Pracując w Niemczech, byłem przez rok kapelanem szpitala na pół etatu w prowincjalnym miasteczku. Odwiedzając chorych spotkałem miłego starszego pana, który zadał mi pytanie: Jak rozumieć słowa Pana Jezusa: Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się wszystko stanie (Łk 21:32)? Słowa te zaczerpnięte z rozdziału 21 Ewangelii według św. Łukasza są przecież częścią mowy Pana Jezusa o końcu świata. Co znaczy słowo „pokolenie”? Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie wiem. Był to starszy pan i zadał to pytanie wielu księżom przede mną, jednak nigdy nie otrzymał zadowalającej odpowiedzi. Było mi przykro, że i ja go zawiodłem
Okazuje się, że odpowiedź na to pytanie jest bardzo ważna i istotna dla naszej wiary. Wielu interpretowało te słowa w ten sposób, że Pan Jezus przepowiadał bliski koniec świata. Chodziło o bardzo bliski czas, bo nieprzekraczający długości życia jednego pokolenia. Zazwyczaj przyjmuje się, że to 40 lat. Ale nawet, że przyjmiemy, że pokolenie to 100 lat, bo mniej więcej tyle żyją najbardziej długowieczni, to i tak za mało, bo przecież od czasu wypowiedzenia przez Pana Jezusa tych słów, minęło dwa tysiące lat. Dawno umarli wszyscy, którzy osobiście słyszeli te słowa od Pana. A końca świata nie było… Czyżby więc Pan Jezus się pomylił? A jeśli się pomylił to, co zrobimy z Jego roszczeniami, że jest Bogiem? Dla niektórych chrześcijan, w tym także kapłanów, to zdanie stało się przyczyną odstępstwa od wiary. Także widzimy, że odpowiedź na pytanie tego pana jest bardzo ważna.
Kiedyś słyszałem wytłumaczenie, że słowo „pokolenie” użyte w tym zdaniu, oznacza po prostu "rodzaj ludzki". Jednak taka odpowiedź wydaje mi się naciągana.
Dopiero niedawno, słuchając kaset z nagraniami wykładów Scotta Hahna na żywo, które on miał w franciszkańskim college w Stubenville, Ohio, otrzymałem odpowiedź, która mnie zadowoliła. Tą odpowiedzią chcę się teraz podzielić z czytelnikami. Od razu jednak zaznaczam, że dokładne wyjaśnienie tego wymagałoby bardzo długiego wpisu. Z konieczności musi wystarczyć wielkie streszczenie.
Na początek chciałbym zaznaczyć bardzo ogólnie, że:
1. Kiedy czytamy rozdział 21 Ewangelii według św. Łukasza, to zauważymy, że mowa tu o dwóch wydarzeniach przepowiadanych przez Pana. Pierwszym jest zniszczenie Jerozolimy ze świątynią, z której nie zostanie kamień na kamieniu. Drugim jest koniec świata.
2. Nie można z całą jasnością powiedzieć, które ze zdań odnoszą się do zniszczenia świątyni, a które odnoszą się do końca świata. Zostały one zmieszane, na podobieństwo rozbitych jajek użytych do usmażenia jajecznicy.
Niektórzy tłumaczą to w ten sposób, że słowa Pana Jezusa wypełniły się całkowicie w roku 70, czyli niecałe 40 lat po ich wypowiedzeniu. Pan nie mówi o końcu świata, tylko o zniszczeniu Jerozolimy i świątyni. Pokolenie to 40 lat. Wydaje się, że wszystko pasuje. Otóż nie wszystko. Bo co np. ze zdaniem z wersetu 24.: A Jerozolima będzie deptana przez pogan, aż czasy pogan przeminą. Albo z wersetem 27.: Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą.
Inni starają się odnosić całą mowę Pana z rozdziału 21. do końca czasów. Ale wtedy znowu, jak odpowiedzieć na pytanie, które wspomniałem na początku? Co ze zdaniami, które wyraźnie mówią o oblężeniu Jerozolimy i zniszczeniu świątyni?
Jak więc to wytłumaczyć, żeby pogodzić wszystkie trudności? Jest tylko jeden sposób, który godzi te pozorne sprzeczności. O tym właśnie mówi Scott Hahn.
W roku 70-tym, czyli w roku zniszczenia Jerozolimy wraz ze świątynią, mamy do czynienia z częściowym wypełnieniem, jednak wciąż oczekujemy wypełnienia całkowitego, które nastąpi kiedy Chrystus Pan wróci powtórnie, aby sądzić żywych i umarłych. Analogicznie jest np. z proroctwami mesjańskimi: częściowe wypełnienie w Dawidzie, całkowite wypełnienie w Jezusie Chrystusie.
