Nasz Zbawiciel chciał przyjść na świat w ludzkiej rodzinie. Dlatego pierwszą „rzeczą”, którą Pan przez swoją obecność uświęcił, była rodzina. Poza pielgrzymką do Jerozolimy z dwunastoletnim Jezusem nie mamy w Ewangeliach opisanego żadnego wydarzenia z tych trzydziestu lat życia w Nazarecie.
Pan stał się Człowiekiem w ludzkiej rodzinie; w ludzkiej rodzinie żył i przez to uświęcił życie rodzinne. Być może dzisiaj ma to większe znaczenie niż kiedykolwiek wcześniej. Bo to w naszych czasach, także w naszym kraju, podejmowane są próby przedefiniowania małżeństwa i rodziny. Dlatego chcemy wpatrywać się w przykład Świętej Rodziny i od niej się uczyć.
To Józef był głową Świętej Rodziny. Jako mąż Maryi i ojciec Jezusa według Prawa troszczył się o Ich bezpieczeństwo i utrzymanie. Nie był ojcem cielesnym Jezusa, jednakże spełniał obowiązki ojca. „Ojcem Jezusa” nazywała go Maryja zwracając się do dwunastoletniego Jezusa. Czytamy o tym w Ewangelii: „Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”. (Łk 2:48 BT). Jestem przekonany, że także Jezus zwracał się do Józefa: „ojcze”. Józef nie tylko był ojcem Jezusa według Prawa, ale troszczył się o niego jak prawdziwy ojciec. To pokazuje, że ojcostwo fizyczne, aczkolwiek ważne, nie jest decydujące. Być ojcem to coś znacznie więcej niż tylko spłodzić dziecko. I nie kończy się z przyniesieniem do domu pieniędzy na utrzymanie rodziny.
Ktoś powiedział, że żyjemy w czasach bez ojców. Wydaje się, że jest w tym sporo racji. Bogu dzięki istnieje wciąż spora liczba mężczyzn, którzy są przykładnymi mężami i ojcami. To trzeba zobaczyć i docenić. Ale z drugiej strony coraz więcej dzieci wychowuje się bez ojców. Czasem jest ojciec w domu, ale trudno nazwać go dobrym ojcem. Lub też jest w rodzinie, ale duchowo czy psychicznie jest nieobecny.
W roku 2000 ukazała się książka P. Vitza „Faith of the Fatherless. The Psychology of Atheism”. Autor przedstawia w niej szereg znanych ateistycznych myślicieli z ostatnich czterech stuleci mających wpływ na światopogląd wielu współczesnych. Nie wszyscy, ale większość z nich miało ojców, którzy albo wcześnie zmarli (kiedy ich dzieci były jeszcze małe), albo opuścili swoje rodziny, albo psychicznie byli nieobecni, albo byli bardzo surowi aż do znęcania się nad nimi. Wydaje się to przekonywującym dowodem na to, że dzieci potrzebują troskliwego, kochającego ojca, żeby mogły uwierzyć w dobrego, kochającego Boga.
Największe wrażenie zrobiło na mnie porównanie trzech znanych z historii postaci: Mao Tse Tunga, Józefa Stalina oraz Adolfa Hitlera. Przy wszystkich różnicach, tych trzech mężczyzn łączyły dwie rzeczy: 1. Każdy z nich był odpowiedzialny za śmierć milionów istnień ludzkich. 2. Każdy z nich miał ojca, którego trzeba by raczej nazwać tyranem. Zbieg okoliczności? Nie sądzę. Jestem przekonany, że autor udowodnił, jak bardzo ważną rolę pełni ojciec w rozwoju swoich dzieci. Dla swoich dzieci jest ojciec obrazem Boga. To, jaki obraz Boga będą miały, zależy w decydującym stopniu od ojca. Dzieci ojca, który ma dla nich czas, troszczy się o nich, z łatwością czy wręcz naturalnie wierzą, że Bóg jest właśnie taki: silny, troskliwy, kochający. Za pozytywny przykład w tym względzie niech posłuży mała święta Tereska. Kiedy zmarła jej mama, ojciec przejął funkcję wychowawcy świetnie wywiązując się z tego zadania.
Statystyki pokazują, że w wymiarze religijnym rola ojca jest nieodzowna. Jest ona nawet większa niż rola matki. Dzieci wierzących i praktykujących ojców w większości przypadków też są wierzące i praktykujące. Przykład matki w tym względzie nie ma tak dużego znaczenia. Przykład św. Moniki pokazuje, że matka może przynajmniej w niektórych przypadkach „nadrobić” brak dobrego ojca, ale jest to bardzo trudne. Nie zapominajmy też, że św. Monika jest przykładem heroicznej troski o syna.
Potrzebujemy przykładów. Wydaje się, że ojcowie potrzebują dobrego przykładu bardziej, niż matki. Czytając wskazania św. Pawła Apostoła dla członków rodziny w trzecim rozdziale Listu do Kolosan znajdziemy pouczenia dla żon, mężów, dzieci, ojców, ale uderza fakt, że brakuje tam wskazań dla matek. Prawdopodobnie dlatego, że natchniony Autor nie uważał ich za konieczne. Kobiety niejako w swojej naturze mają wpisanie bycie matką. Dlatego nie potrzebują takich pouczeń, tak jak potrzebują ich mężczyźni. Dlatego przykład św. Józefa jest tak ważny i potrzebny dla mężów i ojców.
Dziecko potrzebuje ojca i matki. Rodzice uzupełniają się. Dlatego ostatecznie nie chodzi o odpowiedź na pytanie, kto w procesie wychowania jest ważniejszy. Dziecko nie tyle potrzebuje raz ojca, a innym razem matki, ile potrzebuje obojga rodziców. Dlatego rozwód jest dla niego wielkim nieszczęściem. To coś w rodzaju trzęsienia ziemi albo innego kataklizmu. Im mniejsze dziecko, tym dotkliwiej przeżywa rozwód rodziców. Najpiękniejszym prezentem dla dzieci jest wzajemna miłość ich rodziców. Jeśli rodzice kochają się wzajemnie, odnoszą do siebie z szacunkiem, pomagają sobie, znajdują czas dla siebie nawzajem, dzieci czują się bezpiecznie.
Dlatego właśnie obchodzimy święto Świętej Rodziny: żeby nie tylko uczcić Nowonarodzonego ani też nie tylko Syna z Jego Najświętszą Matką, ale właśnie dlatego, żeby uczcić całą Świętą Rodzinę: Jezusa, Maryję i Józefa. I żeby w nich wskazać na przykład i orędowników dla naszych rodzin.
Nie sposób się nie zgodzić.
OdpowiedzUsuń