych”. I tu padają przykłady nazywania "ojcem" papieża czy katolickich księży (o ile w jęz. polskim wśród katolików przyjął się zwyczaj zwracania się do zakonników „ojcze”, to w jęz. angielskim ten zwrot używany jest do wszystkich księży, nie tylko zakonnych, ale i diecezjalnych). Jeśli sprawy mają się tak, jak mówią (świadkowie Jehowy, niektórzy protestanci), to w takim razie, św. Paweł zdaje się o tym nie wiedzieć, lub świadomie postępuje wbrew nauczaniu Pana, bowiem Abraham nazywa „ojcem” wszystkich wierzących (por. Rz 4, 16). Co więcej, o zgrozo, Apostoł Narodów nazywa tak siebie (1 Kor 1, 14-15; por. Ga 4, 19)!

Jak to pogodzić? Wskazując na analogiczne (podobieństwo przez proporcję) znaczenie słowa „ojciec” w odniesieniu do Boga i do ludzi. Inne znaczenie ma słowo „ojciec”, które wymawiamy odmawiając modlitwę Pańską, a inne ma znaczenie to słowo, które Apostoł Narodów stosuje do Abrahama czy do siebie. „Ojciec” w odniesieniu do Boga oznacza „Ojca” par excellence; oznacza Tego, który jest źródłem wszelkiego ojcostwa w niebie i na ziemi. Zdanie to zawiera aluzję do wersetu z Listu do Efezjan:

„Dlatego zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi”. (Ef 3, 14-15 BT). Aluzja jest mało oczywista, jeśli weźmie się przekład Biblii Tysiąclecia. Natomiast staje się bardziej oczywista w tłumaczeniu Biblii Warszawskiej, która oryginalne słowo πατριὰ (potomkowie, pochodzenie, rasa, rodzina) oddaje przez „ojcostwo”:  „Dlatego zginam kolana moje przed Ojcem, od którego wszelkie ojcostwo na niebie i na ziemi bierze swoje imię…” (Ef 3, 14-15).

To Bóg jest początkiem wszystkiego, a więc od niego pochodzi także każdy rodzaj ojcostwa. On jest Ojcem par excellence, a każdy inny ojciec, czy to fizyczny czy to duchowy, jest ojcem o tyle, o ile jest ojcem w Nim.  Innymi słowy: Pan Jezus mówiąc „Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie” użył figury retorycznej zwanej hiperbolą. Polega ona na zastosowaniu przesady, której celem jest podkreślenie tego, co się chce przekazać. Jezus mówiąc: „Nikogo na ziemi nie nazywajcie ojcem, bo jest wasz Ojciec, Ten w niebie” pragnie podkreślić, że ojcostwo Boga przewyższa każdy inny rodzaj ojcostwa, tak że właściwie czy to ojcostwo fizyczne czy duchowe ojców ziemskich jest tylko cieniem ojcostwa Boga, i jest ojcostwem o tyle, o ile nosi w sobie ślad ojcostwa Boga.

Podobnie jest ze słowem „nauczyciel”. Pan Jezus stosuje je do siebie, i mówi, że tylko On (Chrystus) jest Nauczycielem, dlatego Jego uczniowie nie powinni nazywać tak nikogo innego (Mt 23, 7-8). A jednak to określenie jest zastosowane w Piśmie św. także wobec innych (np. w Dz 13, 1; 1 Kor 12, 28), i także (znowu) św. Paweł stosuje to określenie do siebie (1 Tm 2, 7; 2 Tm 1, 10-11). Czyży zatem św. Łukasz czy św. Paweł byli nieposłuszni nauczaniu Chrystusa, jedynego Nauczyciela? Tak, o ile ktoś rozumie, że słowo „nauczyciel” ma takie samo znaczenie wtedy, kiedy jest użyte na określenie Chrystusa, jak i wtedy, kiedy odnosi się do św. Pawła czy innych nauczycieli, o których mówi Nowy Testament; nie, jeśli przyjmiemy, że słowo nauczyciel ma inne znaczenie w odniesieniu do Pana, a inne w odniesieniu do wszystkich innych nauczycieli. Ponieważ, mam nadzieję, że nikt nie uważa, że Apostołowie byli nieposłuszni Panu, sądzę, że zgodzimy się z wnioskiem analogicznym do tego powyżej: różni ludzi są o tyle nauczycielami, przede wszystkim nauczycielami wiary, o ile są nauczycielami w Chrystusie, jedynym Nauczycielu.

*****

Dotychczasowy tekst był uzasadnieniem negatywnym, to znaczy pokazał, że nazywanie papieża czy kapłana „ojcem” nie sprzeciwia się słowom Pana Jezusa. Jednak ten tekst nie uzasadnił w sposób pozytywny, dlaczego katolicy nazywają papieża i kapłanów „ojcami”. Temu będzie poświęcona poniższa część tego rozważania.

W Ewangelii według św. Mateusza zapisane zostały słowa Pana Jezusa uzasadniające prymat papieski:

„Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr czyli Skała, i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie»” (Mt 16, 15-19).