Musimy jeszcze powiedzieć coś ważnego, co odnosi się do rozumienia przez starożytnych idei świątyni. Dla starożytnych Żydów, i w ogóle ludów starożytnych, świątynia była miniaturą świata. Dlatego zniszczenie świątyni jest symbolicznym końcem świata, zapowiada go i poprzedza.
No dobrze, ale jak to wszystko odnosi się do nas? Gdzie jest nauka dla nas, abyśmy mogli wziąć coś z tego do naszych domów, do naszych rodzin, do codziennego życia?
Na początku, w czasie opisu stworzenia świata nie mamy wzmianki o świątyni. Wszystko bowiem było Boże – nie było niczego, co by do Niego nie należało. Inaczej mówiąc – wszystko było świątynią. Podobnie jest w Apokalipsie. Autor opisują niebieskie Jeruzalem pisze: A świątyni w nim nie dojrzałem: bo jego świątynią jest Pan Bóg wszechmogący oraz Baranek. (Rev 21:22) W niebie nie potrzeba świątyni, bo tam nic nieczystego nie wejdzie – cała rzeczywistość niebieska jest Boża. To On jest świątynią w niebie, bo wszystkich i wszystko przenika Sobą.
Po upadku Adama świątynia stała się konieczna. Stało się konieczne wydzielenie przestrzeni poświęconej Bogu. Świątynia w Jerozolimie była taką przestrzenią świętą. Świątynią jest każdy kościół – przestrzeń wydzielona do modlitwy wiernych – uświęcony obecnością Boga w Najświętszym Sakramencie i modlitwą zgromadzonych w imię Pana. Świątynią Bożą było Ciało Jezusa w czasie Jego ziemskiego życia. Taką świątynią stały się nasze ciała po chrzcie św., i jak długo żyjemy w łasce uświęcającej, są one świątynią Ducha Świętego. W końcu świątynią jest Kościół jako wspólnota wierzących, której Głową jest Chrystus – Kościół zbudowany z żywych kamieni.
Kiedy popatrzymy na te świątynie, to możemy stwierdzić jedną rzecz wspólną. Ciało Jezusa – uległo zniszczeniu i śmierci. Podobnie świątynia Jerozolimska uległa zagładzie. To zapowiada los wszystkich rzeczywistości, które są świątyniami w czasie. Także i ze świątyń, w których się modlimy, wcześniej czy później nie zostanie kamień na kamieniu. Nasze ciała spotka taki sam los, niezależnie od tego, jak bardzo są młode, sprawne, piękne; nawet niezależnie od tego, jak bardzo wypełnione są łaską. Przyjdzie czas, że obrócą się w proch. Także i Kościół święty, taki, jak znamy go teraz – w jego ziemskiej formie, przeminie.
Czy więc mamy się przerazić? Nie. Słowa wypowiedziane przez Pana miały za zadanie dodanie otuchy. Mamy patrzeć na Pana Jezusa i Go naśladować, robiąc, co do nas należy. On cierpiał i umarł, ale to nie był koniec. Pan zmartwychwstał po to, aby już nie umierać. Jego ziemskie Ciało było świątynią Bożą. Tak samo i my musimy być świątyniami Boga, jeśli chcemy zmartwychwstać i być dopuszczonymi do udziału w niebieskiej Jerozolimie. Jeśli teraz Pan Bóg i Baranek będą mieszkać w nas, to kiedyś, kiedy rozpadnie się dom naszego doczesnego zamieszkania, Pan Bóg i Baranek stanie się świątynią, w której my zamieszkamy.
Ja na kazaniu w niedzielę słyszałem nieco inne rozumowanie.
OdpowiedzUsuńDla każdego człowieka jego śmierć jest... końcem świata. A skoro umarli trwają w miejscu gdzie czas nie płynie - to i ich pokolenie - jakkolwiek wiele by ich nie było - nie przeminie - bo wcześniej "Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą".
przynajmniej ja tak homilię zrozumiałem
Odpowiem słowami św. Pawła Apostoła:
OdpowiedzUsuń„To bowiem głosimy wam jako słowo Pańskie, że my, żywi, pozostawieni na przyjście Pana, nie wyprzedzimy tych, którzy pomarli. Sam bowiem Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi. Potem my, żywi i pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana, i w ten sposób zawsze będziemy z Panem.” (1 Tes 4:15-17 BT)
.
„Oto ogłaszam wam tajemnicę: nie wszyscy pomrzemy, lecz wszyscy będziemy odmienieni. W jednym momencie, w mgnieniu oka, na dźwięk ostatniej trąby - zabrzmi bowiem trąba - umarli powstaną nienaruszeni, a my będziemy odmienieni.” (1 Kor 15:51-52 BT)