Niniejszy tekst jest komentarzem do
niedzielnej Ewangelii z uroczystości Chrystusa Króla Wszechświata.
*****
Niedziela Chrystusa Króla jest
ostatnią niedzielą w roku liturgicznym. Rok liturgiczny jest streszczeniem i odzwierciedleniem
historii zbawienia począwszy od stworzenia świata aż do powtórnego przyjścia
Pana i sądu ostatecznego. Liturgiczne obchody są zazwyczaj w liturgii wspominaniem
i uobecnianiem wydarzeń zbawczych z przeszłości. Czasem jest to rozważanie
prawd wiary. Uroczystość Chrystusa Króla kieruje nasz wzrok w dalszą czy
bliższą przyszłość. Nie wiemy, kiedy Chrystus Pan przyjdzie po raz drugi. Może od
Jego powtórnego przyjścia dzielą nas tysiąclecia, może stanie się to już w tym
wieku, ale przecież nie możemy wykluczyć, że Jego przyjście zastanie nas
żywych. Po prostu nie wiemy. I wcale nie musimy wiedzieć. Ta wiedza nie jest
nam potrzebna do zbawienia. Ważne jest, abyśmy wierzyli, że Pan przyjdzie i
osądzi żywych i umarłych – wszystkie narody i każdego człowieka z osobna. I
ważne, żebyśmy byli gotowi wyjść Mu na spotkanie. Ważne, żeby uznał nas za
godnych do stanięcia pomiędzy owcami, po prawej Jego stronie, wśród zbawionych.
I jeśli tak się stanie, wtedy nasze życie osiągnie swój cel i spełnienie. I
dobrze jest przypominać sobie tę prawdę nie tylko w taki dzień, jak uroczystość
Chrystusa Króla.
Kiedy myślimy o znaczeniu słowa „król”
– łączymy je z władzą, potęgą, splendorem, dworem pełnym sług gotowych
usługiwać królowi, armią posłuszną jego rozkazom. I coś z tego jest obecne już
w pierwszych wersetach Ewangelii z wczorajszej uroczystości:
Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej
chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym
chwały.
Aż dwukrotnie w tym zdaniu jest mowa
o chwale Syna Człowieczego czyli Chrystusa. Wspomniany jest także o tronie.
Chodzi o tron królewski:
I zgromadzą się przed Nim wszystkie
narody,
Władza Chrystusa Króla rozciąga się
nad wszystkimi ludami. Nawet nad tymi, które dzisiaj nie uznają Jego panowania,
może uznają Go za mędrca, może za proroka, a może nawet z Nim walczą. Wszyscy
oni podlegają jego władzy. A ponieważ Chrystus jest nie tylko Królem, ale i
Sędzią, wszyscy ludzie będą przez Niego osądzeni:
a On oddzieli jednych [ludzi] od
drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów.
W tym oddzieleniu możemy zobaczyć
nawiązanie do opisu stworzenia świata, bo stworzenie świata łączy się z
porządkowaniem pierwotnego chaosu, oddzielaniem jednych rzeczy od drugich. I tak
w pierwszym opisie stworzenia świata czytamy, że:
- Pierwszego dnia Pan Bóg stworzył
światło i widząc, że jest dobre, oddzielił je od ciemności.
- Drugiego dnia stworzył sklepienie
niebieskie w środku wód i oddzielił wody pod sklepieniem od wód ponad
sklepieniem. I nazwał Bóg to sklepienie niebem.
- Trzeciego dnia oddzielił Bóg wody
od lądów. Wodę poniżej sklepienia zebrał w jedno miejsce i w ten sposób ukazała
się powierzenia sucha. Nazwał ją ziemią, a zbiorowisko wód – morzem.