Także protestanccy bibliści przyznają, że słowa Pana Jezusa o związywaniu i rozwiązywaniu skierowane do Piotra są nawiązaniem do tych, o których czytamy u proroka Izajasza:
„(…) tegoż dnia powołam sługę mego, Eliakima, syna Chilkiasza. Oblokę go w twoją tunikę, przepaszę go twoim pasem, twoją władzę oddam w jego ręce: on będzie ojcem dla mieszkańców Jeruzalem oraz dla domu Judy. Położę klucz domu Dawidowego na jego ramieniu; gdy on otworzy, nikt nie zamknie, gdy on zamknie, nikt nie otworzy. Wbiję go jak kołek na miejscu pewnym; i stanie się on tronem chwały dla domu swego ojca” (Iz 22, 20-23).
klucze na plecach

Uważny czytelnik zauważy nie tylko nawiązanie do Eiakima, który otrzymał „klucz na ramię do otwierania i zamykania”, ale także wskazanie, że będzie on „ojcem dla mieszkańców Jeruzalem i dla domu Judy”. Eliakim nie był królem, ale zarządcą, i określenie „ojciec” było tu użyte nie w stosunku do króla, ale właśnie do zarządcy. Eliakim miał zastąpić Szebnę na stanowisku zarządcy pałacu królewskiego, bo ten okazał się niewierny. Klucze oznaczały, że otrzymał on władzę nad pałacem. Po jego śmierci (albo stracie urzędu) klucze, a z nimi i władza przechodziły na następcę (niezależnie od tego, czy był wierny czy nie). W nawiązaniu Pana Jezusa do słów proroka Izajasza możemy widzieć, jak się wydaje, nie tylko aluzję do sukcesji papieskiej, ale także do tytułowania papieży „ojcze”.
Nie jest to jednak najważniejszy element pozytywnego uzasadnienia nazywania papieża i katolickich kapłanów „ojcami”. Bo ważniejszym jest głębokie przekonanie obecne w Starym Testamencie wskazujące na to, że kapłaństwo ma coś z ojcostwa czy że po prostu jest rodzajem ojcostwa zgodnie ze słowami zapisanymi w Księdze Sędziów:

„Wtedy Mika rzekł do niego: «Skąd przychodzisz?» Odpowiedział mu: «Jestem lewitą z Betlejem judzkiego i szukam miejsca, aby zamieszkać». «Zostań u mnie - rzekł do niego Mika - i bądź mi ojcem i kapłanem, za to dam ci każdego roku dziesięć srebrników, gotowe szaty i wyżywienie». Lewita poszedł z nim”. (Sdz 17, 9-10 BT, por. Sdz 18, 19).

Podobne utożsamienie, a przynajmniej aluzję do utożsamienia kapłaństwa z ojcostwem znajdziemy też w Księdze Rodzaju 45, 8:

„Zatem nie wyście mnie tu posłali, lecz Bóg, który też uczynił mnie doradcą faraona, panem całego jego domu i władcą całego Egiptu”. (Rdz 45, 8 BT)
Józef, sprzedany przez braci do Egiptu, został wyniesiony do funkcji doradcy faraona i zarządcy Egiptu. Biblia Tysiąclecia oddaje słowem „doradca” słowo hebrajskie oznaczające ojca, dlatego Biblia Gdańska tłumacząca dosłownie oddaje ten werset w sposób następujący: „Teraz tedy nie wyście mię tu posłali, ale Bóg, który mię postanowił ojcem Faraonowym, i panem wszystkiego domu jego, a panującym nad wszystką ziemią Egipską”. (Rdz 45, 8 BG)

Część biblistów zarówno żydowskich, jak i chrześcijańskich widzi tu w określeniu Józefa właśnie funkcję kapłańską. Oto fragment komentarza protestanckiego: „Użycie tytułu ‘ojciec faraona’ najprawomocniej odnosi się do egipskiego tytułu itntr ‘ojciec boga’, stosowanego w odniesieniach do piastujących wysokie stanowiska i kapłanów służących na dworze faraona. ‘Ojciec’ przedstawia doradczą funkcję, być może porównywalną do roli kapłana zatrudnionego przez Mikę w Sdz 17, 10 czy też roli Elizeusza jako doradcy na dworze króla izraelskiego w 2 Krl 6, 21.”[2]

Podsumowanie: Sądzę, że nazywanie papieża czy katolickich kapłanów w ogóle „ojcami” ma wystarczające podstawy biblijne. Nie jest to tytuł honorowy. Niektórzy odczuwają dyskomfort w zwracaniu się „ojcze” do kapłanów zakonnych. W to miejsce wolą używać słowa „ksiądz”. A jednak właśnie to słowo jest tytułem honorowym pochodzącym od słowa „książę”. Nazywanie kapłanów „ojcami” nie jest nadawaniem im tytułów honorowych, ale raczej przypomnieniem i wezwaniem skierowanym do kapłanów począwszy od Ojca św., poprzez biskupów, a skończywszy na kapłanach bez święceń wyższych, do tego, aby byli duchowymi ojcami, o czym niedawno przypomniał Ojciec św. Franciszek: powołanie kapłanów streszcza się w powołaniu do duchowego ojcostwa: jak ojcostwo fizyczne jest dawaniem życia fizycznego, tak ojcostwo duchowe jest dawaniem życia duchowego.[3]
______________________
[1] Por. „Autorzy Nowego Testamentu nie uważali na niestosowne odnosić do członów Chrystusowego Kościoła terminów, które odnoszą się do Niego. Dla przykładu, sam Piotr (1 P 2, 4) nazywa Chrystusa ‘żywym kamieniem’, a w wierszu 5. zwraca się do Kościoła, ‘żyjących kamieni’. W Ap 21, 14 fundamentem niebieskiego miasta są imiona dwunastu Apostołów, a w Ef 2, 20 jest powiedziane: ‘(Jesteście) zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus’. (Marvin R. Vincent, „Word Studies in the New Testament”)
[2] (Matthews, V. H., Chavalas, M. W., & Walton, J. H. (2000). “The IVP Bible background commentary: Old Testament” (electronic ed.) (Ge 45:8). Downers Grove, IL: InterVarsity Press.)