„Stare stworzenie” zostało zakończone
w dniu siódmym. I Pan Bóg oddzielił szabat od pozostałych dni. A szabat – dzień
odpoczynku Boga i cel człowieka – jest zapowiedzią nieba. W sposób bardziej
wyraźny mówi o tym Chrystus, który jako Król i Sędzia na końcu czasów dokona
oddzielenia złych od dobrych, wydając wyrok na jednych i na drugich. Będzie to
oddzielenie ostateczne – dopełnienie nowego stworzenia. To oddzielenie widoczne
jest już w pozycji w czasie sądu: owce po prawej, kozły po lewej stronie, a
następnie po wydaniu wyroku następuje rozdzielenie całkowite – zbawieni posiądą
królestwo – będę współkrólować z Chrystusem Królem; potępieni zaś zostaną
skazani na ogień wieczny razem z diabłem i jego aniołami.
Takie pragnienie – oddzielenia od zła
w każdej postaci – nosimy głęboko w
naszym sercu. I dlatego łatwo ulegamy pokusie
uczynienia tego na własną rękę. Tymczasem jest to prerogatywa Boga. Tylko On
jest sędzią sprawiedliwym, bo tylko On zna całą prawdę o człowieku. Nam,
ludziom, trudno przychodzi oddzielenia grzechu od grzesznika, i dlatego często
zamiast walczyć z grzechem, walczymy z grzesznikiem. A przecież nasza walka nie
jest skierowana przeciwko „ciału” – tzn. przeciwko drugiemu człowiekowi, ale
przeciwko mocom zła i naszej własnej skłonności do złego. Front walki pomiędzy
dobrem, a złem, nie przebiega na granicy rosyjsko-ukraińskiej, ani nie gdzieś w
Syrii, Iraku czy Pakistanie, ani nawet nie w walce między różnymi partiami
politycznymi. Walka dobra ze złem to toczy się w sercu człowieka.
Wracając do Ewangelii myślę, że warto
zwrócić uwagę na słowa wyroku. Siedzący na tronie Syn Człowieczy mówi do tych
po prawej stronie: „Pójdźcie błogosławieni”. Nie jest to takie oczywiste w
tłumaczeniu Biblii Tysiąclecia, ale użyty w tym miejscu grecki czasownik
oznacza dosłownie: „Chodźcie” w sensie „Przyjdźcie tutaj, chodźcie do mnie”.
Chrystus wzywa zbawionych do siebie. A przecież siedzi na tronie. To oznacza,
że zbawieni będą mieli udział w królowaniu Jezusa. Potwierdzeniem tego są słowa
Pana zapisane w Apokalipsie: „zwycięzcy dam zasiąść
ze Mną na Moim tronie”.
Słowa Pana do potępionych brzmią całkiem inaczej: „Idźcie precz ode Mnie”. W
sentencji wyroku jest mowa o ogniu wiecznym i towarzystwie diabła. A jednak
największą męką potępionych nie jest ogień, jakkolwiek go sobie wyobrażamy, ani
towarzystwo szatana, ani wyrzuty sumienia, ale właśnie brak obecności Jezusa. Dlatego
„Idźcie precz ode Mnie!”.
Człowiek jest stworzony dla Boga i tylko Bóg może go w pełni zaspokoić
wszystkie pragnienia człowieka. Dopiero w Bogu dusza ludzka znajduje ukojenie i
spełnienie wszystkich pragnień. To On jest nagrodą zbawionych, dlatego
„Chodźcie do Mnie”, a brak Jego obecności jest największym cierpieniem i
powodem innych cierpień potępionych.
Zatem istotą rozdziału, oddzielenia zbawionych od potępionych jest nie tyle
przestrzeń czy miejsce, ale właśnie osoba Jezusa. Gdzie On jest, tam jest
niebo; gdzie Go nie ma, tam piekło.
A skoro tak, to niebo czy
piekło nie zaczynają się dopiero po śmierci, ale już tutaj, a przynajmniej
przedsmak tych rzeczywistości. Bo już tutaj żyjemy z Jezusem, albo bez Niego.
Każde nasze słowo, każdy czyn jest opowiedzeniem się za Jezusem lub przeciw
Niemu. A sąd ostateczny, to będzie tylko ostatecznym potwierdzeniem naszych
wyborów.
Jerzy Liebert w wierszu
„Jeździec” napisał „Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę”.
Myślę, że to zdanie poety wyraża bardzo głęboką prawdę. Bo codziennie muszę
ponawiać czy raczej potwierdzać swój wybór, nawet jeśli jest to tak
fundamentalny wybór, jak przyjęcie Boga, opowiedzenie się po Jego stronie. I na
tym właśnie polega prawdziwa wolność: na dokonaniu dobrego wyboru i na
wierności temu wyborowi.
Człowiek buduje się lub
rujnuje przez swoje codzienne wybory pomiędzy Bogiem, a szatanem, pomiędzy
dobrem, a złem. A potwierdzany raz po raz wybór staje się z czasem przyzwyczajeniem,
a zgodnie z naszym polskim powiedzeniem, przyzwyczajenie staje się drugą naturą
człowieka.
Dlatego wybrawszy Jezusa w
każdej naszej chwili potwierdzajmy ten wybór. Pan przychodzi do nas na różne
sposoby. W Apokalipsie są zapisane Jego słowa:
„Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos
i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną. Zwycięzcy
dam zasiąść ze Mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem z mym Ojcem
na Jego tronie”. (Ap 3:20-21 BT).
Jego „pukanie” do drzwi serca
jest bardzo delikatne. Zarówno zbawieni, którzy usłużyli Jezusowi, jak i
potępieni, którzy nie służyli Mu, pytali o to, kiedy Go spotkali.
W Ewangelii usłyszeliśmy o
tym, że On utożsamia się z głodnymi, spragnionymi, przybyszami, nagimi, chorymi
i uwięzionymi. Chciałem zwrócić uwagę na to ostatnią wymienioną przez Pana
grupę. Jeśli Jezus wymienia także więźniów, to znaczy, że nie utożsamia się On tylko
z człowiekiem ubogim materialne i chorym na ciele, ale także z człowiekiem
chorym moralnie, czyli z grzesznikiem, przynajmniej w tym, w czym ten grzesznik
zależy jakoś od nas.
Bo chociaż wśród uwięzionych
mogą być skazani niesłusznie, to jednak nie możemy przypuszczać, że Jezus
myślał w ten sposób o wszystkich przebywających w więzieniach. I oczekuje od
swoich uczniów, że nie zapomną nawet o skazańcach przebywających w więzieniu.
Jak to rozumieć?
Myślę, że w świetle
przedstawionego tu kontekstu w ten sposób: Jezus chce, abyśmy świadczyli dobro
nawet grzesznikom. Być może bardzo trudne albo wręcz niemożliwe jest dla nas,
abyśmy odwiedzali więźniów. Ale na pewno możemy i powinniśmy zrobić jedno, a
raczej jednego nie robić: Nie przekreślać takich ludzi, nie dokonywać osądu, nie
oddzielać ich od tzw. ludzi porządnych. Bo osąd i dokonanie rozdziału
należą do Boga. Chrystus Król będzie sądził zgodnie z prawdą i sprawiedliwością
i miłosierdziem. Zamiast osądzać, odwiedzajmy więźniów, nie tylko tych przebywających
w fizycznym więzieniu, ale wszystkich będących w więzach grzechu i szatana.
Odwiedzajmy ich naszą modlitwą, bo jak długo są w drodze, jak długo żyją – wciąż
mogą się nawrócić. Nawet w ostatniej godzinie. Współukrzyżowany z Jezusem dobry
łotr jest tego przykładem.
Piękne słowa, a zwłaszcza akapit o więźniach. Naprawdę piękne i proste rozwiniecie trudnej bądź co bądź kwestii.
OdpowiedzUsuń